1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Czy warto mówić sobie o poprzednich partnerach?

Gdy ona pyta: „Ile miałeś kobiet?”, to nie znaczy, że chce naprawdę wiedzieć, znać liczbę. Chce tylko trochę poprowokować, postawić pod ścianą, zobaczyć, jak partner sobie poradzi z tym pytaniem. Podobnie, gdy on pyta: „Czy z tamtym było ci lepiej niż ze mną?”.  (Fot. iStock)
Gdy ona pyta: „Ile miałeś kobiet?”, to nie znaczy, że chce naprawdę wiedzieć, znać liczbę. Chce tylko trochę poprowokować, postawić pod ścianą, zobaczyć, jak partner sobie poradzi z tym pytaniem. Podobnie, gdy on pyta: „Czy z tamtym było ci lepiej niż ze mną?”. (Fot. iStock)
Bezgraniczne oddanie i potrzeba symbiozy z partnerem rodzi też pragnienie posiadania o nim pełnej wiedzy. Co, jeśli ukochany coś skrywa? Albo wyznaje rzeczy, których wolałabyś o nim nie wiedzieć? Pawła Droździaka, psychologa i psychoterapeutę, pyta Renata Mazurowska.

Przyznam, że zawsze mnie zadziwiała ludzka potrzeba, by w kolejnych związkach opowiadać sobie o poprzednich partnerach, na ogół źle…
To proste: poznajemy kogoś nowego, powierzamy mu swoje tajemnice i w ten sposób podkreślamy, że istnieje jakaś intymność, bo odkrywamy, że mówimy i robimy z tą osobą to, czego nie robimy z innymi. To rodzaj psychologicznych zaślubin. Opowieść o poprzednich partnerach jest czymś w rodzaju ofiary złożonej partnerowi, wiana wniesionego do związku.

Zaznaczamy nieważność poprzednich relacji, a podkreślamy ważność tej, którą właśnie zakładamy?
Tak, bo „teraz to ty jesteś tym kimś szczególnym, a te osoby stają się tylko historią”.

Jest też w tym pewna kokieteria: „Powiedz mi, że te przede mną nie miały znaczenia, że tak naprawdę dopiero gdy mnie spotkałeś, odkryłeś, że jestem tą jedyną, kobietą twojego życia”.
Gdy ona pyta: „Ile miałeś kobiet?”, to nie znaczy, że chce naprawdę wiedzieć, znać liczbę. Chce tylko trochę poprowokować, postawić pod ścianą, zobaczyć, jak partner sobie poradzi z tym pytaniem. Podobnie, gdy on pyta: „Czy z tamtym było ci lepiej niż ze mną?”. Przecież on nie chce usłyszeć, jak naprawdę wypadł w tym porównaniu. Chce coś dostać, ale czy to koniecznie musi być prawda? Co by wtedy z nią zrobił? Dlatego sądzę, że ta prawda powinna być zarezerwowana dla psychoanalityków albo na tę smutną chwilę, gdy swój aktualny związek bezpowrotnie chcemy zamordować.

Jest jeszcze inny aspekt mówienia sobie wszystkiego – to szczególny sposób unikania odrzucenia. Na zasadzie „Powiem teraz, od razu wszystko to, co najgorsze, i jeśli on mnie nie odrzuci, to później już raczej to nie nastąpi. A jeśli ma odrzucić, to lepiej od razu, zanim się zaangażuję. No więc od razu mówię wszystko”. Czasem to działa, bo rozbraja.

A co, jeśli naprawdę nie chcemy mówić o przeszłości?
Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do takiego sposobu rozpoczynania relacji, że sobie jednak o przeszłości opowiadamy, to może mieć pewien niepokój, gdy druga osoba nie chce o tym rozmawiać. Pojawia się obawa, czy to znaczy, że w tej przeszłości jakoś tkwi, nie potrafi jej dla mnie porzucić, zdradzić? Może tak być, ale może być i tak, że ta przeszłość ma na tyle traumatyczny wymiar, że dla tego kogoś jedynym sposobem radzenia sobie jest o tym po prostu zapomnieć.

A może chce zachować dawne przeżycia tylko dla siebie i byłego partnera?
Może, zwłaszcza jeśli ma bardzo rozbudowany aspekt lojalności. Mówi: „Owszem, jestem teraz z tobą, ale o poprzednim związku nie chcę mówić, bo mój ekspartner by tego nie chciał, a ja jestem zawsze w porządku”. Czy ktoś będący „zawsze w porządku” jest zdolny do miłości, czyli do sytuacji, w której traci się głowę? To ciekawy temat. Na pewno tego rodzaju postawa może wyjaśniać opór przed nieskrępowanymi zwierzeniami.

Poppsychologiczna kultura sugeruje czasem ludziom, że ich związek powinien być trochę jak skrzyżowanie talk-show z sesją psychoanalityczną. Mówcie sobie wszystko, to was wyleczy. Oczywiście, dobra komunikacja i otwartość to ważne rzeczy, ale to nie tak, że wywalanie sobie wszystkiego magicznie naprawia związek. Psychoanaliza nie jest tym samym co uwodzenie. Rządzi się innymi prawami.

Gdy partner objawi nam się w całej swojej szczerości, przestaje też być dla nas interesujący.
Pomyślmy: jeśli kobieta śpi w wałkach i maseczce na twarzy, to jest autentyczna, prawda? Prawdziwa. Niczego nie udaje. Jednak nie działa to dobrze na intymność w związku, bo ją zabija. Przekaz jest jasny: „Nie muszę już przed tobą niczego udawać”. On podobnie – chodzi w przepoconym podkoszulku, kapciach, powyciąganych portkach od dresu i jest nieogolony. Oboje siebie akceptują w pełni, prawdziwymi, takimi, jacy są. Problem w tym, że tego rodzaju intymność zabija tajemnicę i nie pozwala fantazjować. Bo to, co nas pociąga w drugiej płci, to nie, jaka ta druga osoba jest naprawdę, tylko to, jak sobie ją wyobrażamy. Przyciąga nas bliskość, ale też pewien element fantazmatyczny.

Niemówienie o wszystkim partnerowi wynika niekiedy z chęci ocalenia własnej przestrzeni, ale może też rodzić się z lęku przed odrzuceniem. Czasem mamy naprawdę co skrywać. Na przykład jednorazowa zdrada. Mówić partnerowi czy nie? Psychologowie często radzą, żeby nie mówić, bo jeśli zdrada była „bez znaczenia”, to po co partnera ranić i go tym obciążać. Ja jednak uważam, że zdrada, także niewypowiedziana, i tak oddziałuje na związek.
Psycholog nie jest od tego, żeby traktować rozmówców jak dzieci, którym trzeba mówić, kiedy coś powiedzieć, a kiedy nie. O czymś takim mogą sobie ludzie przecież swobodnie zdecydować sami.

Jasne, że mogą, chcę tylko, żebyśmy się zastanowili, co oznacza – dla relacji, dla nas – gdy jedna z osób skrywa rzeczywisty ciężar dotyczący relacji. Czuje, że jest nie fair, a musi udawać, że nic się nie stało. Jak żyć z tajemnicą swojej zdrady?
To, czy jest to przeżywane jako ciężar, zależy od struktury danej osoby. Są przecież takie związki, gdzie ludzie lubią sobie opowiadać o swingowaniu i ich to ekscytuje.

Inni na przykład są w związku oficjalnie monogamicznym, ale nie czują zbyt mocno monogamii. Widzą ją raczej jako roboczy kompromis współpracy i dyplomatycznych przemilczeń. Tacy już są i śmiem twierdzić, że w większości przypadków obie strony jakoś to wiedzą. No i są też tacy, którzy się zadręczają, ponieważ wierzą w monogamię, a zdradzili, bo chcieli odpowiedzieć na jakąś zdradę partnera, na jakieś poczucie odrzucenia, prawdziwe bądź wyimaginowane, bo chcieli jeszcze raz odegrać jakiś swój życiowy dramatyczny spektakl „zbrodni i odkupienia”. Wówczas może pojawić się silna pokusa, by zdradę ujawnić, zobaczyć, co partner z nią zrobi, oczekiwać od niego rozgrzeszenia, zobaczyć jego ból, żeby wiedział, jak nas kiedyś bolało, albo doprowadzić do tego, że teraz on odejdzie pierwszy. To są czasem bardzo złożone, wielopiętrowe gry i nie sposób tego w jednej rozmowie pomieścić. Jedyne, co bym tu mógł sugerować, to refleksja na temat własnych najprawdziwszych motywów. Kiedy jest szczera, odpowiedzi przychodzą same.

Jest jeszcze inny rodzaj tajemnicy w związku – dotyczy pochodzenia. Ktoś ma jakiś rodzinny sekret albo sam tworzy tabu wokół jakiejś osoby. Przodek zbrodniarz, ojciec alkoholik, matka schizofreniczka albo babcia, która trzyma w domu 40 kotów i zbiera dla nich jedzenie po śmietnikach… Znam takie przypadki.
Szczególnie teraz często można to zaobserwować, gdy mamy do czynienia z szybkim awansem społecznym – ludzie boją się konfrontacji partnera i jego rodziny z własną rodziną, bo jest ogromna różnica klas. Masz rodziców alkoholików, może balansujących na granicy bezdomności, a wykształciłaś się i zrobiłaś karierę. Całe życie uciekasz przed tą przeszłością i jakoś nie możesz się z nikim związać. Aż poznajesz cudownego mężczyznę z tzw. dobrej rodziny, zakochujecie się i nagle podczas kolacji w świetnej restauracji zaczynasz mieć atak paniki.

To ze strachu przed odrzuceniem, gdy się wyda?
Nie tylko przed odrzuceniem. Są w tobie jakby dwie osobowości. Pierwsza – ta stara. Bierze się z tego miejsca, gdzie były krzyki, chowanie się pod stół, trauma. I nałożona na to druga osobowość: doskonale sobie radząca, akceptowana i społecznie podziwiana osoba, do tego na stanowisku.

Dwie tożsamości, które trudno złożyć w jedną?
Wręcz się nie da, bo duża część tej siły, która napędza sukces, pochodzi właśnie z tego, że chce się coś przykryć. Odczynić. Ale jej sedno bierze się z wrodzonego potencjału, który udało się zrealizować mimo przeszkód, drogą ogromnego wysiłku.

A gdybym powiedziała o swoich obawach partnerowi?
To nie jest takie proste. Mówimy o wewnętrznym pęknięciu w tej osobie, o tym, że ona w sobie nie integruje tych dwóch części. Więc najpierw jest tajemnica przed sobą. Kim naprawdę jestem? Taki ktoś może mieć za sobą historię bardzo wielu upokorzeń, przed którymi ucieka. Dlatego odnosząc sukcesy, ma wrażenie, że to nie jest do końca prawdziwe. No i poznaje kogoś, kto może dla niego uosabiać lepszy świat, ma fajną rodzinę i tak dalej. I początkowo wszystko jest w porządku, ale w miarę jak związek się rozwija, zaczyna się rodzić coraz większy, nieokreślony niepokój – taka osoba zaczyna być drażliwa albo się zamyka, albo wycofuje z relacji – sama nie rozumiejąc dlaczego.

Tajemnice w postaci przemilczeń rodzą ogromne konsekwencje w związku.
Jeśli chodzi o wewnętrzne pęknięcie w czyjejś tożsamości, to fakt – może ono w ogóle uniemożliwiać człowiekowi stworzenie związku. Gdy mamy takie doświadczenia rodzinne, że inni nie przyjmują naszych uczuć, płacz jest karany, bezradność jest karana, błędy są karane – to może się zdarzyć, że każda sytuacja, kiedy sobie z czymś człowiek nie radzi, staje się sekretem do ukrycia. Taki człowiek jest przekonany, że jedyne, czym świat jest zainteresowany, to ta piękna fasada.

Abstrahując od zranień, które wiele osób wnosi do związku, to z pewnością są i takie tajemnice albo nieopowiedziane wcześniej historie, które pozwalają, nawet po latach, na nowo zainteresować się partnerem. Spojrzeć na niego z podziwem, zachwytem, niedowierzaniem. Uratowałeś topiącego się kolegę, wow! Byłeś punkiem w latach 80., super! Pisałaś kiedyś wiersze!
Ciekawe przykłady. Warto by wiedzieć, jak to się mogło stać, że takie, w gruncie rzeczy przecież wcale nie wstydliwe, tylko właśnie ciekawe szczegóły, nie weszły później w skład obrazu siebie w oczach drugiej osoby i dopiero po latach partner je odkrywa. Interesujące, jak to mogło się stać. Ukrywanie zranień i własnej tożsamości, od której się uciekło, to jedno. A drugą sprawą jest pytanie, na ile w ogóle kobieta i mężczyzna mogą stać się dla siebie zrozumiali i odkryci.

Budowanie magii w związku nie polega na tym, że relacjonujemy każdy szczegół. „Czy sposób, w jaki dochodzę z tobą do orgazmu, jest optymalny w porównaniu do tego, jak dochodziłam z Wiesławem? Ile dokładnie, ale naprawdę dokładnie, miałeś kobiet? Wymień je w kolejności i opisz, jaką miały figurę, porównując to z moją”. W związku warto być szczerym, ale pewne rzeczy lepiej zostawić na psychoterapię.

Paweł Droździak, psycholog, psychoterapeuta, mediator rodzinny. Prowadzi psychoterapię osób uwikłanych w związki, w których występuje element uzależnienia emocjonalnego.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze