1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Nie chcę mieć dzieci – bezdzietność z wyboru

Czasy i otaczająca nas rzeczywistość bardzo się zmieniły, jednak kobietę, która nie jest matką, wciąż postrzega się jako nietypową. (Fot. iStock)
Czasy i otaczająca nas rzeczywistość bardzo się zmieniły, jednak kobietę, która nie jest matką, wciąż postrzega się jako nietypową. (Fot. iStock)
Kobieta, która powie, że nie chce mieć dzieci, wciąż jest dziwadłem. Kiedy to wszystko powie mężczyzna – ujdzie, dziwi, ale nie oburza. Kobiecie – nie przystoi. A przecież to XXI wiek. Dlaczego tak się dzieje?

Choć współczesna koncepcja kobiecości odbiega od tej, do której jesteśmy przywiązani, czyli głęboko zakorzenionej w religii i pochodzącej jeszcze z XIX wieku, to podejście do kobiety, która nie chce dziecka, w naszym społeczeństwie wciąż bywa dość „staroświeckie”. – Niegdyś kult prawdziwej kobiecości koncentrował się na takich cechach, jak pobożność, uległość czy domatorstwo. Tylko to mogło dać szczęście i nadawało sens życiu kobiety – tłumaczy dr Krystyna Doroszewicz, psycholożka z SWPS. – Ponadto w okresie zaborów, w czasach wojen matki Polki, rodząc i wychowując dzieci, wypełniały wręcz patriotyczny obowiązek. Czasy i otaczająca nas rzeczywistość bardzo się zmieniły, jednak wciąż – na szczęście już „tylko” w niektórych środowiskach – kobieta, która nie jest matką, postrzegana jest jako, mówiąc oględnie, nietypowa – dodaje.

Jesteś nam to winna, obywatelko

– Wiem, że to stereotyp, już niemalże stały element dowcipów o teściowych i matkach, ale koszmarnie upierdliwe pytanie: „Kiedy będziesz miała dziecko, bo chcę być babcią?” – to naprawdę zmora bezdzietnych kobiet – opowiada Katarzyna. – Najgorsze nie było nawet to natręctwo, ale poczucie bycia niezrozumianą. To chyba naturalna potrzeba, że człowiek chciałby, żeby najbliższe mu osoby umiały zrozumieć i zaakceptować jego decyzję. By dawały prawo wyboru. Jeśli takie pytania padają od osób trzecich, to mnie nie dotyka. Myślę, że bardzo istotny jest fakt, co dla nas samych znaczy bycie kobietą, jak my tę kobiecość definiujemy. Dla mnie wyznacznikiem kobiecości nigdy nie było posiadanie dziecka, nie to mnie określa. Moja autodefinicja, moja wizja siebie nigdy nawet nie ocierały się o ten obszar. Nigdy nie widziałam siebie prowadzącej wózek. I chyba właśnie dlatego pytania: „Kiedy dziecko?” i „Dlaczego go nie masz?” nie dotykają mnie do żywego – mówi Katarzyna.

– Pamiętam początek mojego małżeństwa i wizyty u teściowej – wspomina po latach Agnieszka. – Za każdym razem, kiedy przekraczałam próg domu, widziałam, że wzrok teściowej ląduje na moim brzuchu. Nie witała się ze mną, tylko z moim brzuchem: „A może już?”, „A może przytyła?”. Strasznie mnie to wkurzało. Nigdy się nie odezwałam, żałuję, dziś już na pewno nie milczałabym potulnie. I stanowcze zabranie głosu szczerze polecam innym kobietom, które mierzą się z taką „dyktaturą” – dodaje.

– Choć wiele się zmienia, wciąż żyjemy w bardzo patriarchalnym społeczeństwie – mówi Katarzyna. – I w tym sensie czuję się naznaczona. Wartością nadrzędną jest posiadanie rodziny: męża i dzieci. Więc bywa, że czuję się dyskryminowana jako obywatelka. Szczególnie ostatnimi czasy, kiedy dyskurs społeczny silnie nakierowany jest właśnie na rodzinę – mówi Katarzyna.

Dlaczego komuś tak zależy na tym, żebym miała dzieci? – to pytanie, które często zadają sobie bezdzietne kobiety. Dlaczego kogoś to, do cholery, w ogóle interesuje? Niech każdy zajmie się swoimi sprawami, tak myślą. – To nie jest bez znaczenia, ile nas będzie – mówi dr Krystyna Doroszewicz. – Kwestia demografii to temat, którym wszyscy siłą rzeczy jesteśmy żywo zainteresowani. To istotne dla przetrwania gatunku, czyli to „wtrącanie się” w cudze życie ma z jednej strony takie wręcz atawistyczne korzenie, a z drugiej – to po prostu dbanie o własną… kieszeń. „Jeśli kobiety nie będą rodziły dzieci, nie będzie z czego wypłacać emerytur”, wciąż słyszymy. I ten przekaz podprogowo na nas oddziałuje. Zaczynamy czuć, że w naszym interesie jest „pilnowanie” kobiet – sióstr i sąsiadek – by rodziły dzieci. Dajemy sobie więc prawo, często zapominając choćby o kulturze osobistej, nie wspominając już o takcie i wrażliwości, by ich bezdzietność nazywać zachowaniem egoistycznym – dodaje psycholożka.

Ocena przez pryzmat bycia matką

– W moim mikroświecie – czyli wśród przyjaciół – nie czuję żadnego naznaczenia – opowiada Katarzyna. – Prawdopodobnie z tej prostej przyczyny, że wybrałam sobie ludzi, z którymi czuję się komfortowo. I tyle. Jeśli ktoś chce oceniać mnie, określać mnie przez pryzmat tego, czy jestem matką, nie będę spędzać z nim wieczorów i weekendów. Więc jest pewnie coś takiego, że kobiety bezdzietne muszą dokładniej selekcjonować grono ludzi, którymi się otaczają. Choć, oczywiście, mam świadomość, że patrzę na świat z perspektywy, jak ja to nazywam, sojowego latte i placu Zbawiciela, czyli Warszawy, tu z pewnością łatwiej jest być bezdzietną i mieć przyjaciół, którym to nie przeszkadza. Dalej od dużego miasta nie jest tak łatwo spotkać się z tolerancją.

Świat bez dzieci istnieje

– Wiem, że kobiety, które nie mają dzieci, słyszą, że są egoistkami. Mnie nigdy tego nikt nie powiedział, może dlatego, że bym sobie na to nie pozwoliła – mówi Katarzyna. – Jestem osobą, która od razu bardzo wyraźnie stawia granice. Kiedyś, wiele lat temu, usłyszałam w pracy skandaliczny tekst. Było wiele do zrobienia, ktoś musiał zostać „po godzinach” – i uznano, że to będę ja, bo „nie płaczą mi w domu dzieci”. Wściekłam się. Odpowiedziałam: „Zosi płaczą? Nie mam żadnych korzyści z tego, że Zosia ma dzieci, nie będę zatem ponosić także konsekwencji, że je ma”. Wychodzę z założenia, że dokładnie tak samo jak nie jest moją sprawą, że Zosia ma dzieci, tak samo nie jest Zosi sprawą – ani tym bardziej źródłem Zosi przywileju – to, że ja ich nie mam – mówi Katarzyna. – Być może jest tak, że kobieta, która nie ma dzieci, musi być bardziej stanowcza – dodaje Agnieszka. – Ja mogę mieć i mam psa, z którym muszę wyjść na spacer, mogę mieć chorego męża albo po prostu bilety do teatru. Fakt, że komuś „płaczą w domu dzieci”, nie jest sensownym argumentem. Nie jest żadnym argumentem. Ja mogę zrobić komuś grzeczność, jeśli mnie o to poprosi i akurat mam czas, ale nie będę robić niczego dlatego, że ktoś przykleja mi do czoła kartkę: „bezdzietna” – tłumaczy Katarzyna.

Bezdzietność może być wyborem

– Jeszcze bardziej niż to, że nie mam dzieci, oburzające jest dla ludzi, kiedy mówię, że dzieci nie lubię – opowiada Katarzyna. – Możesz powiedzieć, że nie lubisz zwierząt, nie wspierasz żadnych akcji charytatywnych, bo każda to złodziejstwo, że zdarza ci się wyrzucić śmieci do lasu, kiedy „nie masz innego wyjścia”. Możesz powiedzieć wszystko, ale kobieta, która powie, że nie lubi dzieci, że przeszkadza jej ich płacz, jest dziwadłem. Kiedy coś takiego powie mężczyzna – ujdzie – dziwi, ale nie oburza. Kobiecie – nie przystoi – tłumaczy się Katarzyna. – Kobiety, które nie mają dzieci, wciąż stanowią zdecydowaną mniejszość – tłumaczy dr Krystyna Doroszewicz. – Są nietypowe, odbiegają od tej podstawowej roli związanej z płcią. Tu działa bardzo prosty mechanizm – coś, co jest nietypowe, przyciąga większą uwagę. Kobieta bezdzietna nie zlewa się z tłumem, więc to na niej koncentruje się uwaga otoczenia i to ona dostaje zdecydowanie więcej informacji zwrotnych. To coś, co nazwałabym efektem solisty – tłumaczy. – Chyba mam to szczęście, że nie mam problemu z odstawaniem od reszty – mówi Agnieszka. – Nie boję się być „inna” i myślę, że to bardzo pomaga w byciu bezdzietną.

Ryby, dzieci i bezdzietne głosu nie mają!

Stereotyp zazwyczaj dzieli bezdzietne kobiety na dwie grupy: pokrzywdzone i egoistki. Wbrew pozorom przedstawicielki obu grup bywają w jakiś sposób niewygodne. Choć, oczywiście, wobec tych drugich społeczeństwo jest zdecydowanie bardziej surowe. – Myślę, że postawa wobec bezdzietnych kobiet zależy także od tego, jak one same tę kwestię przedstawiają światu – tłumaczy dr Krystyna Doroszewicz. – Są kobiety, które starają się wręcz epatować swoim wyborem nieposiadania dzieci. Bywa, że prowokują otoczenie, demonstrując swoją wolność, którą daje niebycie matką. Inne pokazują ciągle, że bardzo cierpią z powodu tego braku. Wciąż mówią o tym, że nie mogą mieć dziecka, zaglądają do każdego wózka, powtarzają, jak bardzo zazdroszczą matkom. Być może robią to nieświadomie, ale mogą wzbudzać tym dyskomfort u otoczenia. To uciążliwe, to może wzbudzać poczucie winy: no bo ja mogę mieć dzieci. Są i takie, które potrafią okazywać wręcz pogardę wobec problemów związanych z rodzicielstwem. Dla otoczenia wtórne znaczenie ma fakt, czy jest to jedynie zbroja, jakiś rodzaj mechanizmu obronnego, do którego ucieka się być może cierpiąca w głębi kobieta. Liczy się sygnał, który wysyła. Bywa przecież, że kobieta bezdzietna w gronie matek opowiada o swojej niczym nieskrępowanej wolności i niezależności, o tym, ile czasu poświęca na swoje pasje, fryzjera czy rozwój. To wtedy najczęściej może paść pod jej adresem ten cały wachlarz nieprzyjemnych określeń: egocentryczka, zadufana w sobie, niezdolna do poświęceń czy nawet niezdolna do wyższych uczuć, bo przecież zdarzają się i takie niesprawiedliwe, krzywdzące opinie – opowiada psycholożka.

Ale bywa i tak, że bez żadnego epatowania kobieta słyszy na przykład: „Co ty w ogóle możesz wiedzieć o życiu, skoro nie jesteś matką?!” – czyli kompletne deprecjonowanie. – Pamiętam taką nieprzyjemną sytuację – opowiada Agnieszka. – Kończyłam szkolenie z NLP (Neurolingwistyczne Programowanie) i w ramach dyplomowego zaliczenia razem z koleżanką (która ma dzieci!) przygotowywałam pracę. Dotyczyła ona kobiet w ciąży i przygotowania do porodu. Opowiedziałam o tym mojej znajomej, a ona wręcz się oburzyła. Uznała, że jest nie do pomyślenia, że mogłam podjąć się pisania czegokolwiek na ten temat, skoro sama nie mam dzieci. Poczułam się, jakby ktoś wystawił mnie poza zbiór „ludzie”. Są osoby, które mają taką dziwną przypadłość – możesz wypowiadać się na każdy temat, nawet taki, o którym masz blade pojęcie. Możesz komentować jakość występu śpiewaczki operowej, nie mając nawet minimum wiedzy na ten temat, ale jeśli chodzi o to, co choćby jedynie krąży wokół macierzyństwa, jeśli nie jesteś matką, nie wolno ci mieć żadnych przemyśleń, obserwacji. Nie masz prawa głosu – opowiada Agnieszka.

Instynkt macierzyński nie istnieje

– Uśmiecham się, kiedy pytają mnie o instynkt macierzyński, co się z nim stało, bo przecież „każda kobieta go ma” – mówi Katarzyna. – Odpowiadam wtedy, w oparciu o moją wiedzę – jestem socjologiem – że instynkt macierzyński, taki jak my go dziś powszechnie rozumiemy, ludzkość „odkryła” w XIX wieku. Całkiem niedawno, prawda? Wcześniej kobiety oddawały dziecko po urodzeniu niańkom i jakoś nie miały owego instynktu. Ja nie mam instynktu macierzyńskiego. Dziwi mnie, że ktoś może mieć pomysł, żeby powiedzieć mi, co mam czuć. Ludzie wielokrotnie, szczególnie kobiety, próbowali mnie „nawracać”, bo „zbłądziłam”. Ja nigdy nie miałam nawet pomysłu, by sugerować komuś, co ma czuć. Tymczasem mam czuć się gorsza, bo nie mam dziecka, albo mam czuć, że je chcę. Dziecko powinno być moim celem życiowym? – dziwi się Katarzyna. – Zawsze miałam wrażenie, że ludzie mi nie wierzą, kiedy zapytana o to, dlaczego nie jestem matką, odpowiadałam, że nie chcę mieć dzieci – mówi Agnieszka. – Ludzie zakładają, że kiedy kobieta nie ma dzieci, na pewno jest nieszczęśliwa, to bidulka pokrzywdzona przez los i – to jasne – nie ma ich, bo nie może ich mieć, a ta wersja, że nie chce, to przykrywka, bo… przecież każda z nas o tym marzy. W rozmowach z ludźmi wyczuwam jeszcze jedno założenie, że to po mojej stronie leży powód tej „niemożności”. Zatem to z pewnością nie mężczyzna jest „niepełnowartościowy”, światło podejrzeń zawsze pada na kobietę. I zastanawia mnie coś jeszcze. Kiedyś pewna znajoma zapytała mnie: „Słuchaj, a co ze starością? Kto poda ci szklankę herbaty?”. Bardzo mnie to zdziwiło. To naprawdę po to niektóre kobiety mają dzieci, żeby one je potem obsługiwały? – pyta Agnieszka.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze