1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jak sztuka wpływa na nasz umysł?

„Psyche i Kupidyn” Antonia Canovy. (Fot. iStock)
„Psyche i Kupidyn” Antonia Canovy. (Fot. iStock)
Dla twórcy jest ukochanym dzieckiem, dla kolekcjonera – przedmiotem pożądania, a dla mózgu dzieło sztuki to obiekt jak każdy inny... O to, czy sztukę trzeba rozumieć, żeby się nią zachwycać, pytamy neuropsychologa Daniela Jerzego Żyżniewskiego.

Co się dzieje w naszym mózgu, gdy wchodzimy do Luwru?
Podobnie jak w każdym muzeum, pojawia się efekt stłoczenia i wtedy aktywność mózgu się nasila. Nie tylko w układzie wzrokowym, ale przede wszystkim w tzw. układzie limbicznym związanym z emocjami. Emocje są integralne z percepcją. Mózg nie interpretuje tego, co widzi, jako dzieła sztuki – dla niego muzeum to wiele elementów w jednym miejscu, informacji, które trzeba przetworzyć. Dlatego wyodrębnia jeden obiekt i zawęża do niego uwagę.

Na jakiej zasadzie dokonuje wyboru tego obiektu?
Tu następują reakcje szybsze i silniejsze niż nasza intencja, np. reakcja na kontrast. Jeśli coś jest silnie skontrastowane, tym szybciej i na dłużej przykuwa naszą uwagę. Podobnie większe obiekty silniej oddziałują niż mniejsze, ale zdarza się, że mały, silnie skontrastowany obraz wygra z dużym, ale stonowanym.

Czyli dzieje się to poza sferą umysłu?
To jest właśnie umysł. Mózg tworzy umysł, umysłem są wszystkie funkcje naszego mózgu. Percepcja wzrokowa i uwaga to funkcje poznawcze, czyli też są składnikami umysłu. Z tej perspektywy to, co silnie skontrastowane, jest ważne dla przetrwania, bo pozwala nakierować uwagę na obiekt w przestrzeni i rozstrzygnąć, czy jest dla nas zagrażający, czy nie. Jeśli ocenimy go jako bezpieczny, to można zbliżyć się, by wyłaniać kolejne elementy dookreślające, np. jego kształt. Przy czym im bardziej obiekt jest konkretny (np. stół), tym łatwiej jest rozpoznawalny i tym szybciej opada napięcie. Im dłużej trwa rozpoznawanie obiektu, tym większe napięcie w nas wywołuje.

Na początku pojawia się lęk?
Nie, to raczej zaskoczenie i znieruchomienie, które sprawiają, że nasza uwaga wychwytuje bodziec, a mózg sonduje, czy ten bodziec jest znany, czy nie. To banalne kryterium, ale konieczne do identyfikacji. Jeżeli to się nie uda, to ze znieruchomienia można przejść w oddalanie się, a nawet w ucieczkę. Z kolei jeśli bodziec zostanie zidentyfikowany i oszacowany jako bezpieczny, to mijamy go albo podchodzimy z zaciekawieniem. Temu cały czas towarzyszą emocje.

Czy już wtedy włącza się ocena estetyczna? Czy dylemat ogranicza się do wyboru między podejść a uciekać?
Schemat: zbliżyć się albo oddalić jest pierwszy. Estetyka to inna kwestia. Żeby stwierdzić, czy coś jest estetyczne, trzeba najpierw odczuć z tego powodu przyjemność, a więc trzeba się zbliżyć. Do tego konieczne jest jedynie poczucie, że bodziec nie jest dla nas zagrażający. Dlatego wszystko może być estetyczne. Lepiej mówić, że coś nam się podoba albo nie. A spodobać się też może wszystko, jeśli tylko wywoła wewnętrzną akceptację.

Z badań nad związkiem osobowości z preferencjami w kwestii sztuki wynika, że osobowość nie wpływa na to, co wybieramy w sztuce, ale na to, z jakiego powodu to coś wybieramy. W tym kontekście „Czarny kwadrat na białym tle” Kazimierza Malewicza czy „Puszki z zupą firmy Campbell” Andy'ego Warhola mogą być uznane za dzieła sztuki, bo nie jest ważne, co to jest, ale dlaczego takie jest, z jakich powodów i dla jakich celów jest pokazywane przez artystę i wybierane przez odbiorców.

Jakie to mogą być powody?
Rozmaite, emocjonalne oraz intelektualne. Im coś jest bardziej dla kogoś poruszające, tym chętniej wybierane. Poruszające w różnym kierunku. Jeśli ktoś czuje się zaskoczony lub wystraszony, to nie znaczy, że to odrzuci. Emocjonalność jest uwarunkowana indywidualnie.

Czyli sztuki nie trzeba rozumieć?
Sztuki nie trzeba rozumieć, żeby na nią reagować, ale trzeba ją rozumieć, żeby ją preferować! Nie musimy wiedzieć nic o tym, co oglądamy, by zareagować percepcyjnie na zasadzie: zbliżyć się czy oddalić, chcę czy nie chcę, podoba mi się czy nie podoba. Natomiast gdy chcemy stwierdzić, czy to nas interesuje, wybierać, poszukiwać, poszerzać horyzont – potrzebujemy już rozumieć kontekst twórczy i odbiorczy. Dzieła uznawane za kontrowersyjne nie są rozumiane, ale nie są też ignorowane. Są atakowane. Głównie z powodu znieruchomienia i niechęci. Wystarczy, że coś jest nowe lub nowe i jednocześnie odpychające. Żeby jednak stwierdzić, czy to ma wartość komunikatywną, trzeba już rozumieć, po co to jest, a nie tylko dlaczego takie jest.

Malarstwo brytyjskiego artysty Francisa Bacona może w pierwszym kontakcie wywołać niechęć. Rozmazane formy, ciemne, prawie brudne barwy, zniekształcone postaci... Jednak zdobywając więcej informacji, możemy odkryć, że cykl jego portretów papieskich nawiązujących do XVII-wiecznego portretu Innocentego X, autorstwa Diega Velázqueza, jest celowym dialogiem z portretem w malarstwie. Jest odwołaniem do portretu człowieka upozowanego, jego „maski”, jak twierdzi znany niemiecki teoretyk sztuki Hans Belting. Bacon rozsadza twarz krzykiem niczym granatem. Pozbawia ją fasadowego spokoju i przekracza w ten sposób granice portretowania. To nowatorstwo. Jeżeli zrozumiemy ten dialog z obrazem prowadzony za pomocą innego obrazu, to zyskujemy inną perspektywę. Możemy tę twórczość oswoić, zbadać, na ile nadal nas odrzuca, a na ile ciekawi. Mózg ciągle się uczy i przeformułowuje.

Czy ten pierwszy bodziec, który wywołuje w nas awersję bądź nie, możemy uprościć do kategorii „ładny-brzydki”?
Raczej: „chcę-nie chcę”. Czy podążam za moją uwagą, podchodzę, zaciekawiam się, czy nie podążam, oddalam się, ignoruję. To naturalna reakcja na wszelką nowość. Tym gorzej, gdy nowym bodźcem jest bodziec awersyjny. Kategoria ładny-brzydki jest nacechowana złudzeniami, że istnieje jedyne słuszne kryterium patrzenia na rzeczywistość.

Ale na tej samej zasadzie ktoś może chcieć, a inny nie...
Bodziec nowy, a zwłaszcza awersyjny, wywołuje w pierwszej chwili odruch „nie chcę”, ale to nie musi oznaczać, że coś jest nieładne.

Jakie więc bodźce są awersyjne?
Wszelkie wywołujące wrodzony wstręt, np. krew, fekalia i inne wydzieliny, a także wywołujące wstręt nabyty, np. seks, śmierć, zniekształcenia ciała. Może nas odpychać coś budzącego już same skojarzenia z tymi kategoriami. Wstręt jest kształtowany społecznie. Zatem i sztuka przedstawiająca, i abstrakcyjna mogą być awersyjne. Sztuka abstrakcyjna jest w trudniejszym położeniu, bo wywołuje napięcie tylko dlatego, że nie wiadomo, co przedstawia, dopóki tego nie ustalimy.

W jednej z klinik w Stanach Zjednoczonych przeprowadzono ciekawy eksperyment z udziałem pacjentów i personelu, którzy nie wiedzieli, na czym będzie polegał. A polegał on na tym, że w pomieszczeniu, w którym przez dużą część dnia przebywali pacjenci, zawieszano różne reprodukcje, po czym przez pewien czas zostawiono puste ściany. Najpierw, przez 16 dni wisiała tam reprodukcja obrazu Vincenta van Gogha, przedstawiającego pole. Pacjenci byli zadowoleni, mówili, że obraz jest łagodny, przyjemny, dobrze reagowali na jego widok. Często spontanicznie podchodzili do ściany, komentowali go, dochodziło do częstych interakcji między nimi – rozmawiali ze sobą o wiele częściej niż wtedy, gdy nic nie wisiało na ścianie. Odnotowano także, że zmniejszyła się ilość zażywanych przez nich leków przeciwlękowych.

Na kolejnych 19 dni w sali zawieszono reprodukcję abstrakcyjnej „Konwergencji” Jacksona Pollocka. Sytuacja zmieniła się diametralnie. Pacjenci chcieli zdjąć obraz, mówili, że jest wstrętny, przyprawia o ból głowy, a ilość zażywanych leków wzrosła. Na ostatnim etapie eksperymentu na ścianie pojawiło się zdjęcie sawanny. Badani znowu stali się zaciekawieni, częściej rozmawiali, byli też wobec siebie bardziej uprzejmi, zadowoleni, porównywali widok ze zdjęcia do widoku swoich rodzinnych stron, przywoływali dobre wspomnienia. W efekcie fotografia sawanny okazała się jeszcze bardziej pozytywnym bodźcem niż obraz van Gogha i nastąpiła największa redukcja dawek leków. Pod wpływem obrazu Pollocka – odwrotnie. Nie było natomiast różnicy między etapem, w którym badania byli „narażeni” na widok dzieła Pollocka, a etapem, podczas którego na ścianie nie wisiała żadna reprodukcja.

Czy to znaczy, że z perspektywy mózgu brak sztuki może wywołać taki sam efekt jak sztuka abstrakcyjna?
Może to abstrakcyjna twórczość Pollocka jest równoważna z brakiem sztuki... Badano osoby z ponadprzeciętnie nasilonym lękiem. W odpowiednich okolicznościach każdy z nas może tego doświadczyć – wtedy niezależnie od tego, czy napięcie będzie bardziej nasilone, czy mniej, to zawsze będzie miało związek z odruchowym reagowaniem według schematu: zbliżyć się lub oddalić. Bodziec abstrakcyjny wywołuje napięcie chociażby tylko z tego powodu, że nie ma odpowiednika w rzeczywistości ani w zasobach umysłowych. Znalezienie lub wytworzenie kontekstu jest sposobem na redukcję tego napięcia. Mózg potrzebuje bodźców, by tworzyć własne wrażenia i posługiwać się nimi w komunikacji z otoczeniem. Podobieństwo i kontekst są do tego celu konieczne.

Bodziec abstrakcyjny wywołuje napięcie chociażby tylko z tego powodu, że nie ma odpowiednika w rzeczywistości i nie można w zasobach umysłowych znaleźć niczego podobnego

Daniel Jerzy Żyżniewski, psycholog, neuropsycholog kliniczny, historyk sztuki, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego. Bada związki procesów mózgowych z procesem tworzenia, odbioru oraz interpretacji dzieła sztuki.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze