1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Zagadka miłości, czyli dopasowanie partnerskie. Czy istnieje test dopasowania par w związku?

(Ilustracja: Ada Dziewulska)
(Ilustracja: Ada Dziewulska)
Zobacz galerię 3 Zdjęcia
Dlaczego jestem z nim? Dlaczego właśnie ona? Co tak naprawdę sprawia, że zakochujemy się w konkretnych osobach? „Serce ma swoje racje, których rozum nie zna” – filozofował kiedyś Blaise Pascal. Współcześni badacze związków przyznają mu rację, a nawet idą dalej. Ich zdaniem partnerów szukamy zgodnie z pewnym kluczem, który otwiera drzwi do naszej przeszłości.

Według antropologów i ewolucjonistów kieruje nami instynkt przedłużenia gatunku. Zdaniem poetów i filozofów – kochając, chcemy dotrzeć do absolutu, dopełnić siebie. Psycholodzy sytuują się gdzieś pomiędzy tymi biegunami, stojąc na stanowisku, że choć nie do końca kontrolujemy potężną siłę, jaką jest pociąg fizyczny, to mamy jednak wpływ na to, z kim się wiążemy. Co więcej, to od nas zależy, kto wzbudza nasze zainteresowanie. Bo to my sami opowiadamy sobie o miłości.

W tym szaleństwie jest metoda

„Bezsenne noce i niespokojne dni. Fale ekstazy lub lęków, marzenia w trakcie lekcji lub pracy, zapominanie płaszcza, przegapianie skrętu, sprawdzanie telefonu czy rozmyślanie nad wypowiedzią – dręcząca tęsknota za następnym spotkaniem z nim lub z nią” – tak opisuje zakochanie lub inaczej miłość romantyczną antropolożka i badaczka relacji miłosnych Helen Fisher w swojej słynnej książce „Anatomia miłości”. Ten stan, dobrze znany większości z nas, przez wieki nie był traktowany poważnie. W najlepszym razie przyrównywano go do choroby, gorączki czy chwilowej utraty przytomności. W najgorszym – jak robił to Zygmunt Freud – był odrzucany i banalizowany (twórca psychoanalizy widział w zakochaniu zahamowany lub odwlekany popęd płciowy). Długo nie był także obiektem zainteresowania naukowców. Wszystko zmienił wiek XX. Można powiedzieć, że zaczęliśmy badać miłość na potęgę. Kiedy małżeństwa przestały być wyłącznie aranżowane, zawierane z rozsądku, przyczyn ekonomicznych czy dla aliansów rodowych – zaczęliśmy się zastanawiać, co tak naprawdę popycha nas w ramiona konkretnych osób.

Najpierw zwróciłam uwagę na jego akcent, cudowny irlandzki akcent. Z wyglądu też mi się spodobał, choć nie był raczej w moim typie. Ale ten akcent! Kiedy już razem zamieszkaliśmy, mogłam go słuchać godzinami, choćby nawet mówił głupoty czy recytował listę zakupów – opowiada Katarzyna, lat 45, swojego obecnego męża zna od 15 lat. Od razu między nami kliknęło. Pomyślałam, że to jest wymarzony facet dla mnie. Może to przez tę jego pewność siebie, a może zabawny błysk w oku… Pamiętam, miałam poczucie, że strasznie chciałabym z nim być, ciągnęło mnie do niego. Podobało mi się, że on ciągle myślał o tym, jak uatrakcyjnić nam wspólnie spędzany czas. Wcześniej w związkach tego nie miałam, czułam się jakby zostawiona sama sobie. A on od początku pielęgnował naszą relację, starał się, by była ekscytująca. I to się nie zmieniło do dziś. Podoba mi się też to, że dba o siebie. I że mnie rozśmiesza. Non stop. Nie mogłabym być z facetem, który nie potrafi mnie rozśmieszyć. Kiedy patrzę na moich poprzednich partnerów, to widzę, że każdy był zupełnie inny i ja się do nich dopasowywałam. Zwłaszcza w ostatnim związku miałam poczucie, że udaję kogoś innego, i strasznie źle się z tym czułam. On nigdy niczego ode mnie nie wymagał, zaakceptował mnie taką, jaką jestem, wariatkę.

(Ilustracja: Ada Dziewulska) (Ilustracja: Ada Dziewulska)

Jedną z pierwszych prac na temat zakochania było klasyczne dzieło Amerykanki Dorothy Tennov „Love and Limerence” [Miłość i limerencja]. Tennov przebadała 400 osób i na podstawie ich odpowiedzi, dzienników oraz osobistych zapisków wyodrębniła zestaw cech wspólnych dla zjawiska zakochania (które nazwała limerencją). Ustaliła, że pierwszym etapem zakochania jest moment, w którym dana osoba zaczyna nabierać dla nas wyjątkowego znaczenia, wyróżniać się spośród innych (naukowcy nazywają to wydatnością). Następnie umysł opanowują myśli związane z obiektem miłości. Zaczyna się etap fiksacji – trudno skupić się na czymkolwiek innym. Po nim następuje krystalizacja, czyli upiększanie obiektu naszych westchnień. Nie ma on nic wspólnego z idealizacją – osoba zakochana widzi wady drugiej osoby, ale uznaje je za urocze. I ten właśnie etap trwa najdłużej. Towarzyszą mu przeplatające się ze sobą uczucia: pragnienia, nadziei i niepewności. Wszelkie przeciwności losu jedynie wzmagają namiętność i żądzę, za to oddalenie od ukochanego lub ukochanej wywołuje lęk separacyjny. Wielu respondentów mówiło o nieśmiałości, niecierpliwości, strachu przed odrzuceniem, ale też zazdrości. Wszyscy doznawali przypływu energii albo chwilowej utraty podstawowych umiejętności (choćby mówienia pełnymi zdaniami). Najbardziej jednak podkreślali uczucie bezradności oraz wrażenie, że ich miłosna obsesja wymyka się ich woli, jest nieokiełznana. I właśnie za ten huragan emocji jest odpowiedzialna biologia.

Weźmy choćby naszą indywidualną woń. Każdy z nas ma swój zapachowy odcisk palca, który wzmacnia się w okresie dorastania – ten najbardziej uwodzący kryje się w dołach pachowych, wokół brodawek piersiowych i w okolicach krocza. Baudelaire twierdził, że w tym erotycznym pocie kryje się ludzka dusza. Helen Fisher mówi, że jeśli poznajemy nową osobę i uznajemy ją za atrakcyjną, to prawdopodobnie podoba nam się jej zapach. A to już wstęp do romansu. Według tych samych kryteriów znaczenie ma też wygląd, najlepiej ten znamionujący dobre zdrowie i silne geny. Gładka skóra, symetryczna twarz, grube włosy czy długie nogi – to one mają być gwarancją równie zdrowego i długo żyjącego potomstwa. Od lat dowodzi tego w swoich badaniach psycholog ewolucyjny David M. Buss, autor m.in. „Ewolucji pożądania” – i często bywa krytykowany za sprowadzanie nas do czystego popędu. Jego zdaniem człowiek, tak jak każdy ssak, po prostu szuka partnera, który jest najlepszym reproduktorem.

Inne badania oraz wiekowa już praktyka psychoterapeutyczna dowodzą jednak, że naszymi wyborami steruje coś o wiele większego i bardziej skomplikowanego. Nieuświadomiona lista cech, jakich poszukujemy u idealnego partnera – tak zwana mapa miłości. Zaczynamy ją tworzyć w naszych głowach już w okresie dzieciństwa – od piątego do ósmego roku życia – pod wpływem osób, które nas otaczają, doświadczeń i luźnych skojarzeń. W miarę naszego dorastania mapa ta nabiera swojego ostatecznego kształtu. I kiedy spotykamy kogoś, kto zdaje się odpowiadać wymaganiom z tej listy, zadurzamy się w nim, projektując na niego całą resztę punktów, których prawdopodobnie wcale nie spełnia.

Najbardziej pociągało mnie to, że ja byłam taka grzeczna i ułożona, a on był starszym – bo chodził wtedy już do czwartej klasy liceum – łobuzem. I jeszcze te jego niebieskie oczy. Na początku przynosił mi tyle kwiatów, ile miesięcy się znaliśmy – opowiada Justyna, 35 lat, która w mężu zakochała się już jako 16-latka. Jak patrzę na romantyczne filmy, to wszystko mi się przypomina. Był moją pierwszą i naprawdę spełnioną miłością. Przez te wszystkie lata nigdy nie usłyszałam od niego, że czegoś nie mogę, że nie powinnam. Jak wpadałam na jakiś pomysł, to zawsze mówił: „rób to, działaj”. Zna mnie lepiej niż ja sama siebie. Też się go nauczyłam. Zaakceptowałam to, jaki jest: czasem gburowaty i oschły, nie przyjdzie i nie przytuli się, nie powie: „kocham”, ale za to umyje mi auto, no i co tydzień wita mnie bukiet w wazonie. Co buduje nasz związek? Chyba nasza codzienność. Ale lubię też, jak od tej codzienności uciekamy: wyjeżdżamy gdzieś tylko we dwoje. Pewnie, że można mieć wiele związków z różnymi osobami i przeżywać z nimi fantastyczne rzeczy, ale możesz to wszystko mieć też z tym jednym mężczyzną. Wystarczy stworzyć do tego odpowiednie warunki.

Czego jeszcze dowiedzieliśmy się od naukowców? Że pociągają nas tajemnica i łamanie tabu. Badania przeprowadzone w izraelskich kibucach dowiodły, że rzadko jest nas w stanie zachwycić ktoś, kogo doskonale znamy. Za to ktoś trudny do zdobycia – od razu. „Nic dziwnego, że ludzie zakochują się w czyichś mężach lub żonach, cudzoziemcach czy osobach, od których oddziela ich bariera pozornie nie do pokonania” – konstatuje Helen Fisher. Nie bez znaczenia jest też właściwy moment. Jesteśmy bowiem bardziej podatni na zakochanie, gdy poszukujemy przygód, czujemy się samotni, trafiamy do obcego kraju czy właśnie wchodzimy na nowy etap życia. Antropolodzy wspominają też o „dodatnim kojarzeniu selektywnym”, co znaczy, że podobają nam się osoby o podobnym do nas pochodzeniu społecznym, etnicznym, wykształceniu, zewnętrznej atrakcyjności i inteligencji oraz podobnych wartościach. Fisher podkreśla różnice w temperamentach (czyli cechach dziedzicznych, względnie stałych i mających związek z określonymi genami i hormonami). W swoich badaniach ustaliła, że ludzie spontaniczni, pomysłowi, ciekawscy, szukający nowinek i przygód (czyli z cechami związanymi z układem dopaminowym) szukają osób takich samych jak oni. Podobnie mają osoby z cechami związanymi z układem serotoninowym – czyli spokojni, ostrożni tradycjonaliści. Też ciągną do swoich. Natomiast mężczyźni i kobiety, u których na pierwszy plan wysuwają się cechy związane z testosteronem i estrogenami, wykazują odmienne cechy – pociągają ich przeciwieństwa.

Opowiedz sobie o miłości

Przyciągnął mnie spojrzeniem – mówi Joanna, lat 40, z mężem mają trójkę dzieci. Wypatrzyliśmy siebie nawzajem w tłumie na imprezie. Ten pierwszy impuls był więc czysto fizyczny. Spodobało mi się, że on jest muzykiem, dodało mu to atrakcyjności, wyróżniło. Potem zafascynowaliśmy się sobą też intelektualnie. Okazało się, że mamy podobne poglądy na wiele spraw, że bardzo ważna jest dla nas rodzina. Na początku to była więc sielanka, błogostan. Aż pojawiły się pierwsze przeszkody. Najpierw nie spodobałam się jego mamie, co skomplikowało sprawy między nami. Mieliśmy krótką przerwę, i znów kolejną. Rozstawaliśmy się i ponownie schodziliśmy. Odkrywaliśmy, że bez siebie trudno nam żyć, po czym kiedy znów byliśmy razem, pojawiały się nowe problemy. Najtrudniej było, kiedy wyjechał za granicę na kontrakt, półtoraroczny. Myślałam, że nie uda nam się już tego posklejać. Ale po jego powrocie się zaręczyliśmy. Myślę, że w sumie całe życie zmierzałam do podobnego modelu związku, jaki obserwowałam jako dziecko. A teraz buntuję się przeciwko tym samym rzeczom, przeciwko którym buntowała się moja mama. Ale dajemy radę. Związek to nie jest bajka o rycerzu i księżniczce, tylko ciągła praca. Najbardziej chyba umocniły nas dzieci. Pewne rzeczy zeszły przy nich po prostu na dalszy plan. Nadal go kocham, ale teraz czuję większą motywację, by być razem.

„Mamy skłonność do zakochiwania się w osobach, których opowieści są takie same lub podobne do naszych, ale których role w tych opowieściach są uzupełnieniem naszych ról” – czytamy w książce „Miłość jest opowieścią” amerykańskiego psychologa Roberta J. Sternberga. Jego koncepcja opowieści o miłości jest jedną z najciekawszych psychologicznych prób wyjaśnienia fenomenu zakochiwania się i łączenia w pary.

Sternberg w latach 80. XX wieku stworzył teorię, według której miłość składa się z trzech czynników: namiętności, intymności oraz zaangażowania – co potem rozwinął prof. Bogdan Wojciszke. Jakiś czas temu Sternberg wzbogacił ją o nowy element: podstawowe schematy narracyjne przeżywania miłości. Jego koncepcję z grubsza można porównać do wspomnianej mapy miłości, ale Sternbergowskie opowieści są znacznie bardziej złożone i głębsze. Chodzi w nich bowiem o naszą filozofię miłości, jej wizję, którą nosimy w sobie. Stworzyliśmy ją na podstawie własnych doświadczeń, braków i zasobów, ale też kulturowych tropów. Sternberg twierdzi, że konkretne opowieści są połączeniem cech tych osób z naszej przeszłości, które pragnęliśmy mieć, ale z jakichś powodów nie mogliśmy. Rodzica, który wyprowadził się z domu po rozwodzie, przyjaciela, który porzucił bez słowa, chłopaka, który złamał serce czy koleżanki, która nas wyśmiewała w szkole. To na bazie tych strat tworzymy, zazwyczaj nieświadomie, połączenie cech, których zostaliśmy pozbawieni w przeszłości. Przy czym zwykle mamy jedną dominującą opowieść i jedną wspierającą, towarzyszącą.

(Ilustracja: Ada Dziewulska) (Ilustracja: Ada Dziewulska)

Aby rozszyfrować swoją opowieść, wystarczy ją sobie… opowiedzieć. Ale tak naprawdę opowiedzieć. Nie skupiać się jedynie na powierzchownych informacjach w stylu: „Poznałam go na wakacjach, lubiliśmy spacerować przy zachodzie słońca”. „Musisz skoncentrować się na tym, co te zdarzenia dla ciebie oznaczały, a nie tylko na tym, czym obiektywnie były” – instruuje Sternberg. Warto też zastanowić się nad typami ludzi, którzy nas pociągają, oraz nad tym, jakie sytuacje zwykle przytrafiają nam się w związkach z nimi. Albo przypomnieć sobie historie o miłości, których lubimy słuchać, filmy, jakie najchętniej oglądamy czy powieści, które nas wzruszają. „Anna Karenina”, a może „Pożegnanie z Afryką”? „Millennium” czy „Pamiętnik”? To wszystko są cenne wskazówki. Można też oczywiście zapoznać się z definicjami podstawowych schematów narracyjnych. Sternberg w swojej książce opisuje ich 26, ale podobno już zidentyfikował ich 27 i, jak twierdzi, w rzeczywistości może ich być 50, 100, a może nawet 200. Wśród nich jest na przykład opowieść o nauczycielu i uczniu – gdy jedna osoba prowadzi drugą przez życie. Jeśli postrzegasz siebie jako nauczyciela, nieświadomie będziesz szukała ucznia. A z czasem może będziecie się tymi rolami wymieniali. Wśród innych opowieści tego typu znajdziesz tę o poświęceniu (jedna osoba idzie na ustępstwa, a druga z tego korzysta), o rządzeniu (jedna osoba ma władzę nad drugą), ale i o policjancie i podejrzanym (jedna osoba kontroluje drugą). Z kolei w opowieści science fiction ceni się dziwność lub niezwykłość partnera. W opowieści o dziele sztuki – jego wygląd. Opowieść o domu i ognisku domowym mówi o tym, że związek jest sposobem na stworzenie pięknego i przytulnego domu. W opowieści o rekonwalescencji związek służy do wyleczenia się z jakiegoś rodzaju traumy. W opowieści o grze – stanowi rozgrywkę, w której każde z partnerów chce zdobyć przewagę.

Są też narracje, które skupiają się na współpracy obojga partnerów: w opowieści o podróży miłość jest drogą, a partnerzy pracują wspólnie nad tym, by obrać właściwy cel i do niego dotrzeć. W opowieści o szyciu i dzierganiu związek „zszywa się” lub wspólnie „dzierga”. W opowieści o ogrodzie partnerzy pielęgnują swój związek tak, jak ogrodnik dba o swoje kwiaty. Ale jest też opowieść wojenna – gdzie jak kochasz, to się stale kłócisz. Czy baśniowa – jesteście jak książę i księżniczka albo królewna i rycerz. W opowieści teatralnej oboje chcecie ciągle odgrywać jakąś rolę, w opowieści tajemniczej pragniecie wciąż odkrywać się nawzajem, a w opowieści humorystycznej cenicie w sobie najbardziej to, że umiecie się rozśmieszyć.

A ty, co dziś opowiesz sobie na dobranoc?

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze