1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Fonoholizm – jak uczyć dzieci zdrowych relacji z Internetem?

Fonoholizm – jak uczyć dzieci zdrowych relacji z Internetem?

Najlepszym sposobem na wyrwanie nastolatka z fonoholizmu jest pokazywanie mu swoich pasji i wspieranie w rozwijaniu jego własnych. (Fot. iStock)
Najlepszym sposobem na wyrwanie nastolatka z fonoholizmu jest pokazywanie mu swoich pasji i wspieranie w rozwijaniu jego własnych. (Fot. iStock)
Internet to cudowne medium, nauczmy się z niego korzystać – zachęca terapeuta uzależnień Krzysztof Piersa. W rozmowie z Ewą Nowak przekonuje, że najlepszym sposobem na wyrwanie nastolatka z fonoholizmu jest pokazywanie mu swoich pasji i wspieranie w rozwijaniu jego własnych.

Ze słyszenia znam historię dziewczyny, która poszła na randkę z chłopakiem z klasy. Gdy siedział z nosem w smartfonie, zabrała mu go i schowała za plecami. Wyrywając telefon, chłopak złamał jej nadgarstek... Czy mam uwierzyć, że to nie była konfabulacja nastolatki?
Chciałbym, żeby to była konfabulacja. Znam dużo podobnych historii, to klasyczny syndrom odstawienia. Gdy komuś uzależnionemu zabierasz telefon, to tak jakbyś zabrała mu aparat tlenowy: najpierw się śmieje, chce to obrócić w żart, ale jeśli sytuacja się przedłuża, może nie cofnąć się przed użyciem siły. Ty też byś walczyła o dostęp do tlenu.

Ale wszyscy dziś używamy smartfonów. Może jednak nie ma aż takiego problemu?
Ciągle słyszę, że przesadzam, jednak kiedy wychodzę na miasto, to widzę na przystankach ludzi przyklejonych do telefonu, podczas gdy ucieka im autobus. Albo nastolatkę, która wchodzi na pasy bez zerknięcia w lewo, a kierowca z piskiem opon zatrzymuje się tuż przed nią. Nie chodzi o to, by spalić telefony i żyć w lesie, daleki jestem od zalecania cyfrowej abstynencji. Internet ma mnóstwo wartościowych treści. Nie sprawia to jednak, że problem tych negatywnych nagle przestaje istnieć.

Jednak młodzi ludzie potrzebują umiejętności internetowych. To ich przyszłość, praca, całe życie.
Całkowicie się z tym zgadzam. Tylko dzięki Internetowi dokończono w ogóle pandemiczne lata edukacji, a mnóstwo firm przetrwało pandemię wyłącznie za sprawą przeniesienia biznesu do sieci. Sam przeprowadziłem solidny webinar o pisaniu książek. Internet to absolutna potęga i przyszłość, to cudowne medium, które sprawia, że wszystko jest możliwe. Naszym problemem jest niestety skrajność, bo często słyszę pytanie: „to dawać ten telefon, czy nie dawać?”. A tu nic nie jest czarno-białe, Internet ma zarówno dobre strony, jak i złe. Jednocześnie trzeba pamiętać, że bez względu na to, czy oglądasz filmy ze śmiesznymi kotami, czy uczestniczysz w pouczającym szkoleniu na platformie „Udemy”, to technologia i tak na ciebie oddziałuje. Organizm nie dzieli czasu przed komputerem na ten dobrze spędzony i bezproduktywne przeglądanie memów czy Facebooka – jedno i drugie prowadzi do zwyrodnienia nadgarstków, skrzywienia kręgosłupa, pogarsza wzrok.

Czyli gdzie jest ta zdrowa granica?
W miejscu, w którym nasz związek z technologią zaczyna mieć negatywny wpływ na otoczenie i relacje z bliskimi. Gdy rezygnujemy z obiadu w rodzinnym gronie. Kiedy spóźniamy się do znajomych, bo straciliśmy rachubę czasu przy przeglądaniu kolejnych zdjęć. Czerwoną lampką bezpieczeństwa jest moment, gdy rozmawiamy z drugą osobą, a ta nagle wyciąga telefon i sprawdza powiadomienia. I to nie jest sytuacja typu „przepraszam, ale dzwoni do mnie żona z porodówki”, tylko „sprawdzam, kto dał serduszko pod moim zdjęciem”.

Większość rodziców uważa, że młodzież po prostu taka jest. Zresztą na moje pokolenie, a jestem z generacji X, też dorośli narzekali, że tylko wisimy z głową w dół i majtkami na wierzchu na tym trzepaku.
Gdybym dostawał złotówkę za każde „kiedyś to...”, które usłyszałem, to jeździłbym mercedesem, a nie pięcioletnią dacią. Już Platon narzekał na lenistwo kolejnego pokolenia. Na każdym spotkaniu bronię młodzieży z maniakalnym uporem, bo mamy cudownych młodych ludzi, mierzących się z wyzwaniami, które paraliżowały wcześniejsze generacje. Sam atak na Internet również bierze się z tego, że starsze pokolenie się w nim nie odnajduje. Mamy więc cyfrową Nibylandię, bezpieczną oazę, gdzie to młodzi grają pierwsze skrzypce. I przez wiele lat dorosłym to odpowiadało.

Ale teraz wielu rodziców zaczyna widzieć problem. Jakie są skutki uzależnienia od technologii w młodym wieku?
Zabawne jest to, że najczęściej straszy się krzywym kręgosłupem i ślepotą, podczas gdy to w samej głowie dzieje się największe spustoszenie. Spędzając długie godziny na Facebooku i Instagramie, potrafimy pisać do ludzi… lecz tracimy umiejętność rozmowy. I nie chodzi o samo mówienie, a o kontakt wzrokowy, gestykulację, ton głosu, odwagę, by porozmawiać albo pokłócić się, obronić swoje stanowisko. Nasz związek się rozpada, bo nie potrafimy rozmawiać, nie dostajemy awansu w pracy, bo boimy się pogadać z szefem − przejrzenie ofert na przykład na Pracuj.pl jest dużo łatwiejsze, nawet jeśli nowa praca oznacza całkowitą zmianę środowiska.

To tak konkretnie: ile czasu dziennie wolno bezpiecznie siedzieć nastolatkowi w sieci?
Piętnastolatek nie powinien przekraczać trzech, czterech godzin. Tak samo zresztą jak dorosły człowiek. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób powie „ale mam taką, a nie inną pracę” i rozumiem, bo sam niejednokrotnie spędzam długie godziny przy klawiaturze, pisząc i montując filmy. Tylko że ciało i tak to odczuje. W przypadku nastolatków to nie jest zresztą kwestia pozwolenia na godziny. Nie chodzi o nakazy i zakazy, o to, że dwie, trzy godziny to bezpieczne, a więcej oznacza patologię... Chodzi o kontakt, budowanie relacji i zaufanie.

Sam przeżyłeś uzależnienie od gier, o czym wielokrotnie wspominasz w książce „Złota rybka w szambie”. Wyszedłeś z tego, a teraz jesteś skutecznym terapeutą. To może niech młodzi grają, potem przejdą detoks i zostaną ludźmi sukcesu?
Gdyby to było takie proste! A kto mi odda te 10–20 tysięcy godzin stracone na grach? Ile książek mógłbym napisać w tym czasie? Ile filmików nagrać? Ile rzeczy w ogóle spróbować? A wzrok? A to, że czuję niepokój przed zwykłą rozmową z kimś obcym?

Ale rzeczywiście mnie się udało. Moje uzależnienie od gier stało się impulsem do podjęcia zawodu terapeuty. Nie jestem jak biedni nauczyciele, którzy mają przestrzegać dzieciaki przed zagrożeniami Internetu, a nie mają o niczym pojęcia, bo dla nich kontakt z technologią to kara. Wiem wszystko o grach, o rozwoju, ale też o uzależnieniu. Jestem wiarygodny w swojej pracy.

To co rodzice mają robić? Sami zacząć grać, żeby wiedzieć, jak ze swoim dorastającym dzieckiem rozmawiać? Zresztą nie wszystkie nastolatki siedzą non stop przed komputerami.
To nie jest problem samego komputera, bo to nie od niego się uzależniamy. Uzależniamy się od gier, od portali społecznościowych, od nieustannej aktualizacji. Często słyszę, jakie telefony są złe i okropne, ale... kto tym dzieciom je kupił?

Trudno się nie zgodzić z tym, że to rodzice wcisnęli nastolatkom do rąk telefony i tych młodych z nimi zostawili. Ale co teraz? Czy da się uratować uzależnionego nastolatka? Niektórzy rodzice zabierają ze sobą do pracy kable, zamykają komputer w piwnicy, a nawet płacą nastolatkowi za każde pół godziny bez smartfona, a dwa razy tyle, jeśli w tym czasie przeczyta jakąkolwiek książkę. Czy uważasz, że to dobre metody?
Nie, bo co nam to da? To, że przywiążemy przykrywkę, żeby nie dzwoniła, nie zmienia faktu, że kuchenka wciąż grzeje i ciśnienie w garnku się podnosi... Nie chodzi zresztą o to, żeby odciąć dostęp do Internetu, a o kulturę zachowania. Ciekawe, że łatwiej jest rodzicom odłączyć komputer albo nawrzeszczeć na dzieciaka niż podjąć dialog, przedstawić alternatywne zachowania. Polecam skierować energię na inne tory, na przykład na pasję. Jeżeli twoje dziecko się czymś jara, bez względu na to, czy jest to sport, sztuka, YouTube, uwierz w tę rzecz, dokształć się i powiedz dziecku, że trzymasz za nie kciuki. To wymaga ciężkiej pracy, bo rodzice nie tylko muszą poznać swoje dziecko, ale również zaakceptować je w całości. Nie ma drogi na skróty.

Chyba ani do sportu, ani do popierania pasji własnego dziecka akurat nie musimy rodziców przekonywać?
Oj, zdziwiłabyś się. Rodzice tylko deklarują, że szanują i popierają pasje swoich dzieci, ale gdy przychodzi co do czego, to chcą, żeby to były pasje, które im się podobają, na przykład nauka w szkole. Ostatnio miałem w gabinecie nastolatka, klasycznego fonoholika. Zawsze doradzam znalezienie jakiejś pasji, więc i z nim o tym rozmawialiśmy. I chłopak powiedział, że kręci go rysowanie komiksów. A na to oboje rodzice lekarze chórem: „Komiksy?! Strata czasu! Na tym nie zarobisz”. I tak wygląda w praktyce rodzicielskie wspieranie pasji nastolatków.

Ale nastolatki same mogą wspierać swoje pasje. W sieci jest masa instruktażowych filmików, a nawet kursy online czy webinary z gigantami każdej branży życia...
A dlaczego nastolatki mają same wspierać swoją pasję? Dlaczego rodzice interesują się tą szkodliwą stroną Internetu, a tę rozwijającą odrzucają? Paradoksem jest to, że Internet jest zarazem niesamowitą skarbnicą wiedzy. Tu uczę się grać na pianinie, udzielam lekcji pisania, konsultuję się z modelarzami, muzykami, rysownikami. Internet nie jest zły, jest jak złota rybka w szambie z tytułu mojej książki. Pozwala zrealizować wszystkie nasze marzenia, jeśli tylko umiejętnie się nim posługujemy. A z drugiej strony może rozwalić nam życie. Problemem wielu rodziców, współczesnej profilaktyki, dziennikarstwa i całej wojny z nowymi mediami jest patrzenie wyłącznie na jedną stronę. Jedni widzą tylko złotą rybkę, inni z powodu strachu, braku znajomości lub w poszukiwaniu taniej sensacji wspominają tylko o szambie.

Jeżeli chcesz, by twoje dziecko przestało spędzać długie godziny ze wzrokiem utkwionym w komórce, musisz pokazać mu coś ciekawszego. Zaprowadź je do biblioteki, domu kultury, do ośrodka sportu. Możecie razem wziąć udział w lekcjach karate, nauce gry na gitarze albo pływać łódką. I zrezygnować po kilku próbach, szukając czegoś lepszego. Pokaż dziecku swoje pasje i okaż mu, że wierzysz w jego pasje i pomysły na siebie. Ja żyję z pisania książek. Znam zawodowych modelarzy, raperów, gitarzystów, filmowców, blogerów, artystów… lista zawodów jest nieskończenie długa. A śmiało mogę powiedzieć, że żaden narkotyk nie smakuje tak dobrze jak marzenie, które realizujemy ciężką pracą przy wsparciu najbliższych.

Krzysztof Piersa, terapeuta uzależnień, specjalizujący się w uzależnieniach od nowoczesnych technologii i cyberprzestrzeni. Autor książek.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze