1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Sztuka autoempatii – nie dokopuj sobie, bądź dla siebie wyrozumiała

Zamiast nakręcać się negatywnymi myślami na swój temat, lepiej okazać sobie współczucie. (Fot. iStock)
Zamiast nakręcać się negatywnymi myślami na swój temat, lepiej okazać sobie współczucie. (Fot. iStock)
Pojawiające się w głowie osądy, zarzuty i krytyczne uwagi na własny temat często ściągają nas w dół. Zamiast sobie „dokopywać”, warto potraktować takie myśli jako cenne drogowskazy.

Artykuł archiwalny

Anna zakochała się w Piotrze na wycieczce. Opowiadał, że ma za sobą trudny związek, musi zacząć wszystko od nowa, tylko nie bardzo ma na to siłę, dlatego wyjechał, żeby przez dwa tygodnie oderwać się od problemów w pięknych okolicznościach przyrody. Kiedy spędzali razem czas, potrafił być naprawdę uroczy. Uległa więc temu czarowi i kiedy wrócili do Warszawy, kontynuowali znajomość. Aż do momentu, gdy okazało się, że związek Piotra – co prawda trudny – wcale nie jest były, tylko wciąż aktualny, a Annie przypadła w tej trójkątnej relacji rola kochanki. Kiedy to wszystko wyszło na jaw, cierpiała i paradoksalnie obwiniała nie Piotra, tylko siebie. „Jak mogłam być taka głupia?!” – zadręczała się od rana do nocy.

Karina długo zabiegała o klienta. Kiedy okazało się, że jej prezentacja nie odniosła pożądanego skutku i zlecenie dostała konkurencyjna firma, wpadła w spiralę obwiniania siebie, która doprowadziła ją do stanu apatii. Zaczęła rozważać zamknięcie firmy, bo skoro jest takim nieudacznikiem, to może lepiej będzie przestać się łudzić, że coś się jej kiedyś uda.

Teresa po raz kolejny potknęła się o stertę brudnych ubrań na korytarzu pod pokojem syna i rozpoczęła wewnętrzny monolog: „Znowu nie odniósł rzeczy do kosza na pranie, jak mu powiedzieć, żeby wreszcie do niego dotarło? Stawia na swoim i robi, co chce. Kiedy próbuję na chwilę zapomnieć, że jestem samotną matką, to moje dzieci szybko mi o tym przypominają”.

Sztuka kopania leżącego

Powszechnie wiadomo, że nie kopie się leżącego. Nie zawsze i nie wszystkim udaje się zastosować do tej zasady, szczególnie gdy chodzi o przemoc psychiczną, nie fizyczną. A na dodatek to, co jest niemożliwe w przypadku przemocy fizycznej, w przypadku psychicznej okazuje się nie tylko wykonalne, ale też niezwykle często praktykowane. Chodzi o dokopywanie samemu sobie właśnie wtedy, gdy się jest tym „leżącym”.

Wszystkie sytuacje, kiedy czegoś nie jesteśmy w stanie sobie wybaczyć, kiedy użalamy się nad sobą bez nadziei na przyszłość, to rodzaj równi pochyłej, po której osuwamy się w depresję i paraliżującą bierność. Bez względu na rodzaj sytuacji i „temat” problemu schemat działania jest zawsze taki sam:

1. Monolog (co robię źle, co ze mną jest nie tak?): „Kolejny raz zakochuję się w beznadziejnym facecie”, „Tyle mojej pracy na nic”, „Znowu nikt mnie nie słucha” – tworzymy w wyobraźni obraz niekorzystnej sytuacji.

2. Zarzuty (słyszę je w swojej głowie jako zewnętrzne oceny, po czym wyrażam je w pierwszej osobie – sama do siebie): „Jak mogłaś (jak mogłam) być taka naiwna”, „Powinnaś (powinnam) się lepiej przygotować”, „Nie umiesz (nie umiem) być dobrą matką” – pod wpływem zarzutów pojawiają się takie uczucia, jak wstyd, strach, poczucie winy. Są to uczucia, które poznajemy w czasie procesów wychowawczych, opartych na karach i nagrodach – mają nas skłonić do uległości wobec osób mających nad nami władzę.

3. Osądy (klasyfikuję siebie jako osobę „gorszego gatunku”): „Naiwna gęś ze mnie”, „Żaden ze mnie fachowiec”, „Jestem złą matką” – przechodzimy na etap użalania się nad sobą – skoro nie możemy liczyć na współczucie z zewnątrz, fundujemy je sobie sami w postaci litowania się nad sobą – to ścieżka prowadząca do wycofania i bierności: „Nic mi się nie uda”. Brak świadomości na temat tego, czym różni się współczucie od litości, powoduje, że wpadamy w pułapkę użalania się nad sobą.

Między litością a współczuciem

Tym, co nas może wyprowadzić z matni, jest działanie odwrotne od dokopywania samemu sobie. Polega ono na przyjęciu wobec siebie postawy współczującej – autoempatii. Współczująca postawa nie ma nic wspólnego z litowaniem się nad sobą. Litość rodzi się w sytuacji, gdy mamy pomysł, że jakiś człowiek (także ja) nie jest w stanie poradzić sobie ze swoim własnym życiem, nie ufamy, że jest to możliwe. Współczucie zaś to stan, kiedy widzimy problemy, zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji i jednocześnie ufamy, że istnieje możliwość wyjścia na prostą. Litowanie się nad sobą jest pozostawaniem w świecie wewnętrznych osądów i utwierdzaniem się w ich słuszności przywołaną na początku metodą kopania leżącego. Taki styl porozumiewania się ze sobą rodzi niebezpieczeństwo uruchomienia mechanizmu samospełniającej się przepowiedni – coraz gorsze samopoczucie i coraz mniej wiary w siebie w naturalny sposób prowadzą do ograniczenia swoich zewnętrznych możliwości, co w skrajnych przypadkach może doprowadzić do depresji.

Złamać szyfr

Każdy osąd, zarzut czy każda krytyczna uwaga mogą stać się dla nas informacją o tym, czego potrzebujemy i jaką aktywność w związku z tym dobrze byłoby podjąć. Trzeba tylko nauczyć się być „myśliwym myśli” – uchwycić je w momencie pojawiania się i odczytać, jaką informację kryją pod swoją toksyczną formą. Kiedy na przykład myślę o sobie, że jestem nudna, to może okazać się, że moje serce wysyła informację o tym, że potrzebuję relacji opartych na wzajemnym zainteresowaniu i uważności. Kiedy mówię o sobie „leniwa”, być może potrzebuję inspiracji do działania. Jak jednak odszyfrowywać te informacje zakodowane w nieprzyjemnych słowach?

Przepis jest taki:

1. Spokojnie słucham osądu czy zarzutu, nie odpychając ich od siebie ani się nimi zbytnio nie przejmując, ze świadomością, że właśnie gromadzę materiał do analizy – każda obelga skierowana przeze mnie w swoim własnym kierunku to informacja, czego nie chcę w tym momencie („naiwna” – nie chcę łatwowierności, „nieudacznik” – nie chcę rzeczy robionych byle jak, „robi ze mną, co chce” – nie chcę ulegać wbrew swojej woli).

2. Odszyfrowuję przesłanie o tym, za czym tęskni moje serce w danym momencie, zastępując to, czego nie chcę, tym, czego chciałabym w zamian („Nie chcę łatwowierności” – chcę budowania zaufania na solidnych podstawach, Nie chcę rzeczy robionych byle jak” – chcę rzeczy robionych fachowo, „Nie chcę ulegać wbrew swojej woli” – chcę decydować o sobie).

3. Kiedy już wiem, czego pragnę, mogę zastanowić się, co da się zrobić w danym momencie na rzecz zrealizowania tego pragnienia, i wykorzystać na to energię zaoszczędzoną w wyniku zaprzestania dokopywania sobie samej.

Język troski

Gdyby udało się dokonać transformacji sposobu porozumiewania się ze sobą z opresyjnego na empatyczny, to wewnętrzne monologi naszych bohaterów brzmiałyby zupełnie inaczej.

Anna usłyszałaby, że osądza siebie i nie ma dla siebie współczucia. Za słowami „głupia” i „naiwna” byłaby w stanie dostrzec potrzebę mądrości i zaufania. Uświadomiłaby sobie, że chciałaby bardziej rozważnie podejmować decyzje o wchodzeniu w bliskie relacje i zamiast ciągle siebie oskarżać, szukałaby pomysłów na to, jak zwiększyć swoją mądrość w sprawach dotyczących relacji oraz jak uczyć się budować zaufanie do ludzi na bardziej solidnych niż pierwsze wrażenie podstawach. Może przeczytać coś na ten temat? Może jakiś kurs, warsztaty lub grupa wsparcia?

Karina, słysząc w swojej głowie po raz kolejny słowo „nieudacznik”, zatrzymałaby się i zastanowiła nad tym, czego jej brakuje. Skoro pod terminem „nieudacznik” może kryć się informacja o potrzebie doskonalenia się i rozwoju, to zamiast pogrążać się coraz bardziej, poszukałaby np. szkoleń dla przedsiębiorców, możliwości praktyki w firmie zajmującej się podobną działalnością czy chociażby porad praktyków na forum internetowym.

Teresa na hasło „robi ze mną, co chce” nie popadłaby w rozżalenie (albo jedynie na krótko), tylko uświadomiłaby sobie, że potrzebuje wzajemnego szacunku i liczenia się ze sobą w relacjach rodzinnych i skupiłaby się na tym, jak zmienić niekorzystne zwyczaje i nawyki panujące w ich domu na takie, które pozwolą równomiernie rozłożyć obowiązki pomiędzy wszystkich domowników. Mogłaby również skorzystać z porad i warsztatów albo indywidualnego coachingu.

Troszczenie się o siebie jest przywilejem i obowiązkiem każdej dorosłej osoby, bo oznacza, że staramy się być za siebie odpowiedzialni. Pozostawanie na pozycji „biednego dziecka” i oczekiwanie, że pomoc przyjdzie z zewnątrz, bywa skuteczne, ale okazuje się dużo mniej atrakcyjne, gdy przychodzi nam za taką pomoc płacić rachunki. Traktowanie przeszkód jako wyzwań dostarcza dużo przyjemniejszych emocji: ciekawości, satysfakcji, spełnienia. Nie pozwalaj się popychać twoim problemom, pozwalaj prowadzić się marzeniom.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze