1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Zdrowy egoizm – daj sobie prawo do własnych potrzeb

Zdrowy egoizm – daj sobie prawo do własnych potrzeb

Jeśli nie rozwiążesz własnych problemów, niewiele wniesiesz do rozwiązania problemów świata. (Fot. iStock)
Jeśli nie rozwiążesz własnych problemów, niewiele wniesiesz do rozwiązania problemów świata. (Fot. iStock)
Chyba nikt, komu zależy na relacjach z innymi, nie chciałby być nazwany egoistą. Bo przecież egoista to samolub, sobek, osoba aspołeczna – tak przynajmniej najczęściej jest postrzegany. A jednak, jak przekonuje austriacki dziennikarz Josef Kirschner, który spopularyzował pojęcie zdrowego egoizmu, kto nie rozwiąże własnych problemów, niewiele wniesie do rozwiązania problemów świata. Zatem: bądźmy mądrze egoistyczni.

Artykuł archiwalny

Jeśli masz wątpliwości, czy zajmowanie się sobą jest słuszne, zastanów się, czy zajmowanie się innymi nie jest też formą egoizmu. Czasem służy temu, żeby poczuć się lepszymi, zyskać nad kimś przewagę, podporządkować go sobie. A przynajmniej się wykazać. Tworzą się zależności, nie zawsze zdrowe. Josef Kirschner, autor książek „Biblia egoistów” i „Jak być egoistą, czyli jak żyć szczęśliwie, nawet jeśli innym to się nie podoba”, zauważa, że pomóc sobie w sposób trwały możemy tylko my sami. „Gdyby rzeczywiście każdy troszczył się więcej o siebie niż o innych, na świecie byłoby mniej ludzi nieszczęśliwych. Również takich, którzy tracą czas, przerzucając na bliźnich odpowiedzialność za własne niepowodzenia”.

Najpierw trzeba zacząć od siebie, jak w często przywoływanej sytuacji z maską tlenową w samolocie, którą zakładasz dziecku dopiero, kiedy sam odzyskasz oddech i zdolność działania. Zdrowy egoista daje sobie prawo do własnych potrzeb, rozpoznaje je i stara się zaspokoić – bez naruszania granic innych ludzi, ale też bez poczucia winy. Zna swoje możliwości i ograniczenia, akceptuje niedoskonałości. Troszczy się o własne dobro i dąży do samorealizacji, ale nigdy po trupach. Taka postawa daje same korzyści. Tobie gwarantuje odkrywanie siebie i własnego potencjału, rozwijanie go, wyrażanie. Pełnię życia. Innym – satysfakcję z tego, że dzielisz się z nimi tym, co w tobie najlepsze.

Filtrować wydarzenia

Zdrowy egoizm to jednak złożony temat. I proces – wewnętrzny oraz zewnętrzny. Nie wystarczy deklaracja: „Od dziś na pierwszym miejscu stawiam swoją osobę”. Potrzebna jest odwaga, determinacja i zaufanie do siebie. Umiejętność odróżniania rzeczy ważnych, umiarkowanie ważnych i nieistotnych. Wreszcie odpowiedzialność – za siebie, swoje wybory.

Chcesz sprawdzić, czy jesteś gotów kierować się takim egoizmem? – pytają terapeuci Rachael i Richard Hellerowie, autorzy książki „Zdrowy egoizm” (wyd. Czarna Owca). Oto prosty test: wyobraź sobie, że dostałeś czarodziejską lampę. Gdybyś mógł mieć tylko jedno życzenie, o co byś poprosił? Dobrze się zastanów, nie wymieniaj pierwszej rzeczy, jaka przyjdzie ci na myśl! Tu chodzi bowiem o priorytety, o to, by ustalić, czego naprawdę chcesz, i konsekwentnie dążyć do celu. „Codzienność przytłacza każdego i jeśli nie ma się pomysłu, jak filtrować wydarzenia dnia, popada się w ogromne tarapaty” – powiedział kiedyś Henry Kissinger. Chodzi o to, żeby samodzielnie sterować własnym życiem, bez oglądania się na innych.

Oczywiście ci inni będą protestować, odsądzać cię od czci i wiary. W takich chwilach możesz wspomnieć przytoczoną przez autorów „Zdrowego egoizmu” przypowieść. Pewnego dnia ojciec i syn wyruszyli w długą podróż. Wzięli konia, ojciec usadowił na nim chłopaka. Wkrótce minęli ludzi, którzy stwierdzili: „Rozpieszczony, samolubny dzieciak, jedzie sobie wygodnie, podczas gdy ojciec musi męczyć nogi”. Zawstydzony chłopiec ustąpił miejsca ojcu, a w najbliższej wiosce usłyszeli: „Żaden przyzwoity ojciec nie rozsiadałby się, narażając dziecko na niewygody”. Wsiedli więc na konia razem i wtedy – jak łatwo się domyślić – dowiedzieli się, że są bezduszni, bo męczą biedne zwierzę. Cóż, została jeszcze jedna opcja: obaj zeskoczyli z konia i wędrowali, prowadząc go za uzdę. A w kolejnej osadzie dosięgły ich słowa: „Iść pieszo, kiedy ma się konia do dyspozycji? Trudno o większą głupotę!”.

Cokolwiek wybierzesz, innym może się to nie spodobać. Nie przekonasz ich, nie zmienisz. Jak przypominają Hellerowie, możesz zmienić tylko siebie. Ale to zmienia wszystko!

Czyj to wujek?

Zdaniem Josefa Kirschnera ten, kto chce sam kształtować swoje szczęście, musi pokonać dwóch przeciwników: środowisko i opór wewnętrzny.

Cóż, wszyscy staramy się dostosować do otoczenia – zakładamy, że w pewien sposób nas określa. Dostarcza potrzebnej uwagi, uznania, zaszczytów, lajków. Zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Nic dziwnego, że od dziecka słyszymy, jakie to obrzydliwe być egoistą i że myśląc tylko o sobie, źle skończymy. Naginamy się do tych oczekiwań, ale cena jest bardzo wysoka. Spoglądając wciąż w stronę innych, starając się spełnić ich życzenia, zaniedbujemy nasze pragnienia, zakopujemy marzenia. Nawet nie dostrzegamy tego, że zostaliśmy zmanipulowani, ubezwłasnowolnieni – innym niespecjalnie zależy na naszej niezależności... „Gdyby wszyscy ci, którzy obiecują nam pomoc, mówią o naszym szczęściu i bezpieczeństwie, rzeczywiście dotrzymywali swych obietnic, ludzie staliby się bezgranicznie szczęśliwi. Ale tak nie jest” – zauważa Kirschner. „Kto bowiem szuka oparcia w innych, a nie w sobie samym, oddaje się iluzji, która nigdy nie może być spełniona. Dlatego każdy z nas ma pełne prawo myśleć bardziej o sobie niż o innych”.

Opory wewnętrzne związane są z lękiem przed oceną, przed odrzuceniem. Z lojalnością. Ta ostatnia była kluczowym spoiwem w czasach prehistorycznych – zauważają Hellerowie. Człowiek pozbawiony wspólnoty tracił praktycznie dostęp do pożywienia, schronienia, jego szanse przeżycia znacznie malały. Oczywiście, dziś też jesteśmy wplątani w siatkę pewnych zależności – żyjemy przecież wśród ludzi. Rzecz w tym, że niektórzy wciąż zachowują się tak, jakby bez aprobaty rodziny czy przyjaciół nie byli w stanie przetrwać: stosują się do absurdalnych żądań, pozwalają innym na krytykę, uszczypliwości i różnego rodzaju nadużycia. „Nigdy nie gódź się na takie zachowanie członka rodziny, jakie uznałbyś za niedopuszczalne u kogoś obcego” – ostrzegają Rachael i Richard Hellerowie. Fakt, że to twój brat, kuzyn, twoja ciotka, twoja krew, nie wystarczy za usprawiedliwienie.

Autorzy „Zdrowego egoizmu” przytaczają historię o wujku Louie. Pewna para odkrywa, że wujek, którego dawno temu przyjęli pod dach, jest zwykłym pasożytem. Najpierw nieśmiało zaczynają przyznawać się do dyskomfortu, sprawdzają, co sądzi na ten temat druga strona. Skarżą się na lenistwo wujka, bezużyteczność, wyciągają jego kolejne przewinienia, nie starając się już nawet ściszać głosu. Wreszcie stawiają sprawę na ostrzu noża: trzeba się rozmówić z niewygodnym lokatorem! Tylko kto ma to zrobić? „Ty mu powiedz, to twój wujek!” – mówi mąż. „Jak to? Byłam przekonana, że twój!”.

Taki wujek może mieszkać u każdego z nas. Może to być jakiś sztuczny byt, przymus, który utrzymujemy przy życiu, dajemy mu energię i nawet tego nie zauważamy (a kiedy już zauważymy, myślimy, że to nie nasze). Jak to wygląda na co dzień? Powiedzmy, że para wybiera się do znajomych. Żona wolałaby zostać w domu (notabene ma ochotę na seks), ale poświęca się, przekonana, że mężowi zależy na tym wyjściu. Tymczasem mąż, który na co dzień widuje mnóstwo osób, z niechęcią myśli o kolejnym spotkaniu (notabene ma ochotę na seks), ale nie wspomina o tym, żeby nie krzyżować planów żony. Idą więc, oboje niezadowoleni. Kto wie, może gospodarze wieczoru też chętnie spędziliby go inaczej... Cóż, wujek Louie objawił się w całej krasie! Zdrowy egoista szybko by go zdemaskował, nie pozwoliłby się wykorzystywać.

Trzy zasady

Jeśli już pokonasz zewnętrze i wewnętrzne opory, uzbrój się w konsekwencję i cierpliwość. Do zostania zdrowym egoistą potrzebne ci będzie przestrzeganie trzech zasad.

Szczerość. Załóżmy, że masz przyjaciela, którego zachowanie budzi w tobie dezaprobatę. Nie mówisz mu tego, znosisz coraz mniej cierpliwie kolejne „niestosowności”. Myślisz, że go chronisz, robisz mu przysługę. Otóż nie. Pozwalasz mu tkwić w miejscu, być może z dala od rzeczywistości. Niewykluczone też, że uzależniasz go od siebie, bo inni nie tolerują już jego zachowań, a od ciebie wciąż dostaje sygnały, że jest wspaniały. Zaciskając zęby, poświęcając się „dla dobra sprawy”, nie wyświadczasz przysługi ani jemu, ani sobie. O wiele lepiej by się stało, gdybyś – z jak najbardziej egoistycznych, czyli zdrowych, pobudek – powiedział mu prawdę.

Stawianie granic. Zdaniem autorów „Zdrowego egoizmu” każdego od czasu do czasu nachodzi myśl, by porzucić dotychczasowe życie. Im częściej roztaczasz wizje, by rzucić to wszystko w diabły, tym większa dawka zdrowego egoizmu jest ci potrzebna. A może rzeczywiście zechcesz wyobrazić sobie swoje życie na odległej wyspie?

Sporządź listę przyjaciół, którym chciałbyś podać swój nowy numer – proponują Hellerowie. Poczuj, że jesteś w nowym miejscu i słyszysz dzwoniący telefon – to ktoś z listy. Po tym, gdy opowiesz o swoich doświadczeniach, rozmowa toczy się jak dawniej. Czy cieszysz się, że słyszysz tę osobę? Chciałbyś, żeby odezwała się do ciebie ponownie? Nie jesteś przekonany? Skreśl to nazwisko! – sugerują terapeuci.

Oczywiście możesz zacząć rozwijać tę umiejętność w mniej zobowiązujących relacjach. Zdaniem Josefa Kirschnera każdy człowiek potrzebuje swojego rewiru. Świadomość własnej przestrzeni może być źródłem siły, niezbędnej do jej obrony. Tą przestrzenią może być ziemia, na której żyjemy, mieszkanie, pokój, biurko. Ale też to, co stanowi naszą osobowość. Terapeutka Robin Norwood uważa, że do bycia samolubnym – czyli kochającym siebie – niezbędne jest przeświadczenie, że jesteś kimś wartościowym i utalentowanym. I że masz prawo to uzewnętrznić. „To właśnie twoja wyjątkowa osobowość jest największym darem, który możesz ofiarować całemu światu, a zwłaszcza najbliższym” – twierdzi Amerykanka.

Równowaga w wymianie. Jako przykład jeszcze jedna historia od Hellerów. Pewien skąpiec kupił konia. Wykorzystywał go w gospodarstwie do najcięższych prac, a że koń spisywał się świetnie, chłop ograniczył mu wkrótce racje żywieniowe – uznał, że zwierzę i tak doskonale sobie poradzi. Kiedy koń zaczął słabnąć, mężczyzna stwierdził, że przepłacił za niego. I zaczął jeszcze bardziej oszczędzać na karmie. Niedożywiony koń słabł w oczach, a jego właściciel wściekał się, że ubił kiepski interes. Wreszcie wygłodzone zwierzę padło. A gospodarz? Utwierdził się w przekonaniu, że go okradziono... Wykorzystywanie innych niewiele ma wspólnego ze zdrowym egoizmem.

Czego chcę?

Stawianie siebie w centrum to wymagająca umiejętność. Każe wciąż stawiać pytania: Czy jestem zadowolony, szczęśliwy? Czy to, co robię, jest w zgodzie ze mną? Czy daje mi poczucie spełnienia? Rachael i Richard Hellerowie twierdzą, że powinniśmy na każdym kroku zadawać sobie jedno pytanie: czego chcę? Działa ono jak strzałka nawigatora: „Jeśli chcesz dbać o szefa, o szwagierkę albo sprzedawczynię z pobliskiego sklepu, pójdziesz taką drogą. Jeżeli chcesz przyznać sobie prawo do zdrowego egoizmu, wybierzesz inną”. W pewnym sensie decyzja zapadnie sama.

Zdrowy egoista daje sobie prawo do własnych potrzeb, rozpoznaje je i stara się zaspokoić – bez naruszania granic innych ludzi, ale też bez poczucia winy. Troszczy się o własne dobro i dąży do samorealizacji, ale nigdy po trupach.

Zdrowy czy pozytywny?

Termin „pozytywny egoizm” wypromowali Dagmara i Tomasz Skalscy, autorzy książki „Egoizm to nie grzech!” i twórcy „Projektu Egoistka”. Dlaczego „pozytywny”, a nie „zdrowy”? Na czym polega różnica? Słowo „pozytywny” wywodzi się z łacińskiego positivus, który oznacza też „uzasadniony”, „ugruntowany”, „oparty”. Pozytywny egoista zwraca się więc ku sobie nie tylko po to, by zaspokajać swoje potrzeby czy zachcianki, ale by w samym sobie znaleźć oparcie, swój „grunt”. Pozytywny egoizm kładzie duży nacisk na samoświadomość: nie zatracam się w wyścigu o pieniądze czy władzę, w różnych przepychankach. Jeśli o coś zabiegam, to dlatego, że ma to związek z moim rozwojem, celem życiowym (czy wręcz misją). W tym ujęciu mniej chodzi o bunt i udowadnianie, że moje potrzeby są ważniejsze od potrzeb innych. Kluczowa jest ich weryfikacja: które naprawdę są moje (nie narzucone, wyimaginowane), płynące z głębi serca, w pełni ze mną spójne? To pozwala żyć w bardziej autentyczny sposób.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze