Panuje dzisiaj tyrania wyboru. Młodzi ludzie z jednej strony mają dużo możliwości, a z drugiej – świadomość, że gdy za szybko wybiorą, to może się okazać, że pojawi się coś lepszego, fajniejszego. Dlatego wolą czekać – mówi psycholożka, profesor Katarzyna Popiołek.
Połowa młodych ludzi zostaje przy rodzicach.
Włoski filozof Francesco Cataluccio napisał na ten temat ciekawą książkę „Niedojrzałość, choroba naszych czasów”. Zwrócił w niej uwagę, że to zjawisko dotyczy bardziej mężczyzn niż kobiet. Może bierze się to stąd, że w pewnym momencie zegar biologiczny przypomina kobietom o dziecku, a więc siłą rzeczy muszą one szybciej wydorośleć. A może powodem jest fakt, że nastały czasy kobiet, które walczą o swoją niezależność, a trzymanie się rodziców byłoby sprzeczne z tym nurtem. Mężczyźni mają problemy z dorosłością także dlatego, że nie obowiązuje dzisiaj jeden model męskości. Kiedyś mężczyzna miał być silny i twardy – teraz powinien być także empatyczny i czuły.
Młodzi mówią głównie o powodach materialnych i organizacyjnych.
To tylko przykrywka. Kiedyś też można było oszczędzać na tym, że się mieszka z rodzicami, a tak się nie robiło. Są bardziej złożone przyczyny tego zjawiska. Na przykład takie, że rzeczywistość jest teraz bardzo płynna, wszystko się zmienia, trudno oprzeć się na czymś stałym, bo to, co było wczoraj cenione, dziś już cenione nie jest. W związku z tym młodzi odwlekają moment, kiedy trzeba się za czymkolwiek opowiedzieć, kiedy trzeba podjąć ważne życiowe decyzje: wybrać partnera (stąd późne zawieranie małżeństw), zawód, miejsce pracy, nawet miejsce zamieszkania, bo przecież można mieszkać w wielu krajach. Młodzi chcą wcześniej wszystkiego popróbować. Przedłużanie decyzyjności to taki współczesny trend, na który zwracają uwagę eksperci zajmujący się doradztwem zawodowym. Ale młodym trudno także podjąć decyzje w życiu prywatnym. Powiedziałabym nawet, że panuje dzisiaj tyrania wyboru. Z jednej strony dużo możliwości, a z drugiej – świadomość, że jak za szybko wybiorę, to może się okazać, że pojawi się coś lepszego, fajniejszego.
Lepiej więc na to lepsze czekać u rodziców.
Tak, na przykład na lepszego partnera. Spis wymagań młodych co do partnera jest ogromny. Oglądają w telewizji, czytają w Internecie o wspaniałych mężczyznach, niezwykłych kobietach – i na tej podstawie budują swoje oczekiwania. A jak już według tej listy wymagań kogoś znajdą, to za chwilę zamieniają go na kogoś innego, kto jest lepszy w jakiejś dziedzinie. Takie zachowania sygnalizują niedojrzałość. Człowiek dojrzały wie, że nie ma ludzi najlepszych we wszystkim, jest też pogodzony ze sobą, z rzeczywistością. Inna przyczyna pogubienia się młodych ludzi to brak stałych wzorców. Kiedyś powielaliśmy utarte drogi, jakie wytyczali nam rodzice, teraz takiej drogi już nie ma. Rodzice nie są autorytetami, mentorami, którzy mogą powiedzieć dziecku, jak żyć – czasami oni też nie umieją odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Młodzi skupieni są dzisiaj na sobie.
Tak, są pod silnym wpływem indywidualizmu nakazującego: musisz odnieść sukces, musisz mieć to i tamto, nie pozwól się ograniczać. Młody człowiek to taki niedojrzały marzyciel – skrzyżowanie Piotrusia Pana z Małym Księciem, Casanovą, może też z Faustem. Goni za rzeczami nieosiągalnymi, idealnymi. Chce robić tylko coś wspaniałego, fascynującego, co przynosi duże apanaże. Ma poczucie, że wiele potrafi, nagromadził przecież kilka dyplomów, certyfikatów, nie umie jednak przełożyć tego na działania. Gdy dostaje propozycję pracy poniżej swoich oczekiwań, to mówi: „Dziękuję, nie będę marnował życia w takiej pracy”. Jest niecierpliwy, nie ma gotowości budowania krok po kroku swojej pozycji. To dość mocno narcystyczne pokolenie, zwłaszcza mężczyźni, i to nie tylko w Polsce – w całej Europie, no może poza Skandynawią. Pamiętam, jak w latach 70., w czasie pobytu w Szwecji, zaprzyjaźniłam się z pewną szwedzką rodziną. Kiedy ich córka skończyła 18 lat, musiała wyprowadzić się z domu, na co wcale nie miała ochoty. Zapytałam jej mamę, dlaczego się wyprowadza. Na co ona: „Córka musi nauczyć się samodzielności, zarządzania sobą, finansami, czasem”. W tamtej tradycji to norma.
U nas nawet jak dzieci się wyprowadzają, to oczekują od rodziców zaangażowania w swoje sprawy.
Myślę, że taka postawa mieści się w zaplanowanym braku stabilizacji. Młodzi nie chcą stabilizacji, bo ona lokuje ich na pewnej drodze życiowej, która ich ogranicza, określa. A oni wolą otwartą perspektywę, w której wszystko jeszcze może się zdarzyć. Sami są labilni uczuciowo i emocjonalnie, przyznają, że często mają „doła”. Branie się z życiem za bary nie jest dzisiaj w mainstreamie tego pokolenia.
Przeważa potrzeba doświadczania przyjemności. Dlaczego?
Myślę, że taka filozofia życia jest odpowiedzią na postawę zatracania się w pracy, owe „wypruwanie sobie żył”. Oni mówią: „Dość, nie będę się zarzynał, dziś zarobię trochę tu, jutro tam, mam jedno życie, nie chcę pracować na maksa, wybieram good enough”. Ich życie rozpada się na epizody, często takie, które trudno ze sobą połączyć.
Może więc dom rodzinny to jedyna stała w ich zmiennym życiu i dlatego tak kurczowo się go trzymają?
To prawda. Dla nich dom to poczucie bezpieczeństwa w rozchwianym świecie. Często nie żyją przecież na koszt rodziców, choć owszem – są też i tacy, ale większość młodych pracuje – czasem dołożą się do utrzymania, sprezentują rodzicom podróż. Nie chciałabym osądzać tego pokolenia. Oni są odbiciem czasów, w jakich żyją. No a czasy są tworzone przez ludzi, którzy żyją w określonych warunkach.
Do czego to wszystko zmierza? Dzieci wiecznych dzieci nie będą miały za plecami takiego domu, jaki mają ich rodzice.
Tak, prawdopodobnie będą miały jeszcze mniejszą stabilizację, ale może przez to wcześniej dorosną? Myślę, że związki współczesnego młodego pokolenia, o którym rozmawiamy, będą z definicji niestałe. Tendencja do zamiany partnera na „nowy model” będzie coraz powszechniejsza. A to dlatego, że mentalność długiego trwania zmienia się w mentalność krótkiego trwania. To widać również w przedmiotach materialnych – sprzęty, urządzenia, auta produkowane są na określony czas.
Co zatem znaczy dzisiaj „człowiek dojrzały”?
To ktoś, kto stara się więcej dawać, niż brać, kto czuje się odpowiedzialny za siebie i bliskich. Człowiek niedojrzały, tak jak dziecko, nastawiony jest na branie. W tym zjawisku widzę wpływ globalizacji, która odrzuca to, co niezgodne z wyidealizowaną normą. Wszystko ma być najlepsze, z najwyższej półki. Dlatego młodzi ludzie odrzucają pomysł, żeby wyprowadzać się z wygodnego domu do małego pokoju, żeby związać się na stałe z partnerem, któremu daleko do ideału. Poddają się natomiast infantylizacji kultury. Bo czym się dzisiaj głównie zajmują? Grami, przyjemnościami, zabawą, gadżetami. Nie krytykuję ich z tego powodu, nie uważam, że to straszne pokolenie. Staram się ich zrozumieć, bo widzę, z czym się borykają. Jestem przekonana, że gdy będą musieli, to dorosną.
Artykuł archiwalny