1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Kultura gwałtu w Polsce – statystyki, które szokują. Czym jest gwałt w małżeństwie?

Od dłuższego czasu organizacja Amnesty International domaga się zredefiniowania gwałtu w polskim prawie. (Ilustracja: Getty Images)
Od dłuższego czasu organizacja Amnesty International domaga się zredefiniowania gwałtu w polskim prawie. (Ilustracja: Getty Images)
Kiedy Anna, której mąż gwałciciel czytał Biblię w łóżku, zgłosiła się na policję, usłyszała, że przecież ma trójkę dzieci. Naprawdę chce z nimi zostać sama? Po co jej jeszcze większe kłopoty?

Trzydziestoletnią dziś Agatę zgwałcił pan Darek, wychowawca z domu dziecka, miała wtedy 14 lat. Sprawę zamieciono pod dywan, wychowawcę przeniesiono do innej grupy, do dziś widzi go czasem na ulicy, bo żyją w tym samym niewielkim mieście. – Na jego widok dzieją się ze mną rzeczy straszne, nogi mam jak z waty, zastygam w bezruchu, kiedyś nawet posikałam się ze strachu – wspomina. Przez pana Darka Agata nigdy nie wyjdzie za mąż, nie będzie mieć dzieci, bo od tamtej pory nie jest w stanie współżyć z mężczyzną. W ogóle unika mężczyzn, z pełną świadomością została urzędniczką na poczcie, bo tam pracują głównie kobiety. Choć przeszła kilka terapii, nie jest w stanie do dziś opanować nagłych napadów płaczu lub złości. – Ostatnio wpadłam w dziki szał, gdy dowiedziałam się o tym, co słynny już w całym kraju amerykański kandydat na polskiego Top Modela zrobił kiedyś nastoletniej dziewczynce. W jeszcze dzikszy, gdy usłyszałam głosy obrońców młodzieńca, że szkoda marnować mu życia, że to było dawno, że już odpokutował. Wszystkie obrazy z przeszłości do mnie wróciły. Bolało mnie jak wtedy, gdy miałam 14 lat. Co zrobiłam? Kupiłam butelkę wódki, upiłam się do nieprzytomności, obudziłam się rano w łazience, nie pamiętam, kiedy weszłam pod prysznic. Ciągle wchodzę pod prysznic, ciągle chcę z siebie zmyć ten brud sprzed wielu lat. A nie potrafię.

Pewnie nikt

Do Aleksandry, tłumaczki i nauczycielki języka rosyjskiego, kobiety takie jak Agata piszą często listy z prośbami o radę. Albo tylko po to, by się przed kimś wygadać. Taka Ewa na przykład od lat milczy, że mąż zmusza ją do seksu analnego, szantażując, że jeśli piśnie słowo, zacznie wyżywać się na ich dzieciach.

Inna kobieta skarży się, że szef ciągle zamyka się z nią w pokoju na klucz. Najpierw każe jej przed sobą klękać, potem rozpina rozporek. A ona jest tak zamrożona, sparaliżowana, że myśli tylko o tym, by to się wreszcie skończyło. Piszą młode dziewczyny, które regularnie są gwałcone przez swoich chłopaków. Wstydzą się o tym komukolwiek powiedzieć. Bo kto by im uwierzył? – Pewnie nikt – wzdycha Aleksandra, którą na wyjeździe służbowym w Kaliningradzie zgwałcił, dwukrotnie, ratownik medyczny. Po powrocie do Polski od razu poszła na komisariat. Była względnie spokojna, nie umyła się po gwałcie, wiedziała, że dowodem, który powinien obciążyć sprawcę, są ślady biologiczne i poranienia, jakich doznała. Rozmowa z funkcjonariuszką była długa i, z perspektywy Aleksandry, poniżająca. – Policjantka ciągle dopytywała, czy nie zmyślam, w pewnym momencie zapytała, dlaczego nie krzyczałam w czasie gwałtu. Pytała, dlaczego nie pobiłam gwałciciela. Próbowałam ją przekonać, że byłam przerażona, sparaliżowana strachem, że miałam do czynienia z wielkim, silnym facetem, że w końcu dostałam ataku padaczki. Jestem epileptyczką, mam na to papiery. I co? Policjantka, takie miałam odczucie, w ogóle mi nie wierzyła. W sądzie nie było lepiej. – Dopytywano mnie na przykład, w jakiej pozycji sprawca mnie zgwałcił. Jak wyglądał jego członek i w jakim kolorze miał majtki. Musiałam opisywać też, w co sama byłam ubrana, pech, miałam krótką spódniczkę. Padło też pytanie, czy piłam alkohol.

O swojej historii opowiedziała mediom. Na skrzynce pocztowej odnajdywała i wciąż odnajduje wulgarne mejle, z których dowiaduje się, że zmarnowała życie porządnemu mężowi i ojcu.

Ból niewinnego dziecka

Niedawno Aleksandra przeczytała w jakiejś gazecie na temat wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. Sąd za gwałt na dziewczynce skazał jej kuzyna na rok więzienia w zawieszeniu. „Czternastolatka nie została zgwałcona, bo nie krzyczała, kiedy 26-letni mężczyzna się do niej dobierał” – wyjaśnił dziennikarzom wrocławski wymiar sprawiedliwości.

Było tak: nastolatka przyjechała do rodziny na święta Bożego Narodzenia. Z braku miejsca goście kładli się po kilka osób na jednym łóżku. Obok dziewczynki położył się pijany krewny. Najpierw zaczął ją tylko całować. Potem rozbierać. Dziewczynka go odpychała, płakała. Prosiła, by przestał, że tego nie chce. Przez kolejne dni była w tak wielkim szoku, że dopiero po kilku tygodniach zwierzyła się ze wszystkiego matce. To był drugi z powodów, dla których kara za gwałt dla sprawcy była niewiarygodnie niska: nastolatka nie zgłosiła gwałtu od razu. Ten pierwszy, przypomnijmy: dziewczynka zamiast płakać, powinna krzyczeć.

– Kiedy czytam o takich historiach, mam ochotę wyć z rozpaczy, doskonale czuję ból tego niewinnego dziecka. Ta dziewczynka już pewnie nigdy nie wróci do siebie – uważa Aleksandra.

Albo ten wyrok dla synów notabli z małego miasteczka. Brutalny, zbiorowy gwałt na nastolatce zakończył się dla sprawców wyrokami w zawiasach. Powód? Dziewczyna była pijana, nie mogła więc podjąć racjonalnej decyzji. Nie krzyczała? No skąd!

I jeszcze ta biegaczka, którą wieczorem zgwałcił nieznany dotąd sprawca, wcześniej przykładając jej pistolet do skroni. Policja nie chciała uwierzyć ofierze, bo ta nie stawiała oporu! A potem szybko uciekła. I obrażenia nie były zbyt wielkie. I znów te pytania: dlaczego się pani nie broniła, nie krzyczała?

W Internecie ludzie nazwali biegaczkę oszustką. Porównywali do „matki Madzi”. Politycy bulwersowali się, że kobieta (w domyśle nierozsądna) biegała po lesie po ciemku.

Kultura gwałtu

– Na tym właśnie polega tak mocno zakorzeniona kultura gwałtu w Polsce, że o zgwałcenie i wszelakie przestępstwa seksualne obwinia się wciąż ofiarę, nie sprawcę – zauważa Mariola Wołoszyn, psycholog, emerytowana oficer policji. – Od wielu dziesięcioleci policjanci są szkoleni, że powinni traktować ofiarę z godnością i empatią, tyle razy zmieniano już przepisy i procedury, a my wciąż stoimy w tym samym miejscu. Ofiara zgwałcenia wciąż musi się gęsto tłumaczyć, dlaczego włożyła krótką spódniczkę, zamówiła sobie drinka i weszła w ciemną uliczkę. Myślę, że procedury niewiele zmienią, dopóki nie zmienimy mentalności Polaków, także policjantów, sędziów i prokuratorów, dopóki nie przekonamy ich, że okoliczności, w jakich doszło do zgwałcenia, nie mają znaczenia. Gwałt jest gwałtem, aktem brutalnej przemocy, niezależnie od tego, czy sprawcą jest psychopata, wypadający z krzaków, czy szanowany profesor. Czy ofiara krzyczała, broniła się, czy nie.

Przez wiele dziesięcioleci panowało w Polsce przekonanie, że w przeciwieństwie do krajów zachodnich, szczególnie Ameryki, gwałt w naszym kraju jest problemem marginalnym. Tymczasem z badań Beaty Gruszczyńskiej przedstawionych jeszcze w ubiegłej dekadzie w książce „Przemoc wobec kobiet w Polsce” wynika: 11,5 proc. kobiet doświadczyło w życiu gwałtu lub usiłowania gwałtu. Co roku w Polsce przemoc fizyczna lub seksualna dotyka 800 tysięcy kobiet, 100 tysięcy kobiet doświadcza przemocy seksualnej. Dane nie zmieniają się od lat: oficjalnie co roku 30 tysięcy Polek zostaje zgwałconych. Rzeczywista liczba gwałtów może być drastycznie większa, bo zazwyczaj aktów przemocy seksualnej Polki nie zgłaszają nigdzie. Ze strachu przed ostracyzmem, zemstą sprawcy, problemami w pracy i w domu zachowują je w tajemnicy. Potwierdzają to analizy Fundacji na rzecz Równości i Emancypacji „STER” zebrane w raporcie „Przełamać tabu”, z których wynika, że 53 proc. badanych nie powiedziało o tym bliskim, a aż 91,8 proc. nie zawiadomiło organów ścigania. Ponad połowa kobiet nie zdecydowała się na zgłoszenie, ponieważ była przekonana, że policja nic w tej sprawie nie zrobi. Prawie co piąta zgwałcona Polka uznała, że nie ma sensu zgłaszać gwałtu, bo... nikt jej nie uwierzy.

Przez wiele dziesięcioleci panowało w Polsce przekonanie, że w przeciwieństwie do krajów zachodnich, szczególnie Ameryki, gwałt w naszym kraju jest problemem marginalnym. (Ilustracja: Getty Images) Przez wiele dziesięcioleci panowało w Polsce przekonanie, że w przeciwieństwie do krajów zachodnich, szczególnie Ameryki, gwałt w naszym kraju jest problemem marginalnym. (Ilustracja: Getty Images)

Latawice i mściwe suki

– Wiem, z czego to wynika. Opinia publiczna bardzo często usprawiedliwia sprawców gwałtów – mówi Kamila Ferenc, prawniczka związana z Fundacją przeciw Kulturze Gwałtu. – Otoczenie broni oprawców szczególnie wtedy, gdy są to osoby znane, na wysokich stanowiskach, z tak zwaną nieposzlakowaną opinią. Ofiarom przypisuje się wówczas najgorsze z możliwych cech, albo to latawice, albo „mściwe suki”, a do tego na pewno chcą wyciągnąć jakieś pieniądze.

Dla Kamili Ferenc bulwersująca jest nie tylko mentalność otoczenia, ale też postawa organów ścigania, efektem czego są częste, zbyt częste umorzenia spraw lub skandalicznie niskie wyroki. Tę mentalność doskonale pokazują statystyki. Z badania Centrum Praw Kobiet nad wiedzą i postawami policjantów i prokuratorów wobec gwałtu wynika, że 30 proc. prokuratorów i 39 proc. policjantów nie ocenia jako gwałtu sytuacji, w której sprawca doprowadza do stosunku pod wpływem środków farmakologicznych, na przykład pigułki gwałtu. Co więcej, prawie 20 proc. prokuratorów i ponad 30 proc. policjantów i policjantek nie uznaje za gwałt wymuszenia stosunku przy użyciu przemocy. Prawie połowa funkcjonariuszy policji uważa, że niechciany kontakt seksualny nie jest gwałtem!

Od dłuższego czasu organizacja Amnesty International domaga się zredefiniowania gwałtu w polskim prawie. Przepisy mówią jasno, że karze podlega osoba, która przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego. Tyle Kodeks karny. Jednak jest jeszcze dotychczasowe orzecznictwo, którym kierują się sędziowie i prokuratorzy. Ofiara powinna „stawiać czynny i nieprzerwany opór”, „manifestować swój brak zgody przez głośne protesty, prośbę lub krzyk”. Ma stawiać opór. „Rzeczywisty, a nie pozorny”.

To zupełnie nie odpowiada wymogom, które stawia konwencja stambulska. Polska ją ratyfikowała, zatem wzięła na siebie odpowiedzialność, że wdroży te wytyczne. – Nie wdrożyła i wszystko wskazuje na to, że długo jeszcze tego nie zrobi – zauważa Kamila Ferenc. Wyjaśnia, że konwencja kładzie nacisk na to, że za gwałt uznaje się każdą czynność seksualną sprawcy bez wyrażonej świadomie zgody drugiej strony.

Znany artysta z wpływami

Według prawniczki dopóki europejskie wytyczne nie zostaną wprowadzone do polskiego prawodawstwa, znaczna część ofiar będzie bez szans na uzyskanie sprawiedliwości czy zadośćuczynienia. – Szczególnie dotyczy to ofiar gwałtów małżeńskich i młodych kobiet, zgwałconych na imprezie, na przykład przez byłego chłopaka. Albo sytuacji zawodowych, gdy oprawcą jest szef czy syn miejscowego komendanta policji lub znany artysta, z ogromnymi wpływami w swoim środowisku. Te ofiary nie krzyczą, nie wyrywają się, bo albo są zaskoczone całą akcją, albo zastraszone. Nie mają zasinień, zadrapań, bo często są w szoku, zamrożone, sparaliżowane sytuacją.

Ferenc prowadzi sprawę kobiety, która od dziesięciu lat walczy o wyrok dla swojego męża, który regularnie ją gwałcił, zmuszał do seksu biciem, szturchaniem, szantażem emocjonalnym: jeśli się postawisz, będziesz miała w domu piekło.

– Gdy mu odmawiała współżycia, potrafił budzić ją w nocy, wyzywać od najgorszych, w ciągu dnia wywoływał nieustanne awantury. Ktoś spyta, dlaczego od niego nie uciekła. Bo takie ucieczki nie są wcale proste. Często w grę wchodzi przemoc ekonomiczna, brak środków do życia. Moja klientka zdecydowała się sprawę ujawnić dopiero wtedy, gdy mąż wyjął pistolet i zagroził, że ją zastrzeli. Końca sprawy w sądzie nie widać, kobieta cały czas żyje w traumie, nieustannym stresie. I, jak zwykle bywa u ofiar, obwinia się. Moja inna klientka akurat przez to, że długo walczyła o sprawiedliwość, zaniedbała wychowanie dzieci.

Pełnia władzy

Tymczasem gros kobiet o gwałtach, które przeżywają w małżeństwie, w ogóle nie mówi, więcej – część z nich w ogóle nie wie, że wymuszanie na nich seksu to gwałt, a nie święty małżeński obowiązek, jak próbuje im wmówić otoczenie.

W niedawno wydanej książce „Gwałt polski” Maja Staśko i Patrycja Wieczorkiewicz opisały sytuację, w której mąż, gwałcący regularnie żonę, cytował jej fragmenty Biblii, które miały świadczyć o tym, że ma nad nią pełnię władzy. Autorki oddały głos 19 kobietom (i jednemu mężczyźnie), książka jest wstrząsającym świadectwem kultury gwałtu panującej w Polsce.

– Poraziły nas nie tylko historie kobiet, ale też postawa otoczenia, szczególnie wymiaru sprawiedliwości. Jedna z naszych bohaterek, Katarzyna, przedstawiła nagrania w sądzie z gwałtu. Sprawca był dla sądu wręcz na talerzu, tymczasem sąd, zupełnie ignorując dowody, wytoczył Katarzynie proces o składanie fałszywych zeznań. Bo nie powiedziała o swoim wcześniejszym domniemanym romansie ze sprawcą. To było tak kuriozalne, że nie mogłyśmy uwierzyć. Takie rzeczy dzieją się w Polsce tu i teraz – mówi Maja Staśko.

Z zawartych w książce opowieści kobiet wynika, że do większości gwałtów dochodzi w domach, a sprawcami są albo bliscy, albo znajomi ofiary. Potwierdzają to zresztą i polskie, i zachodnie statystyki.

Maja Staśko: – Mit, że gwałcicielem jest nożownik z parku, już dawno poszedł do lamusa. Sytuacja, w której gwałcicielem jest krewny, partner, przyjaciel, ktoś, komu ufamy, sprawia, że kobiety doznają trwałego szoku. Są przekonane, że cały świat wokół nich jest niebezpieczny. Na dodatek wszyscy wokół wmawiają im, że to one są wszystkiemu winne. A oni? Byli pijani, chcieli się wyszumieć, faceci tak mają. Wszystko to, rzecz jasna, wynika z kultury, w której wciąż rządzi patriarchat, z braku edukacji seksualnej i antydyskryminacyjnej w szkołach, ignorancji organów ścigania. Ale też z braku empatii, wrażliwości na cierpienie ofiary. Kiedy Anna, której mąż gwałciciel czytał Biblię, zgłosiła się w końcu na policję, usłyszała, że przecież ma trójkę dzieci. Naprawdę chce z nimi zostać sama? Po co jej jeszcze większe kłopoty?

Większość bohaterek książki Staśko i Wieczorkiewicz nie radzi sobie z traumą po gwałcie, niektórych nie stać na terapię, a ich oprawcy często mieszkają po sąsiedzku. Katarzyna widywała swojego gwałciciela w Lidlu.

Tłumaczka Aleksandra spotykała swojego oprawcę w szpitalu, mimo procesu placówka nie zdecydowała się zawiesić ratownika w wykonywaniu pracy. Aleksandrze zdarzały się wtedy omdlenia i napady padaczki.

Pola minowe

– Ciało i umysł kobiety po gwałcie są jak pola minowe – zauważa Agnieszka Czapczyńska, psycholożka pracująca z osobami po traumie. – Nigdy nie wiadomo, w którym momencie nastąpi wybuch.

Psycholożka zauważa, że w sytuacji traumatycznej, a taką jest gwałt, nasz umysł zaczyna działać instynktownie. Ma do wyboru trzy opcje: walkę, ucieczkę lub zmrożenie, bezruch. – Wszystkie te opcje są nastawione na jedno. Na przeżycie – wyjaśnia specjalistka. – Tylko od naszych osobniczych cech zależy, który instynkt przeważy. Zmrożenie, całkowity paraliż, brak możliwości wydobycia z siebie krzyku, nawet słowa, to bardzo częsta reakcja. Gwałconą kobietę, która bije, awanturuje się i krzyczy, częściej niż w rzeczywistości zobaczymy w amerykańskich filmach.

Co dzieje się później? Bardzo często efektem gwałtu jest stres pourazowy, a to już choroba, którą trzeba leczyć. Wiele kobiet po doświadczeniu gwałtu pozostaje długo, czasem do końca życia, w stanie nieustannego napięcia, pobudzenia, nadmiernej czujności, lęków. Do tego dochodzi depresja. I flashbacki, powracające obrazy traumy, którym towarzyszą doznania w ciele tak, jakby działo się to w tej chwili. To dla kobiety prawdziwy koszmar. Aleksandra miewa flashbacki, gdy słyszy o kolejnym brutalnym gwałcie. O umorzeniu kolejnej bulwersującej sprawy z przemocą seksualną w tle. Ale także gdy czyta, że pisarka Blanka Lipińska, w której książce bohater gwałci stewardesę, mówi, że co dla jednych kobiet jest gwałtem, dla innych jest fajnym seksem.

Aleksandra: – To straszne, gdy gwałt, nawet w książce czy filmie, zostaje potraktowany jako zabawa erotyczna, jest w tym coś okrutnego, zwłaszcza dla kogoś, kto wie, jak naprawdę wygląda zgwałcenie.

Najczęściej obrazy z przeszłości wracają do niej, gdy słyszy odgłos nadjeżdżającej karetki. Nawet widok nieznanego jej mężczyzny w stroju ratownika potrafi wywołać u niej drgawki na całym ciele. Nie ma znaczenia, że od czasu gwałtu minęło już osiem lat. Jej oprawca, który po wielu latach batalii sądowych został w 2019 roku skazany prawomocnym wyrokiem na dwa lata bezwzględnego więzienia, nadal, z niewiadomych dla ofiary powodów, przebywa na wolności.

Z drugiej strony, jak zauważa Aleksandra, powrót do traumatycznych przeżyć zdarza jej się coraz rzadziej, wieloletnia terapia jednak przynosi eekty. – Pomagają grupy wsparcia, które można znaleźć w Internecie. Dają poczucie, że nie jest się ze swoim problemem całkiem samą.

Zgwałconym kobietom radzi szybki kontakt z organizacjami wspierającymi osoby dotknięte przemocą. Aleksandrze bardzo pomogły Feminoteka i jej Fundusz Przeciwprzemocowy dla kobiet z doświadczeniem przemocy seksualnej. – Dziewczyny z Feminoteki dały mi mnóstwo psychicznego, czułego wsparcia. Dzięki zorganizowanej zbiórce postawiły mnie ma nogi, mogłam spłacić część długów zaciągniętych w związku z procesem. I w związku z tym, że po gwałcie, po jego nagłośnieniu, spora część klientów ode mnie odeszła – wspomina tłumaczka. – Gdyby nie pomoc od innych kobiet, mieszkałabym najpewniej dzisiaj pod mostem.

Artykuł archiwalny, pierwszy raz został opublikowany w marcu 2021 roku

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze