Wizja leniuchowania, byczenia się na plaży czy nicnierobienia napawa niektórych radością. Innych, zwłaszcza mocno aktywnych zawodowo, myśl o urlopie, nawet bardzo krótkim, przyprawia jednak o frustrację.
Zwykle przed długim weekendem czy wakacjami zajmujemy się planowaniem wyjazdu, a w trakcie urlopu myśleniem o powrocie do domu. Byle nie zatrzymać się na chwili obecnej. Większość ludzi ma problem z odczuwaniem pełnej radości z wolnego czasu. Co tak naprawdę dzieje się z naszym umysłem, kiedy zatrzymujemy działanie?
Jedną z głównych przyczyn, która sprawia, że urlop zamiast rozluźniać i relaksować, wprawia w poczucie dyskomfortu i stres, jest gonitwa myśli. Gdy spowalniamy działanie, zaczynamy słyszeć swój wewnętrzny dialog. W chwilach, kiedy ograniczamy koncentrację na tym, co na zewnątrz, coraz głośniej słyszymy głos z wewnątrz. Atakuje natłok myśli, powodując złe samopoczucie. Stąd skojarzenie: urlop = spięcie + złe samopoczucie.
Kiedy zdecydujemy się wyjechać na długo oczekiwane wakacje, wbudowany w procesie wychowania krytyk zadręcza nas: „Nie poradzą sobie bez ciebie...”, „Nikt nie zrobi tego tak jak ty...”, „Ludzi nie można zostawić bez kontroli...”, „Po powrocie będę miała zaległości...”. Dziesiątki myśli, których zadaniem jest odciągnięcie od pełnego bycia tu i teraz.
Dlaczego jesteśmy tak mocno uwarunkowani na działanie? Kiedy pytam osoby na co dzień mocno zabiegane: „Co trudnego jest w zatrzymaniu się?”, najczęściej słyszę odpowiedź w postaci przekonania: „nicnierobienie jest okropne”. Jeśli podrążymy głębiej, okazuje się, że ludzie bardzo aktywni określają swoją tożsamość poprzez to, czym zajmują się zawodowo, i często nicnierobienie kojarzy się z byciem nic niewartym.
Kiedy jesteśmy na urlopie, leżymy na gorącym piasku owiani morską bryzą, nasze myśli stają się coraz głośniejsze – zaczynamy słyszeć sygnały płynące z ciała, które są źródłem niepokoju. Każdy z nas ma wewnętrzną listę myśli i uczuć, które uważa za złe, wyobrażeń, które sprawiają, że zamartwiamy się o przyszłość (swoją drogą umysł wykazuje ciekawą reakcję na wyłaniające się myśli i uczucia, których chcemy się pozbyć – to, czemu się opieramy, powraca ze zdwojoną siłą). Ciągłe działanie sprzyja utrzymaniu tych myśli poza świadomością. W końcu jednak znajdują przestrzeń na zwrócenie uwagi na siebie – dzieje się to zazwyczaj wtedy, kiedy zatrzymujemy działanie i wypoczywamy. I nagle stajemy się niespokojni. W psychologii taki stan nazywamy lękiem sygnałowym, został on szczegółowo opisany przez Freuda. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że pożywką dla lęku jest właśnie opór. Co możemy zrobić, żeby poczucie winy, zamartwianie się i trudne emocje wynikające z napływu myśli nie zepsuły nam wolnego czasu lub wakacji?
Jeśli chcemy wypocząć, ale natłok spraw nie pozwala na podjęcie decyzji o urlopie, polecam zgłosić się do specjalisty, który pomoże rozpoznać szkodliwe przekonania. Warto je sobie uświadomić, ponieważ ciało ma wbudowany system samoobrony, i jeśli sami się nie zatrzymamy, to ono znajdzie sposób, aby zmusić nas do refleksji. Polecam zwłaszcza terapię poznawczo-behawioralną lub coaching.
Jeśli jesteśmy na urlopie i zauważamy, że nasze ciało jest spięte, a myśli pełne niepokoju, możemy zastosować tzw. technikę zauważania. Praktyka uważności, zamiast obalać destrukcyjne myśli, uczy patrzeć na nie jak na fale rozchodzące się po wodzie. Kiedy zorientujesz się, że w twoim umyśle pojawiają się myśli, których celem jest walka z tym, co czujesz (najczęściej z lękiem), daj sobie czas, aby emocja, z którą walczysz, stała się intensywna, zostań przy niej i czekaj, aż się uspokoi. Nie oceniaj tego, co czujesz. Idealnym momentem do stosowania tej metody są właśnie wakacje.
Polecam również ćwiczenie obserwowania własnych myśli. Możesz zacząć od kilkuminutowej koncentracji na swobodnym oddechu. Jeśli czułaś niepokój, niebawem pojawią się myśli dotyczące właśnie tego problemu. Daj im powoli rozwinąć się, być może zobaczysz całą historię z nimi związaną. Obserwuj, jak pojawiają się i odchodzą, dając miejsce kolejnym, pozwól im przychodzić bez oceniania – są, a za chwilę ich nie ma. Wyobraź sobie, że jak dmuchawce unoszą się na wietrze lub pękają jak bańki mydlane i tworzą się na nowo, po to, żeby znów zniknąć.
W tej metodzie nie chodzi o to, żeby zmienić myśli, ale by się z nimi nie identyfikować. Kiedy nabierzesz trochę wprawy, dialog wewnętrzny nie zepsuje ci magicznego wakacyjnego czasu, a jeśli przyłożysz się solidnie do tego ćwiczenia, jest spora szansa, że twoje życie zacznie przypominać wieczne wakacje.
Dorota Hołówka, psycholożka, terapeutka pracy z ciałem, certyfikowana terapeutka pracy z traumą.