1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Planowanie kontra bycie tu i teraz. Czy da się to pogodzić? – zastanawia się Wojciech Eichelberger

Plany nas ograniczają, krępują i wiążą, dlatego niechęć do planowania bywa wyrazem potrzeby wolności istnienia. Nieobecność planów umożliwia nam także zaangażowanie się w tę jedną niepowtarzalną chwilę, w tu i teraz. (Fot. iStock)
Plany nas ograniczają, krępują i wiążą, dlatego niechęć do planowania bywa wyrazem potrzeby wolności istnienia. Nieobecność planów umożliwia nam także zaangażowanie się w tę jedną niepowtarzalną chwilę, w tu i teraz. (Fot. iStock)
W biznesie, rozumiem, ale w domu? Jak pogodzić plany z byciem tu i teraz? Co to jest „potencjalizm” i jak nie żyć planowaniem? – wyjaśnia Wojciech Eichelberger, psychoterapeuta.

Jedni piszą codziennie rano plan dnia – co i kiedy dokładnie zrobią. Inni nie, bo czują, że plany ich ograniczają. No bo też nigdy nie wiadomo, co dzień przyniesie…
Plany nas ograniczają, krępują i wiążą – to prawda. Dlatego niechęć do planowania bywa wyrazem potrzeby wolności istnienia. Tej zapamiętanej z czasów dzieciństwa. Nieobecność planów umożliwia nam także zaangażowanie się w tę jedną niepowtarzalną chwilę, w tu i teraz. Reagowanie na to, co zmieniający się nurt życia niesie, a w każdej chwili może przynieść coś niezwykłego. I co zrobić, gdy nasz plan tego nie uwzględnia, ogranicza naszą percepcję, wybory i decyzje? Wolne od planu istnienie jest fascynujące. Co więcej, bez szczegółowych planów można żyć pożytecznie, a nawet szczęśliwie. Powiem więcej: szczęścia nie sposób zaplanować.

A więc plany tylko nas krępują?
Dojrzałość polega na tym, że świadomie i z własnej woli potrafimy ograniczać swoją wolność, by wypełnić zobowiązania wobec innych. Tak więc tylko wtedy, gdy nie mamy żadnych zobowiązań i odziedziczyliśmy ogromny majątek, gdy jesteśmy panami swojego czasu i drogi, możemy żyć bez planów. Większość z nas jednak żyje w sieci wielorakich społecznych zależności. Co więcej, ktoś gdzieś zawsze na nas czeka – czyjeś powodzenie, a nawet szczęście zależy od tego, czy wywiążemy się z naszych zobowiązań, umów i przysiąg.

Czyli plany to tyle, co dojrzałość i liczenie się z innymi?
Plany pomagają też nam, bo życie wciąż stawia nas przed różnymi wyborami, a bez planów stają się one szczególnie trudne. Plan bowiem wskazuje nam kierunek. Trzeba jednak wiedzieć albo choć przeczuwać, co jest naszym najważniejszym pragnieniem, celem i naszą misją życia, żeby móc sensownie planować. A więc musimy najpierw wiedzieć, czego chcemy, do czego dążymy, by planować.

Czyli plan nam pomaga realizować siebie?
Jeśli wybierasz się na górską wyprawę, musisz skrupulatnie ją zaplanować: wolne dni, ekwipunek, zaopatrzenie, przygotowanie fizyczne, podróż. Ale pierwotna jest potrzeba pójścia w te góry i wybór określonej góry lub trasy. Planując, czynisz jedynie osiągnięcie swojego celu bardziej prawdopodobnym i zapewniasz sobie elementarne poczucie bezpieczeństwa. Nie od ciebie zależą pogoda, sytuacja epidemiologiczna i polityczna w regionie, ruchy skorupy ziemskiej czy wybuchy na słońcu. Być może to, co poza twoją kontrolą, zmusi cię do zmiany trasy lub rezygnacji z wyprawy albo nawet narazi na ryzyko utraty życia. To jednak nie powód, by nie planować wcale. Planując, minimalizujemy ryzyko niepowodzenia. Pragnienie samorealizacji możemy powierzyć opiece Boga, ale powinniśmy zrobić wszystko, co w ludzkiej – czyli w naszej – mocy, by postarać się je zrealizować. Na tym polega plan.

Czyli plan pomaga zadbać o siebie?
Życie bez niego wymaga nieustannej czujności, powierzania się nieprzewidywalnemu nurtowi życia. Wsłuchiwania się w ledwo słyszalne podpowiedzi intuicji. Planu potrzebujemy, byśmy trafniej i łatwiej mogli wybierać spośród wielkiej i wciąż narastającej liczby możliwości. Wybory bywają szczególnie trudne dla tych, którzy chcą mieć wszystko i którym żal się rozstać z tym, czego nie wybrali. Jak takie niezdecydowanie może się skończyć, ostrzega bajka o osiołku, co miał kilka żłobów, a że nie mógł się na żaden zdecydować, to w końcu umarł z głodu.

Plany pomagają uniknąć żalu za tym, czego nie wybierzemy, czyli urojonej straty!
Ale bardzo trudnej do odżałowania i odpuszczenia. No bo jak odżałować coś, co dzieje się wyłącznie w naszej wyobraźni, wyidealizowane i niepoddane żadnej weryfikacji? Jak pokonać dojmujące poczucie, że decydując się na jedną z rozstajnych dróg, tracimy wszystko to, co mogłoby się stać naszym doświadczeniem podczas wędrówki drogami niewybranymi? Ten stan umęczonego umysłu ktoś nazwał potencjalizmem.

Na potencjalizm – plany?
Plany się przydają, pomagają uniknąć tracenia czasu i energii na błądzenie i miotanie się między możliwościami. Wprawdzie wiemy o tym dobrze, że Bóg śmieje się z tych, którzy robią plany, a jednak robimy je, bo ukierunkowują nasze działania na ważne dla nas cele. Życie w skomplikowanych strukturach i powiązaniach, jakie narzuca nam cywilizacja, zmusza nas do planowania. Na przykład żeby wyjechać z dziećmi na ferie, trzeba zaplanować urlop, zadbać o pieniądze, zamówić pensjonat czy schronisko, kupić bilety, zastanowić się, co tam będą robiły dzieci, żeby się nie nudziły, jeśli nawali pogoda itd. Robimy więc plan ferii, choć wiemy, że możemy np. złapać grypę i cały wyjazd weźmie w łeb.

Można bez planu jechać na ferie – wsiadamy w auto i przed siebie!
Z dziećmi?! W naszym klimacie? A jak nie znajdziemy noclegu? A jak sklepy będą zamknięte? A bankomat – jedyny w tej wiosce – nieczynny? To co wtedy? W jednym jedynym miejscu na Ziemi spotkałem ludzi, którzy chyba niczego nie planują – w Afryce. Buszmeni robią tylko to, co akurat jest im potrzebne. Kończą się im strzały do łuków, więc siedząc w kucki przy ognisku, rozmawiają i strugają strzały. Jak czują głód, wstają i idą w busz coś upolować. Potem pieką zdobycz w ognisku i jedzą, nie używając sztućców. Nie potrzebują sklepu, bankomatu, hotelu. Nie potrzebują nawet kubków, bo wodę piją z ręki. Śpią pod drzewem albo pod skałą. Żyją bez planu. Nie planują nawet, kiedy i gdzie rozbiją kolejny obóz, gdy zabraknie jedzenia w okolicy. Przeniosą się po prostu tam, gdzie znajdą pożywienie.

Buszmeni żyją tu i teraz bez kursu mindfulness.
Kilka godzin spędzonych wśród nich było niezwykłym doświadczeniem życia bez planu i pośpiechu, życia dla życia. Oni świadomie uciekają przed cywilizacją, bo dzięki temu czują się niezależni i funkcjonują w harmonii z przyrodą, z planetą, na której żyją. Nie robią żadnych zapasów, nie potrzebują leków. Potrzebują tylko łuków, strzał, maczet i prostej odzieży. Zapewne pozostaną takimi, dopóki przyroda będzie w stanie ich wspierać – dostarczać wody, zwierząt do upolowania, owoców i leczniczych ziół. Ale my nie jesteśmy Buszmenami. Żyjemy w innym klimacie, stworzyliśmy cywilizację i wszystko, co zamierzamy zrobić, wymaga planowania, uzgodnień, zezwoleń i masy papierów. Wydaje nam się, że jesteśmy lepsi od Buszmenów. Ale w istocie jesteśmy coraz bardziej uzależnieni od planowania wszelkich aspektów swojego życia. A ono przenosi nas w przyszłość. Byłaś kiedyś w przyszłości?

W wyobraźni nieraz!
Ale realnie to niemożliwe. Jeśli chcemy żyć naprawdę, a musimy planować, to angażujmy się w planowanie. Bądźmy w nim tu i teraz. Nie planujmy, że będziemy planować, ale bądźmy w tym planowaniu. A potem cali skupmy się na realizacji planu. Nie myślmy o tym, jak to będzie fajnie, kiedy go zrealizujemy. Bo jak będziemy myślami w przyszłości, to nie będziemy tu i teraz. Planowanie też jest drogą, trzeba się w nie zaangażować.

Znam ludzi, którzy wciąż coś planują i nic z tego nie wynika!
Nie można żyć planami. Plany trzeba jak najszybciej realizować, wprowadzać w życie. Bo im dłużej planujemy, tym więcej czasu spędzamy w przyszłości, tym więcej mamy niepokoju, znaków zapytania, tym więcej dostrzegamy zagrożeń, ale nie zawsze realnych, i tym mniej nam zostaje energii na to, co jest celem planowania, a mianowicie na przejście do realizacji. Spalanie się w planowaniu jest, niestety, dość powszechne, nazywa się to marzycielstwo. „Dobrze by było, gdybym mógł czy mogła to czy tamto, ale nie mogę, bo…”. Jak siedzisz w fotelu, to możesz wszystko wymarzyć, nawet wiele rzeczy naraz. W marzeniach nie ma ograniczeń.

Ale kiedy zaczynasz budować dom, to wszystko może się wydarzyć!
Kiedy realizujesz plan, zawsze pojawią się problemy, mamy tyle decyzji, wyborów i zagrożeń. W marzeniu ich nie ma. Dlatego bezpieczniej jest marzyć.

Jak zaplanować, żeby plan się nie posypał?
Nie ma takiego ludzkiego działania, które jest w stu procentach odporne na zaburzenia czy katastrofę. Bo nie wszystko da się przewidzieć. Myślenie, że wykonamy doskonały plan i go bezbłędnie zrealizujemy, bo przewidzimy wszystko, to skrajna pycha – z której to właśnie Bóg się śmieje. Uznając całą swoją niedoskonałość, warto szczególnie planować długotrwałe i skomplikowane przedsięwzięcia, takie jak np. rodzina, książka, kariera zawodowa czy edukacja. Takie złożone projekty dzielić na etapy, aby realizować je krok po kroku, koncentrując się w pełni na każdym z nich.

Nudne: plan, etapy, realizacja…
Prawdę mówiąc, zazdroszczę ludziom, którzy zaprojektowali most czy drogę, a potem, krok po kroku, realizują budowę i ta droga czy most powstają na ich oczach. Sprawnie, szybko, według planu. Życie jednak rzadko poddaje się takiemu planowaniu i czyni liczne niespodzianki. Tak więc na ogół nudno nie jest. Trzeba też wiedzieć, że czasem życie wyraźnie domaga się zmiany planu.

Jak życie domaga się zmiany planu?
Realizując jakiś plan życiowy, trzeba być świadomym tego, co spotyka nas po drodze – czytać znaki. No, ale jak się powiedziało „a”, to trzeba powiedzieć „b”, a jak „b”, to „c”, i tak szybko dochodzimy do „d”. I wszystko w naszym życiu jest do „d”. Bo zamiast reagować na sygnały drogi, szliśmy na oślep, jak zaprogramowani. Często dotyczy to planów wiązania się z innymi ludźmi. Dopada nas bezkrytyczna fascynacja jakąś osobą, więc decydujemy się na romantyczną podróż i w jej trakcie zamiatamy pod dywan wszystkie sygnały ostrzegawcze: „Uważaj, to nie to, czego szukasz, coś tu nie gra”. Wprawdzie zapał nas nieco opuszcza, ale ogłaszamy zaręczyny i wyznaczamy datę ślubu. Wprawdzie doświadczamy mdłości, migren i koszmarnych snów, ale uznajemy je za objawy stresu. W międzyczasie przyłapujemy obiekt naszej fascynacji na ciągłym popijaniu alkoholu, ale to też tłumaczymy stresem. Nie dajemy szans życiu, które robi wszystko, co możliwe, by nas ostrzec. Mało tego, przebieramy naszą ślepotę w szaty cnoty konsekwencji i lądujemy w „d”, mimo że w trakcie ceremonii doznaliśmy tajemniczego zasłabnięcia.

Bo mamy w planie dwoje dzieci i domek na przedmieściach!?
Niestety, większość z nas została tak wytresowana, że cel i plan, który do niego prowadzi, trzeba realizować za wszelką cenę, nie bacząc na to, co dzieje się po drodze. W interesie społecznym, a także w interesie systemu i porządku, leży to, byśmy – jak się na coś zdecydujemy i to zaplanujemy – nie zmieniali decyzji, bo to sprawia innym kłopot. To jedna z obywatelskich cnót, którą ćwiczymy od dziecka. No, ale nie wolno nam zapominać o sobie i starać się za wszelką cenę zaspokoić oczekiwania innych ludzi i instytucji. Ceną, jaką za to płacimy, bywa często utrata sensu i radości życia.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze