To pytanie potrafi powracać jak bumerang. Zadają je nam rodzice, nauczyciele, partnerzy. Czasem też zadajemy je sobie sami, gdy stajemy przed zawodową ścianą. Czy musimy na nie odpowiadać?
Przez większą część mojej młodości nie miałam zielonego pojęcia, co chcę robić w życiu. Zbyt wiele rzeczy mnie interesowało i zbyt wiele tylko na chwilę. Z jednej strony było mi z tym dobrze, z drugiej – czułam presję bliskich i znajomych: „Jak to? Nie wiesz, jakie studia?”, „Najwyższy czas, żebyś się jakoś określiła”. Ale co miałam zrobić, skoro nie wiedziałam? No i jak miałam wiedzieć, skoro nigdy nie byłam lekarzem, adwokatem czy dziennikarzem? Niestety, nikt nie pochwalał logiczności mojego wywodu. Wszyscy byli zgodni: trzeba się na coś zdecydować i konsekwentnie trzymać swojego wyboru. I choć już wcześniej to przeczuwałam, dopiero niedawno odkryłam, że to całkowita bzdura!
– Zawsze mówili o mnie, że mam słomiany zapał. I wcale się tego nie wstydzę. Co więcej, uważam, że to źródło ogromnego życiowego doświadczenia – twierdzi Jacek Walkiewicz, mówca motywacyjny, trener i mentor. – To nie jest tak, że tylko jedna droga prowadzi do sukcesu i że tylko wiedząc od małego, co chcemy robić, możemy cokolwiek osiągnąć. Kiedyś zazdrościłem tym, którzy od początku poświęcali się swojej pasji, najpierw lepili modele samolotów, a potem szli do szkoły lotniczej. Ale zrozumiałem, że to nie jest lepsza droga, tylko inna. Można na to spojrzeć też w ten sposób: ktoś się zamknął w świecie samolotów i machnął ręką na inne rzeczy, które oferuje świat. A pozostali próbują. Porzucają modele na rzecz windsurfingu, kupują cały osprzęt i ubranie, po czym stwierdzają, że ich to nudzi, sprzedają wszystko na Allegro i przerzucają się na rower. Znów kupują cały osprzęt, trenują, jeżdżą, aż im się znudzi albo nie. Co w tym złego?
Jacek Walkiewicz uważa, że sztywne podejście do wyboru drogi zawodowej, reprezentowane zwykle przez rodziców, wynika wprawdzie z ich troski, ale nie działa na naszą korzyść. – Jeśli spytamy 19-latka, co chce robić w życiu, pewnie odpowie: „Nie mam pojęcia”. I bardzo dobrze, bo jak w wieku 19 lat można to wiedzieć? Skoro jeszcze nie wiemy, co w ogóle świat ma nam do zaoferowania – mówi. – Ja mam ponad 50 lat i ciągle mnóstwo nowych pomysłów na siebie. Nie wiem, czy to, co robię, jest tym, co będę robił zawsze. Przecież panta rhei, wszystko się zmienia, świat, ludzie, a w związku z tym ich cele i marzenia także.
Tym bardziej że coraz więcej zawodów, które kiedyś były „na całe życie”, przestaje być aktualnych. Obecnie trudno utrzymać się na rynku, dajmy na to, stolarzom, a triumfy święcą przywróceni do łask kucharze i fryzjerzy. Kto przewidzi, jakie zawody będą na topie za dwadzieścia kilka lat? Socjologowie są już zgodni, że na rynku pracy bardziej niż trzymanie się jednej ścieżki liczy się umiejętność przebranżowienia. Ale co, jeśli nie wiemy, od czego zacząć?
– Na pewno nie należy brnąć w coś tylko po to, by zadowolić innych. Bo wtedy obudzimy się po trzydziestce z poczuciem, że nie chcemy już dłużej ciągnąć tego, co robimy, ale nie wiedząc jeszcze, co chcemy robić nowego – mówi Adriana Klos, psycholożka i psychoterapeutka z Ośrodka Rozwoju i Psychoterapii „Strefa Zmiany” (www.psychoterapia-klos.pl). – Ślepa konsekwencja nie jest dobra. Mamy prawo zmienić zdanie, pójść inną ścieżką, zmienić drogę zawodową.
Zwykle jednak, kiedy nie wiemy, ulegamy sugestiom innych. Tylko że tym samym nie dajemy sobie czasu na poznanie siebie. A to trochę trwa. – Poznawanie siebie to proces, który powinien być zapoczątkowany w dzieciństwie, przy wsparciu bezwarunkowej miłości rodziców i przyznania sobie prawa do porażek – mówi Adriana Klos. – Przeważnie jednak zamiast akceptacji dostajemy wytyczne, którymi mamy się kierować, by zasłużyć na miłość. A to zakłóca nasz wewnętrzny kompas. Co nie znaczy, że nie powinniśmy korzystać ze wskazówek rodziców, bo może kierują nas w dobrą stronę. Po prostu warto dać sobie czas na poznanie siebie i swoich talentów, ale też nie powinno się go sztucznie wydłużać. Obecnie młodzi w nieskończoność dokształcają się, robią studia podyplomowe, odbywają staże, uczą się kolejnego języka – to sprawia, że są lepiej przygotowani do wejścia w świat pracy, ale czasem przybiera to postać odwlekania. Kiedyś trzeba będzie się na coś zdecydować, mieć odwagę, by coś rozpocząć.
Bywa też, że zbyt pochopnie podejmujemy decyzję o tym, że zajęcie, które wykonujemy, nie daje nam satysfakcji. – Oczywiście, jeżeli skręca nas w brzuchu na myśl o wyjściu do pracy, to znak, że dzieje się coś złego – tłumaczy psychoterapeutka. – Ale może praca jest dobra, tylko mamy w niej zbyt dużo stresu, może zajmuje nam cały czas, nie pozostawiając miejsca na życie prywatne czy towarzyskie? To wszystko musi być zrównoważone. Praca jest tylko pracą. Super, jeśli się w niej spełniamy, jeśli jest naszą pasją, ale przecież możemy się spełniać też w życiu prywatnym albo hobby.
Artykuł archiwalny.