Interwencja rodzinna to skuteczny sposób, by pomóc bliskiemu, który popadł w uzależnienie, kryzys lub depresję. Pokazuje, jak zapewnić go o miłości oraz zachęcić do zwrócenia się po profesjonalne wsparcie.
Marta, czterdziestoletnia, drobna kobieta, zgłosiła się do instruktora terapii uzależnień Macieja Kiełbasińskiego z prośbą o pomoc rok po śmierci ojca jej męża. – Początkowo myślałem, że chodzi o uzależnienie, bo w sytuacji kryzysu mężczyźni często szukają pocieszenia w alkoholu, narkotykach, seksie czy hazardzie. Jednak po rozmowie z Martą okazało się, że najbardziej niepokoi ją izolacja męża, jego konflikty z synami, matką, bratem – relacjonuje Kiełbasiński. – „Rozumiem, że jest mu ciężko, ale od roku obchodzimy się z nim jak z jajkiem, akceptujemy jego potrzebę samotności, wyręczamy w domowych obowiązkach, pocieszamy, wspieramy, jest coraz gorzej” – tłumaczyła mi pacjentka. Długo zastanawiałem się, czy nie odesłać jej do terapeuty rodzinnego, jednak w trakcie rozmowy zrozumiałem, że problemy rodziny Marty są rzeczywiście bardzo zbliżone do problemów rodzin, w których występuje uzależnienie – opowiada instruktor terapii uzależnień.
Po śmierci ojca mężczyzna przechodził przez typowe etapy żałoby. Najpierw pojawiło się zaprzeczenie, potem etap poszukiwania winnego, targowanie się z losem, aż wreszcie depresja, która przeciągała się coraz dłużej, jak w wielu podobnych wypadkach, kiedy osoba doznająca dotkliwej straty nie potrafi się z nią pogodzić. Marek, do tej pory silny mężczyzna, troskliwy ojciec, wyrozumiały syn, dający wsparcie mąż – pogrążył się w samotności i apatii. Najgorsze było to, że nie przyjmował żadnej pomocy. Pocieszające słowa żony traktował ironicznie: „Skąd ty możesz wiedzieć, co ja czuję?”, nie reagował na propozycje rozmowy: „Daj mi spokój, to moja sprawa”, przestał odbierać telefony od matki i brata. Coraz częściej agresywnie odnosił się do synów. Zaczął zaniedbywać służbowe obowiązki. Kiedy przez kilka dni znowu nie pojawił się w pracy, jego szef zadzwonił do żony i zagroził, że go zwolni. Wtedy Marta zdecydowała się zgłosić do terapeuty.
– Gdy powiedziała, że postanowiła dłużej nie tłumaczyć nieobecności męża w pracy, nie pocieszać w nieskończoność teściowej, która każdego dnia płakała do słuchawki, że straciła nie tylko męża, ale też syna – stwierdziłem, że warto spróbować metody rodzinnej interwencji – podsumowuje Maciej Kiełbasiński.
Bez względu na to, czy problem dotyczy uzależnienia, kryzysu, bolesnej straty, depresji czy choroby somatycznej, rodzina jest gotowa zrobić wszystko, żeby pomóc. Jednak to „wszystko” oznacza często: nieustanne roztrząsanie problemu, prośby i groźby, pocieszanie, przywoływanie do porządku („weź się w garść”), chęć wybawienia na przemian z ignorowaniem, przekupstwo lub szantaż, nagradzanie i karanie, aż wreszcie zniechęcenie, bezradność, wściekłość i odrzucenie. Nie ma co się oburzać, zwłaszcza na tę ostatnią fazę – w końcu trudno jest pomóc komuś, kto pomocy nie przyjmuje. W konsekwencji osoba w kryzysie czuje się coraz bardziej wyizolowana, podejmuje coraz bardziej rozpaczliwe, często destrukcyjne, próby radzenia sobie z problemem, który w rezultacie powoduje rozpad całej rodziny.
Zdaniem dr. Vernona Johnsona, autora interwencji rodzinnej, osobie uzależnionej można pomóc jedynie poprzez miłość, rozumianą jako troskę, wsparcie i odpowiedzialność. Jak się okazuje, ta metoda może być stosowana z powodzeniem również w sytuacji, kiedy jeden z członków rodziny przeżywa kryzys, z którym ani on sam, ani jego bliscy nie potrafią sobie poradzić. To starannie zaplanowany i dobrze zorganizowany proces, podczas którego członkowie rodziny łączą się, by z miłością, ale i stanowczością skonfrontować osobę z tym, co się z nią dzieje, oraz z koniecznością zgłoszenia się do profesjonalisty.
Interwencja, wbrew pozorom, bardziej dotyczy członków rodziny niż osoby, której dotknął problem. Najważniejsze jest to, co bliscy chcą zrobić lub czego robić już dalej nie zamierzają. Mocą sprawczą interwencji jest wykorzystanie siły grupy. Z kilku powodów. Po pierwsze, konfrontacja jeden na jeden z osobą pogrążoną w cierpieniu, nieradzącą sobie z emocjami, bywa mało skuteczna. Cierpienie bliskich zwykle odbiera realne argumenty, a osoba w kryzysie często bywa niezłym manipulatorem (racjonalizuje, zaprzecza problemowi). Po drugie, w trakcie interwencji osoba z problemem zostaje zapewniona o tym, jak bardzo jest kochana i ważna, ma szansę dowiedzieć się (w atmosferze szczerości i zrozumienia, bez złości, obwiniania i szantażu), jaki wpływ jej problem ma na pozostałych członków rodziny, oraz przekonać się, że najbliżsi nie zamierzają dłużej stwarzać jej komfortowych warunków do pogrążania się w kryzysie i izolacji. Ma zapewnione wsparcie, pod warunkiem że zgłosi się po pomoc do profesjonalisty. Jeśli tego nie zrobi, zostanie z problemem sama.
Od 80 do 85 proc. podjętych interwencji kończy się sukcesem. Dzieje się tak z kilku powodów:
- rodzina jednoczy się dzięki zdobytej wiedzy i otwartej komunikacji,
- osoba w kryzysie dowiaduje się, jak bardzo jest kochana i ważna,
- członkowie grupy mają okazję, żeby wyjaśnić, jaki wpływ wywiera na nich (i na całą rodzinę) kryzys osoby mającej problem,
- osoba w kryzysie dowiaduje się, że rodzina wesprze ją podczas terapii, ale też przestanie wspierać, gdy nie zgłosi się do psychologa.
– Interwencja nie jest skomplikowanym procesem, ale wymaga starannego zaplanowania i przygotowania – tłumaczy instruktor terapii uzależnień. Trzeba zwrócić uwagę na kilka elementów:
Stworzenie zespołu
Zespół interwencyjny powinien liczyć od trzech do pięciu członków. Dobrze, żeby byli to ludzie, których osoba z problemem kocha, szanuje, potrzebuje i lubi. W zespole mogą być członkowie rodziny, przyjaciele, nawet pracodawca. Ważną sprawą jest współpraca zespołu interwencyjnego: wszyscy powinni uzgodnić jednakowe stanowisko i czerpać informacje z tego samego źródła – dlatego wybór terapeuty czy psychologa musi być uzgodniony wcześniej, żeby nie było różnych zdań w czasie interwencji. Jeszcze dokładniej trzeba dobrać osoby do grupy.
– Kiedy Marta zadzwoniła do teściowej i opowiedziała jej o planowanej interwencji, zorientowała się, że starsza pani nadal czuje złość i obwinia syna o to, że się od niej odwrócił – opowiada Maciej Kiełbasiński. – Doradziłem jej, by wykluczyła ją z zespołu interwencyjnego, bo teściowa nie była gotowa na takie działania. Ważne jest również, by nie włączać do zespołu osób, które nie oprą się pokusie przedwczesnego poinformowania osoby z problemem o interwencji. Tak było chociażby w przypadku 10-letniego syna Marka i Marty.
Interwencję należy traktować jak projekt, a nie spotkanie towarzyskie. Wszystkie problemy warto zapisywać, tak jak przy organizacji ślubu. Pamięć jest zawodna, a w przypadku interwencji nie można o niczym zapomnieć.
Wybór miejsca
Najlepszy będzie teren neutralny – osoba z problemem będzie czuła się mniej pewnie i trudniej jej będzie odmówić przyjęcia pomocy. Może to być dom kogoś z rodziny lub przyjaciela, ale nie miejsce publiczne np. restauracja czy kawiarnia. Po wybraniu miejsca warto się skoncentrować na wymyśleniu wiarygodnego powodu, by ściągnąć głównego zainteresowanego.
– Marta powiedziała mężowi, że przyjaciel rodziny zaprasza ich na kolację – opowiada Kiełbasiński. – Kiedy razem z mężem i starszym synem dotarli na miejsce, zastali tam Kacpra z żoną i brata Marka z bratową.
Interwencję najlepiej przeprowadzić w pomieszczeniu, w którym jest wystarczająco dużo przestrzeni, by wszyscy mogli usiąść wokół (w środku kręgu nie powinny znajdować się żadne przedmioty czy meble). Osobę w kryzysie najlepiej posadzić w takim miejscu, aby obok niej siedzieli ci, których darzy wyjątkowym szacunkiem i bardzo kocha. Nikt nie powinien opuszczać swojego miejsca przed zakończeniem interwencji.
Wskazanie lidera grupy
Lider spełnia rolę gospodarza, rzecznika i przewodnika. Najczęściej jest to krewny, przyjaciel lub kolega, którego osoba w kryzysie darzy największym szacunkiem, ktoś, kogo nie będzie chciała rozczarować. Nie zawsze słusznym jest, by rolę lidera spełniał ktoś najbliższy emocjonalnie, np. partner – może to bowiem utrudnić proces. Podczas interwencji tylko lider komunikuje się z osobą w kryzysie: prosi ją, by przyjęła pomoc, odpiera jej kontrargumenty, zaczyna spotkanie i je kończy… Niedopuszczalna jest sytuacja, w której zespół wdaje się w spontaniczną dyskusję, bo to pozbawia grupę mocy, a interwencja kończy się klęską.
– Marta doszła do wniosku, że liderem ich grupy powinien być Kacper – dobry przyjaciel Marka – opowiada Maciej Kiełbasiński.– Przez rok od pogrzebu ojca Kacper był jedyną osobą, z którą Marek od czasu do czasu rozmawiał. Rodzice Kacpra od dawna nie żyli, a poza tym sam jakiś czas temu korzystał z pomocy terapeuty. Był więc najbardziej wiarygodny.
Bardzo ważne jest, by w trakcie interwencji lider był spokojny i opanowany, a także pamiętał, że podstawowym celem interwencji jest okazanie miłości, szacunku, a nie uderzanie w godność osoby w kryzysie.
Napisanie listu
Ponieważ w trakcie interwencji zwykle pojawiają się silne emocje i trudno jest zebrać myśli, najlepszym sposobem jest napisanie (przez każdą osobę biorącą udział w interwencji) listu (na półtorej do dwóch stron) skierowanego do osoby w kryzysie i składającego się z trzech części:
– Przesłania miłości. To najważniejsza część listu. Zwykłe: „kocham cię” nie wystarczy. Trzeba sięgnąć do wspomnień i powiedzieć, dlaczego tę osobę kochasz, ile dla ciebie znaczy, co czułeś i za co jesteś jej wdzięczny, np.: „Kiedy się rozwodziłem, byłeś obok mnie i wspierałeś. Twój optymizm stawiał mnie na nogi. Dziś jestem tu dla ciebie.”
– Części dotyczącej problemu. W tym fragmencie musisz uważać, żeby nie wylać na papier gniewu, jaki czujesz do osoby w kryzysie (np. za to, że zwleka z pójściem do terapeuty), trzeba też powstrzymać się od krytyki. Nie używaj skrajnych wyrażeń, takich jak: „udręczona”, „przerażony” czy „wściekła”, a zastąp je słowami: „zmartwiona”, „przestraszony”, „zła”. Na przykład: „Kiedy zamykasz się w sobie, czuję się osamotniona i bezradna. Martwię się o twoje zdrowie. Nasz syn nie rozumie całej sytuacji i często płacze w nocy, bo boi się, że stanie się coś złego.”
Podaj trzy konkretne zachowania osoby w kryzysie, które dotknęły rodzinę w ciągu ostatnich trzech miesięcy, np.: „W poniedziałek w zeszłym tygodniu nie poszedłeś do pracy. Twój szef zadzwonił do domu i czułam się winna, kłamiąc mu, że musieliśmy wyjechać do rodziny”.
– Zakończenia. Powtórz, jak bardzo ci na tej osobie zależy, zapewnij o twoim wsparciu i poproś, aby przyjęła oferowaną jej pomoc, np.: „Nie mogę sobie wyobrazić życia bez ciebie. Nie chcę cię stracić i zrobię wszystko, aby cię wesprzeć. Czy przyjmiesz pomoc, jaką ci dzisiaj ofiarujemy? Twoja kochająca siostra.”
Zakreślenie granic
– Kulminacyjnym momentem interwencji jest reakcja osoby w kryzysie na przyjęcie oferowanej pomocy – mówi Kiełbasiński. – Jeśli odmówi pomocy, lider grupy daje znak, by każdy z uczestników przeczytał, przygotowane na piśmie, granice swojej wytrzymałości.
Wytyczając je, należy pamiętać, by robić to z miłości do bliskiej osoby, a nie z chęci odwetu. Celem nie jest zawstydzenie osoby w kryzysie, tylko jasne przedstawienie tego, co poszczególni członkowie robili, podświadomie pogłębiając kryzys bliskiej osoby, a czego teraz robić już nie będą, np. usprawiedliwianie nieobecności w pracy czy przejmowanie na siebie domowych obowiązków. Osoba, której chcesz pomóc, ma sama ocenić, co jej się bardziej opłaca i dokonać wyboru. W czasie czytania „granic wytrzymałości” trzeba też zwracać uwagę na ton głosu, żeby nie było w nim złości ani wahania.
Gdyby utrzymanie postanowień zawartych w „granicach wytrzymałości” stanowiło problem, trzeba wykorzystać siłę, jaką stanowi grupa, i wzajemnie się wspierać.
Interwencja sprowadza się wprawdzie tylko do jednego posiedzenia, ale bardzo istotnego i wyznaczającego początek trudnej podróży. Osoba w kryzysie może przyjąć pomoc i propozycję zgłoszenia się do terapeuty lub nie.
– Marek zgodził się pójść do psychologa – opowiada Maciej Kiełbasiński. – Marta była u mnie jeszcze dwa razy, kilkakrotnie rozmawialiśmy przez telefon. Moje wsparcie polegało głównie na tym, by z miłości nie dała się kolejny raz zmanipulować Markowi i nie odstąpiła od „granic wytrzymałości”, jakie przekazała mężowi. Kiedy masz poczucie, że nie będziesz w stanie dotrzymać swoich obietnic, poszukaj wsparcia wśród uczestników interwencji.
Terapia okazała się skuteczną metodą i mężczyzna zaczął wychodzić z kryzysu.
Jak odpierać kontrargumenty osoby w kryzysie:
Nie pójdę się leczyć, bo nie mam po co. Jestem zdrowy.
Reakcja: „Nie prosimy cię o to, żebyś oceniał, czy jesteś zdrowy czy nie. Chcemy tylko, abyś poddał się ocenie specjalisty, wykwalifikowanego psychologa. Jeżeli nie jesteś chory, dowiesz się o tym pierwszy. Niech specjalista oceni, jak jest naprawdę.”
Sami macie problem i jesteście chorzy, nie będziecie mi mówić, co mam robić.
Reakcja: „Ale dzisiaj właśnie rozmawiamy o twoim problemie i próbujemy pomóc akurat tobie. Nie chodzi tutaj o to, czy ktoś jest chory czy nie, ale o to, co się z nim w trakcie tej choroby dzieje.”
Nie mogę się leczyć, bo będzie mi to przeszkadzać w mojej pracy i ją stracę.
Reakcja: „Rozmawialiśmy z twoim szefem, zgodził się na to, żebyś dostał urlop lub zwalniał się na wizyty u terapeuty. Opuszczone godziny odpracujesz”
Warto przeczytać: Jeff i Debra Jay, ,,Miłość przede wszystkim. Metoda interwencji w terapii uzależnień od alkoholu i innych substancji psychoaktywnych”, Media Rodzina 2008