1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Czy masz szansę stworzyć długotrwały związek? To zależy od poczucia własnej wartości

Czy masz szansę stworzyć długotrwały związek? To zależy od poczucia własnej wartości

Dbanie o relację to klucz do długotrwałej relacji. (Fot. iStock)
Dbanie o relację to klucz do długotrwałej relacji. (Fot. iStock)
Dobry, długotrwały związek zależy od poczucia własnej wartości. Ci, którzy doceniają siebie, doceniają też partnera.

Wystarczy rozejrzeć się po znajomych - coraz mniej wokół nas par z długim stażem, zwłaszcza tych ze średniego i młodego pokolenia. Czy taki model związku jest jeszcze dla ludzi atrakcyjny? Czy w ogóle możliwy?

Blanka Nowak (rocznik ’71), drugi mąż, dwoje dzieci (z pierwszego związku): – Byłam ostatnio na zjeździe klasowym z okazji 25-lecia matury. Zjechało się trzy czwarte klasy, także ci, którzy wyemigrowali do Anglii, Irlandii i Stanów Zjednoczonych. Większość ludzi ciężko haruje, ale żyje na przyzwoitym poziomie, wszyscy mają samochody, mieszkania na kredyt, ale tylko cztery osoby na 20 pozostają w tych samych związkach. To było dla mnie dołujące odkrycie. Moim rodzicom i ich znajomym udało się przetrwać mimo niewątpliwie trudniejszych czasów, a nam to nie wychodzi. Coś z nami jest nie tak? Wszystko dlatego, że łatwiej nam się rozstawać? Że mamy za dużo pokus?

Drążę u źródła, czyli u psychoterapeuty Andrzeja Wiśniewskiego od lat zajmującego się terapią par.

– To mit, że winne są pokusy. One były zawsze, bo zawsze istnieli atrakcyjni mężczyźni, atrakcyjne kobiety, miejsca i sytuacje sprzyjające korzystaniu z tych pokus. Natomiast to, co się zmieniło, to fakt, że różnego rodzaju normy, zasady i nawet kulturowe przekazy straciły bardzo na swoim znaczeniu, że osłabła ich siła.

Kiedyś te wszystkie nakazy – że należy być ze sobą dla dobra dzieci, z powodów religijnych, bo tak wypada, bo co powiedzą sąsiedzi – były bardzo silne. To, oczywiście, powodowało, że funkcjonowało dużo związków fasadowych, ludzie tkwili w pustych, martwych relacjach, ale realizowali narzucone im zewnętrzne zasady i udawali przed światem, że dalej są razem. Dzisiaj zdecydowanie dużo prościej wyjść z relacji. Nie zgodziłbym się jednak z twierdzeniem, że ludzie łatwo się rozstają, gdy poluzowują się zewnętrzne normy. Otóż to nieprawda, to kolejny mit. Oprócz związków powstałych w wyniku chwilowego uniesienia, które się potem rozpadają, istnieją też takie, w których partnerzy są naprawdę dla siebie nawzajem atrakcyjni przez długi czas, nawet do śmierci. Bez względu na obowiązujące normy. I takich par obecnie też jest dużo.

Psychoterapeuta wyjaśnia ich fenomen: – Otóż ci partnerzy zachowują się stabilnie i przewidywalnie nie pod wpływem jakiegoś zewnętrznego bodźca, ale dlatego, że znaleźli w sobie motywację do budowania trwałej relacji. Każdy związek zaczyna się mniej więcej podobnie – na początku partnerzy są sobie nawzajem do czegoś potrzebni – podnoszą sobie wzajemnie samoocenę, nobilitują się, sprawiają, że czują się nawzajem atrakcyjni, wspaniali. Potem – już nie dla wszystkich – liczy się nie to, co partner daje, ale kim jest, jego indywidualność, to, że nie ma drugiego takiego człowieka na świecie.

Na styku biologii i kultury

Andrzej Wiśniewski przyjmuje co tydzień kilkanaście nowych par, które przychodzą nie dlatego, żeby się rozstać, ale po ratunek dla związku. I nie jest im łatwo postanowić o rozwodzie, nawet jeśli są w dużym kryzysie. Większość z nich ma za sobą udany okres wspólnego życia: ładne narzeczeństwo, pierwsze lata romantycznej miłości, narodziny dzieci. Wcześniej czy później przychodzą jednak trudne sytuacje życiowe, pojawiają się kryzysy związane z wychowaniem dzieci, ludzie polaryzują swoje zdania wobec wspólnych doświadczeń. Pojawia się, oczywiście, pokusa, żeby się rozstać, można to zrobić jednym ruchem, bo nie ma przecież specjalnych nacisków, by trwać razem. Ludzie jednak próbują walczyć o związek.

– O czym to świadczy? O tym, że obydwie strony potrafią zobaczyć swojego partnera nie tylko jako towarzysza do zabawy czy do atrakcyjnego wyjazdu, ale także do głębszej relacji – przekonuje psychoterapeuta. – Kiedy stawiają na szali jego wady, przewinienia, a z drugiej to, co dobrego między nimi się wydarzyło, czyli że zostali przez siebie nawzajem zaakceptowani, przyjęci, pokochani – okazuje się, że szkoda im to wszystko stracić.

Kolejny mit: to biologia pcha mężczyzn do licznych związków, a wszystko w celu przedłużenia gatunku. Robin Baker, autor kontrowersyjnej książki „Wojny plemników”, forsuje tezę, że związkami ludzi rządzi silny biologiczny imperatyw do przekazania swoich genów. Pisze: „Przyszłe pokolenia zostaną określone przez geny tych, którzy spłodzą większą liczbę potomków, a nie geny tych ludzi, którzy spłodzą ich niewiele bądź wcale”. A że kobieta w ciągu życia może urodzić ograniczoną liczbę dzieci, mężczyzna musi przekazywać swoje geny w kontaktach z wieloma kobietami. Stąd nietrwałość związków.

– Złości mnie takie gadanie, to jest taki rodzaj zwulgaryzowanej socjobiologii, która traktuje człowieka jak worek do przenoszenia genomów – mówi Andrzej Wiśniewski. – Co więcej, sądzę, że taki pogląd jest kompatybilny z różnymi kryzysami, przez jakie ludzie przechodzą i z którymi nie bardzo sobie radzą. Wtedy tego typu teoria okazuje się bardzo użyteczna i usprawiedliwiająca. Bezsprzecznie człowiek funkcjonuje na styku biologii i kultury, którą bym zdefiniował jako sposób porozumiewania się z innymi. I to sfera kultury, choć zaczęła działać później niż sfera biologii, ma olbrzymi wpływ na nasze funkcjonowanie, na to, w jaki sposób się realizujemy, budujemy swoją świadomość, identyfikujemy się ze światem wartości, jakimi jesteśmy ludźmi. Ta sfera ma olbrzymi wpływ na to, czy jesteśmy odpowiedzialni, czy potrafimy dostrzegać lojalność i być lojalni w stosunku do partnera. Mój ulubiony pisarz Sándor Márai powiedział, że pożądanie jest zwierzęce, a bliskość ludzka. Wszyscy mamy w sobie troszkę tego zwierzęcia, ale też olbrzymią część tego, co ludzkie. Jestem przekonany, że większość z nas kieruje się tym, co w nas ludzkie, choć czasami, kiedy obserwuję zachowania niektórych osób, zastanawiam się, czy moje myślenie nie jest trochę z gatunku wishful thinking. Denerwuje mnie myślenie negujące olbrzymi ludzko-boski wysiłek, żebyśmy przekroczyli prawa natury. No bo jeżeli nastąpiła jakaś ingerencja wszechświata w sprawy ludzkie, to stało się to poprzez miłość właśnie. I ona się rozwija mimo niewątpliwych trudności i przeszkód.

Tyle trwałości, ile dojrzałości

Psychologowie podkreślają zgodnie: dobry długotrwały związek zależy od poczucia własnej wartości obojga partnerów. Okazuje się, że ci ludzie, którzy doceniają siebie, potrafią docenić też partnera, jego wyjątkowość i niezwykłość. Bo im moje poczucie wartości jest wyższe, tym mam mniejszą potrzebę, żeby mój partner mnie dowartościowywał, dodawał splendoru, nobilitował, coś mi załatwiał.

– Mówiąc obrazowo: im bardziej siebie cenię, tym mniej traktuję partnera jak stację benzynową, do której można podjechać, zatankować i jechać dalej – mówi Andrzej Wiśniewski. – Tyle więc udanych, trwałych związków, ile dojrzałych osób.

Co to znaczy: dojrzały partner? Psychoterapeuta wyjaśnia, że to ktoś, kto nie uzależnia swojego dobrostanu psychicznego od tego, jak reaguje druga strona – czy się odsuwa, czy zbliża, czy się uśmiecha, czy krzywi, czy chwali, czy krytykuje. Ci, którzy przywiązują zbyt dużo wagi do reakcji partnera, tak naprawdę mają problem ze sobą. Nie zdają sobie sprawy z tego, że ich pretensje do partnera to projekcja na niego własnych lęków.

Pewien mężczyzna przyszedł do psychoterapeuty i mówi: „Właściwie to niepotrzebnie przyszedłem, bo ja już wszystko wiem na temat relacji męsko-damskich. Pomyślałem jednak, że skonsultuję pewną obserwację. Otóż po raz szósty się żenię i widzę, że wszystkie kobiety są takie same. Bo ta szósta też rozkazuje: zrób mi herbatę”. Psychoterapeuta pyta: „A co w tym złego?”. Na co mężczyzna: „Jak to co? Przecież ona od razu chce mnie zdominować, narzucić mi swoją wolę”. Owemu panu nawet przez myśl nie przeszło, że projektuje na partnerki swoje lęki. Ludzie dojrzali są świadomi swoich stanów i emocji i nie obwiniają drugiej strony za to, co przeżywają.

Andrzej Wiśniewski: – Warunkiem dobrych, długotrwałych związków, który idzie w parze z poczuciem własnej wartości, jest wolność. Od wielu lat powtarzam: tyle miłości, ile wolności. Ale wolności nie w sensie nihilizmu, że wszystko wolno, że mogę robić z partnerem, co chcę, a on ze mną. Wolność, o której mówię, wiąże się z odpowiedzialnością za drugą osobę, za jej uczucia. Nawet kiedy jestem zły czy na granicy rozstania, to szanuję swojego partnera i chcę mu dać wolność wyboru. Czyli mówię, co się ze mną dzieje – że na przykład jestem zły, rozczarowany, przybity. Nie próbuję go kontrolować poprzez różne formy: wzbudzanie poczucia winy, wycofywanie pozytywnych informacji, odmawianie seksu.

Nasz intymny, mały świat

Trzeci warunek dobrego związku: lojalność. Czyli nie robię tego, czego nie chciałbym doświadczyć od mojego partnera. Doceniam jego indywidualność i strzegę jej, jego wkładu w moje życie. Nie modeluję go na swój obraz i podobieństwo, nie podporządkowuję sobie. Bo jak wszystko jest takie samo, to po co być ze sobą?

– A miłość? – pytam.

– Oczywiście, to fundament związku – odpowiada psychoterapeuta. – Ale miłość w rozumieniu Ericha Fromma, to znaczy taka, która opiera się na trosce, wzajemnej odpowiedzialności i dbaniu o siebie. W tak rozumianej miłości jest także miejsce na pożądanie. Bo jeśli mój partner wzbudza we mnie cały czas ochotę na bliskość, seks, przekraczanie granic, to znaczy, że związek jest żywy i dobrze rokuje na przyszłość. Seks to bardzo ważna więziotwórcza siła. Proszę zauważyć, jak para zmienia się po inicjacji życia seksualnego, jak bardzo ludzie stają się sobie bliscy, kiedy razem śpią, okazują sobie czułość, ale także – gdy przekraczają granice.

Mocnym spoiwem związku, choć niedocenianym, okazuje się poczucie humoru. Rozładowywanie codziennych napięć przy użyciu tej broni bywa naprawdę ozdrowieńcze, niejedną parę uratowało przed eskalacją konfliktu. Innym nieoczywistym cementem pary są talenty i pasje partnerów. Kiedy każdy ma swój bogaty świat i jego owoce przynosi do związku.

A gdy wkrada się rywalizacja?

– Zdrowa jest tylko ta jawna, otwarta – mówi psychoterapeuta. – Gorzej, gdy ludzie rywalizują w sposób ukryty.

Ważne jest imponowanie sobie nawzajem. Ale nie tylko sukcesami, także tym, że mój partner godnie się zachowuje, że dokonuje fajnych wyborów, że jest lubiany i ceniony przez innych. I że czasem potrafi przyznać się do błędów, powiedzieć: „Nie udało mi się”. I ja wtedy jestem z nim, pocieszam go, bo partnerstwo nie polega tylko na tym, żeby świętować wzajemne sukcesy, ale przede wszystkim, aby wspierać się w trudnych chwilach. Strasznie ważna jest intymność naszego związku, nie tylko w sensie erotycznym, ale w takim, że mamy swój, tylko nam znany świat, który pielęgnujemy.

Wszyscy narzekamy na cichego zabójcę relacji – brak czasu. Andrzej Wiśniewski nie przyłącza się do tego chóru. Argumentuje, że gdybyśmy rozumowali tym tokiem, to można by dojść do wniosku, że dobry związek buduje się proporcjonalnie do czasu spędzanego razem. A to zdaniem psychoterapeuty nieprawda. Taki przykład: małżonkowie jadą razem na upragnione wakacje. Mąż siada z wędką, żona coś pichci w kuchni i niby są razem przez dwa tygodnie, a tak naprawdę cały ten czas spędzają osobno.

– Dobry związek naprawdę nie zależy od tego, ile czasu przebywamy razem. Czasami mamy dla siebie kilka chwil, ale są one intensywne. Nie może być jednak tak, że nie widzimy się miesiącami. Każdy z nas ma potrzebę, żeby się pozwierzać, poradzić, poprzytulać. I jak długo brakuje partnera, szybko znajdzie się ktoś, kto nas wysłucha i przytuli, i to z nim zaczniemy tworzyć bliskość. Moim zdaniem długie rozłąki są niebezpieczne. Każda para powinna jednak sama określać swoje potrzeby w kwestii wspólnego czasu. Jeśli przedstawić obrazowo czas partnerów jako dwa kółka zachodzące na siebie, to niektórzy uważają, że część wspólna powinna się pokrywać, a inni – że może być niewielka. Ważne, żeby w ogóle była.

Uczmy się przystosowywać

Psychoterapeuci powtarzają: o związek trzeba dbać. Bo to nie jest tak, że jak się zakochaliśmy, to ten stan będzie trwał i trwał. Otóż nie – każda relacja wymaga nieustannej pracy, która polega na wczuwaniu się w to, co przeżywa partner, uwzględnianiu jego uczuć, docenianiu jego starań, nieoskarżaniu go o wszystko, przyznawaniu się do błędów, mówieniu: „dziękuję”, „przepraszam”. Czyli na tym, żeby widzieć belkę w swoim oku, a nie tylko dostrzegać źdźbło w oku partnera. Tymczasem ludzie zapominają o tym, żeby sobie powiedzieć: „Cieszę się, że to zrobiłaś, podoba mi się twój pomysł, fajnie wyglądasz”. Dbanie o relację, takie codzienne, nie od święta, to klucz do długotrwałej relacji. Nigdy nie można związku raz na zawsze przekreślić.

Andrzej Wiśniewski: – Znam z gabinetu psychoterapeutycznego wiele takich małżeństw, które wydają się skończone, a jednak odżywają i nabierają nowego znaczenia. W całej swojej praktyce tylko dwa razy odmówiłem pomocy, bo nie chciałem brać udziału w próbie demolowania partnera, która miała się odbywać pod płaszczykiem psychoterapii. Ale do dzisiaj mam wątpliwości, czy moja decyzja była słuszna. Zawsze istnieje szansa na uratowanie związku. Żeby być w relacji, trzeba dopuścić, że może się ona skończyć. Ale żeby się nie skończyła, trzeba nad nią pracować.

Gdzie tkwi zatem sekret długotrwałych, dobrych związków? Oto co powiedzieli mi jakiś czas temu Joanna i Jan Kulmowie, którzy przeżyli razem 61 lat (Joanna Kulmowa zmarła w 2018, a Jan Kulma w 2019 roku, red):

Jan, reżyser, muzyk, filozof: – Cóż to jest miłość? Można, oczywiście, cytować świętego Pawła. Ale ja uważam, że za dużo znaczeń ma to słowo, więc go nie używajmy! Uczmy się do siebie przystosowywać. Tłumaczę młodym ludziom: „Nie możecie się tylko pożądać, bo to wam przejdzie za jakiś czas. Gdy natomiast będziecie się uczyli myśleć o tym, co druga osoba myśli, lubić to, co ona lubi, to znajdziecie wspólny język”.

Kiedy młodzi pytają: „A co z seksem?”, odpowiada: – Seks jest ważny, bo skleja związek, czyni go trwałym. Ale jak ludzie od seksu zaczynają i myślą, że na seksie skończą, to się grubo mylą. Joanna, pisarka, poetka, tłumaczka: – Ja też mówię młodym: „Nie zaczynajcie od gimnastyki”. Bo oni myślą, że z tego bierze się miłość. Nas strasznie denerwują te idiotyczne filmy, gdzie po półgodzinie znajomości dziewczyna z chłopakiem kładą się do łóżka. Poczekajcie, dzieci. Ja myślę, że miała sens niepisana umowa, jaka dawniej obowiązywała: mężczyzna zdobywa kobietę, a ona udaje, że jej na tym nie zależy.

Jan: – Bo gdy za szybko coś się zdobywa, to się tego nie docenia. Aldous Huxley napisał takie piękne opowiadanie, w którym odpowiedział na pytanie, co to jest miłość. Otóż według niego miłość to umiejętność stawiania sobie kolejnych przeszkód. Im dłuższy jest ten bieg z przeszkodami, tym większa satysfakcja, że się je pokonało.

Joanna: – Jest jeszcze coś, co znikło: staranie się, żeby nie robić drugiemu człowiekowi przykrości. Małżonkowie nie mogą robić sobie przykrości. Większych, bo małe, owszem, mogą. Janek na przykład do dzisiaj ogląda się za damskimi nogami, co mnie boli.

Jan: – Bo ja bardzo lubię kobiety, lubię na nie patrzeć. Jo [tak pieszczotliwie zwraca się do Joanny], tyle kobiet lubię, a jednak jestem z tobą. No to pomyśl, jaką ty masz wartość. Małżeństwo to loteria i rzadko się na niej wygrywa. Ja wygrałem.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze