Dzisiejsi 30-, 40-latkowie to w większości synowie, którym zabrakło uwagi, obecności i dobrego wzorca od ojca. Jak wypełnić ten deficyt? Jak zbudować po latach na nowo (albo po raz pierwszy) męsko-męską relację? Terapeuta Jacek Masłowski podaje przykłady z terapii i swojego życia.
Jakie problemy z ojcami mają mężczyźni w dorosłym życiu?
Oni często nie mają już problemów z ojcami, bo nie mają z nimi relacji. Można powiedzieć, że mają raczej nierozwiązany konflikt z ojcem uwewnętrznionym. Wygląda to tak, że relacja z takim ojcem jest trzonem, wokół którego mężczyzna buduje scenariusz swojego życia, najczęściej w nieświadomy sposób. Na świadomym poziomie deklaruje, że ojciec nie jest mu do niczego potrzebny. Od lat go nie widział i wreszcie ma spokój. Tyle że tak naprawdę jest inaczej. Skoro nie dostał tego, co chciał, stwierdził, że to nie jest już dla niego ważne. Przynajmniej w sferze świadomego rozstrzygania pewnych kwestii.
Mówisz, że większość mężczyzn, którzy przychodzą do ciebie na terapię, pochodzi z rodzin, w których ojciec był nieobecny.
Tak, to zdecydowanie najpowszechniejszy schemat: ojciec nieobecny emocjonalnie lub fizycznie w życiu syna. Chociaż zdarza się też nadmiernie obecny ojciec przemocowy. Kiedy rozmawialiśmy ostatnio o nadopiekuńczej matce, mówiłem, że ten problem występuje właśnie wtedy, gdy ojciec jest nieobecny. W moim gabinecie często słyszę: „Ojciec dla świętego spokoju wycofał się z mojego życia”.
Co to znaczy, że ojciec był nieobecny w życiu syna?
To znaczy, że nie zajmował przestrzeni w jego życiu. Nie stał przy swojej kobiecie, nie był jej partnerem, nie wchodził z nią w relację seksualną. Nie podejmował decyzji, nie kanalizował emocji. A w związku z tym nie pokazywał synowi, jak funkcjonuje dorosły mężczyzna. Nawet jeżeli codziennie był w domu, siedział na kanapie i bawił się w bierki z chłopcem, to gdy matka mówiła: „Źle ubrałeś Maciusia, nigdzie nie wyjdziecie”, odpowiadał: „Dobrze, kochanie”. Gdy syn miał problem, mówił: „Idź zapytaj matki”. Tak zachowuje się właśnie nieobecny ojciec.
Drugi rodzaj to wycofanie swoich emocji z relacji. Taki ojciec nie ma żadnego kontaktu z emocjami, bez względu na to, czy chodzi o relacje z córką, synem czy żoną.
Trzeci rodzaj, ten najgorszy, który powoduje całkowity deficyt męskości w rodzinie, to fizyczna nieobecność ojca. Związki na odległość są dla dorosłych, nie dla dzieci. Nie da się być formatywnym rodzicem, jeśli nie ma cię w domu. Dzieci tak naprawdę nie słuchają tego, co się do nich mówi, tylko nas naśladują. A jeśli cię nie ma, to nie mogą cię naśladować.
Terapeuta rodzinny Jesper Juul, w książce „Być mężem i ojcem” pisze, że tylko połowa mężczyzn tworzy więź ze swoimi synami...
To skandynawskie i dość optymistyczne dane. W odniesieniu do naszego kraju powiedziałbym raczej o 10 proc. ojców, którzy potrafili nawiązać więź z dzieckiem. Jednak musimy zaznaczyć, że mówimy o relacji dorosłych mężczyzn z ojcami, którzy dzisiaj są już dziadkami. Oczywiście moje doświadczenie zbudowane jest na grupie specyficznych mężczyzn, którzy przyszli na terapię. Bo wszystko zaczyna się zmieniać, gdy mężczyzna zauważa, że w jego dorosłym życiu powtarzają się te same problemy. W relacji z kobietami bądź ze światem. Na szczęście dzisiaj faceci coraz częściej sięgają po pomoc, chodzą na męskie warsztaty czy terapię. Najczęściej dopiero tam ich problem z ojcem zostaje dostrzeżony i nazwany. Wtedy może zacząć się proces uzdrawiania tej relacji.
Czyli mężczyzna zaczyna interesować się relacją z ojcem dopiero wtedy, gdy w jego życiu zaczyna się coś psuć?
Istnieje całe barwne spektrum problemów, które są konsekwencją kiepskiej relacji z ojcem. Na przykład taki mężczyzna może wchodzić w relację z kobietą, w wyniku której jest ubezwłasnowolniony, nie potrafi się postawić. Albo nie jest w stanie osiągnąć stabilizacji materialnej. Świadomie nie chce być taki jak on. W efekcie buduje pogardliwy obraz ojca, a także męskości.
Mówi wtedy, że ojciec nigdy nie był dla niego wzorem.
Ojciec był dla niego wzorem, tyle że stał się negatywnym punktem odniesienia. Bardzo wielu mężczyzn nosi w sobie olbrzymi, wyparty lęk przed kobietami, więc wchodzą w relacje, w których stają się opresyjni. Nie chcą też być tacy ulegli jak ojciec. Nie trafiają na terapię, bo mają problemy z ojcem – przychodzą, bo rozwiodła się z nimi żona, a kolejne partnerki mówiły: „Jesteś agresywny i przemocowy”.
Jakie błędy popełniali ojcowie, którzy dzisiaj są już dziadkami?
W tamtych czasach ojcowie kompletnie nie mieli świadomości swojej roli. Dopiero dzisiaj możemy powiedzieć, że popełniali jakieś błędy. W jaki sposób wychowywali swoich synów? Otóż stosowali wszelkiego rodzaju deprecjonowanie – drwili, żartowali, wyśmiewali, poniżali: „Jesteś dupa wołowa”, „Co z ciebie wyrośnie, z niczym sobie nie poradzisz”. To formy przemocy psychicznej – dziś już umiemy to nazwać. Wtedy panowało jednak przekonanie, że to dobra forma wychowania. Dzięki temu chłopiec miał stać się silnym mężczyzną, a nie pierdołą. To zachowanie ojców mocno wpłynęło na obniżenie samooceny synów w ich dorosłym życiu. I teraz dochodzimy do najważniejszej rzeczy: poczucie wartości u syna bierze się z relacji z ojcem, a nie z matką.
To może być obciążające dla obu stron tej relacji. Syn oczekuje od ojca wzoru męskości. Ojciec od syna więcej wymaga.
To o wiele trudniejsza relacja niż ojciec – córka. Dlatego ojcowie, którzy nie potrafią podołać sytuacji, często się wycofują. Dostrzegają, że syn nie zachowuje się tak, jak by chcieli, więc porzucają tę relację. Jednak ojciec jest dla chłopca jak foremka. Kiedy pieczesz babkę, musisz włożyć ciasto do foremki, żeby nadać jej jakiś kształt.
Ostatnio mówiłeś, że syn musi wygrać z ojcem.
Kiedyś jeden z mężczyzn na warsztatach opowiedział o swojej relacji z obecnym i karmiącym ojcem. Realizował się w życiu zawodowym, był dyrektorem dużej firmy. W pewnym momencie wciągnął syna w ten świat. Mężczyzna opowiadał, jak przyszedł z ojcem do ważnego klienta. Zaproponowano mu kawę, a on na to: „Dziękuję, ale najpierw zapytajcie, czego chciałby się napić mój syn”. „Do tej pory, gdy sobie o tym przypomnę, to rosną mi skrzydła” – wyznał. To jest właśnie wygrywanie męskości. Jestem przekonany, że kluczem do męskości kulturowej jest przyjęcie chłopaka przez innych mężczyzn. A pierwszym, który powinien użyć tego klucza, jest ojciec. W pewnym momencie ma powiedzieć: „Synu, teraz jest twój czas, powoli mogę się wycofać”. Nie chodzi o to, że masz udowodnić ojcu, że do niczego już się nie nadaje. Po prostu prześcigasz go w różnych rzeczach, bo jesteś młodym mężczyzną, bardziej sprawnym fizycznie, bardziej atrakcyjnym. Z ojcem wygrywa się w momencie, gdy wchodzi się w dorosłość. Tymczasem wielu ojców nieustannie rywalizuje ze swoimi synami. Nie pozwala im poczuć się w pełni sprawczymi. Udowadnia im, że nie dali sobie rady, że coś jest z nimi nie tak.
Pracuję z facetami, którzy mają dzisiaj po 40 lat, a ich ojcowie – 70. To bardzo często mężczyźni, którzy nieustannie walczą w życiu o uznanie. O to, żeby czuć się ważnymi. Nie zdają sobie sprawy z tego, że nadal przeżywają życie z pozycji chłopca, który nie dostał uznania od swojego ojca. Nie otrzymał poczucia wartości.
Kiedy rozmawialiśmy o nadopiekuńczości matek wobec synów, powiedziałeś, że stoi za tym ich niewyrażona złość na mężczyzn. Jakie emocje stoją za relacją nieobecny ojciec i syn?
Problem w tym, że na powierzchni nie widać żadnych emocji. Tymczasem w takim mężczyźnie głęboko siedzą potężna złość, smutek, żal, a nawet nienawiść. Jego życie oparte jest na wzorcu: „Ja ci, tato, coś udowodnię”. A gdy poradzi sobie z negatywnymi emocjami, odzywa się olbrzymia tęsknota i miłość do ojca. Statystyki pokazują, że w Polsce mężczyźni często umierają na choroby serca.
A serce to szczególne miejsce, kojarzone właśnie z uczuciem miłości.
Jak dogadać się z ojcem, który był nieobecny w naszym życiu?
Cała zabawa polega na tym, że wcale nie trzeba się z nim dogadywać. Chodzi o to, żeby dorosnąć, czyli dogadać się z ojcem uwewnętrznionym, tym, którego obraz nosimy w sobie. A nie z tym ojcem, który mieszka trzy ulice dalej. Co więcej, dogadanie się z ojcem w sobie jest kompletnie niezależne od zachowania prawdziwego ojca.
To nawet ułatwia sprawę w sytuacji, gdy ojciec nie chce z nim rozmawiać albo już nie żyje.
Nieważne, czy ojciec jeszcze żyje, a nawet czy w ogóle go poznaliśmy. Oczywiście można też pogadać z ojcem jak dorosły z dorosłym. Ale nie jest to konieczne!
Przede wszystkim trzeba swojemu ojcu wybaczyć. Wywalić emocje, które nosi się w sercu, te z pozycji małego chłopca, zapisać je, wypowiedzieć, w jakiś sposób wyrazić. I zaakceptować fakt, że ta relacja była taka, a nie inna.
Mówisz: wybaczyć – ale co to oznacza? Czy proces wybaczenia ojcu udaje się tylko w terapii?
Jeśli ktoś poradzi sobie z tym na własną rękę, to serdecznie mu gratuluję. Bo to nie dzieje się w dwa dni. Na męskich warsztatach często staramy się zainicjować proces wybaczania ojcu. Nieważne, co kiedyś ktoś nam zrobił, ale to, co my teraz zrobimy. To podstawa wybaczenia. Nie chodzi o zapomnienie, wyparcie czy zaprzeczenie. Tylko zaakceptowanie tego, że tak po prostu było.
Nie wszystko udaje się wybaczyć.
Tyle że trzeba. Oczywiście nie musisz tego robić. Ale jeśli nie wybaczysz, to ta relacja cały czas będzie pracowała w tobie, na twoją niekorzyść. Uwierz mi, bardzo opłaca się wybaczyć ojcu. To, że ci się udało, można poznać po tym, że gdy wracasz do wspomnień z dzieciństwa, to już nie zalewają cię emocje złości, smutku czy niechęci. Silne uczucia siedzą w nas tak długo, jak długo nie ma w nas wybaczenia. Dlatego zachęcam: mężczyzno, przyjmij swojego ojca takim, jakim był. Zaakceptuj swoje dzieciństwo, właśnie takie, jakie miałeś. Jakiekolwiek było.
A jeśli syn zdecyduje się porozmawiać z ojcem twarzą w twarz?
Musi podejść do tego jak dorosły. Uwzględnić to, że ojciec może nie chcieć czy nie potrafić z nim porozmawiać tak, jak chciałby syn. Jeżeli wiesz, że ojciec nigdy nie powie ci dobrego słowa, to możesz to przyjąć albo go za to opierdolić – jak dorosły dorosłego. Albo już więcej się z nim nie spotkać. Wybór należy do ciebie.
Jednak jeśli syn chciałby na nowo zacząć ułożyć sobie relacje z ojcem, powinien wysłać mu zaproszenie. Nie osądzać na wstępie: „Tato, zjebałeś mi życie i teraz przez ciebie cierpię”. Ojciec nie da sobie z tym rady. Powie: „Co ty gadasz, starałem się, jak mogłem”, a potem zamknie się w sobie. Chodzi o zaproszenie w stylu: „Tato, chcę cię poznać, chcę wiedzieć, jakim jesteś człowiekiem i jaki byłeś, zanim się urodziłem”. Bo kiedy pytam mężczyzn o to, kim był ich ojciec, zanim stał się ojcem, to 99 proc. nic na ten temat nie wie. Zapominają, że ich ojciec również miał swojego ojca, dzieciństwo, marzenia, plany, sukcesy, porażki czy inne kobiety przed matką. Kiedy syn odkrywa, że jego ojciec jest mężczyzną, nie tylko ojcem, przestaje patrzeć na niego z poziomu chłopca, a zaczyna go widzieć oczami dorosłego.
Tylko od czego zacząć taką rozmowę?
Od siebie. Od zmiany własnej perspektywy, odkrywania ojca jako człowieka, a nie jego roli. Warto też pozbyć się oczekiwania, że ojciec się zmieni. Bo jak ma zrobić coś, czego nie potrafił zrobić wcześniej, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi? Oczywiście bieżące sytuacje i reakcje ojca mogą nas emocjonować, ale to będą adekwatne emocje dorosłego mężczyzny. A nie zranionego chłopca.
Czy można w ogóle nadrobić ten stracony czas? Stworzyć z ojcem dobrą relację w dorosłym życiu?
Mnie się udało. Mojego ojca, który mieszka w Australii, nie widziałem przez 22 lata. Teraz mamy bardzo dobrą relację. Szanujemy siebie nawzajem, interesujemy się sobą. To relacja dwóch dorosłych mężczyzn. Jednak ja wiem, że to jest mój ojciec, a on wie, że jestem jego synem.
Kiedy poznałeś, że twoja relacja z ojcem jest dobra?
Wtedy, kiedy zacząłem myśleć o mojej przeszłości i przestałem czuć silne emocje. Bo już je wyraziłem. Ich już we mnie nie ma. Pamiętam doświadczenie, które pokazało mi tę przemianę. Ojciec wyjechał, gdy miałem 11 lat. To była trudna relacja, a jednocześnie byłem do niego bardzo przywiązany. Kiedy spotkałem się z nim po latach, nie byłem jeszcze w terapii. Zobaczyłem, jak ojciec obdarza czułością inną osobę. Poczułem wtedy żal, bo jako chłopiec tego nie dostałem, a okazuje się, że on miał z czego dać. Parę lat później na podobną sytuację zareagowałem już inaczej. I to był sygnał, że mam to w sobie już zamknięte. Nie patrzyłem już na to z poziomu głodnego chłopca. Tylko sytego mężczyzny, który ma własne zasoby. Radzi sobie ze sobą i światem. Byłem w stanie zobaczyć w ojcu mężczyznę, który ciekawi, a czasem też złości.