1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

„Samotna mama też ma prawo do miłości” – podkreśla Katarzyna Miller

Dzieci tak jak kochają dziadka, wujka czy przyjaciółkę mamy, tak też mogą pokochać nowego partnera. (Fot. iStock)
Dzieci tak jak kochają dziadka, wujka czy przyjaciółkę mamy, tak też mogą pokochać nowego partnera. (Fot. iStock)
„Nie powinnam myśleć tylko o swoim szczęściu”, „Czuję się winna, że zostawiam córkę i idę na randkę”– to jedne z wielu argumentów na rzecz poświęcenia swojego życia wychowaniu dzieci. – Samotna mama też ma prawo do miłości. A jej dziecko do tego, by mieć jeszcze jedną osobę do kochania – mówi psychoterapeutka Katarzyna Miller, wyjaśniając, co oznacza związek z kobietą z dzieckiem.

Znam dużo samotnych mam, mniej lub bardziej aktywnie poszukujących nowego partnera. Przyznam, że nie znam żadnego samotnego taty. Czy o czymś to może świadczyć?
Może o tym, że samotny mężczyzna z dzieckiem lub dziećmi rzadko jest długo sam.

A to dlaczego?
Dlatego, że mężczyźni sobie sami nie radzą i od razu chcą mieć kobietę, która zajmie się dziećmi i zdejmie z nich ten „straszny” ciężar. Natomiast kobiety samotnie wychowujące dziecko bardzo długo radzą sobie bez partnera. One w ogóle zwykle sobie radzą.

Może to się też brać z tego, że dziećmi i tak głównie zajmuje się kobieta, dlatego jeśli rodzice dziecka się rozstają, to zwykle wyprowadza się mężczyzna, a dzieci zostają przy matce. Niemniej jednak oboje wracają na matrymonialny rynek. Czy trudniej jest stworzyć związek z samotną matką niż z singlem nie „z odzysku”? W końcu wszyscy samotni rodzice są po jakichś uczuciowych przejściach.
Zazwyczaj tak, choć znam kobiety, które świadomie zdecydowały się na samotne macierzyństwo, ponieważ, jak mówią, nie spotkały nikogo, kto by się im spodobał na tyle albo komu one by się spodobały wystarczająco, by założyć rodzinę. Ale rzeczywiście, masz rację, większość samotnych matek jest po przejściach, bo albo one się chciały rozstać, albo to partner od nich odszedł, albo po prostu umarł. Niestety, dość rzadko jest tak, że rozstali się w przyjaźni.

Czy to oznacza, że już na progu nadziei na nowy związek mają określone oczekiwania co do tego, jaki ma być facet dla samotnej matki? Albo gorące postanowienia typu „już nigdy nie zwiążę się ze związkofobem”?
Myślę, że tak bywa, ale nie jest to regułą. Niektóre osoby wykorzystują swoje doświadczenie i wyciągają z niego wnioski, na szczęście, bo to oznacza, że się czegoś uczą. Ale niektóre nie. A jak na nowego partnera mamy zapatrują się dzieci? Im bardziej mama jest otwarta i szczera wobec dzieci, tym bardziej będzie dla nich naturalne, że nie chce być sama, i jak się pojawi jakiś facet, który się jej spodoba i który będzie dobrze rokował – to będą zadowolone. Niektóre dzieci chcą nawet same wydać mamusię za mąż. I aktywnie szukają: a to pan nauczyciel by się nadał, a to listonosz, a to sąsiad. Jest dużo miłych komedii romantycznych na ten temat. Często głównie małe dziewczynki chcą mieć tatę. I chcą mieć go głównie dla siebie, nie myślą, że to jest mężczyzna mamy.

A czy samotne mamy widzą w mężczyźnie, chcącym wejść w związek z kobietą z dzieckiem, najpierw ewentualnego partnera czy raczej ewentualnego ojca dla ich dzieci?
Głównie szukają faceta dla siebie, ale marzy im się także, by dał im wytchnienie w rodzicielstwie, nie tyle był ojcem dla ich dzieci, co pomógł, wsparł. Większość kobiet mówi, że niezwykle istotne w wyborze faceta jest to, jaki on będzie dla dzieci. Niektóre twierdzą nawet, że jak nie dogada się z ich dziećmi, to mowy nie ma, żeby dały mu szansę. Ale czasem, moim zdaniem, tylko tak mówią. Są kobiety, które nie potrafią żyć same i w tym wypadku myślą jednak o sobie. I mają do tego prawo! Ale kiedy facet jest niedobry, obojętny, zimny czy roszczeniowy w stosunku do dzieci, to rzeczywiście gehenna się w domu czasem robi, a nie daj Boże, jeszcze się dobiera do dorastającej córki.

No właśnie, kiedyś relacja matki z dzieckiem i nowego partnera była tematem tabu, dziś ten motyw coraz częściej jest poruszany przez literaturę i film. Za każdym razem pojawia się ten sam wątek: że zakochane matki są kompletnie obojętne na swoje córki, w ogóle na wszystko są obojętne.
Nie chronią córki, a jak się wyda, to są złe na nią, a nie na faceta. Ale to dotyczy emocjonalnie prymitywnych kobiet.

Takie matki często nie rozmawiają z córkami o tym, że się zakochały, że się z kimś spotykają i zwykle dają się dopiero nakryć, jak to się mówiło, in flagranti.
A to potrafi być wielkim szokiem dla córki. I jest to wobec niej ogromnie nieuczciwe. Warto być fair w stosunku do własnego dziecka, niezależnie od tego, ile ma lat. Najlepiej zacząć od tego, by powiedzieć, że chciałoby się kogoś poznać, zakochać, nie być samą. Oczywiście, nie ma co gadać o tym bez przerwy, tylko czasem wspomnieć. Potem można zasugerować, że jest taki pan, z którym się czasem spotykam, jeszcze później można przedstawić go dziecku, najlepiej gdzieś na zewnątrz, nie w domu. Potem ponownie, i jeszcze raz. Dziecko szybko się zorientuje, że coś jest na rzeczy. Wtedy można powiedzieć, że coraz bardziej tego pana lubię i jestem ciekawa, jak podoba się dziecku. I to jest bardzo ważny moment. Bo jeśli na przykład córka powie: „A ja sobie nie życzę, żebyś ty się z nim spotykała”, to trzeba od razu odpowiedzieć: „Bardzo cię przepraszam, ale to jest mój znajomy, nie twój”. Matki czasem ulegają: „Ale moje dziecko nie chce, żebym z kimś była”. Źle robią. Dzieci chcą rządzić w domu i chcą być najważniejsze wtedy, kiedy nie czują siły rodzica.

Często słyszę o takich sytuacjach, kiedy mama mówi dziecku, że idzie na spotkanie firmowe, bo wie, że mały wpadnie w szał, jak się dowie, że to randka.
To znaczy, że ona źle pokierowała całą sprawą. Tak jak powiedziałam, dziecko rządzi, gdy czuje, że mama jest słaba. Tyle tylko, że jedyna satysfakcja, jaką wtedy ma, to ta, że rządzi. Innej frajdy nie ma. Dziecko o wiele bardziej niż rządzić chce się czuć bezpieczne, mieć pewność, że rodzice wiedzą, co robić. Oczywiście, nie chodzi o to, by wprowadzić do domu jakiegoś tyrana, tylko by nie dać się terroryzować dzieciom. Ostatecznie można powstrzymać się trochę z tym, żeby wybranek się wprowadzał, na co faceci zwykle nalegają, bo chcą sobie ułożyć życie, a nie dlatego, że już chcieliby być tatusiem dla dzieci. Skąd kobieta ma wiedzieć, czy jest to dobry moment na wspólne zamieszkanie? Łatwo powiedzieć: „wyczuj to”, ale o to mniej więcej chodzi. O to, by wiedzieć, który facet jest na romans, a który na wspólne życie.

Samotne matki mówią, że ciężko spotkać faceta, który nie dość, że jest dobry na wspólne życie, to jeszcze jest w stanie pokochać je w komplecie z dzieckiem.
Pod tym względem może być im trochę trudniej na matrymonialnym rynku, bo dziecko to odpowiedzialność. Z drugiej strony może być cennym bonusem. Wiele związków zaczyna się od tego, że facet się zakumplował w jakiejś sytuacji z dzieckiem i dopiero potem poznał jego mamę i ta mama okazała się też bardzo fajna. Przeważnie jednak kiedy ludzie się ze sobą wiążą, to chcą mieć własne dzieci. Choć był taki moment w moim życiu, kiedy miałam straszną ochotę, by to facet wniósł dziecko do naszego związku, bo wiedziałam, że swojego mieć nie będę. Raz rzeczywiście tak się zdarzyło i bardzo się polubiłyśmy z tą dziewczynką. Tylko mój facet, a jej ojciec, sobie z tym nie radził. Mówił, że jak jest ze mną, to ma wyrzuty sumienia, że zostawia dziecko, jak jest z nią, to tęskni za mną, a jak jesteśmy wszyscy razem, to nie wie, jak się ma zachować. A myśmy obie wiedziały. Ale bez niego nie mogło się udać.

Poruszyłaś ważną kwestię, poczucia winy. Randkujący rodzice często czują się winni.
Ludziom bardzo trudno jest decydować o sobie. Ta umiejętność wiąże się bowiem z dojrzałością, samodzielnością, niezależnością, pozwoleniem sobie na bycie sobą, z zaufaniem do siebie. A te cechy budują się w nas już w dzieciństwie. Rodzice dają nam zbyt mało praw jako dzieciom, więc co w tym dziwnego, że odmawiamy sobie tylu rzeczy jako dorośli. Zwłaszcza kobiety wmawiają sobie, że są samolubne, bo pragną własnego szczęścia, a powinny pragnąć tylko szczęścia dzieci, tak jak ich mama, która całe życie się dla nich poświęcała. Takie myślenie nikomu nic dobrego nie przynosi, ale jest mocno wdrukowane w nasz naród. My w Polsce jesteśmy dość masochistyczni, musisz przyznać. Grzech i poczucie winy lubią rządzić.

Czy to prawda, że niektóre kobiety traktują dziecko jako argument, by zamknąć się na związek, na miłość? Wymówkę dla wyjścia z domu, do ludzi? Nie wierzą w to, że związek z kobietą z dzieckiem ma szanse na powodzenie?
Prawda. Poza tym bardzo często kobiety mają dziecko po to, żeby kogoś mieć. Dziecko jest dowodem na to, że nigdy już nie będą same i że zawsze będą matką, czyli będą pełnić tę zaszczytną zwłaszcza w Polsce rolę. A dobrze by było, by z tego powodu nie miały poczucia ani jakiegoś ogromnego obowiązku, ani jakiejś specjalnej wyjątkowości. W końcu dużo kobiet jest matkami. A już najfajniej jest być dobrą matką, czyli ufać sobie, lubić swoje dziecko, traktować je jako odrębną istotę, a nie swoją własność.

Dużym problemem jest również taka sytuacja, kiedy to dzieci postrzegają rodziców jako swoją własność. Kiedy nie pozwalają starszym rodzicom żyć tak, jak oni chcą. Ja mam nawet wrażenie, że często to jest odwet. Dzieci się wtrącają dlatego, że rodzice się wtrącali. Na przykład mamusia wchodziła i przemeblowywała córce pokój, układała ubrania w szafie lub krytykowała jej miłości i przyjaźnie. No to jak córka jest już dorosła, a mamusia, dajmy na to, nie chce się leczyć albo właśnie kogoś poznała, to córka jej od razu powie, co ona by sobie wyobrażała, żeby było lepsze dla matki.

„Skoro mama mówiła, co jej się nie podoba, to ja teraz też mam prawo”?
Tak jest. Tyle tylko, że jeśli mieszkamy razem, to nasze zdanie w jakimś sensie jest istotne, ale jeśli już mieszkamy osobno, to niech mamusia i tatuś żyją sobie jak chcą. Już nie wspominam o ohydnych rzeczach typu pozbawianie rodziców mieszkania czy majątku. Ale mówienie: „Czego ci się zachciewa na starość?!” potrafi być równie obrzydliwe. Bardzo dużo dzieci reaguje na romans rodzica strasznie małomieszczańskim oburzeniem i to jest ewidentnie odbicie tego, że jako dzieciom nie wolno im było być istotami seksualnymi. U nas w Polsce rzadkie jest przyzwolenie na radość, na czerpanie przyjemności z życia. Pewne wytłumaczenie tego znajdziemy w naszej skomplikowanej i trudnej historii, ale też w klimacie, który na szczęście nam się ociepla.

Czy słusznie podejrzewam, że ten brak przyzwolenia dotyczy głównie relacji: matka–córka?
To w ogóle szczególny typ relacji, a jej szczególność objawia się tym, że kiedy córka jest zła na to, że mama randkuje, to zwykle dlatego, że mama wcześniej jej samej na to nie pozwalała. Dziewczyny mówią: „Nie mogę patrzeć, jak moja matka się do kogoś mizdrzy”. „A co ci to przeszkadza? Przecież ty też się mizdrzysz”. To bardzo nieszczęśliwe kobiety, ciągle pod presją zakazu.

Córka powinna w sobie przepracować tę urazę?
Tak, ale dobrze by było, gdyby wcześniej mamusia też w sobie pewne rzeczy przepracowała i nie była wobec niej taka opresyjna.

Kim powinien być nowy partner mamy dla dziecka?
Na pewno nie ojcem. Jest takie piękne określenie Berta Hellingera: „w imieniu rodzica”. Rodzic adopcyjny kocha dziecko właśnie w imieniu rodzica. Podobnie powinien się ustawić wobec niego nowy partner mamy. Kiedy wchodzi do nowej rodziny, niech najpierw rozejrzy się w tym, jakie normy panują w domu jego partnerki i jakie nastawienie ma dziecko, bo często ono ma żal do ojca o rozwód albo nadzieję, że rodzice się jeszcze zejdą – wtedy może być niemiłe. Trzeba więc powiedzieć: „Ja cię bardzo dobrze rozumiem, jestem dla ciebie intruzem. Nie chcę zajmować miejsca twojego taty. Poznajmy się i zobaczymy, co będzie dalej”. Dzieci często „sprawdzają” nowych parterów mamy, czy mają poczucie humoru, czy naprawdę im zależy, czy potrafią przełknąć czasem żabę… Ogromnie lubię cechy mężczyzn, które się uwydatniają przy dzieciach jako inne od cech mamy – dzieci to też strasznie lubią. Że z tym facetem można się posiłować, pobiegać, pobrudzić, rozpalić ognisko, złowić rybę, urządzić survival w lesie. Tym można ich do siebie bardzo przekonać.

Poza tym nowy partner dobitnie pokazuje, że mama też ma swoje życie i swoje potrzeby, w związku z tym dziecko też może mieć swój świat.
I może być osobne. Poza tym im więcej dzieci mają dorosłych ludzi do kochania, tym lepiej. Tak jak kochają dziadka, wujka czy przyjaciółkę mamy, tak też mogą pokochać nowego partnera. Choć nie muszą od razu wszyscy się kochać, ważne, by umieli się ze sobą dogadać.

Katarzyna Miller, psycholożka, psychoterapeutka, pisarka, filozofka, poetka. Autorka wielu książek i poradników psychologicznych, m.in. „Instrukcja obsługi faceta”, „Daj się pokochać dziewczyno”, „Nie bój się życia”, „Instrukcja obsługi toksycznych ludzi”, „Kup kochance męża kwiaty” i „Chcę być kochana tak jak chcę” (Wydawnictwo Zwierciadło).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze