1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jak żyć ze współczesnym mężczyzną i nie zwariować?

– Warto żyć pełnią życia i wymagać – od siebie i od faceta – mówi Katarzyna Miller. (Fot. iStock)
– Warto żyć pełnią życia i wymagać – od siebie i od faceta – mówi Katarzyna Miller. (Fot. iStock)
Nie zarzucać go uczuciem, nie zawłaszczać, ale też wymagać – od niego i od siebie. Trwać, jeśli jest nam dobrze razem, a nie dla samego trwania. Oto miniporadnik terapeutki Katarzyny Miller na temat: „Jak żyć i nie zwariować z dzisiejszym mężczyzną“.

Nie spytam cię o to, jak kochać mężczyznę, bo wiem, co mi odpowiesz.
Tak…?

Że najpierw trzeba pokochać siebie.
(śmiech). Ale to prawda!

Wiem, rozmawiałyśmy o tym już wiele razy. Dlatego spytam inaczej: czy aby żyć i wytrzymać z mężczyzną, którego kochamy, trzeba mieć inne podejście niż powiedzmy 100 lat temu?
No pewnie, że trzeba mieć trochę inne podejście, bo wiele od tego czasu się zmieniło, choć zapewne jakiś procent dam – podejrzewam – kocha i potrzebuje mężczyzn po staremu, tradycyjnie. Ale też od zakończenia II wojny światowej cały pakiet oczekiwań co do roli mężczyzny w naszym życiu się zmienia. I traktowanie go także. Dziś mężczyzna nie jest kobiecie niezbędny do tego, by urządzić jej świat. Bo ona ma całe połacie życia na wyłączność: ma swoje zainteresowania, swój zawód, swoje pieniądze, mieszkanie… Swoje decyzje, plany i potrzeby, które już niekoniecznie łączy z mężczyzną. To jest kolosalna zmiana.

Czyli dzisiaj bardziej kochamy mężczyzn dla ich samych, nie dla ich pozycji, pieniędzy....?
O to właśnie walczyliśmy, gdy walczyliśmy między innymi o rozwody. Nie chcieliśmy tkwić w małżeństwie tylko dlatego, że to zobowiązanie prawie takie jak firma, tylko chcieliśmy być w nim z miłości. Co prawda nadal niektórzy żenią się dla majątku czy popularności, ale nie robią już tego z musu. Wolno nam dziś kierować się uczuciami, ale to niesie ze sobą konsekwencje – w tym takie, że inne rzeczy już nas nie podtrzymują w związku. Dlatego rozwodów jest coraz więcej. I zostaje ta biedna, goła miłość, która ma wszystko unieść. I walce to nie jest proste. W dodatku nadal jedną nóżką dziewczynki są w XXI wieku, a drugą w XIX.

Co to znaczy?
Ta nóżka, która tkwi w XIX wieku, to marzenie o romantycznej miłości, wyjęte trochę z książek, a podtrzymane przez filmy. Druga nóżka, ta z XXI wieku, to niezależność i równouprawnienie.

No to robimy niezły szpagat...
Zgadza się – jedna kra płynie do przodu, a druga do tyłu – i bądź tu teraz w harmonii. (śmiech)

Myślałam, że może powiesz, że trzeba dziś kochać cierpliwiej, trwalej – w końcu rodzaj męski jest teraz w trudnym okresie przepoczwarzania się...
Bez przesady. Ciągle jeszcze mężczyźni mają od nas lepiej i więcej. Warto żyć pełnią życia i wymagać – od siebie i od faceta. Jeżeli się uda taka sytuacja, że spotykają się świadome siebie dwie osoby, a do tego jeszcze się lubią, cenią i nie przeszkadza im za bardzo, że ta druga osoba nie jest taka albo owaka – to można powiedzieć, że to jest cudowne optimum. Czyli związek, gdzie obydwoje mogą siebie wspierać, cieszyć się ze swoich osiągnięć, nie zazdrościć sobie, nie porównywać się za bardzo. I jak pojawia się dziecko, to nadal są dla siebie najważniejsi, nie porzucają partnera dla dziecka, co – powiedziałabym – jest polską specjalnością.

Polskie kobiety nie nauczyły się ufać mężczyznom w sprawie opieki nad dziećmi, bo nie mają w tym doświadczenia. Jakiś czas temu w jednej z audycji radiowych powiedziałam, że Polki mają za mało fajnych facetów, którym chciałyby rodzić dzieci i z którymi chciałyby je wychowywać. Dziś kobiety w dużej mierze liczą się z tym, że dzieci będą tylko na ich głowie. Oczywiście jest trochę fajnych chłopaków, takich nowoczesnych ojców, którzy włączają się w wychowanie dziecka w pełni, ale to są pierwiosnki. Nadal wielu jest nieobecnych w życiu ich dzieci.

Po części są nieobecni dlatego, że często zakładają nowe rodziny z nowymi partnerkami...
Coraz mniej mężczyzn wychowuje swoje dzieci – to fakt. Skoro żyjemy dłużej, więcej się mieści tych związków w naszym życiu. I więcej dzieci się z nich rodzi. No, ale gdybyśmy nauczyli się takiej rzeczy, że wszystkie dzieci są nasze, to byłoby bardzo przyjemnie na tym świecie. Niestety nadal jest w nas silna potrzeba własności: zarówno wobec dzieci, jak i partnerów.

Jako partnerki powinnyśmy nauczyć się dzielić swoim mężczyznami? Z ich dziećmi z poprzedniego związku, z byłymi żonami, z którymi, daj Boże, są w serdecznych relacjach…
A daj Boże, serdecznych. Bo nie chodzi o to, by z byłą żoną żyć w jakiejś wielkiej przyjaźni, ale przynajmniej nie zakładać z góry, że tam po drugiej stronie jest wróg. I nie powiedziałabym „dzielić”, bo to słowo oznacza zawłaszczanie, a potem krojenie na kawałki. Tymczasem chodzi o to, by traktować mężczyznę jako odrębną osobę – w całości. Z całą jego przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.

Dziś coraz rzadziej spotyka się mężczyznę bez przeszłości...
Co więcej, dziś wiele kobiet związuje się z mężczyzną, który jeszcze jest w związku. Choć co prawda on mówi, jak to w tej piosence, że żona go nie rozumie i wcale ze sobą nie śpią, ale to wcale nie jest takie pewne. Ale nawet jeśli jest wolny, to i tak nie mamy go na wyłączność. Nie możemy myśleć o nikim, w tym o mężczyźnie, że my go posiadamy. W miłości to jest tym bardziej ważne, bo kochać, to nie znaczy posiadać.

Ale mówimy: mój facet, moja kobieta...
Mówimy i bardzo potrzebujemy poczucia, że jesteśmy dla kogoś wyjątkowi, jedyni. Ale to nie jest jednoznaczne z posiadaniem, tylko z wyborem. W posiadaniu nie ma chęci. A to przecież o to chodzi, że ona chce być ze mną i że ja chcę być z nim. Ale jest też zrozumiałe, że mamy inne kontakty – z rodzicami, z przyjaciółmi, z dziećmi. Znam bardzo dużo kobiet zazdrosnych o dzieci, co jest jakimś grubym nieporozumieniem. Jasne, że potrzebujemy, by w sferze miłości on był tylko z nami, ale w koleżeństwie? Trudno, by nie miał znajomych i nie chciał spędzać z nimi czasu. Choć jeśli z jakąś kobietą spędza za dużo czasu, to się niepokoimy. No bo czy kobieta może się przyjaźnić z mężczyzną? Moim zdaniem może. Nie róbmy sobie tej krzywdy, że jak ty z kimkolwiek jesteś blisko, to ja na tym tracę. Bo ja na tym właściwie zyskuję. Jak człowiek ma szerokie spektrum ludzi dookoła, to on potrafi też więcej dawać. I wszyscy na tym korzystają. Ale ludzie tego nie potrafią zrozumieć. Ci, którzy się boją odrzucenia, boją się, że ktoś przyjdzie i im tego ukochanego zabierze. Ale jak ma przyjść i zabrać, to i tak to zrobi.

No właśnie, często trafiamy na kogoś zranionego poprzednim związkiem.
Można powiedzieć, że rzadko się zdarza, że trafiamy na kogoś, kto nigdy nie był skrzywdzony…

Kochać takiego mężczyznę to jest jeszcze większe wyzwanie?
W ogóle kochać drugiego człowiek, to jest wyzwanie, bo mamy do przekroczenia zarówno własne lęki i urazy, jak i jego. Jeśli jesteśmy osobą bardziej otwartą, która nauczyła się nie żyć tymi urazami, to generalnie jest nam łatwiej w życiu, bo nie bierzemy wszystkiego do siebie. Ale owszem, zdarza się tak, że na przykład kobieta ma poczucie, że tak łatwo byłoby się kochać, a on się nie daje albo nie odpowiada tym samym – nie wie jak albo się wstydzi. I co, powiedzieć mu: „Nie wstydź się“? Skoro on się wstydzi.

To co robić? Jak postępować?
No, kiciuś, postępować, jak się da. Na pewno kobiety nie powinny robić w ogóle pewnych rzeczy, zwłaszcza zasypywać mężczyznę uczuciem, bo on się wtedy zwija jak ślimak. To problem aktualny od wieków. Najpierw ona daje się zdobywać, więc on jest tym zajęty, a potem, jak on ją już zdobył, to ona do niego tak przywiera, że on się zaczyna oddalać. I ona wtedy dziwi się: „No jak to, przecież on mnie chciał, jak tak długo się opierałam i teraz co, już nie chce?”. Dziś już zmieniła się ta reguła, że on ma zdobywać, a ona się strasznie długo się otwierać. Coraz częściej to kobiety startują do mężczyzn, bo czemu nie. I coraz częściej pary są ze sobą na teraz, nie na zawsze.

Czyli dziś największym wyzwaniem jest trwać przy sobie?
W dużym stopniu tak. Trwać i nie mieć poczucia, że „zamienię ciebie na lepszy model”, nie czekać na lepszy model, tylko wiedzieć, że facet jest, jaki jest i trzeba się nauczyć być z nim takim, jaki on jest – no, chyba że jest łajdakiem, to wtedy trzeba spieprzać. I tak, to jest wyzwanie. Ludzie nie chcą się uczyć siebie samych i innych. Choć i tak widzę duży postęp. I to zwłaszcza u kobiet. Ale myślę, że bardziej powinny oczekiwać tego od mężczyzn. Dużo jest jeszcze do zrobienia w tej materii...

W materii stosunku mężczyzn do nas?
W materii szanowania kobiet przez mężczyzn. Były czasy, kiedy mężczyźni wprawdzie rączki całowali, ale za to nie dopuszczali nas do pieniędzy i władzy. Teraz już tak bardzo rączek się nie całuje, zresztą kobiety coraz częściej tego nie chcą, ale nadal jest duży opór przed traktowaniem nas jako równych sobie. Pornografia i sex shopy nadal są tylko dla facetów. Z drugiej strony coraz częściej pozwalają sobie na dopuszczanie do głosu swojej kobiecej części, tyle że kobiety tego nie lubią. One chcą zachować to, co było, plus dostać jeszcze coś nowego. Wiadomo, nie od dziś kobiety chcą więcej i to – trzeba powiedzieć – jest wobec mężczyzn nieuczciwe. Natomiast nie doszło jeszcze do dogadania się płci. Co prawda jest nie najgorzej, ale skoro nasze związki są na trochę, to znaczy, że my tylko na trochę potrafimy się ze sobą dogadać. A jakbyśmy sobie zdali sprawę z tego, że w ogóle życie jest na teraz, na trochę – to nie byłoby w tym nic złego. Może z czasem ludzie przestaną mieć wizję jednego związku na całe życie.

Może przestaną, tylko czy przestaną mieć potrzebę czegoś, co bym nazwała lojalnością? Nasze związki z czasem się przekształcają, z kochanków stajemy się przyjaciółmi – ale nadal mamy poczucie, że ktoś trwa przy nas, nie zostawia nas, że możemy na niego liczyć. Co prawda kiedyś mąż bankrutował, a żona nie miała wyboru, musiała przy nim trwać.
No właśnie, musiała. Dziś już nie musi. Choć popatrz, dziewczyny przy alkoholikach trwają. Przy bijących też. Za to przy bankrutujących i zdradzających nie trwają. Jak to możliwe? No cóż, nas się wychowuje do tego, by trwać przy tych pierwszych.

Chcesz powiedzieć, że trwanie nie zawsze jest wartością?
Właśnie. To wcale nie jest takie proste, trwanie czasem utrwala patologiczną sytuację. Poza tym dzisiaj mamy różne szkoły i różne filozofie. Jedna mówi, że trwanie, lojalność jest wartością. Druga, że masz jedno życie i od ciebie zależy, co z nim i w nim zrobisz. Jedni powiedzą, że odejście ze związku, w którym nie czujesz się szczęśliwa, jest egotyczne i złe, drudzy – że zdrowe. Ci pierwsi są z takiej, powiedziałabym, starej szkoły. Jak oglądam filmy z bohaterkami z tej właśnie starej szkoły, to mam poczucie, że one nie do końca dokonują własnych wyborów. Na przykład ona miała odejść od męża, ale on w tym momencie się rozchorował, więc ona zostaje. Wie, że to koniec jej szczęścia, ale cóż, nie może postąpić inaczej. Dla mnie to jest jednak niefajne. Moim zdaniem nadal powinna mieć takie samo prawo, by odjeść. A jakby zrobiła to tydzień wcześniej?

Ale jeśli mówimy o małżeństwie, to w przysiędze małżeńskiej właśnie obiecujemy sobie, że będziemy ze sobą w chorobie…
Przysięga małżeńska powinna zostać zmieniona – dlatego ludzie nie chcą się dzisiaj żenić i wolą żyć na kocią łapę, bo wtedy nie zdradzają przysięgi. Poza tym jak możesz komuś obiecać, że będziesz z nim do śmierci? Jedyne, co możesz obiecać drugiej osobie, to to, że będziesz z nią tak długo, jak będziesz chcieć z nią być.

A skoro mówimy o nieopuszczaniu kogoś w chorobie, to przecież możesz się kimś zajmować w chorobie, niekoniecznie będąc z nim cały czas. Możesz powiedzieć swojemu nowemu partnerowi: „Jestem z tobą, ale teraz mój były mąż jest chory, więc będę odwiedzała go w szpitalu”.

A pamiętasz film „Co się wydarzyło w Madison County”? Tam bohaterka też dokonała wyboru: nie odeszła od męża, mimo że spotkała jeśli nie miłość swojego życia, to na pewno największą namiętność swojego życia.
Pewnie, że pamiętam, bardzo dobry film. Ona tam zadaje sobie dwa ważne pytania: „Jak ja się będę czuła za parę lat?” i : „Skąd mam wiedzieć, czy to miłość?”. W nich miłość walnęła jak piorun, znali się tylko kilka dni, a na drugiej szali znajdowali się: mąż, dzieci, dobre życie. Co prawda udowodnili z czasem, że to była prawdziwa miłość i kochali się aż do śmierci. Myśleli o sobie, pamiętali, czcili pamiątki po sobie – dlatego że to było tak mocne. To też pokazuje, że można kogoś kochać, nie będąc z nim i przy nim. Na przykład w „Rozważnej i romantycznej” Romantyczna się naprawdę zakochała i nie przestała kochać, nawet jeśli on wybrał interes, nie uczucie.

Jak widać ta goła miłość, jak mówiłaś na początku, nie zawsze wystarczy. Bywa, że kochamy, ale nie jesteśmy w stanie razem żyć albo różne zdarzenia życiowe nam to uniemożliwiają, czasem uniemożliwiają nam to nasze wartości.
Bohaterowie „Co się wydarzyło...” przynajmniej dali sobie te kilka dni razem, zawiesili świat na kołku i mieli tylko siebie.

Czyli jak kochać, Kasiu?
Ano kochać, jak się da.

(śmiech) Jak on się da?
Jak on się da, jak ty potrafisz i jak życie wam pozwala.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze