1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Praktyka uważności – liczy się tylko to, co tu i teraz

Kiedy jesteśmy uważni, nie osądzamy, nie walczymy, nie opieramy się zdarzeniom, uczuciom, stanom wewnętrznym. Akceptujemy wszystko takim, jakim jest. (Fot. iStock)
Kiedy jesteśmy uważni, nie osądzamy, nie walczymy, nie opieramy się zdarzeniom, uczuciom, stanom wewnętrznym. Akceptujemy wszystko takim, jakim jest. (Fot. iStock)
„Przewidywanie, zamartwianie się to bieg w przyszłość, rozpamiętywanie minionych zdarzeń to cofanie się do przeszłości. Uważność to reflektor skierowany na tu i teraz, bycie świadomym chwili obecnej” – mówi Jon Kabat-Zinn. Praktyka medytacji nie polega na docieraniu do jakiegoś celu. To bycie ze sobą, dostępne przez siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę.

Artykuł archiwalny

– Zwykle przebiegamy obok chwili, by dotrzeć do innych chwil, przechodzimy przez tydzień, wypatrując weekendu, prześlizgujemy się przez rok, myśląc o wakacjach – mówi Jon Kabat-Zinn. – A przecież obecna chwila jest jedyną, w jakiej żyjemy, zawiera w sobie przeszłość i przyszłość. Przewidywanie, zamartwianie się to bieg w przyszłość, rozpamiętywanie minionych zdarzeń to cofanie się do przeszłości. Uważność to reflektor skierowany na tu i teraz, bycie świadomym chwili obecnej. Kiedy jesteśmy uważni, nie osądzamy, nie walczymy, nie opieramy się zdarzeniom, uczuciom, stanom wewnętrznym. Akceptujemy wszystko takim, jakim jest.

Rozpoczynając praktykę uważności, przeżywamy szok, bo zwykle okazuje się, że nasze umysły żyją własnym życiem, poza bieżącą chwilą. Żeby zatrzymać męczącą gonitwę myśli, sięgamy czasem po używki. – Spójrzmy, jak działają papierosy – tłumaczy profesor Kabat-Zinn. – Bierzemy głęboki wdech, zaciągając się, po nim następuje przyjemny wydech, chwila spokoju. A przecież każda nasza chwila może być wypełniona spokojem – nie potrzebujemy niczego z zewnątrz, by regulować stany ciała czy umysłu. Możemy zaprzyjaźnić się z trudnymi rzeczami, które wydarzają się w naszym życiu. To energia, z którą można pracować.

Często nie myślimy o sobie dobrze

Pierwszy krok to być obecnym, wejść w bliski kontakt z chwilą, nawet jeśli nam się ona nie podoba. To rodzaj laboratorium, w którym badamy własny potencjał. – Rozpoznajemy, że cokolwiek o sobie myślimy, jesteśmy czymś znacznie więcej – wyjaśnia Kabat-Zinn. – Często nie myślimy o sobie dobrze, zakładamy, że gdyby ludzie wiedzieli, jacy naprawdę jesteśmy, nie lubiliby nas. A nawet że jesteśmy bezwartościowi, że nie ma dla nas nadziei. Bierze się to z naszych ran, z tego, jak byliśmy traktowani jako dzieci. Unikamy bliskości w obawie, że kiedy za bardzo zbliżymy się do kogoś, zostaniemy „zdemaskowani”, wyda się, że coś jest z nami nie w porządku. Tymczasem dopóki oddychamy, jest z nami bardziej w porządku niż nie w porządku – niezależnie od tego, co na ten temat podrzuca nam umysł.

Pierwsza medytacja warsztatów ma pomóc nam zrozumieć lepiej ich cel – bo przecież każdy przyszedł z czym innym. Wizualizujemy kamyk wpadający do studni z pytaniem: „Po co tu jestem?”. Najważniejsze to „spocząć w świadomości”, zatrzymać się w doświadczeniu danej chwili, sprawdzając co jakiś czas, gdzie jest umysł. Jeśli „odleciał” – sporządza na przykład plan zajęć na najbliższy tydzień albo listę zakupów – można sprowadzić go ponownie do tu i teraz, posługując się oddechem.

Rozmawiamy o odczuciach, emocjach, które pojawiły się podczas medytacji. Na przykład smutek – pod nim kryją się często silniejsze emocje: żal, niepokój, lęk, złość. Ważne, żeby od nich nie uciekać, pobyć z nimi, pozwolić im przepłynąć, odejść. – Im bardziej dopuszczamy do siebie jakiś stan umysłu, tym bardziej uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy naszymi lękiem czy złością, smutkiem czy nudą. Możemy wykorzystać energię tych uczuć, by wzrastać – wyjaśnia Kabat-Zinn. – Poeksperymentujmy: co będzie, kiedy – zamiast odsuwać się od czegoś, czego się obawiamy – otworzymy się na to. W takiej postawie tkwi potencjał wzrostu. Jeśli unikamy trudnych emocji, możemy utrzymać pozorną równowagę w życiu, ale tak naprawdę oddzielamy się od siebie, blokujemy własną energię.

Znasz smak rodzynki?

Choć na co dzień uczy medytacji, Jon Kabat-Zinn nie chce, żeby traktować go jako autorytet w tej dziedzinie: – Tylko wy możecie być autorytetami w pracy osobistej, sprawdzać, badać, doświadczać. Nie ma tu żadnych dogmatów, każdy może się skontaktować z większą mądrością. W szkole nie uczą nas uważać, a kiedy nie uważamy – karcą nas. Ale tak naprawdę różne temperamenty potrzebują różnych sposobów utrzymywania uwagi, każdy musi sam to wypracować.

Nie jest to łatwe, zwłaszcza że zwykle przez cały dzień praktykujemy odwrotność uważności: – Jeśli wciąż praktykujemy irytację, jesteśmy w niej coraz lepsi – przecież praktyka czyni mistrza. Mówiąc do kogoś „zdenerwowałeś mnie”, dajemy mu wielką moc nad sobą, może naciskać nasze guziki. Nasi bliscy doskonale wiedzą, jak wprowadzić nas w ten tryb – rezerwujemy najlepsze wydanie gniewu dla tych, których najbardziej kochamy. Tak się dzieje wtedy, gdy jesteśmy nieuważni. Kiedy zmieniamy perspektywę, zaczynamy postrzegać siebie jako coś większego, a rzeczy, które nas drażniły, stają się mniejsze. Po latach praktyki medytacyjnej zmieniają się mózg, układ nerwowy, zyskujemy zdolność klarownego widzenia, żyjemy naszym życiem.

Kabat-Zinn przyznaje, że rytm naszych czasów nie sprzyja uważności – działamy w pośpiechu, mechanicznie, robimy kilka rzeczy naraz, tracimy kontakt z teraźniejszością. Czasami z trudem przychodzi nam nawet wyłączenie telefonu. Nie znaczy to, że rozwiązaniem jest odosobnienie, klasztor czy jaskinia: – Jeśli masz niespokojny umysł, brak akceptacji dla tego, co dzieje się wokół, będziesz w tej jaskini wściekać się, że kapie ci na głowę. Odosobnienie może być dobre od czasu do czasu, najważniejsze jest jednak równoważenie różnych elementów na co dzień. Najczęściej – jeszcze zanim postawimy nogę na ziemi po przebudzeniu – już gdzieś gnamy, myśląc o tym, ile jest do zrobienia. A można by przeznaczyć tę chwilę na to, żeby poczuć, że się obudziliśmy.

Umysł przypomina często zamuloną wodę – jeśli cierpliwie poczekamy i nie będziemy jej bełtać, muł osiądzie. Nie trzeba nic robić – wystarczy usiąść i wziąć parę głębokich oddechów. Im więcej masz zajęć, tym więcej siedź – radzi Kabat-Zinn. Warto w ciągu dnia zatrzymać się przynajmniej na parę minut, zwrócić uwagę na oddech. Nic nie robić, po prostu być – w pełni obecnym, w harmonii z tym, co jest. – Wszystko, co robimy, może stać się medytacją – zajmowanie się dziećmi, gotowanie, uprawianie ogrodu. Znakomitą praktyką jest sprzątanie – śmieje się profesor. – Jak tylko posprzątamy, zaraz znów jest brudno. To uczy, żeby nie przywiązywać się do rezultatów. Na podobnej zasadzie w klasztorach japońskich wciąż grabią liście.

Przed przerwą obiadową Kabat-Zinn zaleca uważność podczas jedzenia: – Pierwsza medytacja, jaką proponuję pacjentom mojej kliniki, polega na smakowaniu dwóch rodzynek. Na zjedzenie pierwszej poświęcamy 20 minut – wcześniej badamy jej zapach, ciężar. Po ćwiczeniu ludzie mówią, że nigdy wcześniej nie próbowali tak naprawdę rodzynki. Kiedy sięgamy po wiele zmysłów, koncentrujemy się na tej eksplozji smaku w ustach, jest to zupełnie nowe doświadczenie.

Są miliony ścieżek

Podczas warsztatów eksperymentujemy z różnymi rodzajami uważności, różnymi postawami ciała – siedzącą, stojącą, leżącą (skanowanie ciała od stóp do głowy). Koncentrujemy się na oddechu, na odczuciach sensorycznych. Pozwalamy każdej chwili, by była nowa, świeża – „jakby była nowym początkiem dnia albo i życia”. Jeśli podczas praktyk pojawia się coś nieprzyjemnego, ćwiczymy na tym uważność. Kabat-Zinn sugeruje, żeby z naszymi emocjami, odczuciami obchodzić się troskliwie, serdecznie, jak z małym dzieckiem: – Gdy dziecko grymasi, matka bierze je na ręce, obejmuje, kołysze – nic wielkiego nie trzeba robić, a dziecko czuje obecność i się uspokaja. Wszystko można objąć taką łagodną, życzliwą świadomością, to znacznie lepsze niż szukanie na siłę rozrywek, rozpraszaczy. Uciekając od tego, co domaga się naszej uwagi, uciekamy od siebie, od własnego życia.

Łatwo medytować, kiedy jest miło. Kontynuowanie praktyki, gdy jest trudno, wymaga ogromnego zaufania do siebie. – Usiąść w trudnych okolicznościach, nie starając się niczego naprawiać, otworzyć się na siebie, na wszystkie odczucia – to akt odwagi, przytomności, miłości do życia, do bieżącej chwili, do własnego potencjału, własnego piękna.

Medytacja to nie ucieczka, to wyzwolenie. Nie polega na uciekaniu od życia, ale na uwalnianiu się od ograniczeń: – Nie chodzi w niej też o wzmacnianie przyjemnych doznań, o osiągnięcie błogostanu. Owszem, jest miły, ale to tak samo ulotny stan jak każdy inny. Wszystko trwa moment – jeśli nie grzęźniesz ani w nieprzyjemnych, ani w przyjemnych stanach umysłu, jesteś wolny. Nie przywiązujesz się, pozwalasz, by świadomość cię prowadziła. Są miliony ścieżek. Dobrze jest też odpuścić sobie nadmierną kreację umysłu, wizualizację – nawet sukcesy mogą się okazać pułapką, jeśli zbyt mocno się z nimi utożsamiamy. To, co naprawdę ważne, to doświadczanie mądrości, współczucia. Wyobraź sobie pole miłującej życzliwości, ogarniającej cały wszechświat, nieodnoszącej się do niczego konkretnego. To wszystko możesz odnaleźć w oddechu.

Jon Kabat-Zinn jest profesorem medycyny i nauczycielem medytacji (nazywa ją najczęściej „siedzeniem”). Po tym, jak odkrył, że ćwiczenia uważności mają duży wpływ na zdrowie – pomagają leczyć nawet chroniczne schorzenia – założył w 1992 roku Klinikę Łagodzenia Stresu w Centrum Medycznym Uniwersytetu Massachusetts. Podczas pierwszego pobytu w Polsce żartował, że otwierając klinikę, mógł zrealizować dwa ważne cele: medytować przez cały dzień i zapewnić pracę swoim przyjaciołom hipisom, którzy też nie wyobrażali sobie, by można było robić coś innego.

Warto przeczytać: Jon Kabat-Zinn, „Gdziekolwiek jesteś, bądź”, Wydawnictwo Czarna Owca.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze