1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Nasze wewnętrzne dziecko wpływa na to, w kim się zakochujemy

Nasza podświadomość, czyli nasze wewnętrzne dziecko, znacząco wpływa na to, w kim się zakochujemy. (Fot. iStock)
Nasza podświadomość, czyli nasze wewnętrzne dziecko, znacząco wpływa na to, w kim się zakochujemy. (Fot. iStock)
Bywa, że z uporem wraca do nas myśl: czy na pewno to ten jedyny? I choć na początku byliśmy zachwyceni, to teraz widzimy same wady tej drugiej osoby. Czy to my nie nadajemy się do związku, czy po prostu wciąż spotykamy niewłaściwych ludzi? Zdaniem terapeutki Stefanie Stahl te pytania stawia małe, skrzywdzone dziecko w nas, które boi się związku.

„Jestem przekonana, że (prawie) każdy może żyć w szczęśliwym związku miłosnym” – pisze Stahl w książce „Kochaj najlepiej, jak potrafisz”. Twierdzi, że jedyne, co nas przed tym powstrzymuje, to nasze głębokie i nieświadome dziecięce oprogramowanie.

„Powszechnie się sądzi, że znalezienie właściwej osoby, z którą będziemy szczęśliwi, to kwestia przypadku. W rzeczywistości jest tak, że nasza podświadomość, czyli nasze wewnętrzne dziecko, znacząco wpływa na to, w kim się zakochujemy lub nie”.

Na przykład jeśli twoi rodzice dużo pracowali i zostawałaś często sama, twoje wewnętrzne dziecko tęskni za miłością i więzią. Wykształcasz wszelkie umiejętności, by wchodzić w związki i dopasowywać się do partnera, masz za to trudność ze stanięciem na własnych nogach. Szukasz kogoś, kto ma to, czego ci brakuje – silnego, autonomicznego, kto paradoksalnie zwykle się od ciebie odsuwa. Jeśli twoi rodzice byli nadopiekuńczy – masz rozbudowaną potrzebę autonomii i izolacji, szukasz partnerek lub partnerów ciepłych i delikatnych, bo sam taki nie potrafisz być, ale dystansujesz się od nich z lęku przed tym, by cię nie pochłonęli – tak jak robili to rodzice. W ten oto sposób sami sabotujemy całkiem dobrze zapowiadające się miłosne relacje.

„Kochaj najlepiej, jak potrafisz\ „Kochaj najlepiej, jak potrafisz", Stefanie Stahl, wyd. Otwarte

Czego się boisz?

Według Stefanie Stahl kluczem do udanego związku jest zachowanie równowagi pomiędzy dopasowywaniem się a posiadaniem własnego zdania, czyli między więzią a autonomią. Obie te potrzeby leżą u podstaw bycia człowiekiem, a doświadczenia w ich zakresie kształtują nasze poczucie własnej wartości. Jeśli odczuwamy lęk przed byciem w związku, którego przejawem jest wycofywanie się z relacji lub zbytnie nadskakiwanie drugiej osobie, to zawsze ma on swoje źródło w naszym dzieciństwie – dzieje się tak, jeśli nasi rodzice wiecznie się kłócili, ale też jeśli musieliśmy się do nich dopasowywać, by im się przypodobać. Lęk przed związkiem wcale nie oznacza, że nie tworzymy związków – wchodzimy w nie, a jakże!, tylko na różne sposoby dystansujemy się w nich od partnera. Na przykład zadając sobie pytanie: Czy to na pewno ten? Czy ona do mnie w ogóle pasuje?

Aktywacja systemu

„Ludzie, którzy cierpią na lęk przed tworzeniem więzi, dobrze znają pewien fenomen: jeśli są pewni przychylności partnera, traci on dla nich swoją atrakcyjność. Jeśli natomiast partner utrzymuje ich w niepewności lub zachowuje się zmiennie, są w nim bardzo zakochani i seksualnie podnieceni”.

Stahl tłumaczy to tak: póki nie czujesz się w związku pewnie, a może to dotyczyć też wieloletnich małżeństw, póty lęk przed utratą autonomii jest stłumiony, a lęk przed porzuceniem nasilony. Aktywuje się wtedy „system więzi”, co oznacza, że chcesz koniecznie przywiązać do siebie drugą osobę. Oto, po czym możemy rozpoznać go u siebie:

  • czujemy się bardzo zakochani i „napaleni” na partnera;
  • nie myślimy o niczym innym, tylko o nim;
  • idealizujemy go i stawiamy na piedestale;
  • niestrudzenie wierzymy w to, że nasz partner wreszcie zaangażuje się bardziej w związek;
  • próbujemy przekonać go do siebie za pomocą różnych trików i dążenia do perfekcji;
  • udajemy obojętność albo próbujemy wzbudzić w partnerze zazdrość;
  • żyjemy w nieustającej niepewności i lęku przed jego utratą, co może nas wpędzać w głęboki smutek;
  • czujemy się podlegli partnerowi i zależni od niego.

Jak podkreśla Stahl, zwykle ten stan odczuwamy jako wielkie zakochanie, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego. To jedynie lęk przed stratą. Dlatego często związki, które – patrząc wstecz – uważamy za swoje największe miłości, tak naprawdę były jedynie stale zabarwione lękiem o to, że utracimy drugą osobę.

Jest jeszcze jeden mechanizm, którego siłę napędową z kolei stanowi lęk przed bliskością. Otóż po zdobyciu obiektu miłości system więzi się ucisza, związek się stabilizuje i osadza. U niektórych budzi się wtedy obawa przed utratą niezależności. Czują się osaczeni przez partnera, brakuje im tlenu. Aktywuje się u nich wtedy „system autonomii”. Jak pisze Stahl, jego działanie powoduje nagłą śmierć uczucia. Partner kompletnie traci na atrakcyjności, dystansujemy się od niego fizycznie i mentalnie. Po tym poznamy, że taki system się właśnie uaktywnił:

  • poszukujemy idealnego partnera;
  • po jego zdobyciu koncentrujemy się na jego słabych stronach, wady stają się tak jaskrawe, że zaczynamy się zastanawiać, czy aby na pewno jest on tą właściwą osobą;
  • zaczynamy samodzielnie zarządzać dystansem i bliskością w związku – to my przejmujemy kontrolę nad tym, czy i kiedy pozwalamy partnerowi na bliskość;
  • nie myślimy o wspólnej przyszłości i unikamy częstych randek;
  • uważamy partnera za natręta;
  • wątpimy w związek i myślimy o rozstaniu;
  • po chwilach bliskości odczuwamy potrzebę zbudowania dystansu;
  • nie mamy ochoty na seks;
  • dostrzegamy wielu atrakcyjnych potencjalnych partnerów lub zachwycamy się byłymi.

Osoby odczuwające lęk przed byciem zagarniętym nie nauczyły się, że można współtworzyć relację. Dowiedziały się raczej, że nie ma się na nią właściwie wpływu. Psychologowie znają też określenie „lękowe unikanie więzi” – takie osoby budują zewnętrzne i wewnętrzne obwarowania, by chronić się przed zranieniem. Często pozostają w sferze marzeń, zakochując się w osobach, które są nieosiągalne.

Znajdź swój program

Jeśli chcielibyśmy odkryć, czy więcej w nas lęku przed zagarnięciem, czy przed stratą – powinniśmy zająć się naszymi dziecięcymi wzorami. Jak to zrobić? Stefanie Stahl proponuje kilka prostych kroków:

Program więzi

  1. Zastanów się, jakiego rodzaju więź łączyła cię z twoimi rodzicami. Najlepiej zapisz to na kartce. Czy rodzice byli czuli, kochający, opiekuńczy i empatyczni, czy może autorytarni, obojętni, niezainteresowani, agresywni?
  2. Jakie uczucia były w waszym domu mile widziane, a jakie nie? Z jakimi potrafisz się dobrze obchodzić, jakie tłumisz, a jakie są u ciebie zbyt silne? Zapisz to w postaci zdań.
  3. Jaką rolę, jakie zadanie miałeś/miałaś w swojej rodzinie? Pocieszyciela, małej dziewczynki, prymusa, odpowiedzialnego najstarszego syna, a może jeszcze inną?
  4. Odkryj swoje schematy myślowe, czyli głęboko schowane przekonania na temat siebie samego/samej, ale też związków i miłości. Wypisz je na kartce. Czy będą to stwierdzenia typu: „Jestem OK”, „Jestem ważny/ważna”, „Mam prawo się bronić”, „Mogę być sobą”, czy raczej: „Nie jestem wystarczająco dobry/dobra”, „Muszę się dopasować”, „I tak zostanę porzucony/porzucona”?
  5. Postaraj się zidentyfikować uczucia, jakie najczęściej ogarniały cię w dzieciństwie, oraz te, jakie obecnie najczęściej czujesz. Czego się boisz? Za czym tęsknisz?
  6. A teraz zbierz to wszystko i opisz zdanie po zdaniu swój program więzi.

Program autonomii

  1. Zastanów się, czy i jak rodzice zaspokajali twoją potrzebę autonomii. Wspierali cię w twojej samodzielności? Uczyli cię nowych umiejętności czy raczej przywiązywali do siebie, wyręczając cię we wszystkim?
  2. Jaki przykład ci dawali? Zwłaszcza rodzic tej samej płci – czy był stanowczy i decyzyjny, czy raczej zależny i podporządkowujący się?
  3. Jak rodzice obchodzili się z twoją złością? Stefanie Stahl tłumaczy, że agresja wyrażająca się poprzez złość i wściekłość jest bardzo ważnym elementem odseparowywania się od rodziców. Daje nam siłę, by pójść własną drogą. Osoby zahamowane w wyrażaniu agresji często są agresywne, ale w sposób bierny – marudzą, narzekają lub zwlekają. Zastanów się zatem, czy w dzieciństwie mogłeś złościć się i okazywać własną wolę.
  4. Zdefiniuj swoje schematy myślowe dotyczące autonomii. Czy były to przekonania typu: „Sam/sama sobie z tym poradzę”, „Potrafię to zrobić”, „Mogę się złościć”, „Mogę mieć własny świat”, czy raczej: „Nic nie potrafię”, „Jestem bezsilny/bezsilna”, „Muszę wygrywać”?
  5. I znów – zidentyfikuj uczucia, jakie pojawiają się, kiedy myślisz o swojej autonomii i wolności. Poczuj je w ciele.
  6. Teraz podsumuj to wszystko i opisz swój program autonomii.

Praca z wewnętrznym dzieckiem

Kto zna książkę Stefanie Stahl „Odkryj swoje wewnętrzne dziecko” wie, że niemiecka terapeutka dzieli postać wewnętrznego dziecka na dwa byty – Dziecko Słońca i Dziecko Cienia. Drugie jest tą częścią w nas, która doświadczyła negatywnych przeżyć w relacjach z rodzicami. Często nie z ich winy, ale dlatego, że sami nie umieli i nie byli nauczeni inaczej postępować. Jak podkreśla Stahl, w każdym z nas mieszka Dziecko Cienia, bo nie istnieje idealne dzieciństwo, a nawet najbardziej zaangażowani rodzice też popełniają błędy. Na szczęście naprzeciwko Dziecka Cienia w naszym wnętrzu stoi Dziecko Słońca symbolizujące te wszystkie dobre doświadczenia i pozytywne wzorce, które wykształciliśmy przy pomocy rodziców.

Dziecko Cienia może wiele powiedzieć w kwestii naszego programu więzi i autonomii. Jest czułym barometrem braku równowagi między nimi. Jeśli dochodzi do konfliktów w związku, to często są to konflikty między naszymi Dziećmi Cienia, czyli tymi najbardziej zranionymi częściami. Zatem najlepszą metodą jest − według Stahl − strategia przyłapywania się na sytuacjach, w których odzywa się w nas skrzywdzone Dziecka Cienia, i przełączania się wtedy na osąd „ja” dorosłego. A że najłatwiej przyłapać się na własnych uczuciach, bądźmy pewni, że jeśli czujemy: wstyd, poczucie winy, zazdrość, pustkę, lęk przed stratą, lęk przed niepowodzeniem, smutek, desperację, poczucie przymusu, przekorę czy złość – to odzywa się w nas Dziecko Cienia. Postarajmy się w wtedy spojrzeć na całą sytuację z boku, z pozycji obserwatora – spójrzmy na to uczucie, zastanówmy się, co je wywołało, jakie zdarzenie z przeszłości nam to przypomina. I pamiętajmy, że Dziecko Cienia to produkt wychowania, a nie my sami.

Towarzyszącą strategią jest wzmacnianie swojego Dziecka Słońca, czyli tych wszystkich pozytywnych przekazów i wzorców myślowych, które będą nas wprawiać w dobry nastrój. Po czym poznasz, że to jego głos się w tobie odzywa? Także po uczuciach: spokoju, wdzięczności, radości, troski, podekscytowania. Dziecko Słońca zawsze mówi, że wszystko jest z tobą w porządku i że jesteś wystarczająco dobry/dobra, a twoje negatywne przekonania nie mają nic wspólnego z tobą ani z obecną rzeczywistością, są jedynie rezultatem nadmiernego przeciążenia twoich rodziców.

Stosując obie strategie, w momencie kiedy pojawi się w twojej głowie myśl: „Czy ten partner aby na pewno do mnie pasuje?”, będziesz wiedzieć, czy to racjonalna obawa, za którą stoją solidne argumenty, czy jeden z uników twojego Dziecka Cienia. Jeśli jednak nadal będziesz mieć wątpliwości, a lęk przed byciem w relacji będzie zbyt głęboko w tobie zakorzeniony, by szybko zneutralizować jego wpływ, zrób rzecz następującą: przez miesiąc z pełną świadomością zdecyduj się na właśnie tego partnera, postanów sobie, że idealnie do ciebie pasuje. Jak twierdzi Stahl, taka postawa często kompletnie zmienia nasze nastawienie i pozwala zbliżyć się do drugiej osoby.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze