Czy w tych szybkich i nerwowych czasach potrafimy być ze sobą blisko? Zaangażować się prawdziwie w relacje? Według amerykańskiego nauczyciela Williama Weila przeszkadza nam w tym tylko jedna rzecz: nasze niepohamowane, wybujałe ego. To największy wróg współczesnych związków. Jak sprawić, by przestało się rządzić? Czym jest wysokie ego u faceta?
Artykuł archiwalny
William Weil patrzy na związki partnerskie dość realistycznie. Przyznaje, że nie są dla wszystkich. Sam stworzył szczęśliwą relację po latach prób i błędów. Kiedy pierwszy raz brał ślub, nie miał wątpliwości, że to związek na zawsze. Wszystko było jak w bajce, emanowało magią i tak miało pozostać! Nie pozostało – „wykoleiło się” już w pierwszym roku: „W fatalny sposób połączyliśmy arogancję z brakiem świadomości. Po jedenastu stresujących latach bycia razem i prób sprawienia, by wszystko jakoś grało, rozwiedliśmy się” – wyznaje. Tak naprawdę jego relacje z kobietami rozgrywały się według określonego schematu. Pierwsza dziewczyna była jak ze snu: najładniejsza w klasie, świetna tenisistka (miała prywatny kort!), kumpela, kochanka. Przez trzy miesiące znajomości ani razu się nie pokłócili. A potem – cóż – młody William znudził się. Przez kilkanaście kolejnych lat poszukiwał tej jedynej – w praktyce interesowały go tylko kobiety, które odrzucały jego zaloty albo trzymały go na dystans. Kiedy tylko zaczynały odwzajemniać uczucie, traciły dla niego urok. Wycofywał się w poszukiwaniu czegoś innego, czegoś więcej… Wreszcie zrozumiał: był uzależniony! Uzależniony od szukania kobiety, która go uleczy, uratuje. Oddawał swoją moc na zewnątrz. Posługując się drugą osobą, chciał załatać swoją emocjonalną dziurę, w czym nie pomagało zbyt wysokie ego.
Niemal każdy przechodzi w dzieciństwie przez doświadczenie, którego rezultatem jest coś, co Weil nazywa „dziurą w sercu”. Czasem przez resztę życia próbujemy ją zapełnić – prestiżem, dobrami materialnymi, rozrywkami, używkami. Albo relacjami. Zwłaszcza kiedy uwierzymy, że istnieje gdzieś na świecie idealny partner, który nas „uzupełni”. Ironia przyciągania polega jednak na tym, że trafiamy na osoby z analogicznymi deficytami, napędzane podobnymi iluzjami. I wszystko kończy się rozczarowaniem. Chyba że – no właśnie – dostrzeżemy pułapkę, w którą wpadamy, i zajmiemy się wreszcie naszym podziurawionym sercem. Jak się okazuje, ten „rozczarowujący” partner może się tu okazać niezwykle pomocny.
„Kiedyś myślałem, że idealną dla mnie kobietą byłaby taka, która sama poradziła sobie z tymi wszystkimi częściami, które we mnie były poranione” – wyznaje Weil.
Weil w końcu pojął, że jeśli ma skupić się na uzdrowieniu dziury w sercu – potrzebuje kogoś innego. Kogoś, kto ma podobne (albo kompatybilne) wzorce. Kogoś całkowicie oddanego wspólnemu wzrastaniu. No i potrafiącego brać pełną odpowiedzialność za własne emocje. Z taką też kobietą w końcu się związał – pełną ran i mroków. Czasem oddalającą się emocjonalnie (dzięki czemu musi radzić sobie ze swoim lękiem przed opuszczeniem). Czy się kłócą? Tak, ale „umiejętnie”, konstruktywnie, nie tracąc z oczu miłości i wyższego celu.
Zwykło się mówić, że kluczem do udanego związku jest komunikacja. Kluczowe jest jednak takie prowadzenie rozmowy, by unikać angażowania się w gierki wybujałego ego, które chce zwyciężać, mieć rację albo wykazać się znajomością tematu, podczas gdy druga osoba potrzebuje być „tylko” wysłuchana. Tak, słuchanie! Pewnie sam przekonałeś się, jakie to irytujące, gdy zwierzasz się drugiej osobie ze swoich kłopotów, a ta już „wszystko wie”. Zna remedium. Mówi „zrób to i to”. Może nawet podsuwany przez nią trop nie jest najgorszy, ale przecież nie o to ci chodziło! Chciałeś powiedzieć do końca, z czym się mierzysz, otrzymać zrozumienie, empatię – nie gotowe rozwiązanie. Masz dość inteligencji, by sam je znaleźć. Nie chcesz, by ktoś pozbawiał cię mocy; sam potrafisz, u licha, zaopiekować się sobą!
Kto wyrywa się z okrzykiem: „Wiem! Wyjaśnię ci, dam radę”? Kto zgadza się albo nie, bagatelizuje uczucia rozmówcy? Już pewnie wiesz, kto to (a raczej co). Tak, wysokie ego. Co to znaczy? Obserwuj je – jak budzi się, wierci, pęcznieje, pragnie dojść do głosu… Sprawdź, czy rzeczywiście „musisz” to powiedzieć. Skąd ta presja? William Weil podpowiada, by dostrzec, jak potrafi zmienić się osoba, która czuje się w pełni wysłuchana – staje się otwarta, receptywna. I zapewnia: „Pozwolenie, aby partner odczuł, że szczerze go rozumiesz, że łapiesz, o co chodzi, działa jak środek przeciwzapalny na każdą kłótnię”.
A co z trudnymi emocjami? Co z krytyką? Pamiętaj, że kiedy coś w zachowaniu partnera ci się nie podoba, nie jesteś w posiadaniu absolutnej prawdy (po prostu odwołujesz się do swoich subiektywnych filtrów). Pamiętaj o komunikacie „ja”. Weźmy przykład Weila. Załóżmy, że, siedząc w samochodzie jako pasażer, mówisz do partnera: „Jedziesz za szybko!”. Może nie jest to szczególnie surowy osąd, ale partner może się poczuć urażony: w końcu stajesz się swego rodzaju arbitrem decydującym o obowiązujących normach; dajesz do zrozumienia, że druga osoba popełnia błąd. A może chodzi o to, że przy szybkości, z jaką jedziecie, odczuwasz niepokój, kręci ci się w głowie? Co się zmieni, jeśli powiesz: „Nie czuję się bezpiecznie, gdy jedziesz z taką prędkością”? Prawdopodobnie reakcja będzie natychmiastowa: partner bez oporu zwolni. Nie dlatego, że coś z nim „nie tak” – po prostu dałeś mu okazję, by się o ciebie zatroszczył i… skrzętnie z niej skorzystał. Bez dyskusji na temat kodeksu drogowego, warunków na drodze, mocy silnika, o tym, że „a ty w zeszłym tygodniu” i innych tego rodzaju argumentów, po które chętnie przy takich okazjach sięga zbyt wysokie ego u faceta lub kobiety.
W pewnych sytuacjach nie obędzie się jednak bez sformułowania prośby, co dla wygórowanego ego i cech, jakie się z nim wiążą, może być niemałym wyzwaniem. Powiedzmy, że chcesz wpłynąć na zachowanie partnera i odwołujesz się w tym celu do komunikatu „ja”: „Codziennie odkurzam mieszkanie, mam już dość”. Po czym… zauważasz brak rezultatu. Cóż, nie sformułowałaś (jakoś założyłam, że to o kobiecie) prośby! Ale przecież jaśniej już się nie da – chciałoby się powiedzieć. A jednak… Zdaniem Weila w takich sytuacjach trzeba być naprawdę bardzo konkretnym. Dla ciebie jest jasne: czasem chcę być wyręczona. Tymczasem dla twojego partnera komunikat o zmęczeniu odkurzaniem może oznaczać, że chcesz uzyskać jego aprobatę dla małego nieporządku w mieszkaniu. Albo nakłonić go do zatrudnienia sprzątaczki. Jesteś gotowa spytać, czy mógłby sięgnąć czasem po rzeczony odkurzacz? OK, pewnie dowiesz się, że mógłby. Ale licz się z tym, że to nic nie zmieni. Konkret! – woła Weil. Powiedz, czego oczekujesz, i koniecznie określ ramy czasowe (lub – gdy mowa o stałym zobowiązaniu – częstotliwość). Inaczej nie masz prawa się dąsać! Weil widzi to tak: „Twoja (partnera proszącego) odpowiedzialność polega na upewnieniu się, że prośba, którą wyrażasz, została zaakceptowana, odrzucona lub zaproponowano alternatywę”.
Jeśli to ty jesteś adresatem prośby ze strony partnera, rozważ, czy rzeczywiście chcesz ją spełnić. Nie? W takim razie może zgłosisz kontrofertę? – sugeruje Weil. I wyjaśnia: „Idealna kontroferta powinna uznawać wyrażone przez partnera potrzeby, obawy i pragnienia. Zanim się ją przedstawi, dobrze jest uznać złożoną prośbę”. Przykład: twoja partnerka chce pójść z tobą w niedzielę rano do lasu – najlepiej o świcie, żeby uniknąć innych spacerowiczów. Twoje przerośnięte ego ma ochotę storpedować ten pomysł, powiedzieć, że to bez sensu, ale zamiast tego mówisz spokojnie: „Wiem, że chciałabyś iść na spacer do lasu bardzo wcześnie. Wiem też, że uwielbiasz, gdy jesteśmy tam sami. Obawiam się tylko, że – jeśli się nie wyśpię – mogę być zmęczony i marudny. Myślę, że jeśli wyjdziemy o ósmej, wciąż nikogo tam nie będzie, a ja nie będę narzekać. Co o tym myślisz?”.
Chcesz prawdziwego wyzwania w zakresie proszenia? Poproś o docenienie! Zdaniem Weila w tej kwestii też niezbędna jest pewna doza odpowiedzialności – jeśli nie zgłosisz potrzeby, możesz nie usłyszeć upragnionych pochwał. Oburzyłeś się? Cóż, to zrozumiałe… Kto z nas zwykł mówić: „Kochanie, chciałbym czuć się doceniony za zrobienie zakupów, za rzucenie palenia, za odebranie twojej mamy z lotniska”? I jaką wartość ma takie „wyproszone” docenienie? Zaryzykuj, spróbuj – zachęca Weil. A jeśli to dla ciebie i twojego wysokiego ego zbyt „upokarzające”, powstrzymaj się przynajmniej przed narzekaniem na brak uznania. No i nie odmawiaj pochwał innym. Wyrażanie wdzięczności (choćby wewnętrznie) to jego zdaniem najlepszy sposób na pogłębienie duchowego połączenia z partnerem (albo wszechświatem). Pewnie słyszałeś to wielokrotnie (twoje ego mówi „wiem, wiem”), ale czy korzystasz z tej wiedzy? Czy dziękujesz za uśmiech partnera, za jego oddanie, wyrozumiałość? „Kiedy nie wyrażasz swojej miłości i uznania, powstrzymujesz przepływ” – twierdzi William Weil. „Podobnie, gdy nie dzielisz się czymś, co cię denerwuje lub budzi obawę”. A przecież wszyscy chcemy przepływu, miłości, prawdy. Chcemy nowej, przebudzonej Ziemi.
„Związki Nowej Ziemi” – takim właśnie hasłem (i tytułem książki, z której pochodzą wszystkie cytaty w tym artykule) operuje Weil. Czerpiąc inspirację od mistrza Eckharta Tolle'a. A konkretnie z jego bestsellerowej książki „Nowa Ziemia”. O czym pisze Tolle? O przebudzeniu, o przekraczaniu ego i wchodzeniu w przestrzeń obecności. To nasz główny cel na życie – z niego rodzą się wszystkie pozostałe. Jak by było pięknie, gdybyśmy zaczęli tworzyć oświecone związki. Gdybyśmy wspierali się w nich wzajemnie w byciu przebudzonymi. I gdyby to właśnie wspólne budzenie się z egotycznego snu było najcenniejszym, co może dać nam związek.