1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Mit pierwszego zakochania – czy warto wracać do miłości sprzed lat?

Jest jakaś magia w tych pierwszych miłościach – pocałunkach na karuzeli, nieporadnych podchodach, spojrzeniach rzucanych znad szkolnej ławy. Niespełniona miłość pozostaje na długo w pamięci i sercu. (Fot. iStock)
Jest jakaś magia w tych pierwszych miłościach – pocałunkach na karuzeli, nieporadnych podchodach, spojrzeniach rzucanych znad szkolnej ławy. Niespełniona miłość pozostaje na długo w pamięci i sercu. (Fot. iStock)
Kiedy spotkasz dawną szkolną miłość… strzeż się porywu uczuć i czaru dawnych wspomnień. To piękne romanse, ale rzadko kończą się szczęśliwie.

AKT I

Związek Anny z Robertem był już od lat w kiepskim stanie. On pił, nie pracował, ona – kobieta tuż przed emeryturą – musiała utrzymać dom i dwie córki na studiach. Pozostała dwójka dorosłych dzieci dawno się wyprowadziła. Małżonkowie prawie ze sobą nie rozmawiali. Robert zajmował parter, Anna – piętro ich wspólnego domu. Prawie jak separacja.

Wtedy pojawił się Darek – jej miłość z czasów studenckich. Wielka, romantyczna i… niespełniona. Bo niegdyś, pewnego dnia, zniknął z życia dziewczyny jak kamień w wodę, jakby nagle przestał istnieć. Dopiero po jakimś czasie otrzymała list z informacją..., że żeni się, bo wkrótce zostanie ojcem.

Trzydzieści lat później przejeżdżał przez Olsztyn – rodzinne miasto Anny i zatelefonował. Wpadł na kawę z naręczem kwiatów dla niej i prezentami dla jej wnuków. Była oszołomiona. Mówił o własnej firmie, o separacji z żoną i dorosłych dzieciach. Po kilku tygodniach przyjechał drugi raz i znów przywiózł jej kwiaty oraz perfumy. Tryskał optymizmem. Annę to zachwyciło. Chyba właśnie wtedy raził ją piorun. Ten sam co kilkadziesiąt lat temu.

Dawna dziewczyno!

Jest jakaś magia w tych pierwszych miłościach – pocałunkach na karuzeli, nieporadnych podchodach, spojrzeniach rzucanych znad szkolnej ławy. Niespełniona miłość pozostaje na długo w pamięci i sercu. Wspominamy, marzymy i idealizujemy ją tak bardzo, że – według prof. Wiesława Łukaszewskiego z sopockiego oddziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej – większość osób wchodzi w związki małżeńskie nie tylko z wybrankiem czy wybranką, ale także… ze wspomnieniem „tego trzeciego” lub „tej trzeciej”. Mit pierwszego niewinnego zakochania utrwalają w dorosłym życiu rozczarowania, nieudane związki, zdrady. Pojawia się tęsknota.

Pewnie dlatego w latach 90. dojrzali Amerykanie masowo, za grube pieniądze wynajmowali detektywów, żeby odnaleźć miłość sprzed lat. Ale gdy na świecie upowszechniły się portale typu Facebook czy Nasza Klasa, detektyw okazał się zbędny. Ludzie rzucili się do odnajdywania byłych kochanków w internecie. Powstawały nawet specjalizujące się w tym portale – na niektórych nie trzeba nawet pamiętać imienia i nazwiska, wystarczy podać miejsce i czas romansu.

Z badań prowadzonych od 20 lat w 46 państwach przez prof. Nancy Kalish – psycholożkę, autorkę książki „Utraceni i odzyskani kochankowie” – wynika, że dawnej miłości najchętniej szukają w sieci osoby powyżej 35. roku życia. Większość, bo aż 55 proc., wydobywa ją z czasów, gdy nie mieli jeszcze 17 lat, a prawie wszyscy (84 proc.) – gdy nie przekroczyli 22. Co ciekawe, osoby starsze, po 65. roku życia też często starają się wracać do miłości z bardzo wczesnej młodości – nawet z podstawówki.

Powroty do szkolnych miłości stały się w Stanach tak popularne, że powstało nawet słowo „retroseksualni”, określające partnerów w takim związku. Czemu tak łakniemy retroromansów? Bo relacje z dawnych lat są najbardziej czyste i idylliczne, i często przerwane w sposób niezależny od młodych, np. przez rodziców czy zmianę miejsca zamieszkania. Rzadko wracają do siebie ci, którzy już w młodości stwierdzili: „nie jest nam ze sobą dobrze”.

AKT II

Anna spotkała się z Darkiem kilka razy w ciągu czterech miesięcy. To wystarczyło. W ekspresowym tempie rozwiodła się z mężem, zaczęła często jeździć do Darka do Warszawy. Rozpromieniona opowiadała o swoim szczęściu dzieciom. Przeżywała drugą młodość.

Robert – już eksmąż – manifestował swoją bezsilność: przebijał opony w aucie Anny, pił jeszcze więcej niż kiedyś. Któregoś dnia wyszedł z domu i nie wrócił. Po okolicznych lasach szukała go policja, dzieci, znajomi. Nic. Anna dzwoniła na komisariat, nasłuchiwała pod drzwiami, czekała na jakikolwiek znak. Co kilka dni zapalał się płomyk nadziei: ktoś widział go na rynku, był gdzieś w sąsiednim mieście… To zdarzenie jakby znów wtłoczyło ją w teraźniejszość. Do Darka przestała jeździć.

Nie wszystek zapomnę

Większość retroromansów zaczyna się od niewinnych mejli, często inicjowanych przez osobę samotną. Ta forma kontaktu jest bezpieczna, bo niweluje strach przed ewentualnym odrzuceniem. Potem są telefony i wreszcie – spotkanie. Dawni kochankowie nie planują wskrzeszenia uczuć, chcą tylko powspominać stare czasy. Ale dzieje się inaczej. Prawie 2/3 takich rozmów szybko zamienia się w romans. Dawne emocje ożywają i szaleją, jakby chciały nadrobić stracony czas. Ponad 70 proc. pytanych twierdzi, że powrót do starej miłości był wyjątkowo intensywnym doznaniem, nierzadko najbardziej ekscytującym w ich życiu.

Pary, które powstały po kilkudziesięciu latach hibernowania uczuć, wierzą, że są bratnimi duszami, że to jakaś siła wyższa połączyła ich po latach i to ona sprawi, że już nigdy się nie rozstaną. – Są zdeterminowani do podtrzymania tego uczucia, bo już kiedyś los stanął na drodze ich szczęścia. Teraz wszystko zależy wyłącznie od nich – mówi prof. Nancy Kalish.

Najnowsze badania tłumaczą też dynamikę takich powrotów… hormonami. U nastolatków podczas podniecenia wydziela się oksytocyna oraz wazopresyna. Substancje te, tworząc rodzaj emocjonalnej pamięci, gromadzą się w ciele migdałowatym. Kiedy kochankowie spotykają się po latach, znany widok, zapach, głos – uwalniają zahibernowaną pamięć. I emocje zaczynają buzować jak dawniej.

Romanse po latach zwykle jednak powodują ból. I dotykają zwykle więcej niż dwóch osób. „Odnalazłem swoją byłą dziewczynę i teraz w głowie mam zamęt” – pisze na forum mężczyzna ukrywający się pod pseudonimem „depressed now”. Barbara uważa, że popełniła wielki błąd, spotykając się ze swoim chłopakiem sprzed 13 lat. „Bo mam męża i dziecko, a on ma syna i żonę. A wiecie co jest najgorsze? Że widziałam tamtą kobietę” – zwierza się.

AKT III

Miesiąc po zaginięciu Roberta znaleziono jego ciało. Okazało się, że utonął. Dzieci przygotowywały się na taką informację, ale i tak przeżyły szok. Po śmierci byłego męża Anna znów zaczęła wyjeżdżać do Darka. Spotykała się z nim jeszcze długo, z czasem jednak coraz rzadziej. Telefon z Warszawy także dzwonił sporadycznie i nie cieszył Anny tak jak dawniej. Darek okazał się pracoholikiem, człowiekiem bez duszy. Książę z młodzieńczej bajki stał się zwykłym śmiertelnikiem. Teraz, po czterech latach od pierwszego retrospotkania, są już tylko znajomymi.

Pięć procent happy endu

Jeszcze kilkanaście lat temu, gdy odnalezienie utraconego kochanka wiązało się z dużym nakładem energii i pieniędzy, aż 78 proc. takich powrotów kończyło się trwałym związkiem. Obecnie, gdy kontakt z miłością sprzed lat jest na wyciągnięcie ręki, statystyki są zdecydowanie mniej optymistyczne – tylko 5 proc. dawnych kochanków łączy się węzłem małżeńskim – im starsi, tym większe prawdopodobieństwo, że szczęśliwym i trwałym. Bo zazwyczaj mają większe doświadczenie życiowe, są bardziej cierpliwi i nie przeszkadzają im w partnerze cechy, które drażniły, gdy byli młodzi. Najstarsza z par, którą badała prof. Kalish, nie widziała się przez 75 lat. Gdy się pobierali, ona miała 95 lat! Ale i młodszym udaje się znaleźć szczęście po latach.

Marcin i Emilia znali się od dziecka: razem chodzili do szkoły, należeli do jednej drużyny harcerskiej.

– Emilia zawsze mi się podobała, było w niej coś takiego, co nie pozwalało mi o niej zapomnieć – wspomina Marcin. Po szkole „rozminęli się” w życiu.

Kilkanaście lat później, gdy Marcin zapisał się do serwisu sympatia.pl, natknął się na zdjęcie Emilii. Ona czy nie ona? Niby podobna, ale... Napisał do niej. W mejlu zapytał: „Od czego zaczynasz każdy nowy dzień?”. Odpisała już następnego dnia. Poznała go. Zdębiał.

Dalej wszystko potoczyło się według klasycznego wzoru: najpierw mejle, potem komunikator, wreszcie telefony i... Spotkali się po roku. Wtedy Emilia była jeszcze z kimś związana. Ale już rok później, po 17 latach od szkolnej znajomości, Marcin i Emilia stanęli na ślubnym kobiercu. – Warto było czekać te 17 lat właśnie na nią – mówi Marcin.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze