1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Trudna sztuka przebaczania

Przebaczenie, żeby miało efekt uwolnienia, nie może być tylko tworem mentalnym, odegranym, by nadać bieg na chwilę zastygniętej sytuacji, relacji. (Fot. iStock)
Przebaczenie, żeby miało efekt uwolnienia, nie może być tylko tworem mentalnym, odegranym, by nadać bieg na chwilę zastygniętej sytuacji, relacji. (Fot. iStock)
Przebaczenie w naszej kulturze często wiąże się z zapomnieniem win, uwalnia oprawcę od ciężaru krzywd, jakie nam wyrządził. Nierzadko staje się obowiązkiem moralnym, będącym wynikiem lojalności względem męża, żony, rodzica, dziecka. Często przebaczamy właśnie pod przymusem – czy to zewnętrznym, czy też wewnętrznym.

Przebaczanie nie przychodzi nam łatwo, rodzi się w bólu, nierzadko powoduje nasz opór. Czy zatem należy przebaczać? Te i inne pytania przychodzą do naszej głowy w momencie, kiedy ból wewnętrzny i smutek na skutek zadanych krzywd stają się dla nas znaczącym obciążeniem, zabierają radość życia i odtwarzają na nowo pieśń przeszłości w dniu dzisiejszym.

Przebaczenie, z greckiego aphesis, oznacza uwolnianie, uniewinnienie, wypuszczenie, natomiast w języku hebrajskim przebaczenie rozumiano bardziej obrazowo – jako otulić płaszczem, zabezpieczyć, zbliżyć się.

Czy zawsze powinno się wybaczyć?

Odtwarzamy wdrukowane zdania: „Wybacz mężowi dla świętego spokoju”, „No już, wybaczcie sobie, żeby było lepiej”, „Powinnaś wybaczyć swojej matce – przecież cię wychowała”.

Przebaczenie, żeby miało efekt uwolnienia, nie może być tylko tworem mentalnym, odegranym, by nadać bieg na chwilę zastygniętej sytuacji, relacji. Nie może zadziać się pod przymusem. Kiedy czujemy opór w sobie, wówczas zatrzymajmy się na chwilę, zauważmy, jak ten opór objawia się w naszej głowie, jakie słowa wkłada nam w usta, co powoduje w naszym ciele. Może napięcie obejmuje kark, przejawia się ściskiem w żołądku lub smutkiem odczuwanym w tzw. „dołku”, splocie słonecznym?

Efektem mechanicznego wybaczenia z obowiązku będzie jeszcze większe cierpienie. Przejmiemy na siebie obowiązek uniewinniania, tłumaczenia sobie, nierzadko też umniejszania krzywd, jakich doświadczyliśmy, czy bagatelizowania ich.

Uniewinnianie, często bez uznania wyrządzonej krzywdy przez naszego oprawcę, bez postanowienia poprawy i podjęcia działań zadośćuczynienia, jest gwałtem na nasze jestestwo. Zmusza nas do przemocy względem samego siebie, wymagając od nas wzięcia odpowiedzialności za bałagan, nieuporządkowanie wewnętrzne, niepohamowaną agresję oprawcy, bez otulenia nas samych płaszczem bezpieczeństwa, zrozumienia, szacunku, wynagrodzenia, ciepła i miłości. Nie wybaczajmy pod przymusem.

Od czego zacząć?

Jeśli doznaliśmy krzywd, które powracają do nas w postaci bólu psychicznego, duchowego, fizycznego najpierw powinniśmy otulić, ukochać, przyjąć w szeroko otwartymi ramionami samych siebie.

Nie skupiajmy się na obowiązku wybaczenia oprawcy, który często rani, bo sam został tak poraniony, że nie potrafi inaczej. Nie popełniajmy jego błędu. Zatrzymajmy sekwencję przemocy. Jeśli nie skonfrontujemy się z tym, czego doświadczyliśmy na sobie, nie dostrzeżemy, nie przytulimy, nie ukochamy sercem – przekażemy to dalej. Warto zacząć postępować inaczej niż dotychczas.

Uznając krzywdę, jakiej doznaliśmy, nazywając ją oraz to, co czujemy – bez oceniania, czy przesadzamy, wyolbrzymiamy, tylko w pełnym zaufaniu do siebie – wlewajmy do swojego serca miłość, jakiej zabrakło wtedy, gdy przyjmowaliśmy od oprawcy to, czym nas karmił. W efekcie dojdziemy do takiego wewnętrznego spokoju i otulenia oraz takiej wewnętrznej miłości, że nie będziemy przyjmowali niczego, co krzywdzi nasze wewnętrzne dziecko. Z miłości do siebie, z szacunku, ciepła i dobroci nie będziemy przepuszczać do siebie tego, co nas krzywdzi. Z tego uczucia zrodzą się pozytywne i konstruktywne myśli, z myśli zrodzą się działania, z działań nawyki. W efekcie utkamy lepsze życie. Na przykład odważmy się powiedzieć oprawcy o tym, jak i kiedy czuliśmy się skrzywdzeni, może zakończymy jakąś toksyczną relację, w której doznajemy nieustannej przemocy. Jeśli coś nie zostanie wypowiedziane ustami, wyjdzie ciałem – ciało da nam znać o tym, że doznajemy czegoś, co jest sprzeczne z miłością.

Nie wymuszajmy na sobie odczuwania czegoś innego niż to, co czujemy. Nie zmuszajmy siebie do wybaczania innym. Uznajmy nasze uczucia, nasz ból, smutek, cierpienie, pochylmy się nad nimi i otoczmy miłością, otulmy bezpiecznym płaszczem. Czując po tym wewnętrzne uwolnienie i ukojenie, poczujemy, że zniknęły żal i gorycz. Być może znajdzie się przestrzeń na pojednanie – zbliżenie do tej osoby, która zadała nam ból. Jednak bez uznania przez oprawcę swoich krzywd względem nas, bez podjęcia szczerych starań z uznaniem prawa do naszych odczuć takimi, jakie są i były – pojednanie z poziomu serca nie jest możliwe. Ale to zostawmy tym, którzy mają spore zaległości w zajmowaniu się swoim wewnętrznym dzieckiem. To nie nasz obowiązek, by ich do tego nakłaniać. Zajmijmy się sobą, swoim wewnętrznym dzieckiem, jego otuleniem, ukochaniem.

Na koniec proponuję tym, którzy przeżywają ból i cierpienie po zadanych krzywdach, następującą afirmację: Ukochuję swoje wewnętrzne dziecko, zauważam jego ból, cierpienie – otulam je swoim uznaniem krzywd, zrozumieniem, troską, szacunkiem i kojącą miłością. Doświadczam uwalniającej miłości.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze