1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Chłopaki nie biją. Jak wychowywać syna, by miał szacunek do kobiet?

Pierwszą i podstawową zasadą uczącą szacunku do innych jest bowiem brak przemocy. (Ilustracja: Magdalena Pankiewicz)
Pierwszą i podstawową zasadą uczącą szacunku do innych jest bowiem brak przemocy. (Ilustracja: Magdalena Pankiewicz)
Czasem wyraża się słowem, czasem gestem. Niekoniecznie pięścią. Najlepszym lekarstwem jest… wychowanie. Jeśli nauczymy chłopca, że przemoc jest zła, dorosły mężczyzna nie będzie jej stosował. Jak to zrobić? 

Jak wychowywać syna, żeby szanował kobiety, ale się ich nie bał?
W procesie wychowania chłopiec często dowiaduje się, że jego wrażliwość, uczuciowość są złe. Że nie powinno się ich eksponować. Jeżeli dzieje się coś złego, chłopiec powinien raczej się wziąć w garść niż płakać. Jeżeli ma „niemęskie zainteresowania”, to słyszy, że to nie dla niego. W sklepie z zabawkami dorośli chętniej pozwalają bawić się dziewczynce chłopięcymi zabawkami niż chłopcu – dziewczęcymi. Może ze strachu, że wyrośnie z niego – ładnie to nazywając – gej? Chłopiec w domu uczy się, że coś jest męskie albo nie. Męskie jest lepsze niż niemęskie. Zdarza mi się w pracy, i to wcale nierzadko, słyszeć o ostrych podziałach dotyczących obowiązków domowych dla mężczyzny i dla kobiety. Czyli „baby do garów”.

Nawet w bardziej świadomych domach, takich niegłupich i bez uprzedzeń?
Nawet w takich. Chłopcom przemyca się treści, że kobiety „są inne”. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby ta inność nie była przedstawiana jako gorsza. Żeby w dorosłości mężczyźni nie krzywdzili kobiet, trzeba im – jako małym chłopcom – pokazać, że odmienność (kobieca, ale także każda inna) nie jest gorsza, że okazywanie uczuć ma ogromną wartość. Przeżywanie złości jest w porządku – wbrew twierdzeniu, że „złość piękności szkodzi”. To nie tak, że jak się człowiek będzie złościł, to coś straci. Trzeba uczyć, żeby dziecko swoją złość potrafiło wyrazić. Kiedy przedszkolak albo uczeń mówi mamie czy tacie: „Jesteś głupi”, „nie lubię cię”, czasem „nienawidzę cię”, nie oznacza to braku szacunku, ale jest wyrazem frustracji, że jakaś potrzeba dziecka nie została zaspokojona. Albo coś się w jego życiu dzieje. I nie chodzi o to, żeby natychmiast tę potrzebę zaspokoić. Lepiej jednak, kiedy użyjemy empatii w stosunku do dziecka, mówiąc np.: „Widzę, że jesteś zły, bo nie kupiłem ci tej zabawki, ale robi mi się smutno, jak tak do mnie mówisz…”, niż jeśli rzucimy: „Zamknij się, gówniarzu, jak ty mówisz do matki/ojca”. I jeszcze wyciągniemy z tego nie wiadomo jakie konsekwencje. Dziecko wie, że wyrażanie złości się nie opłaca, że silniejszy ma rację, a ono ma się podporządkować. A przemoc to relacja dominacji (siły) i uległości (zależności).

Co konkretnie robić, żeby dziecko nauczyć wyrażać złość?
Rozmawiać o tym, co się dzieje, prowadzić dialog. Mówić samemu o tym, co się czuje i czego się chce, słuchać, co dziecko ma do powiedzenia. Poprosić je o wspólne ustalenie tego, jakie zasady mają panować w domu. Bo najlepiej, gdyby zasady w rodzinie powstały wspólnie, aby wpływ na nie mieli wszyscy członkowie. Oczywiście, zgodnie ze swoimi możliwościami i stosownie do wieku. Dziecko powinno wiedzieć, że każdy jest ważny, a jego potrzeby są wysłuchiwane (choć być może nie zawsze realizowane), że istnieje równowaga. Tak naprawdę pierwszą i podstawową zasadą uczącą szacunku do innych jest bowiem brak przemocy, ale dużą rolę odgrywają także takie postawy rodziców, które polegają na nielekceważeniu i niedyskredytowaniu dzieci.

Dzieci uczą się poprzez naśladowanie i obserwację bliskich.
Znam mnóstwo przykładów z mojej pracy, kiedy maluchy wypowiadają zwroty, zdania, które są wprost kalką zachowań dorosłych. Świetnie, jeżeli są to rzeczy dobre, gorzej, kiedy są niewłaściwe i szkodliwe. Na co dzień zajmuję się problematyką przeciw­działania przemocy w rodzinie. Obserwuję, jak postawa dorosłych wpływa na to, co dzieci przeżywają, jak odnoszą się do rodziców, zachowują się w szkole i traktują inne osoby. To truizm powtarzany do znudzenia: przemoc rodzi przemoc. Przemocowa postawa w życiu na pewno nie sprzyja budowaniu szacunku czy zaufania. Szacunek jest niekwestionowaną wartością i potrzebą. Rodzice chcą, żeby dzieci ich szanowały. W związku liczymy na szacunek partnera czy partnerki. Szacunek umożliwia tworzenie dobrych relacji interpersonalnych. Pomaga je podtrzymywać. Sprzyja życiu w harmonii z ludźmi i akceptacji odmienności innych. Okazywanie szacunku w rodzinie pozwala budować atmosferę zrozumienia potrzeb każdego z jej członków. Szanowanie czyjegoś czasu, poglądów, prawa do wypoczynku, innego zdania, które można wyrazić, tworzy szansę na zaufanie, na bliskość. Uczy, że z każdym problemem można się zwrócić i otrzymać pomoc.

Czy obecność przytomnego dorosłego mężczyzny w domu jest nieodzowna, żeby chłopiec nauczył się szanować kobiety?
Jeśli mężczyzna mieszka w domu – to tak. Wtedy syn od początku ma wzorzec. Uczy się tego, jak wygląda relacja. Jeśli ojca nie ma, to trudniejsze. Choć jest w tym jedna ważna kwestia. Słyszę od samotnych matek: „Muszę mu zastąpić ojca”. Niech nawet tego nie próbują. Warto szukać przytomnych mężczyzn, to mogą być wujek, starszy kuzyn. Ale jeżeli nie ma takich mężczyzn, to także nie koniec świata. Szacunek do ludzi w ogóle wynika z wychowania w stabilnym domu, w bezpiecznej i przewidywalnej rzeczywistości, kiedy człowiek rozumie zachowanie bliskich i bliscy go rozumieją.

Chłopcy jednak żyją w bardzo sfeminizowanym świecie: samodzielna mama, często nieobecny ojciec, nauczycielki w szkole, które mówią: „Jesteś niegrzeczny”. Grzeczne koleżanki z klasy, które wszyscy chwalą. Wyobrażam sobie, że taki chłopiec może mieć dość.

Męski wzorzec jest ważny. Lecz czy samodzielna mama to zagrożenie dla syna? Czy, jak pani mówi, sfeminizowany świat musi być zagrożeniem?
Może nie zagrożeniem, ale nie do końca rozumie jego potrzeby. Nieprzypadkowo z badań prof. Philipa Zimbardo wynika, że młodzi mężczyźni szukają wolności w grach komputerowych. Wiele mówi się o kryzysie męskości. Ważne, żeby szanować coś, co można nazwać autonomią, zapewnić dziecku bezpieczeństwo, stabilizację i przewidywalność. Chłopiec, który szuka w grach komputerowych inicjacji do męskiego świata, ale jednocześnie doświadcza empatii, bliskości, nie boi się zwrócić o pomoc, kiedy sytuacja tego wymaga, będzie budować poczucie swojej wartości, tak samo zresztą jak dziewczynka. On ma być odważny, nie bać się kobiet, czy to koleżanek, czy nauczycielek.

Czasami to niebanie się jest po prostu agresją, a nie równowagą czy partnerstwem.
Elementarzem braku szacunku jest też powtarzanie społecznych mitów przemocowych w rodzaju: „Jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije” albo „Baba z wozu, koniom lżej”. Na poziomie kulturowo-społecznym tworzy się wtedy hierarchiczność: mężczyzna jest wyżej w hierarchii, kobieta niżej. Daje to pozwolenie, żeby w pewnym momencie użyć argumentu ostatecznego, czyli argumentu siły. Chłopiec, nasiąkając takimi przekonaniami, nie będzie darzył kobiet szacunkiem.

A co sądzi pan o coraz powszechniejszej teraz poetyce nastoletnich dziewczyn, które mówią do siebie: „Ty suko”? To nawet dobrze wychowanego chłopca może zbić z tropu.
Jeśli dziewczyny nie traktują siebie nawzajem z szacunkiem, to nie oznacza, że chłopcy też mają się tak zachowywać. Oczywiście, jeżeli chłopak słyszy tego typu hasła, może sobie pomyśleć: „Może są sukami?”, i też tak postępować.

Takie głupie odzywki, przycinki, trzymanie z kolegami w klasie przeciwko dziewczynom to naturalne zachowania rozwojowe? Kiedy stają się przemocowe?
Nie zgodziłbym się ze stwierdzeniem, że te zachowania są rozwojowo naturalne i wpisane w dojrzewanie. Ten okres jest bardzo trudny dla obu płci. Nikt nie uczy, jak się zachowywać, co mówić, jak wzbudzić zainteresowanie dziewczyny, jak to okazać. Trzymanie z kolegami, udawanie twardego faceta, co to niejedno już przeżył, jest ukrywaniem swoich prawdziwych uczuć, np. zakochania. I strachu przed tym, że ktoś uzna to za niemęskie. W okresie dojrzewania ważna jest grupa rówieśnicza. Jeśli będą w niej przyjęte docinki, robienie żartów, głupie odzywki, chłopak może się tak właśnie zachowywać.

Nawiążę do dyskusji, która pojawiła się w mediach, a dotyczy niesławnej książki dla uczniów o tym, jak zachowywać się w sytuacji molestowania. Proponuje się w niej postawę uległości, bo „jeśli nie, to go rozjuszysz”. Przekonanie, że „nie” dziewczyny znaczy „tak”, jest nadal niesłychanie silne. Odrzucenie ze strony dziewczyny może spowodować reakcję: „Skoro mnie nie chce, to ja jej teraz pokażę”. Często za aprobatą innych pojawiają się wtedy wyzwiska, tworzenie niestworzonych historii o takiej dziewczynie, psucie jej opinii itp. Zadaniem dorosłych jest uczyć chłopców, ale i dziewczynki, że takie zachowania są krzywdzące, powodują cierpienie szkalowanej osoby i że nic tego nie usprawiedliwia. To, że ktoś się z czymś nie zgadza, czegoś nie chce – jest ostateczne. Naciskanie, wywieranie presji to droga przemocy.

Pracuje pan ze sprawcami przemocy. Czy ich zachowania wynikają właśnie z braku szacunku do kobiet, z tego, że się nie nauczyli tego w domu?
Tutaj przyda się ważne zastrzeżenie. Dość powszechne rozumienie przemocy mówi: Jeśli ktoś kogoś kocha, to nie może go krzywdzić. Niestety, nie jest to prawda. Nie chcę tu za bardzo zagłębiać się w źródła przemocy, ale ważne jest to, co słyszę od sprawców: rodzina stanowi dla takich osób wartość, zależy im na tym, żeby było dobrze. Czy takie zachowania wynikają z braku szacunku? Też, ale często to osoby stosujące przemoc mówią, że ich się nie szanuje. Na przykład zachowanie dziecka, które nie sprząta pokoju, nie wynosi śmieci, odbierają jako brak szacunku. Albo rozrzutność żony, która w opinii męża wydaje za dużo pieniędzy, czyli nie szanuje jego pracy.

Wszyscy chcą być szanowani, ale nie bardzo chcą się tego szacunku nauczyć. Chyba najbardziej skrajnym obecnie przypadkiem totalnego upadku szacunku dla kobiet jest postawa tzw. incelów, coraz liczniejszej grupy mężczyzn otwarcie deklarujących pogardę wobec kobiet. Ta grupa będzie się poszerzać?
Prawdopodobnie tak. To skrajny przykład mężczyzn całkowicie pozbawionych szacunku dla kobiet. To amatorzy brutalnych gier komputerowych, wychowani w domach z deficytami, spędzający czas przed ekranem komputera, pałający nienawiścią do kobiet. Żyją w celibacie nie z własnego wyboru, tylko dlatego, że nie potrafią albo nie mogą sobie znaleźć partnerki. Źli, sfrustrowani, użalający się nad sobą i swoim losem.

Wyobraża pan sobie zresocjalizowanego incela? Czy na naukę szacunku dla kobiet nigdy nie jest za późno?
Wierzę, że nie jest za późno. Moja praca zakłada, że ludzie są w stanie się zmienić. Szacunek jest wartością samą w sobie, nie trzeba na niego zasługiwać, przysługuje on nie tylko bliskim ludziom, ale każdemu. Wynika z miłości, bliskości, przyjaźni, dbania o siebie i innych. Nie trzeba się bać, żeby kogoś szanować.

Mariusz Moderski pedagog, terapeuta, specjalista do spraw przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Współzałożyciel i członek Stowarzyszenia „Niebieska Linia”.

Artykuł archiwalny.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze