1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Szczęście nie jest luksusem, tylko koniecznością

Szczęście nie jest luksusem, tylko koniecznością

Optymizm to nie tylko sposób widzenia świata, ale też wypływający z niego sposób zachowania. (Fot. iStock)
Optymizm to nie tylko sposób widzenia świata, ale też wypływający z niego sposób zachowania. (Fot. iStock)
Ludzie mogą być szczęśliwi, jednak bardzo często są tak skoncentrowani na swoich smutkach, że tego nie dostrzegają. Nie są w stanie cieszyć się swoim szczęściem, ponieważ o nim nie wiedzą. Albo też nie chcą wiedzieć – mówi Christophe André, psycholog i psychiatra, twórca francuskiej szkoły psychologii pozytywnej.

Jest pan jednym z mistrzów psychologii pozytywnej zainicjowanej przez amerykańskiego psychiatrę Martina Seligmana. Na czym polega jej specyfika?
Zadaniem psychologii pozytywnej jest ulżenie cierpieniu i pomoc w dostrzeżeniu pozytywnych aspektów życia. Smutek, frustracja czy gniew zawężają nasze pole emocjonalnej percepcji – skupiamy się na tym, co wywołuje nasze cierpienie, nie zauważając tego, co mogłoby przynieść nam ulgę. Należy pamiętać, że 50 procent pozytywnych odczuć zależy od nas i że właściwa proporcja to trzy czwarte myśli pozytywnych i jedna czwarta negatywnych. Ta logika jest szczególnie skuteczna przy leczeniu depresji i problemów psychologicznych.

„Każdy z nas może być szczęśliwy” – głoszą poradniki. Również u pana szczęście zajmuje centralną rolę – jedna z pana bestsellerowych książek nosi tytuł „Et n’oubliez pas d’être heureux” [I nie zapomnij być szczęśliwym]. Skąd w człowieku przekonanie o jego prawie do szczęścia?
Pojęcie szczęścia jest zdeterminowane historycznie – znane było już starożytnym filozofom, ale oni zwracali się tylko do elity. W Europie przez całe wieki Kościół wpajał wiernym, że życie to padół łez i że należy myśleć tylko o zbawieniu. Zmiana nastąpiła w epoce oświecenia – koncepcja szczęścia ulega wtedy demokratyzacji i zaprząta najwybitniejsze umysły. Jednak w XIX wieku europejscy intelektualiści odwracają się od niej jako wulgarnej i adresowanej do mas – we Francji zadowolenie z życia i dobroć zostają wtedy przypisane niskiemu poziomowi intelektualnemu. XX i XXI wiek to triumf życiowego sukcesu – nikt nie kwestionuje prawa jednostki do szczęścia, ale szybko „być” oznacza „mieć”. Osobiście uważam, że nie należy wylewać dziecka z kąpielą: wprawdzie pojęcie szczęścia zostało w dużym stopniu zwulgaryzowane, ale nie przestało być wartością i celem, do którego trzeba dążyć. Bo szczęście nie jest luksusem, tylko koniecznością: ktoś, kto nie jest do niego zdolny, zmarnuje swoje życie, będzie koncentrował się na problemach i cierpieniach i w rezultacie zwracał mniejszą uwagę na innych. Nie będzie potrafił dawać – tylko ludzie szczęśliwi mogą być wielkoduszni i otwarci na świat. Dążenie do szczęścia wydaje mi się więc podstawowym warunkiem udanej egzystencji dla siebie i dla innych.

Na czym polega to prawdziwe szczęście?
Ująłbym to tak: nasz życiowy obowiązek polega na byciu szczęśliwym i wielkodusznym. Prawdziwe szczęście to dar siebie samego – szczęście i solidarność są jak najbardziej kompatybilne. Niestety, wciąż jeszcze stawia się znak równości między szczęściem a egoizmem czy szczęściem a naiwnością. Musimy prowadzić prawdziwą walkę, żeby nobilitować to pojęcie.

To prowadzi nas do pojęcia optymizmu.
Optymizm to nie tylko sposób widzenia świata, ale też wypływający z niego sposób zachowania. Optymista uważa, że można rozwiązać spotykane w życiu problemy, stara się więc działać. Pesymista w to nie wierzy, jest pasywny. To właśnie dlatego pesymizm przynosi najwięcej szkód: wyobraźmy sobie lekarza pesymistę, który nie wierzy w wyzdrowienie pacjenta. Czy pacjenta niewierzącego w skutki terapii – badania wykazały, że im mniej optymizmu wykazuje chory, tym mniejsze są jego szanse na wyzdrowienie. Nie dlatego, że optymizm sprawia cuda, ale że pozwala na skuteczniejsze działanie. Podobne mechanizmy funkcjonują na każdym poziomie naszego życia osobistego, gospodarki, polityki...

Pana zdaniem szczęścia można się nauczyć, należy tylko w tym celu regularnie ćwiczyć. Przytacza pan swój własny przykład, chociaż trudno uwierzyć, że posiada pan tendencje depresyjne...
Bardzo dużo nad sobą pracowałem – dyscyplina to więcej niż połowa sukcesu. Istnieje wiele pozornie błahych ćwiczeń, które każdy z nas może wykonywać. Po pierwsze, codziennie przed zaśnięciem spróbujmy przypomnieć sobie trzy przyjemne momenty kończącego się dnia. Jest to bardzo interesujące z punktu widzenia mechanizmów naszej percepcji, z reguły koncentrujemy się bowiem na problemach. Zawsze możemy znaleźć pozytywy: skrawek błękitnego nieba, zapach róż w ogrodzie, telefon od przyjaznej osoby... Już po upływie 15 dni nasz mózg nastawi się na ich dostrzeganie – zmieni to nasze spojrzenie na życie. Bardzo ważny jest też uśmiech. Zwykle uśmiechamy się, kiedy jesteśmy zadowoleni, ale badania wykazały, że uśmiech wpływa pozytywnie na receptory mózgowe i stan naszej psychiki. To tzw. fenomen retrofeedbacku. Budda zawsze się uśmiecha: uważa się, że to nie tylko dowód wewnętrznej harmonii, ale także sposób na jej osiągnięcie. Powtarzam więc moim pacjentom: „Jeśli nie macie autentycznych powodów do płaczu, zmuszajcie się do uśmiechu!”. Odkąd sam stosuję tę metodę, ludzie częściej pozdrawiają mnie na ulicy, częściej ze mną rozmawiają. Uśmiech jest znakiem społecznej akceptacji. Są też inne plusy: lekarze stwierdzili, że osoby uśmiechnięte i zadowolone mniej chorują i z reguły dłużej żyją.

Wspomniał pan także o wielkoduszności...
To bardzo ważne, żeby robić coś dla innych. Może się to wydawać paradoksalne, ale im bardziej jesteśmy przygnębieni i sfrustrowani, tym bardziej zainteresowanie się innymi poprawi nasze samopoczucie. Nie chodzi o to, żeby stać się Matką Teresą – starajmy się po prostu sprawić komuś przyjemność czy wyświadczyć przysługę, nie oczekując niczego w zamian.

Do szczęścia prowadzi także medytacja...
Od lat medytuję – świadoma medytacja to jeden z elementów wiodących do harmonii ze sobą samym i światem. Nie chodzi o godziny przebywania w samotności – wystarczy regularnie poświęcać na medytację kilka minut dziennie. Mogą to być trzy minuty spokoju, kiedy możemy głęboko oddychać, spacer ulicą, kiedy koncentrujemy się na przyjemnych odczuciach, czy smaczny posiłek. Służy temu także ćwiczenie, które nazwałem „ćwiczeniem wdzięczności” – wieczorem podziękujmy za wszystko, co przydarzyło się nam w ciągu dnia, i zadajmy sobie pytanie, komu to zawdzięczamy. Cieszmy się, że te osoby istnieją, że piekarz upiekł dobry chleb, że przyjaciele o nas myślą, że ktoś okazał nam sympatię. Że otaczają nas ludzie, którzy przynoszą nam radość.

A jeśli jest inaczej? Jeśli nasze otoczenie jest nieprzyjazne i toksyczne?
Psychologia pozytywna nie twierdzi, że zawsze można i trzeba być szczęśliwym. Mówi, że dobrze jest nim być, kiedy to możliwe, ale w życiu każdego człowieka istnieją etapy, na których przeżywa dramaty, spotykają go przeciwności losu. Naszym priorytetem nie jest wtedy szczęście, ale walka o przeżycie. Psychologia pozytywna nie głosi pasywności – jeśli w naszym otoczeniu znajduje się osoba toksyczna, możemy, oczywiście, próbować zrozumieć źródła jej patologicznych zachowań, ale nie znaczy to, że mamy się do niej przyjaźnie ustosunkowywać. Wręcz przeciwnie, należy się przed nią chronić. Psychologia pozytywna nie próbuje ukazać takiej osoby w pozytywnym świetle – chodzi o to, żeby po zakończeniu kontaktu negatywne przeżycia nie zatruły naszej psychiki. Myślmy o naszych źródłach energii i radości, nie tylko o problemach. Szersze spojrzenie na otaczający świat pozwala na większą relatywizację i chroni przed zgorzknieniem.

Problemy jednak nie znikają drogą psychologicznego wypierania.
Nie chodzi o maskowanie problemów, chodzi o to, żeby nie opanowały całej naszej mentalnej przestrzeni. Konkretny problem istnieje, ale istnieją też aspekty pozytywne. Jeszcze raz zaznaczam, że nie mówię tu o prawdziwych tragediach czy walce o przeżycie.

Pomówmy o relacjach w związkach – nigdy dotąd nie były one tak kruche. Czy to również rezultat niewłaściwego podejścia do problematyki szczęścia?
Kryzys związków wynika m.in. z tego, że za wiele od nich oczekujemy: nie możemy wymagać od naszego partnera, żeby był jednocześnie wspaniałym kochankiem, przyjacielem, terapeutą, bankierem i żebyśmy wciąż były w nim zakochane jak pierwszego dnia. Nie idealizujmy przesadnie życia w parze! Jeśli założymy, że wybraliśmy wartościową osobę, bardzo ważne jest regularne myślenie o jej zaletach, nawet jeśli widzimy w niej same wady. Oczywiście, istnieją ludzie, którzy nie są stworzeni do życia razem, ale jestem przekonany, że wiele par można by uratować.

Naukowcy twierdzą, że odkryli gen szczęścia – słynny gen H5TT. Czy niektórzy ludzie rodzą się szczęśliwi?
Specyficzna forma tego genu jest odpowiedzialna za stres, inna wpływa na pozytywne nastawienie do życia. Powiedziałbym, że szczęście to raczej kwestia temperamentu niż genów, chociaż to prawda, że istnieją osoby bardziej zdolne do szczęścia niż inne. Ale na naturalne dyspozycje nakłada się historia rodziny i edukacja, nie mówiąc o kontekście kulturowym.

Często podkreśla pan, jak bardzo ważne jest smakowanie chwili. Czy nie prowadzi to jednak czasami do taktyki strusia chowającego głowę w piasek?
Życie chwilą nie oznacza wymazania przeszłości, pomaga za to uświadomić sobie wagę tego, co właśnie przeżywamy. Inaczej zapominamy żyć. Psychologia pozytywna mówi: mamy takie czy inne trudności, zastanówmy się, jak je rozwiązać, a następnie pójdźmy na spacer, zagrajmy w piłkę, pobawmy się z dziećmi. Inaczej nasze życie nie będzie interesujące. Ludzie mają na ogół możliwość bycia szczęśliwymi, są jednak tak skoncentrowani na swoich smutkach, że tego nie dostrzegają. Nie są w stanie cieszyć się swoim szczęściem, ponieważ o nim nie wiedzą. Albo też nie chcą wiedzieć, ponieważ zostali uformowani przez takie czy inne doświadczenia. Czują się wypaleni, sfrustrowani, nie mają ochoty walczyć, odnajdują poczucie bezpieczeństwa w inercji i złym samopoczuciu. Po co szukać szczęścia, skoro depresja jest za progiem? – głosiło satyryczne hasło.

Szczęście byłoby więc bronią?
Jak najbardziej! Szczęście jest jak zbroja – chroni nas przed przeciwnościami losu. Jest także wielką siłą pomocną w walce z tragediami życia – bez niego nie bylibyśmy w stanie im sprostać.

Może nasze przekonanie o tym, że mamy prawo do szczęścia, przeszkadza nam w jego dostrzeżeniu?
Należy założyć, że szczęście w naszym życiu pojawia się i znika, że nigdy nie jest pewnikiem. Najtrudniej jest być szczęśliwym w dwóch sytuacjach: losowych dramatów i życiowej rutyny. W pierwszym przypadku psychologia pozytywna zaleca nam nie negować smutku i rozpaczy, tylko przeżyć okres żałoby i następnie zwrócić się ku życiu, w drugim – przypominać sobie regularnie, jak wielkie szczęście spotyka nas choćby z tego powodu, że nie toczy się wojna, że żyjemy w wolnych krajach, możemy podróżować, uczyć się, pracować... Wydaje nam się to oczywiste.

Zbudowanie własnego szczęścia nie jest możliwe bez szacunku dla siebie samego. Co zrobić, żeby go zachować?
Szacunku dla siebie uczymy się od wczesnego dzieciństwa. Zależy on od stosunków panujących w rodzinie, kultury otoczenia, rodzaju odebranej edukacji. W wiek dorosły wkraczamy z szeregiem automatyzmów i przekonań – jeśli nas nie szanowano, możemy zachowywać się aspołecznie, dezawuować się bądź przeciwnie – zbudować osobowość narcystyczną. Szacunek dla siebie samego rodzi się z sympatii – nasza własna osoba jest przyjacielem, którego pragniemy chronić przed złem i któremu życzymy jak najlepiej. Troska o samego siebie jest aktem odpowiedzialności cywilnej. Zrównoważone, zadowolone z siebie jednostki czynią świat lepszym. I nie ma to nic wspólnego z egoizmem – jeśli jesteśmy szczęśliwi, dajemy szczęście innym. Należy jednak uważać, bowiem w naszej epoce wpadliśmy w pułapkę rozbuchanego indywidualizmu. Musimy być bardzo czujni i jednocześnie strzec się przed myśleniem schematami – to nieprawda na przykład, że trzeba brać udział w wyścigu szczurów i że wszyscy ludzie są źli...

Nasze społeczeństwo charakteryzuje ciągła pogoń za młodością i lęk przed śmiercią. Pan głosi zdumiewająco pogodną wizję własnego odejścia.
Szczęście pozwala nam oswoić strach przed śmiercią. Jeśli skoncentrujemy się tylko na naszej śmiertelności, życie wyda się absurdalne. Jaką postawę powinniśmy zająć? Ubolewać nad nicością egzystencji czy też korzystać z każdego dnia? Odpowiedź wydaje mi się oczywista: smakujmy każdą chwilę i nie zamartwiajmy się tym, co nas czeka. I tak najczęściej nie mamy na to wpływu. Bądźmy szczęśliwi i wielkoduszni. Szczęście może naprawdę czynić cuda – tu i teraz.

Christophe André psychiatra i psycholog, ojciec francuskiej szkoły psychologii pozytywnej i terapii behawioralnych, do których jako jeden z pierwszych wprowadził techniki medytacji. Specjalizuje się w leczeniu stanów lękowych i depresyjnych. Jest autorem wielu książek, m.in. „Niedoskonali, wolni i szczęśliwi”, „Medytacja dzień po dniu”, "Życie wewnętrzne". 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze