1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Złość ma moc oczyszczania – nie tłum jej w sobie

Bliskość i namiętność umierają, gdy ludzie przestają wyrażać swoje prawdziwe uczucia. Tłumiąc złość, pozbawiają się mocy, przyjmują rolę ofiary. Ich ciała okazują tę słabość poprzez chorobę. (Fot. iStock)
Bliskość i namiętność umierają, gdy ludzie przestają wyrażać swoje prawdziwe uczucia. Tłumiąc złość, pozbawiają się mocy, przyjmują rolę ofiary. Ich ciała okazują tę słabość poprzez chorobę. (Fot. iStock)
– Złość jest emocją, której zwykle się najbardziej obawiamy, bo kojarzy się z agresją, z zadawaniem ran – stąd często ją w sobie tłumimy. Ale właśnie zabraniając sobie czuć złość, stajemy się agresywni wobec siebie – mówi psychoterapeutka Hanka Bondarenko.

Antonina nosiła imię po babci. Gdy była dziewczynką, wydawało jej się, że babcia wie wszystko. Czy deszcz będzie rzęsisty, jaki niezapowiedziany gość zapuka do ich drzwi. Pamięta suszone nad kuchnią węglową zioła i to, że babcia słuchała swoich snów. Tosia czuła z babcią silną więź, uważała, że dzięki niej ma dostęp do duchowości. Często rozmawiały o tym z Miśką, najlepszą przyjaciółką Tosi, wspólnie medytowały i pożyczały sobie książki z dziedziny duchowej psychologii. Obydwie były zgodne, że kobiecość to przede wszystkim łagodność. Pracowały dużo nad sobą, by odpuszczać urazy, a w ludziach widzieć jedynie dobro. Wierzyły, że dobrymi myślami można zmienić innych. Wzajemnie się wspierały w tym istotnym procesie duchowego wzrostu. Chodziły na masaże Ma-uri i transowe tańce przy bębnach, które odblokowywały je na uniwersalną miłość.

Łagodna spotyka wrażliwca

Na poziomie bardziej przyziemnej rzeczywistości Antonina była dyrektorem marketingu dużego wydawnictwa książkowego, koneserką literatury, bywalczynią światowych targów książek. A także matką 14-letniej Ani – dojrzewającej, zbuntowanej dziewczyny. Wychowywała ją sama. Życie osobiste? Od dwóch lat Tosia zakochana była w Rafale, początkującym literacie, autorze naprawdę obiecujących opowiadań. Potrafił ze zniewalającym urokiem mówić o wschodach słońca, czyli o czymś, co w słowach przecież się nie mieści. A jemu to się udawało. Mógł z nią godzinami rozmawiać o literaturze i dzielić się rozterkami związanymi z pisaniem. O nim samym wiedziała niewiele, na przykład to, że gdy miał trzy lata, porzuciła go matka, niespełniona artystka, odeszła z jakimś niestroniącym od alkoholu muzykiem. Umarła kilka lat później z powodu przedawkowania amfetaminy. Tosia współczuła Rafałowi, było dla niej oczywiste, że dlatego jest nieco zamknięty w relacjach damsko-męskich. Bał się kobiet, więc nie było mowy, by zamieszkał z nią i jej córką. Wpadał od czasu do czasu i zostawał na ciepłej kolacji (Tosia byłą mistrzynią kuchni francuskiej) i – jeśli miał ochotę – na zmysłowym seksie (praktykowała tantrę). Tłumaczył, że potrzebuje wolności, przestrzeni, jest artystą, zranionym boleśnie mężczyzną. Niech nie oczekuje od niego żadnych deklaracji. Tośka wierzyła, że swoim uczuciem ogrzeje serce tego wrażliwca. „Ktoś, kto tak pięknie pisze, ma piękną duszę” – uważała. Postanowiła mu pomóc.

Komentarz psychoterapeutki: Potrzeba sprostania ideałom wyrasta z braku akceptacji rzeczywistości. Im człowiek mniej kocha siebie, tym większą odczuwa potrzebę bycia idealnym dzieckiem, kochankiem, perfekcyjną żoną, matką. W ten sposób pragnie zdobyć akceptację i miłość. Ponieważ wierzy, że nie jest wystarczająco dobry taki, jaki jest, zaczyna udawać. Boi się mówić o swoich oczekiwaniach, bo nie chce być postrzegany jako egoista. Nie potrafi wyrazić bólu, bo nie chce okazać braku zrozumienia dla cudzych słabości. Tosia nie chciała przyznać się do swoich potrzeb, by Rafał nie pomyślał, że zachowuje się tak samo jak jego matka.

W życiu lepiej być sobą, może daleką od ideału, ale szczęśliwą. Lepiej wiedzieć, co się czuje i czego się chce, niż polegać na wyobrażeniu o tym, co byłoby idealne.

Po prostu cię przyjmę

Rafał korzystał z tego, że Tosia miała kontakty w branży wydawniczej, dawała mu też cenne wskazówki, jak ma konstruować opowiadania, czasem nawet podsuwała tematy. Bywali razem na ważnych spotkaniach biznesowych. Lubiła, gdy obejmował ją wtedy ramieniem i mówił: „My z Tosią...”. Miała wrażenie, że przynależy do tego mężczyzny, czuła w dole brzucha słodką uległość. Rafał twierdził, że się przyjaźnią. I ona mu uwierzyła. Wmówiła sobie, że przyjaźń jest wznioślejsza niż miłość. Z bijącym sercem czekała, aż zapuka do drzwi jej mieszkania. Podniecało ją to, że nie wiedziała, kiedy to nastąpi. Gdy wreszcie się zjawiał, starała się być miła, dobra, otwarta. Zrównoważona, jak na duchowo rozwiniętą kobietę przystało. Nie zalewała go swoimi uczuciami czy tęsknotami. Tak bardzo pragnęła, żeby nie bał się jej kobiecości, żeby wiedział, że gdy już będzie gotowy, ona go przyjmie. Po prostu.

Mimo starań Tosi wizyty nie zawsze przebiegały gładko. Trudno się zresztą dziwić, jej córka Ania była w trudnym wieku dojrzewania. Mówiła o Rafale: „niewydarzony dupek”, bo pewnie była zazdrosna o uwagę mamy – tak to sobie tłumaczyła Tosia. Ania dąsała się, gdy miał je odwiedzić, i potrafiła być naprawdę nieznośna, wtrącając się do rozmowy z uwagami typu: „Znowu liczysz, że matka coś ci załatwi?”, „Mógłbyś jeść ciszej?”. Tosia była załamana. „Córeczko” – tłumaczyła – „rozumiem, że nie radzisz sobie z trudnymi emocjami, ale naprawdę źle oceniasz Rafała, jemu robi się przykro, gdy się tak zachowujesz”. A Rafał wybuchał złością. „Mam was dosyć!” – krzyczał – „Kim ja właściwie dla ciebie jestem?!”. Innym razem: „Dlaczego nie zajrzałaś jeszcze do mojego tekstu?! Czekam i nic!”. „Byłam zajęta, ciężko pracuję, ale nie złość się, proszę, jutro to zrobię” – odpowiadała Tosia. Była przecież wyrozumiała, tak wiele potrafiła wybaczyć. Gdy tylko czuła, że zaczyna się denerwować na Rafała, starała się skupiać swoją uwagę na oddechu. Pomagało.

Tylko spokojnie

Grypa pojawiła się nie wiadomo skąd i długo trzymała. Gorączka nie schodziła poniżej 38 stopni, dreszcze wstrząsały jej ciałem, pójście do toalety było jak wspinaczka na K2. Tosia zupełnie osłabła, lekarz zalecił, by nie opuszczała łóżka. Miała też problemy z krtanią, bywały dni, że zupełnie traciła głos, mówiła szeptem. Rafał nie odwiedzał jej, bo bał się, że się zarazi. Zadzwonił dwa razy. „Na pewno z tego wyjdziesz” – pocieszał. Na szczęście Miśka nie bała się wirusów. Jednak przez dokuczliwy ból gardła Tosi trudno było rozmawiać z przyjaciółką. Potem pojawił się problem – trzeba było przywieźć Anię z obozu narciarskiego, dziewczynie przestało się tam podobać. Gdy Tosia wykręcała numer do Rafała, przekonywała samą siebie, że nie ma niczego złego w poproszeniu przyjaciela o pomoc. Usłyszała: „Nie jestem taksówkarzem”. Córce powiedziała, że jednak musi zostać w Szczyrku, więc Ania wpadła w złość. A Tosia? Płakała. Przez niego, przez Ankę. Pierwszy raz w życiu. Przypomniała sobie, co tak często słyszała od babci: „Pamiętaj, że powinnaś mówić to, co chcesz powiedzieć. Jeśli zatrzymasz swą moc w gardle, ono będzie cię bolało”. Miśka orzekła, że jest źle i zapisała przyjaciółkę do psychoterapeuty.

Komentarz psychoterapeutki: Złość jest emocją, której zwykle się najbardziej obawiamy, bo kojarzy się z agresją, z zadawaniem ran – stąd często ją w sobie tłumimy. Ale właśnie zabraniając sobie czuć złość, stajemy się agresywni wobec siebie. Jeśli nauczymy się ją wyrażać, nie doświadczając strachu przed jej odczuwaniem, nie będziemy mieli potrzeby, by atakować czy oskarżać. Wtedy okazywanie jej stanie się źródłem energii do działania, wniesie autentyczność, siłę. Bliskość i namiętność umierają, gdy ludzie przestają wyrażać swoje prawdziwe uczucia. Tłumiąc złość, pozbawiają się mocy, przyjmują rolę ofiary. Ich ciała okazują tę słabość poprzez chorobę.

Mądra babcia miała rację, mówiąc Tosi, że „jeśli zatrzyma się swą moc w gardle, to ono będzie bolało”. Tosi jednak tak bardzo zależało na relacji z Rafałem, że zapomniała o sobie i zgodziła się na wszystkie warunki, które jej podyktował. Chciał brać, a mało dawać, ale to nie była cała prawda o nim. Tosia zobaczyła w nim wrażliwego mężczyznę. Jednak łatwo zrezygnowała z oczekiwań, by pozostał takim, jakim ujrzała go oczami miłości. Tłumacząc i usprawiedliwiając jego zachowanie, zgodziła się, by zaprzeczył najgłębszej prawdzie o sobie. Rafał podświadomie czuł się źle z tym brakiem równowagi, który narzucił w ich związku. Dawał wygodę, lecz nie pozwalał kochać.

Żar w brzuchu

W gabinecie psychoterapeuty Antonina dowiedziała się, że ma słaby kontakt z własnymi uczuciami, a zwłaszcza ze złością. Po prostu zupełnie ich nie wyrażała! „Pani na zewnątrz wygląda na słodką kobietę, a w środku trwa walka” – usłyszała. Postanowiła to zmienić. Powoli uczyła się stawiać granice nastoletniej córce i konsekwentnie wymagać ich przestrzegania.

Pewnej nocy obudziło ją doznanie gorąca w brzuchu. Poczuła, jak zalewa ją fala wściekłości na Rafała. Była druga w nocy. Poszła do łazienki, spakowała jego szczoteczkę do zębów i kosmetyki, następnie pozbierała jego wszystkie książki, a kapcie, które sama kupiła, wyrzuciła do śmieci. Gdy pojawił się na kolacji, usłyszał: „Mam dość! Oczekuję, że będziesz traktował mnie z szacunkiem! Przemyśl to sobie”. I otworzyła mu drzwi. Krzyczał na nią, ale jego słowa straciły już siłę. Tym razem to w Antoninie budziła się moc. Ta sama, z którą umiała kontaktować się jej babcia.

Komentarz psychoterapeutki: Jeżeli ktoś, tak jak Tosia, nie ma kontaktu ze sobą, ze swoimi uczuciami, to nie pomoże czytanie książek o duchowości czy wykonywanie najwspanialszych praktyk religijnych. Ze wszystkiego można uczynić mechanizm represji. Robić ćwiczenia, kontrolować ciało, śpiewać mantry, odmawiać dziesiątki różańców, koronek i nigdy nie doświadczyć poruszenia serca. Dopiero gdy Tosia poczuła się bezpiecznie sama ze sobą, gdy nauczyła się bez strachu wyrażać wszystkie uczucia, mogła zacząć odczuwać tę błogość, o której piszą duchowi mistrzowie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze