„Jeśli co wieczór pijemy piwo, na przykład w trakcie oglądania filmu, to po pewnym czasie, gdy tylko pomyślimy, że mamy ochotę na film, pojawia się też ochota na piwo. Obie czynności stają się powiązane, nieodłączne. Wytwarza się nawyk, a to jest pułapka. Nawyk prowadzi do uzależnienia. Uzależnienie to równia pochyła” – mówi psychoterapeuta Benedykt Peczko.
Jest cienka granica między „lubię alkohol” a „muszę się napić”.
I bardzo łatwo ją przekroczyć, co najczęściej dzieje się w sposób niezauważalny. Według norm amerykańskich wystarczy pół butelki piwa dziennie wypite przez kobietę i jedna cała wypita przez mężczyznę, żeby mówić o uzależnieniu. Znajoma psychoterapeutka powiedziała mi, że wygląda na to, że 90 procent młodych kobiet i mężczyzn jest na granicy uzależnienia. Alkohol wśród młodych ludzi jest, niestety, modny; to element subkultury. Picie jest powiązane z rytuałem. Mecz, impreza, imieniny, czipsy, piwo, coś mocniejszego. Są ramy, w których alkohol stanowi ważny stały element – i to stanowi niebezpieczeństwo.
Pomówmy o zagrożeniach.
Jako dziecko byłem świadkiem nadużywania alkoholu przez wiele osób z mojego środowiska – sąsiadów, członków rodziny, kolegów, przyjaciół. Z przerażeniem patrzyłem, jak alkohol przejmuje nad nimi władzę, jak tracą kontakt ze sobą, z bliskimi i ze światem. Alkohol odcina od prawdziwych, bliskich relacji, generuje konflikty, przemoc, agresję. Ojciec, który nadużywa alkoholu, jest obecny w domu fizycznie, ale nie ma z nim kontaktu emocjonalnego, więc to tak, jakby go nie było. W wieku 30 lat z powodu alkoholu zmarł mój kolega, silny, potężny mężczyzna. Nie dlatego, że się zapił, ale że pił regularnie. Alkohol zrujnował narządy wewnętrzne. Miał mocny organizm, więc wydawało mu się, że sobie radzi, że może pić. Zostawił żonę, dziecko. Gdy dowiedziałem się o jego śmierci, byłem w szoku.
Co dzieje się w organizmie pod wpływem alkoholu?
Świadomość, percepcja rzeczywistości ulegają zakłóceniu, zniekształceniu. Tracimy dostęp do wewnętrznych zasobów. Alkohol zakłóca funkcjonowanie neuroprzekaźników w mózgu, zmniejsza się sprawność intelektualna, spada poziom koncentracji. Pogarsza się koordynacja wzrokowo-ruchowa, język się plącze, co negatywnie wpływa na procesy poznawcze i emocjonalne. Trudno porozumieć się z człowiekiem, który nadużywa alkoholu. Przestajemy mieć do czynienia z indywidualnością tej osoby, zamiast niej zostaje coś, co jest chore, patologiczne. Oczywiście, alkohol czasem rozluźnia – jednak to rozluźnienie nie jest pełne ani zdrowe, ponieważ nie można go utrzymać, gdy nie ma alkoholu. Jeśli co wieczór pijemy piwo, na przykład w trakcie oglądania filmu, to po pewnym czasie, gdy tylko pomyślimy, że mamy ochotę na film, pojawia się też ochota na piwo. Obie czynności – oglądanie filmu i picie piwa – stają się powiązane, nierozłączne. Wytwarza się nawyk, to jest pułapka. Nawyk prowadzi do uzależnienia. Uzależnienie to równia pochyła.
Takie niewinne piwo.
Piwo jest bardzo intensywnie reklamowane. Właściwie nie jako alkohol, raczej jako napój, jak coca-cola, red bull. Jest traktowane jak kiedyś oranżada: gdy jesteś spragniony, napij się piwa. I jaki wybór! Weźmy piwo Dębowe Mocne. Producenci odwołują się do archetypów – dąb to siła, odporność, piękno. A „Lech to nie grzech”. Więc nie grzeszymy, nie robimy nic złego. Piwo z sokiem owocowym, a przecież sok jest zdrowy. I tak dalej, i tak dalej. Są jeszcze mocne trunki. Na przykład drinki. Miałem klienta, mężczyznę w dojrzałym wieku, samodzielnie wychowującego dzieci, który co wieczór przyrządzał sobie swój ulubiony drink. Drink wypity w samotności po stresującej pracy stał się rytuałem kończącym dzień, chwilą rozluźnienia. Widziałem niepokojące zmiany: napuchniętą twarz, przekrwione oczy. Przyznawał, że rano trudno mu się dobudzić, potrzebuje trzech kaw. Od popołudnia myślał już o swoim wieczornym drinku. A jednak był przekonany, że nie jest uzależniony. Zaproponowałem, żebyśmy to sprawdzili: tydzień bez drinka. Nie udało się. Może więc co drugi dzień, co trzeci albo zamiast drinka lampka wina, żeby przełamać nawyk, wprowadzić więcej elastyczności. Po wielu tego typu eksperymentach okazało się, że w tym zakresie nie jest w stanie panować nad sobą. Konieczne stało się podjęcie leczenia w specjalistycznym ośrodku, pod okiem psychoterapeutów i lekarzy. To przykład, który uczy pokory, ponieważ ten mężczyzna mówił, że co prawda robi sobie co wieczór drinka, ale tak w ogóle to alkoholu nie pije!
Jeśli czekam na wieczornego drinka czy lampkę wina, to może być sygnał ostrzegawczy?
Nawet wtedy, gdy czekam na weekend, bo wreszcie się napiję. Niebezpieczna jest regularność, picie raz na dwa tygodnie, raz na miesiąc. Mam do czynienia z młodymi ludźmi ze świata sztuki i biznesu. Oni w tygodniu ciężko pracują, natomiast od piątkowego wieczoru do niedzielnego popołudnia balują bez przerwy. W weekend wypijają bardzo dużo, upijają się do nieprzytomności. Upijanie się to jak przerwanie tamy, organizm zostaje zalany alkoholem, destabilizuje się metabolizm, system nerwowy. Z czasem organizm przyzwyczaja się do tego, że co pewien czas dostaje silne dawki, i zaczyna się adaptować do tego zmienionego biochemicznego środowiska. Jednak proces degradacji postępuje, alkohol fatalnie wpływa na mózg, wątrobę, nerki, serce, krążenie. Osoby uzależnione piją coraz więcej, szybciej się starzeją. Widziałem 30-letnich mężczyzn wyglądających na 50-latków. Picie to samobójstwo, powolna eutanazja. Najbardziej mylące jest to, że skutków nie widać od razu, szczególnie w przypadku ludzi młodych. Młode organizmy szybko się regenerują, dlatego może się wydawać, że upijanie się to nic takiego – człowiek się otrząśnie, weźmie prysznic, napije się wody, przebiegnie się trochę i szybko wróci do normy. Może tak się zdarzyć – raz czy drugi. Jednak zmiany następują; powoli, więc niezauważalnie.
Dlaczego tak łatwo się napić? Mówimy o alkoholu jako o elemencie subkultury, rytuału, mody, o sugestywnych reklamach piwa, o „lekarstwie” na stres współczesności. Jest jeszcze tradycja: picie z pokolenia na pokolenie na weselach, chrzcinach, imieninach, pogrzebach, jubileuszach, przy świątecznym stole.
„Nie napijesz się? Przy takiej okazji?”. Trzeba być naprawdę świadomym zagrożeń, żeby odmówić. Ale jest tu coś jeszcze. Czytam właśnie książkę „Teleogłupianie”. Autor Michel Desmurget powołuje się na wiele badań potwierdzających, że wystarczy oglądać telewizję dwie godziny dziennie, aby być zagrożonym nadużywaniem alkoholu. Dlaczego? W każdym niemal filmie są sceny, w których ludzie piją alkohol. Piją w filmach wojennych, historycznych, obyczajowych, komediach romantycznych, serialach. Piją wszyscy – czarne charaktery i białe charaktery. Psychologowie zwracają uwagę, że współczesna telewizja przejmuje rolę, którą dawniej odgrywali rodzice, dziadkowie, wujowie, wspólnoty rodzinne i sąsiedzkie. Młodzi ludzie nieświadomie naśladują wzorce, z którymi spotykają się w filmach, nasiąkają tymi obrazami.
Polski serial „Ranczo” oglądało średnio dziewięć milionów ludzi. Jest świetnie zrobiony, w sposób prosty, mądry i zabawny opowiada bliskie nam historie. I w tym serialu wszyscy piją! Nie wszyscy nałogowo, ale jednak. Piją bohaterowie, którzy budzą naszą sympatię i współczucie, grani brawurowo przez znakomitych aktorów.
Alkohol staje się nieodłącznym elementem stylu życia. Niby wiemy, że to tylko film, że tak nie można. Okazuje się jednak, że ten przekaz ma charakter nieświadomy, działa jak ukryta sugestia, wpływa na odruchy, zachowania, wybory, na wiele naszych przekonań. Młodzi ludzie są wobec tych obrazów bezbronni. Są w dramatycznej sytuacji. Dołóżmy do tego niepewność, dezorientację co do stylu życia, systemu wartości, lęk, że nie sprostam wzorcom lansowanym wśród rówieśników, a okaże się, że subkultury grillowania i imprezowania są azylem, gdzie można odetchnąć, zapomnieć, spotkać się z innymi, pogadać. Młodzi ludzie uzyskują w ten sposób dostęp do czegoś pierwotnego, do wspólnoty. Rozmawiamy wreszcie nie o biznesach, studiach, przetrwaniu. Jesteśmy razem i się bawimy. Zapominamy o rzeczywistości. Jednak to namiastka wspólnoty, prawdziwej zabawy. Te imprezy mają charakter destrukcyjny. Wiążą się bardzo często z niekontrolowanym seksem i zdradami, które za chwilę wyjdą na jaw. To generuje ból, cierpienie, rozpad związków. Kac jest nie do zniesienia, więc pijemy znowu, żeby zapomnieć. Błędne koło. Nierozwiązane problemy wydają się nierozwiązywalne.
Co z tym robić? Jak się chronić?
Bezpieczne są niewielkie ilości alkoholu raz na jakiś czas, z przynajmniej kilkutygodniowymi okresami, kiedy nawet nie pomyśleliśmy o alkoholu. Jeśli dbamy o siebie, prowadzimy zdrowy tryb życia, dobrze się odżywiamy, mamy kontakt z przyrodą, jest małe prawdopodobieństwo, że uzależnimy się od alkoholu. Nasz wzmocniony w ten sposób organizm pilnuje równowagi, samoreguluje się. Największym problemem jest przyznanie się, że mam problem: „Ja jestem alkoholikiem? Jestem uzależniony? Chory? Powinienem się leczyć, iść na odwyk? Ja?! W każdej chwili mogę przestać pić. Piję, bo lubię”. Bardzo prymitywny mechanizm zaprzeczania, oszukiwania siebie.
Dlaczego to robimy?
Chcemy mieć złudzenie, że kontrolujemy sytuację, jesteśmy panami siebie, nic nam nie grozi; jesteśmy na tyle silni, żeby sobie radzić. Zaprzeczanie, wypieranie jest elementem tej patologii. Dopiero wtedy, gdy przyznamy się, że mamy problem, możemy podjąć konkretne kroki. Jeśli tego nie zrobimy, możemy być pewni, że będzie coraz gorzej. Miałem do czynienia z wieloma – wydawałoby się – silnymi, twardymi mężczyznami, których nałóg zamienił we wraki, a potem w zwłoki.
Jak i kiedy szukać pomocy?
Najpierw profilaktyka, czyli nieodkładanie na później, niebagatelizowanie problemów – w relacjach, w pracy czy jakichkolwiek innych. Im więcej nierozwiązanych problemów, tym większe ryzyko, że sięgniemy po alkohol. To dlatego tak ważne jest rozwiązywanie swoich problemów na bieżąco, a także zajęcie się tymi, które nie zostały rozwiązane w przeszłości. Jeśli ktoś bliski mówi nam: „Przesadzasz z alkoholem”, nie bagatelizujmy tego, to też profilaktyka. Poprośmy przyjaciół o wsparcie, niech nam zwracają uwagę. Jeśli troska bliskich nie pomaga, czas sięgnąć po wsparcie profesjonalne. Jeśli zauważam, że od rana czekam na wieczorny drink, źle się czuję, nie radzę sobie, trzeba natychmiast skorzystać z pomocy; są poradnie przeciwalkoholowe, ośrodki terapeutyczne. Moja rada dla młodych: nie wierzcie telewizji. Nie wierzcie dorosłym, którzy twierdzą, że alkohol to normalka, że „od jednego nic się nie stanie”, a „drugi na drugą nóżkę, dla równowagi”. Nigdy dość ostrożności i czujności na temat ilości i częstotliwości picia. Uważajcie, aby alkohol nie stał się częścią rytuału waszego życia. Celebrujcie życie, cieszcie się sukcesami – bez drinka.
Benedykt Peczko jest psychologiem, trenerem, coachem i psychoterapeutą, dyrektorem Polskiego Instytutu NLP.