1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jakie znaczenie dla naszego życia ma to, co pamiętamy z przeszłości? – wyjaśnia Wojciech Eichelberger

Często  „zapamiętujemy” to, co ważne dla nas osoby chcą, abyśmy zapamiętali. Dotyczy to w szczególności poglądów i przekonań naszych opiekunów z dzieciństwa. (Fot. Getty Images)
Często „zapamiętujemy” to, co ważne dla nas osoby chcą, abyśmy zapamiętali. Dotyczy to w szczególności poglądów i przekonań naszych opiekunów z dzieciństwa. (Fot. Getty Images)
Zobacz galerię 4 Zdjęcia
Zapominamy o tym, co nie pasuje do naszych przekonań, do tego, w co chcemy wierzyć lub co jest dla nas ważne. Czy to możliwe? Czemu pamięć płata nam takie figle?

„Mój ojciec to straszny zazdrośnik, wciąż podejrzenia, awantury i wynikające z tej obsesji pijaństwo”. Powody? „Matka pojechała, ale tylko raz, do swojego dawnego ukochanego. Po tygodniu jednak wróciła i była już z ojcem”. Przyjaciółka powiedziała to tak, jakby nie rozumiała znaczenia tego, co mówi, dla uczuć ojca.
Zgodnie z narracją obowiązującą w jej rodzinie to ojciec ma być łobuzem, a matka niewinną ofiarą. To przekonanie jest tak silne, że nawet przypomnienie sobie tego, co mogło ojca pokazać w lepszym świetle, nie ma znaczenia. Potrzeba spójnego obrazu świata zwycięża nad faktami. Terapeuta o tym wie i dlatego nie zajmuje go pytanie, czy pamięć jest prawdziwa, czy fałszywa. Wie, że jest subiektywną i selektywną interpretacją tego, co się człowiekowi przydarza. Zapamiętujemy bowiem to, co mózg nauczył się rozpoznawać i interpretować w pierwszych trzech, czterech latach życia. Wtedy powstaje coś na kształt matrycy, filtra, który pozwala nam „widzieć” tylko to, co w nim zapisane. Narracja nie ma wiele wspólnego z prawdą, jest opowieścią o tym, co ten człowiek „mógł” i „chciał” zapamiętać.

Psychoterapeuta dąży jednak do poznania faktów z życia pacjenta.
Terapeuta nie zajmuje się ustalaniem faktów. Nie jest historykiem ani prokuratorem, który często musi zmagać się z dziesiątkami sprzecznych relacji naocznych świadków. Jest ciekaw człowieka i dlatego najbardziej interesuje go jego opowieść, bo z niej dowiaduje się, w jaki sposób i przez jakie wydarzenia zostały zaprogramowane mózg czy psychika. Pamięć podlega wielu wpływom, choćby oczekiwaniom społecznym.

Z badań wynika, że do 30 proc. świadków może ulec sile sugestii, a 25 proc. młodszego rodzeństwa pozwala starszemu wmówić sobie historie z dzieciństwa.
Często więc „zapamiętujemy” to, co ważne dla nas osoby chcą, abyśmy zapamiętali. Dotyczy to w szczególności poglądów i przekonań naszych opiekunów z dzieciństwa. Te często bezkrytycznie przejmujemy jako własne i włączamy w nasz program poznawczy. A potem wybieramy z przebogatej rzeczywistości zdarzeń tylko to, co potwierdza nasze poglądy, przekonania o sobie i świecie. Mówimy, że „każdy żyje w swojej bajce”. Dodajmy, że każdy swoją bajkę niemal bez przerwy pracowicie konstruuje, a potem opowiada sobie i innym tak długo, aż się z jej główną postacią utożsami. Cierpienie psychiczne i emocjonalne w istocie zaczyna się więc i kończy w naszej opowieści o nas samych i o świecie.

Psychoterapia zmieniłaby więc „pamięć” mojej przyjaciółki, „popsułaby” jej „wspomnienia” o dobrej mamie i złym ojcu?
Tak, a jeśli zmieniłaby swoje przekonanie o ojcu łobuzie, to mogłaby poznać większy, mniej jednostronny obraz swojej przeszłości. W przeciwnym razie tata zawsze będzie łobuzem, nawet jeśli mama zdradziłaby go na oczach córki. Rolą terapeuty jest zwerbalizować to złe i nie do końca świadome przekonanie o ojcu. A być może także – w uogólnionej formie – o mężczyznach. Potem zaś zwrócić uwagę na tendencję do idealizowania matki: „Jak wyobrażasz sobie uczucia i myśli ojca, gdy dowiedział się o tym, co zrobiła matka? Czy to mogło mieć związek z tym, że się po jakimś czasie rozpił?”.

Po co jednak na psychoterapii „zmieniać” nasze wspomnienia?
Żebyśmy lepiej rozumieli nasze życie i sposób, w jaki nas ukształtowało, jak działa nasz filtr poznawczy, co podkreśla w naszym obrazie rzeczywistości, a co z niego eliminuje. Idealizowanie matki i sojusz z nią przeciwko ojcu były zapewne inteligentną i pomocną strategią, aby przeżyć dzieciństwo, nie ryzykując dodatkowo utraty oparcia w matce. Gdy dorastamy, lepiej jest zobaczyć rodziców jako realnych ludzi, mających swoje dobre i złe strony. Dzięki temu zrozumiemy, że nikt nie jest bez skazy, a świat nie jest czarno-biały. To sprzyja rozwojowi cnót tolerancji i empatii oraz urealnia nasze oczekiwania wobec ludzi. Twoja znajoma będzie bardziej szczęśliwa, gdy przestanie dewaluować ojca i idealizować matkę. Urealniając matkę, urealni także siebie, a doceniając ojca, będzie bardziej skłonna doceniać i rozumieć mężczyzn w swoim życiu.

Czemu służy idealizowanie matki czy też ojca w naszej pamięci?
Na przykład rodzice się rozwiedli i córka została z matką. Matka nie chce jednak nic wiedzieć o swojej części odpowiedzialności za rozstanie, więc tworzy fałszywą, jednostronną opowieść. A fałszywe opowieści bardzo potrzebują wyznawców. Więc matka skwapliwie dba o to, by córka uwierzyła w jej wizję rozstania z mężem, i buduje w umyśle córki obraz siebie jako niewinnej ofiary. Ojca obwinia o wszystko, co najgorsze. Przy okazji dba o to, aby córce nigdy nie przyszło do głowy zapytać ojca o jego wersję opowieści. Wmawia więc jej, że ojciec nigdy się nią nie interesował, a być może molestował seksualnie: „Nie masz czego u niego szukać, we dwie damy sobie radę, jakoś to przecierpimy”. Gdy córka przez 20 lat słucha tylko tej jednej stacji telewizyjnej, to wychodzi z tego kompletnie indoktrynowana i jest wierną wyznawczynią mamy. W końcu trafia na terapię, bo ma kłopoty w relacjach z mężczyznami: „Jeden gorszy od drugiego! Co sobie znajdę faceta, to mnie nie kocha, tylko wykorzystuje”. No to terapeuta pyta: „Jak było z ojcem?”. „Ojciec porzucił nas, jak miałam pięć lat. To najgorszy facet na świecie, nie chcę go znać, bo skrzywdził mamę, a może też i mnie, tylko nie pamiętam”.

Terapeuta pyta: „Skąd pani to wie?”.
Tak, a pacjentka mówi: „Od mamy”. „A jaka jest wersja ojca? Rozmawiała pani z nim o tym?”. „Ja go nie chcę znać – on mnie zostawił”. Terapeuta, który decyduje się też skłaniać pacjentów do podejmowania działań w realnym świecie, powie wtedy: „Jeśli pani chce szybciej pomóc sobie w sprawie, z którą pani tu przyszła, to przydałoby się nawiązanie kontaktu z ojcem i porozmawianie z nim o tym”. Jeżeli ojciec żyje, to sprawa jest dość prosta, jeśli nie, trzeba pytać krewnych i znajomych, a także kopać w warstwach pamięci. A wtedy może się okazać, że pacjentka przypomni sobie oczy ojca, jego twarz i to, jak bardzo go kiedyś kochała i jak on ją kochał, i że to niemożliwe, żeby zrobił jej coś złego. Kiedy córka oddzieli się w końcu od mamy i przestanie oglądać świat jej oczami, zrozumie rzecz bardzo ważną: „Moja mama nie jest mną, a ja nie jestem moją mamą. Nie muszę czuć i myśleć tego samego co ona”. I zaczyna się proces wielkiej rekonstrukcji, przepisywania na nowo wizji świata, w którym żyje córka.

Wtedy ta kobieta może spotkać mężczyznę, który ją pokocha?
Żyjąc we wpojonym jej przez matkę zbiorze przekonań, odejście ojca wyjaśniła sobie, biorąc winę na siebie: „Jest ze mną coś nie tak. Miłość mi się nie należy, skoro nawet ojciec nie mógł mnie pokochać”. Gdy zrozumie ojca, ma szansę odzyskać wiarę w to, że nadaje się do kochania, więc zacznie wybierać mężczyzn z innego klucza.

Przeciwnicy psychoterapii oskarżają ją o to, że buduje fałszywe wspomnienia, na przykład nadużyć seksualnych. Czy psychoterapia zmienia naszą pamięć?
Psychoterapia nie zmienia zapamiętanych zdarzeń, lecz tylko ich interpretację, a zwłaszcza tę jej część, którą nazywamy przekonaniami; nie rozpoznaje i nie rejestruje tego, co nie pasuje do projektu, mamy bowiem wielką potrzebę spójności pomiędzy tym, co myślimy o sobie i świecie, a tym, co nazywamy zewnętrzną, obiektywną rzeczywistością. Praca z przekonaniami i interpretacjami polegająca na modyfikowaniu lub usuwaniu tych dysfunkcjonalnych, może nagle otworzyć pamięć zapomnianych, zamiecionych pod dywan zdarzeń, które do tej pory były przez te zmodyfikowane lub usunięte przekonanie eliminowane ze świadomości. Podobnie jak zmiana teorii naukowej czy obowiązującego paradygmatu wydobywa z tajnych archiwów naukowych fakty, które do tej pory traktowane były jako niebyłe lub anomalie. Nie zawsze są to złe wspomnienia, czasami bardzo dobre. Na przykład pacjent przypomina sobie, że ojciec kupił mu rower i zabrał na plac zabaw, a on do tej pory myślał, że od ojca nigdy nic dobrego nie dostał.

Opisane są jednak też odwrotne przypadki, na przykład gdy podczas terapii ktoś odkrył, że był molestowany przez rodzica. Sprawa trafiła do sądu, a tam okazało się, że to fałszywa pamięć?
Czasami ktoś może żyć latami w przekonaniu, że był molestowany – bo ta wersja pasowała do przekazu otrzymanego w domu. A gdy dochodzi do własnego rozumu, to okazuje się, że to nieprawda. Ale terapeuta wcześniej czy później pomoże to ostatecznie rozstrzygnąć. Wyjaśni się, do czego takie przekonanie było pacjentce potrzebne. Często przebranie ofiary bardzo ułatwia życie: „Jestem biedna, skrzywdzona – nie muszę więc być miła i empatyczna ani zachowywać się przyzwoicie. Mam moralne prawo oczekiwać empatii, tolerancji i wsparcia i nic mnie nie obchodzi, że inni się ze mną męczą. Nie mam zamiaru się niczego dowiadywać o sobie ani się zmieniać. Niech inni dostosują się do mnie”. Jak widać, może wcale nie być łatwo rozstać się z przekonaniem o byciu ofiarą. Wbrew pozorom jest ono często komfortowe.

Badacze piszą, że traumy pamiętamy, bo budzą silne emocje. A więc nie ma mowy o „przypomnieniu” sobie czegoś takiego podczas terapii?
To nieprawda, często na terapii ludzie sobie przypominają różne bolesne nadużycia, które ich dotknęły. W dzieciństwie zapominają, wypierają je ze świadomości, żeby chronić w swoim sercu pozytywny wizerunek bliskich i zachować wspierającą relację z nimi. W dorosłym życiu, gdy zdadzą sobie sprawę ze swojej zdolności do samodzielnego życia, to wyparcie przestaje być potrzebne. Wtedy wiele może się przypomnieć. To, czy dziecięca trauma nadużycia seksualnego miała miejsce, widać, gdy uważnie przyjrzymy się związkom tej osoby w dorosłym życiu. Dlatego to takie ważne, by wyjść poza naszą ulubioną narrację i pełniej ogarnąć oraz zrozumieć swoje życie. Jeśli tego nie zrobimy, to białe plamy na mapie życia będą skutkować albo braniem całej odpowiedzialności za trudne czy nieudane życie na siebie i powodować autoagresję lub/i depresję, albo będziemy obciążać naszym resentymentem wszystkich wokół, nieświadomie chroniąc właściwych adresatów naszego gniewu i zawodu.

Wojciech Eichelberger, psycholog, psychoterapeuta i trener, autor wielu książek, współtwórca i dyrektor warszawskiego Instytutu Psychoimmunologii (www.ipsi.pl)

Artykuł archiwalny

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze