Bliskie relacje nas wzmacniają, ale pod warunkiem, że o nie dbamy. A dbamy wtedy, kiedy sami się rozwijamy. Dlatego renowację związku powinniśmy zawsze zaczynać od pracy nad sobą.
Wakacje to dobry czas na odbudowanie związku?
Owszem, to fajna okazja do tego, żeby się do siebie zbliżyć, bo wreszcie mamy dla siebie czas. A dla większości par główny problem to właśnie brak czasu. Przytłoczeni na co dzień obowiązkami zawodowymi, zajmowaniem się domem, dziećmi, pielęgnowanie relacji z partnerem odkładamy na potem. To często jedna z ostatnich pozycji na liście naszych priorytetów, co jest bardzo dużym błędem, bo o relację trzeba dbać.
Co to znaczy: dbanie o relację?
To przebywanie z drugą osobą, uważność, czyli nie tylko mówienie do niej, ale i słuchanie tego, co ma mi do powiedzenia, to okazywanie jej czułości, zainteresowania, to wspólne przyjemności, wspólna przestrzeń, która, niestety, z czasem robi się coraz mniejsza. Urlop jest po to, żebyśmy mogli w końcu ze sobą być, ale jest też często dużym zagrożeniem dla związku.
Może okazać się bolesnym czasem prawdy?
To bardzo dobre określenie. Przez cały rok funkcjonujemy jak dobrze działająca firma, potrafimy nawet nieźle rozkładać między siebie codzienne zajęcia, ale nie mamy czasu na bliskość, na intymność, nie mówiąc już o seksie, na który brakuje nam siły. I kiedy już ten czas się pojawia, to raptem okazuje się, że bycie razem jest trudne. Jeżeli bowiem spoiwem relacji jest tylko wzajemna wymiana zobowiązań, które możemy nawet kochać (czyli nasze dzieci) albo które są trudne (jak kredyty) i jeśli tak funkcjonujemy parę lat, to może się okazać, że na urlopie trudno się do siebie zbliżyć. Po kilku dniach rozmów o dzieciach, pracy, obowiązkach tematy się wyczerpują. Jeżeli – co gorsza – partner nas irytuje, denerwuje, bo raptem chce robić coś, na co nie mamy ochoty, jest marudny, to urlop może być nie lada wyzwaniem, bo uświadamia ludziom prawdę o ich relacji.
Co z tą prawdą zrobić?
Zacząć trzeba od przemyślenia, dlaczego tak naprawdę jestem z drugą osobą. Czy dlatego, że lubię jej towarzystwo, bliskość, fizyczność, że mamy tematy do rozmów? Czy może tylko z obowiązku? Wiele par przychodzi do mnie z refleksją, że zorientowali się na urlopie, jak niewiele ich łączy, jak nie mają o czym rozmawiać. I to wszystko sobie wykrzyczeli, padły bolesne słowa, których już nie da się cofnąć, więc ciężko wrócić do codzienności, bo ta w dotychczasowym kształcie nie ma już racji bytu. A poza tym – ci ludzie nie wykorzystali urlopu na odpoczynek, więc teraz nie mają energii i motywacji, żeby dobrze współdziałać. Trudne, bolesne refleksje są jednak znakomitą okazją do zastanowienia się co dalej. Oczywiście, zawsze można podjąć decyzję o rozstaniu, czasami taka decyzja jest konieczna, bo nawet jeśli mamy dziecko, to powinniśmy wspierać się w jego wychowaniu, ale nie musimy być razem na siłę. Czas tej urlopowej próby jest zatem okazją do podjęcia odważnej decyzji – albo o rozstaniu, albo o pracy nad związkiem.
Co może odnowić związek?
Zmiana. Przy czym zmiana może polegać na powrocie do pewnych praktyk, które nas wcześniej cieszyły, albo na wprowadzeniu czegoś nowego. Na przykład: Postanawiamy, że babcia, ciocia albo niania zajmą się co drugi weekend naszym dzieckiem, a my ten czas spędzimy we dwoje. Albo: Wyrzucamy telewizor z sypialni. Dzwonimy do przyjaciół, z którymi dawno się nie widzieliśmy, i zapraszamy ich na kolację. Umawiamy się na tenisa ze znajomą parą.
Najtrudniej zmienić uprzedzenia.
Często jesteśmy nastawieni na walkę z partnerem, na pilnowanie podziału obowiązków, jaki ustaliliśmy. A czasem lepiej jest skoncentrować się na tym, co nam się kiedyś w nim podobało. Wtedy inaczej spojrzymy na naszą codzienność, na partnera, na relację. Zmiana może polegać na przypomnieniu sobie tego, co nas wtedy łączyło. Może też oznaczać konieczność pójścia na terapię. Terapeuta to taki przewodnik w procesie szukania rozwiązań najbardziej pomocnych dla danej pary, w zrozumieniu tego, co się stało, w wyciągnięciu wniosków. Pomaga, żeby ten proces następował szybciej, jest życzliwym, obiektywnym opiekunem ludzi w kryzysie, co nie znaczy, że w każdym kryzysie mamy biec od razu do terapeuty. Zawsze natomiast warto coś w naszym związku ułożyć inaczej. Jestem wielką orędowniczką zmiany, bo ona nakręca proces naszego rozwoju.
Pod warunkiem że nie będziemy chcieli na siłę zmienić partnera.
Mam na myśli zmianę dostosowaną do tego, kim jesteśmy, taką, która sprawi, że nasza codzienność stanie się dla nas obojga przyjemniejsza i że się do siebie zbliżymy. Partnerowi, zapalonemu tenisiście, mogę zaproponować: „Pójdę z tobą w sobotę na korty, może fajnie byłoby, gdyby twój kolega zaprosił swoją partnerkę, słyszałam, że to fajna babka, pogram z nią albo porozmawiam. A z kolei w niedzielę ty poszedłbyś ze mną do kina”. Zmiana na zasadzie walki z pasjami czy poglądami partnera nie ma żadnego sensu.
Lepiej chyba zacząć zmianę od siebie, licząc na efekt domina.
Oczywiście, że tak! Wszystko, co dzieje się ze mną i we mnie, ma wpływ ma mojego partnera. Proces pracy nad odnowieniem relacji jest też procesem pracy nad sobą, bo zawsze ważne jest pytanie, co sama mogę zrobić dla związku, dla mojego partnera, dla siebie, jak mogę pracować nad tym, żebyśmy się do siebie zbliżyli. Może powinnam zrezygnować z ciągłego upominania? Owszem, mój partner jest bałaganiarzem, ale w ciągu pięciu lat wspólnego życia nie sprawdziły się żadne metody – ani zwracanie mu uwagi, ani wkładanie nieświeżych skarpetek pod poduszkę – więc może warto machnąć na jego bałaganiarstwo ręką, może to jest ta konieczna zmiana? Ale czasem polega ona na tym, że wreszcie mówię otwarcie: „Kochanie, rozumiem, że uwielbiasz swoją pracę, ale chciałabym, żebyśmy znaleźli dla siebie dwa wieczory w tygodniu, kiedy wracasz wcześniej”. Bywa, że największą trudność sprawia odróżnienie tego, na co machnąć ręką, co zaakceptować, od tego, o co asertywnie się upominać.
Nałogi rujnujące nasze życie są na tej drugiej liście.
Zdecydowanie tak. Wszystko, co agresywne i autoagresywne, także pracoholizm, powinno zmobilizować nas do powiedzenia: „Stop! Nie godzę się na to i co ty na to? Czy jesteś gotowy, żeby się z tym zmierzyć, czy rozumiesz, że mam prawo tego nie tolerować?”. Komunikujemy swoje zdanie partnerowi, dajemy mu szansę na zmianę, wspieramy go w pracy nad sobą, no chyba że tego trudu nie podejmuje.
Co wtedy? Zwykle się poddajemy, gdy pojawia się najmniejsza trudność. Dlaczego?
Bo bardzo źle znosimy kryzysy, dyskomfort. Żyjemy w czasach kultu fajności. A w życiu bywa różnie. Urlop daje szansę na odnowienie relacji, bo pomaga nam uświadomić sobie, że czasem bywa fajnie, a czasem mniej fajnie. A my powinniśmy zadać sobie pytanie: Co w tym „fajnie” nas łączy, co nas zbliża, a co w tym „niefajnie” można zmienić albo zaakceptować. Największy problem mamy z zaakceptowaniem „niefajnego”. Między innymi dlatego, że chcemy, żeby nasze życie było idealne, że żyjemy pod przymusem perfekcyjności, czym wyrządzamy sobie okropną krzywdę. Z wiekiem potrafimy zrozumieć, że nikt nie jest idealny, ale jak się ma tych 20 lat, to ciężko zaakceptować wady partnera i codzienność pełną wyrzeczeń.
Odnowy wymaga każdy związek?
Tak, ale takiej codziennej, nieustannej. Odnawianie relacji to pamiętanie o tym, żebyśmy zjedli razem kolację, wyłączyli telewizor i ze sobą porozmawiali, przytulili się, wzięli wspólną kąpiel. Ale odnawiać związek to także odnawiać siebie. Czyli – uczyć się, rozwijać swoje pasje, poznawać ludzi. Możemy potem przy kolacji podzielić się ze swoim partnerem tym, czego się nauczyliśmy. Wtedy on też posunie się w tej dziedzinie o krok do przodu, a i nasza relacja na tym zyska. Bo tak naprawdę buduje nas związek, który nie stoi w miejscu, tylko się rozwija. A rozwija się wtedy, kiedy my się rozwijamy. Dlatego musimy zawsze zacząć od pracy nad sobą. Ale związek też trzeba codziennie podlewać niczym kwiaty. Czasem wystarczy naprawdę niewiele: powiedzenie „kocham cię”, przytulenie się. Jak odnawiamy mieszkanie, to go nie wyburzamy, nie wywracamy wszystkiego do góry nogami, tylko malujemy ściany. Tak samo jest z bliską relacją – trzeba ją nieustannie odmalowywać. Niczego nie mamy bowiem danego raz na zawsze.
Maria Rotkiel, psychoterapeutka, trenerka, doradczyni rodzinna, zawodowa, autorka książki „Nas dwoje, czyli miłosna układanka” (wydawnictwo Czarna Owca). Mama Adasia.