1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Gdy widzę pole do negocjacji, widzę więcej – na czym polegają negocjacje?

Negocjacje - przykłady z życia, które pomagają inaczej spojrzeć na wiele spraw. (fot. iStock)
Negocjacje - przykłady z życia, które pomagają inaczej spojrzeć na wiele spraw. (fot. iStock)
Wszędzie widzi pole do negocjacji, to pozwala jej marzyć. Uważa, że jednym z najgorszych rozwiązań jest kompromis, a politycy nie są dobrymi negocjatorami. Wygrać w negocjacjach z własnymi dziećmi to według psycholożki Ewy Kastory ponieść porażkę. Słowo „nie” oznacza dla niej: teraz nie, bo wszystko, co zdarzy się za chwilę, jest przyszłością, a negocjuje się zawsze przyszłość. Na czym polegają negocjacje? I jakie mogą być przykłady negocjacji w życiu codziennym?

Na czym polegają negocjacje? Można negocjować codzienność?
Trudno mi znaleźć taki obszar życia, który nie jest związany z negocjacjami. Wszędzie tam, gdzie są ludzie, trzeba uzgadniać swoje decyzje z innymi. Jest cały obszar możliwości, który ludzie odrzucają już na samym początku, właśnie dlatego, że nie widzą pola do negocjacji. Wchodzą do hotelu i widzą złotą tabliczkę z napisem, że o godzinie 12 kończy się doba hotelowa. 90 procent uznaje, że doba hotelowa kończy się o 12. Bez względu na to, czy mają samolot o 20, czy o 16, zaczynają sobie organizować rzeczywistość tak, by od 12 siedzieć w holu. Na początku trzeba zobaczyć pole do negocjacji, pójść i poprosić o przechowanie bagażu, dostęp do łazienki, a najlepiej, by doba hotelowa trwała dłużej.

Czego nie da się negocjować?
Wyłącznie obszaru wartości. Nawet konstytucję można negocjować, czyli najważniejszy zbiór praw. Gdy widzę pole do negocjacji, w ogóle widzę więcej. Za każdym razem, gdy traktuję cenę w salonie samochodowym lub gdziekolwiek indziej jako niezmienną rzeczywistość, osłabiam własną tendencję do kreowania rzeczywistości. Tak samo jest z rolami w rodzinie, to pewna umowa podlegająca zmianom. W życiu biznesowym widzenie wszędzie pola do negocjacji pozwala marzyć, bo to oznacza wchodzenie na nowy rynek bez ograniczeń. Bo jeszcze nie wiem, czy się nie da. Coś fantastycznego dzieje się na świecie, nie myślę ograniczeniami, jakie istnieją w Polsce, obawą, że istnieje bariera językowa. Raczej kombinuję, co zrobić, by splot decyzji poszczególnych osób pomógł mi być tam, gdzie pragnę.

Gdzie są granice?
Tam, gdzie mogę komuś zrobić krzywdę. Ale filozofia negocjacji zakłada, że ludzie są dorośli. I gdy dochodzi do jakiejkolwiek transakcji, obie strony muszą po jej zakończeniu czuć się lepiej niż przed. Bo przecież inaczej by do transakcji nie doszło. A to, czy ja się czuję sto razy lepiej, a ta druga strona tylko pięć razy lepiej, jest kłopotem drugiej strony. Jesteśmy dorośli i nawet po skończeniu transakcji możemy przecież rozmawiać dalej.

Negocjacje traktujesz jak pracę?
Tak. Wstaję i ćwiczę wytrwałość. Zadzwonię jeszcze raz, pójdę tam jeszcze raz, porozmawiam jeszcze raz. Ale negocjacje to również zabawa. Jestem na urlopie, negocjuję, za ile z dziećmi przejedziemy się po morzu na dmuchanym bananie. Daję im w ten sposób przekaz, że nawet jak nie masz, staraj się mimo to i sprawdź. Oczywiście, nie negocjuję odjazdu pociągu na kolei. Ale lubię poszerzać granice swojego wpływu. Moja córka przez długi czas chciała wyjechać do Stanów, co kilka miesięcy temat wracał, zależało jej bardzo. Słyszała ode mnie, że jest za młoda, że się nie zgadzam. W pewnym momencie już jako pełnoletnia poprosiła o rozmowę. Powiedziała, że sama jej mówiłam, że „nie” oznacza „teraz nie”. Odświeżyła temat, przekonała mnie, pojechała do Stanów, a ja byłem z niej dumna. W życiu tysiące razy słyszymy „nie”, a to, jak i ile razy możemy się podnieść po usłyszeniu odmowy, decyduje o sprawstwie.

Zawsze ignorujesz pierwszą odmowę?
Nie. Czasami zwycięża szacunek do odmowy. Czasami pojawiają się negocjacje problemowe, czyli wtedy, gdy dwie strony szukają rozwiązania, które może usatysfakcjonować wszystkich negocjujących. Przychodzi do mnie klient i mówi, że chce szkolenie za 5 tys. zł, a ono kosztuje 10 tys. Pozycyjne negocjacje są wtedy, gdy mówię 7 500. To jest kompromis, a z nim jest tak, że wszyscy są i tak niezadowoleni. Problemowo negocjuję, gdy pytam ich, po co im to szkolenie, okazuje się, że oni chcą się przygotować do negocjacji z ważnym klientem. Proponuję im, że wejdę do ich zespołu, zrobię to za 5 tys. zł plus prowizję od sukcesu.

Jakie są jeszcze przyklady negocjacji? Unikasz kompromisów?
To adekwatne rozwiązanie w sytuacji negocjacji pozycyjnych. Gdy kupuję papier do biura, to ekonomicznie jest wysłać zapytania do dostawców, wybrać najtańszą ofertę, zadzwonić, wynegocjować obniżkę 20 proc. i koniec transakcji. Nie ma potrzeby spotykać się, nie ma potrzeby relacji. Ale w codzienności, pracy z bliskimi tak nie można. Negocjacje problemowe wymagają inwestycji czasu, zaufania. Jestem gotowa to robić na parkingu pod domem, gdzie codziennie stawiam auto, ale nie na wakacjach, wtedy mogę iść na kompromis.

A nie boisz się, że tak wyuczysz swoje dzieci negocjacji, że niczego nie uda ci się od nich... wynegocjować?
Przeciwnie, to by była sama przyjemność. To, co stanowi o umiejętnościach negocjacyjnych, jest na ogół uniwersalną umiejętnością, taką jak dążenie do celu. Do tego dochodzi niezłomność, wspomniana wytrwałość, nieobrażanie się, cierpliwość, dbanie o samopoczucie drugiej strony, to wszystko pomaga nie tylko negocjować, ale żyć.

A co z emocjami, nie trzeba ich schować, negocjator może powiedzieć, że jest wściekły?
Mówienie o emocjach nie jest zabronione, ale trzeba z tym uważać. Czasami lepiej jest powiedzieć: „To mnie zaskoczyło, wróćmy do tego jutro”. Albo: „Ta propozycja jest dla mnie bardzo trudna”. Można też powiedzieć: „Jestem wściekła, proszę o przerwę”. Nie jest najmądrzejsze negocjować pod wpływem dużych emocji, bo można wtedy złożyć niekorzystną dla siebie propozycję. Na pewno negocjator nieświadomy tego, co czuje, działa przeciwko sobie, samoświadomość jest potrzebna. Czasami lepiej powiedzieć, że coś mnie złości, chcę to sprawdzić, niż przeczekać wylew emocji i odejść od stołu. Skutecznym narzędziem jest odroczenie reakcji.

Co to znaczy?
Umiejscowienie siebie pomiędzy akcją a reakcją, nie bycie bezwolnym. Obserwowanie tego, co się dzieje dookoła mnie i wewnątrz. Na przykład podczas negocjacji ktoś mnie prowokuje albo obraża, to jest akcja. Zanim pojawi się reakcja, dobrze zabrać sobie trochę czasu na sprawdzenie tego, co naprawdę chcę osiągnąć i co mogę stracić, reagując impulsywnie. Dlatego Szkołę Negocjacji rozpoczynam treningiem interpersonalnym. Moje reakcje bywają najsilniejszą barierą. Ktoś coś mówi, ja się wściekam i chcę szybko reagować. Do tego dochodzi wrodzona w nas presja, żeby odpowiedzieć na zadane pytanie. Walczę z tym. Na każde pytanie zawsze mogę odpowiedzieć po czasie, uprzejmie informując mojego rozmówcę, że potrzebuję chwili do namysłu. To zaszłość ze szkoły, pani się pyta i kto szybciej podniesie rękę, ten inteligentniejszy. A to nie tak. Ważna jest zasada słonia, to znaczy – nigdzie się nie śpieszyć. Nawet kiedy idę na bardzo trudną rozmowę, ważne spotkanie, powtarzam sobie w myślach: „Nie musisz tam nic powiedzieć”.

A zdarza ci się negocjować pozycyjnie z własnymi dziećmi?
Tak, bo dzieciom potrzebne są granice, a ja nie zawsze muszę tłumaczyć dlaczego, chociażby wtedy, gdy wytłumaczyłam już to dziesięć razy. Rzadko jednak negocjuję w relacjach pozycyjnie, bo będąc z kimś blisko, szukam rozwiązań. Nawet gdy ustalam godzinę powrotu dziecka do domu. Interesuje mnie nie tylko czas, ale – jak wróci, z kim i to, by dziecko zrozumiało, dlaczego mi zależy, by było wcześniej.

Mówienie dziecku: „Nie, bo nie, i koniec”, to nie są przykłady negocjacji pozycyjnych?
Zachowując się w ten sposób, narażam się na to, że swoje decyzje będę musiała wielokrotnie powtarzać. Głównym zadaniem rodzica jest uczyć dzieci życia, jeśli nie mówimy im, dlaczego coś robimy albo po co, to trudniej im będzie samym znajdować rozwiązania. Dobrze jest, by dzieci zachowywały się tak, jak chcemy, nawet wtedy gdy nas nie ma w pokoju, a to jest możliwe tylko wtedy, gdy jesteśmy z nimi w relacji. Szczególnie podczas negocjowania decyzji, które oceniamy jako błahe i drobne, a dla nich są bardzo istotne. Jeśli dziecko siedzi prosto przy stole na obiedzie rodzinnym, ale u kolegi już nie, to prawdopodobnie nie rozumie, dlaczego ma to robić.

Przegrałaś kiedyś w negocjacjach z dziećmi?
Użycie słowa „przegrać” jest wbrew mojemu myśleniu o negocjacjach. Możemy dojść do porozumienia lub nie. Jeśli moje dzieci przegrały w negocjacjach ze mną, to i ja przegrałam. Jeśli postawiłam na swoim, ale mam obrażony cały dom, to nikt nie wygrał, to się prawie nigdy nie opłaca.

Dzieci są dla ciebie partnerami podczas negocjacji, mimo że masz więcej doświadczenia, władzy, wiedzy?
W świecie zawodowym podczas biznesowych negocjacji na ogół ktoś ma więcej władzy, doświadczenia, wiedzy i wciąż możemy być partnerami. Czasami negocjuję ze słabszej, czasami z silniejszej pozycji, ale skoro siedzę z kimś przy stole, czy to z rodziną, czy klientem, znaczy to, że jest jakiś obszar, w którym siebie nawzajem potrzebujemy. Jeśli mam przewagę, to nie znaczy, że mi nie zależy.

Uczysz negocjacji, ale czy nie jest tak, że część umiejętności składających się na negocjacje jest wrodzona?
Oczywiście. Dzieci negocjują od małego, wymagają, tupią, obrażają się, potem trzaskają drzwiami, przymilają się, sprawiają prezenty, wypróbowują różne narzędzia wywierania wpływu. Pomimo naturalnych skłonności można się w negocjacjach szkolić, zdobywać nowe doświadczenia i umiejętności. Źródłem sukcesu jest umiejętność zobaczenia jak największej ilości perspektyw w danej sytuacji. To zwiększa możliwe manewry, zrozumienie dla drugiej strony, kreowanie nowych rozwiązań.

Kiedy opłaca się przerwać negocjacje, odejść od symbolicznego stołu? Masz przykłady z życia?
Jest coś takiego jak pułapka konsekwencji. Negocjator wie, że jak popełni błąd, to może się z niego wycofać. Jeśli przeszarżował, może wrócić na stare miejsce. Nie ma nic złego w stwierdzeniu: „Przesadziłem, pomyliłem się, żałuję, przepraszam, czy możemy wrócić do tej rozmowy”. Czasami, odchodząc od stołu, sprawdzam granicę, dowiaduję się, czy ci po drugiej stronie nie blefują, ryzykuję tyle, że być może za chwilę będę musiała wrócić, wycofać się z decyzji.

A co, jeśli okaże się, że nie ma powrotu?
Jeśli odchodzę na krótką chwilę, prawie zawsze jest powrót. To na pewno nie może być stała strategia negocjacyjna, bo wtedy traci się wiarygodność. Ale daję sobie prawo do pomyłek.

Nigdy nie miałaś poczucia, że straciłaś twarz?
Nie, w negocjacje nigdy nie angażuję twarzy. Ważne jest oddzielanie ludzi od problemu. Jeśli ktoś podczas negocjacji mówi mi, że jestem niekompetentną idiotką, mogę powiedzieć, że rozumiem, iż złożona propozycja nie odpowiada na oczekiwania, zobaczmy, co trzeba by zmienić. Nie zależy mi na tym, by ten człowiek uważał mnie za mądrą, godną, chcę coś osiągnąć. A dla wielu ludzi kluczowe jest to, jak wypadną, a nie – czy wypadną.

Tak jak w świecie polityki?
Sprawa, o którą walczą, jest tylko ułamkiem tego, na czym im tak naprawdę zależy, czyli pozostanie na scenie. Polityk, który jak każdy dobry negocjator przemilczałby, wysłuchał, zrozumiał drugą stronę, skazałby się na niezaistnienie. Bo przeczekaliby tak trzy spotkania i nikt by ich nie zaprosił na kolejne, oni nie mogą zapomnieć o nadrzędnym celu, którym jest utrzymanie władzy. Gdy to stracą, już niczego nie osiągną. Gdy Pawlak podczas rozmowy z Tuskiem wstał od stołu przy negocjacjach emerytur, użył narzędzia z negocjacji pozycyjnych, czego nie robi się w sytuacji pozostawania z kimś w relacji, do której trzeba będzie wrócić. Stało się to narzędziem pokazowym, a nie negocjacyjnym.

A dobre przykłady negocjacji ze sceny politycznej?
Okrągły stół. Ludzie, którzy wcześniej mówili sobie, że się powieszą na latarniach, usiedli do stołu, schowali swoją dumę, swoje odsiedziane lata w więzieniu. I rozmawiali. Wiedzieli, że dokonanie rachunku krzywd nie doprowadzi do rozwiązania.

Bo negocjuje się przyszłość?
Gdy zaczynasz negocjować przeszłość, skazujesz się na porażkę. Negocjuje się zawsze przyszłość. Tak jest nie tylko w polityce, ale w każdej codzienności, w rodzinie, przyjaźni, miłości, w rysowaniu marzeń.

Ewa Kastory: psycholożka i trenerka rekomendowana przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne, certyfikowany coach ICC, absolwentka Université Des Sciences Humaines de Strasbourg oraz Uniwersytetu Warszawskiego.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze