1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jak uwolnić się od terroru czasu? Odpowiedzi szuka Katarzyna Miller

Ludzie najczęściej narzekają na czas, że mają go za mało, że już się skończył, że znowu coś trzeba. (Fot. iStock)
Ludzie najczęściej narzekają na czas, że mają go za mało, że już się skończył, że znowu coś trzeba. (Fot. iStock)
Ludzie najczęściej narzekają na czas, że mają go za mało, że już się skończył, że znowu coś trzeba, a ja go lubię. Według mnie nie ma czegoś takiego jak „muszę”. Możesz sobie powiedzieć: ja wolę albo chcę, albo wybieram. Wtedy to już nie jest przymus, tylko to jest moje życie.

Czas jest niewiarygodnie relatywną sprawą. Dziesięć minut spędzone na solarium to dużo, można sobie wyobrazić, że jest się na plaży, czas płynie wolno. Te same dziesięć minut podczas zajmującej rozmowy albo oglądania ciekawego filmu upływa bardzo szybko. A gdy pytają cię na egzaminie o coś, czego nie wiesz, to czas jakby staje w miejscu. Bo czas może stanąć w miejscu z powodu czegoś bardzo trudnego albo cudownego, jak np. chwila miłosna. Trwa zaledwie pięć minut, a wydaje się, że to wdzięczność, pozostaje jako wspomnienie czegoś bardzo długiego i istotnego.

Kiedy byliśmy mali, czas istniał jako taka ogromna kopuła nad światem, bezpieczna, stała i trwała. Wydarzenia odbywały się w innym tempie, wakacje odczuwało się tak, jakby trwały rok. Wszystko, co się działo, działo się pierwszy raz, było szalenie pasjonujące, jakby wieczne. Wraca to do mnie w takich przebłyskach – spacery wzdłuż morza, łowienie ryb, pływanie nocą, ogniska. To trwa, to jest, czuję to. Czas jest taki tylko wtedy, kiedy żyje w nas nasze wewnętrzne dziecko. A ono ma być żywe i w człowieku dorosłym, i w starym. Teraz chodzę oglądać kuchnię, którą urządzam w moim nowym mieszkaniu, gdzie niedługo będę się przeprowadzać, i jestem podekscytowana, jakbym miała siedem lat. Urządzałam już sporo mieszkań w swoim życiu, ale dla mnie to jest zawsze taka atrakcja, że odchodzi całe zmęczenie.

Mówi się, że wszystko wokół pędzi. Zdałam sobie sprawę, że jeśli tego wewnętrznie nie zatrzymam, to się będę męczyła i będę sobie robić krzywdę. Wróciłam więc do dziecięcego sposobu traktowania czasu. Nie wolno robić tego, co robią dorośli, i mówić np. „Mam tylko tydzień urlopu, za chwilę się skończy”. Jeszcze nie wyjechałam, a już wracam. Więc nie. Jadę na urlop, on jest bardzo długi i leży jeszcze przede mną, rozciąga się. Dzisiejszy dzień też jest przede mną.

Są ludzie, którzy za bardzo żyją do tyłu (przeszłością), i tacy, którzy żyją za bardzo do przodu (przyszłością), a także ci, którzy żyją teraz. Jak żyć bardziej w teraźniejszości, nie rozpamiętywać przeszłości i nie wymyślać przyszłości? Wystarczy być zainteresowanym tym, co dzieje się w tej chwili, albo jak się inaczej mówi – uważnym, obecnym. Zaciekawionym sobą, swoimi reakcjami, odczuciami, ale też otoczeniem, innymi ludźmi.

Poczułam ogromną ulgę, gdy doszło do mnie, że jedyne, co mam zrobić, to przyjmować to, co się dzieje. Ludziom się wydaje, że to jest niezgodne z ich własnymi planami. Nieprawda, bo ja mogę wiedzieć, co ja wolę, żeby mnie spotkało, a jednocześnie wiedzieć, że może być tak, że to, co wolę, się nie zdarzy. Planować trzeba, bo to daje człowiekowi jakiś kierunek w jego wyborach i możliwościach. Chociaż jest takie powiedzenie, że planując, rozśmieszamy Boga. Mam też takie powiedzonko: chcesz mieć rozczarowanie, snuj sobie scenariusze.

Ludzie najczęściej narzekają na czas, że mają go za mało, że już się skończył, że znowu coś trzeba – a ja go lubię. Według mnie nie ma czegoś takiego jak „muszę”. Możesz sobie powiedzieć: ja wolę albo chcę, albo wybieram. Wtedy to już nie jest przymus, tylko to jest moje życie, a więc nie terror czasu, tylko nasz własny terror. A możemy naszego wewnętrznego rodzica zmienić tak, żebyśmy działali nie pod przymusem, tylko dlatego, że czegoś chcemy. Narzekających na to, że mają za mało czasu, a za dużo do zrobienia, najpierw proszę, żeby mnie prze- konali, że to wszystko, co niby muszą zrobić, jest konieczne. Moje pierwsze podejrzenie jest takie, że te osoby nie lubią być ze sobą – chcą mieć dużo zajęć, żeby o sobie nie myśleć, nie czuć siebie. Gdy to zauważą, można się zastanowić, które z tych zajęć są naprawdę niezbędne, bo ich nie jest dużo. To od nas zależy, w którym momencie idziemy spać, ile sprzątamy, czy w szafie ubrania są ułożone kolorami itp.

Czas to też przemijanie, a bez przemijania nie byłoby życia, byłyby bezruch i martwota. Przemijanie to ruch, a śmierć to wybawienie, zakończenie czegoś, co nie może być wieczne, bo byłoby straszne. Boimy się śmierci i przemijania, ponieważ nie żyjemy pełnią siebie, nie przeżywamy wszystkich uczuć. Niektórych się boimy, uciekamy od nich, staramy się manipulować życiem, np. wybieramy to, co wydaje nam się najbardziej bezpieczne, i to bezpieczeństwo staje się przymusem, pułapką.

Bardzo się cieszę, że czas zaczął być mi znowu przyjacielski. Dotarło do mnie, że kiedy idę robić coś, co lubię, wewnętrznie czuję się tak fajnie jak kiedyś. Nieważne, że teraz jestem dwa razy cięższa, mniej sprawna, starsza. Tak samo w coś wchodzę, tak samo się śmieję, może nawet bardziej, bo jestem bardziej otwarta, szczera, już nie muszę nikogo przekonywać, uwodzić. Czasem wewnątrz czujemy się młodo, ale ludzie chcą od nas tego, żebyśmy się zachowywali zgodnie z metryką, bo wiek zobowiązuje. Ale ja mam to gdzieś. Zwyczajnie im na to nie pozwalam. Mam taką znajomą, która mnie upomina: „Kasiu, a co ty się zachowujesz jak dziecko, a to podskoczysz, a to się tak głupio zaśmiejesz, przecież jesteś inteligentna, dorosła kobieta”. Nie, ja jestem głupie dziecko i jednocześnie mądre dziecko, to jest we mnie wszystko naraz. A jak ci się nie podoba, to się wypchaj.

Mam obowiązek i prawo wykorzystać czas, który mi pozostał, najlepiej jak chcę i potrafię dla siebie, świata i ludzi, cieszyć się nim, robić z nim coś pożytecznego. Więc najważniejszym ostatnio odkryciem, które mi daje poczucie bezpieczeństwa i radość, jest to, że istnieje bardzo dużo czasu i że wszystko się w nim zmieści. Ja mam chyba już dziewiąte życie. Bo co jakiś czas przychodzą takie fale zmęczenia, znużenia i wydaje mi się wtedy, że już się nażyłam. Że mogłabym już umrzeć, bo ja się nie boję śmierci. I wtedy zaczynam się zastanawiać, co jeszcze mogłabym zrobić, i zabieram się do czegoś nowego.

Fragment książki „Życie od A do Z”, w której Katarzyna Miller dzieli się z czytelnikami swoim terapeutycznym doświadczeniem. Książka powstała dzięki rozmowom z Dariuszem Janiszewskim, redaktorem „Zwierciadła”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Życie od A do Z
Autopromocja
Życie od A do Z Katarzyna Miller; Dariusz Janiszewski Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze