1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Bezpieczny powrót do szkoły? Młodzi potrzebują wsparcia

(Fot. iStock)
(Fot. iStock)
Po dziwnym roku zdalnej nauki w końcu zapadła decyzja: wracamy. I choć w czasie izolacji wiele było głosów mówiących, jak fatalnie może się ona odbić na psychice uczniów, teraz też nie ma euforii. Wielu uczniów się powrotu do szkoły boi. „Nauczyciel musi mieć świadomość, że wielu młodych jest w kryzysie. Że wracają do szkoły w sytuacji, w której przeżywają masę trudnych emocji. Warto więc pomyśleć, w jaki sposób odpowiedzieć na ich potrzeby. A młodzi potrzebują, by ich wysłuchano” – mówią psychoterapeutki Kinga Sochocka i Karolina Van Laere. I dodają, że niepokój jest naturalny, ale często rzeczywistość okazuje się znacznie mniej groźna.

Młodzi i młodsi wracają do szkół. Po ponad roku izolacji. Myślicie, że się cieszą? Czy raczej denerwują?
Kinga Sochocka: Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Dużo zależy od tego, jak się czuli podczas tego roku. A badania pokazują, że duża część młodych ludzi czuła się w pandemicznym zamknięciu gorzej. Ale jest oczywiście pewna grupa, która ocenia to inaczej. Twierdzą, że pandemia wpłynęła pozytywnie na ich samopoczucie. Ale nam, z perspektywy naszej pracy, wydaje się, że to są ci młodzi, którzy mają problemy w kontaktach społecznych, z rówieśnikami. Z perspektywy krótkoterminowej wydaje im się więc, że izolacja jest im pomocna. Kiedy jednak pomyślimy o dłuższej perspektywie, to raczej nie jest to prawda. Nie zyskują w ten sposób szansy, by poradzić sobie z tymi problemami, które przecież nie zniknęły.

Doraźnie czują ulgę, że nie są zmuszani do działań, które na co dzień sprawiają im kłopoty? Czyli właśnie do kontaktów społecznych, do relacji z rówieśnikami?
Kinga: Tak, ale z perspektywy rozwojowej możemy raczej spodziewać się długotrwałych problemów. Bo ci młodzi nie mają pola, żeby ćwiczyć, rozwijać kompetencje społeczne. Bez grupy rówieśniczej tego zrobić się po prostu nie da. Niektórzy moi pacjenci mówią, że pandemia im pomaga. Że mogą sobie zaplanować czas, poświęcić się nauce, zainteresowaniom. To ich punkt widzenia. Ale jest i drugi – nie mogą w ten sposób rozwijać kompetencji, które w ich przypadku są deficytowe, a które jednocześnie są niezwykle ważne w życiu.

Kiedy szkoły były zamknięte, dużo mówiono o tym, jak to fatalnie wpływa na młodych. Że to tak ważny czas, że tracą, że nie nadrobią. Teraz, kiedy ogłoszono koniec izolacji, znowu jest niepokój. Że na pewno młodzi zostaną zasypani klasówkami, sprawdzianami, że to dla nich trauma, że sobie nie poradzą. Czy ten niepokój jest usprawiedliwiony?
Karolina Van Laere: Niepokój był, bo nikt nie wiedział, jak ten powrót do szkoły ma wyglądać. Dzieci się do bycia w domu przyzwyczaiły. W jakimś sensie się rozleniwiły, cały dzień mogły odbywać zajęcia, nie wychodząc z łóżka, przeszły na kompletnie inny tryb funkcjonowania i na pewno wielu ciężko będzie z tego zrezygnować. Z drugiej strony do powrotu do normalności właściwie ani rodzice, ani szkoła nie są przygotowani. Nie ma jednej spójnej koncepcji, jak to młodym ułatwić, jak pomóc zaadaptować się do nowej sytuacji.

A ta spójna koncepcja powinna być po stronie szkoły? Domu? Czy po obu stronach?
Karolina: Wydaje się, że po stronie szkoły. Rodzice mogą nie wiedzieć, jak się za to zabrać. Potrzebują wskazówek. Z tego, co słyszymy, szkoły to sobie rozwiązują po swojemu. Część dzieci w trakcie pierwszych dni ma organizowane zajęcia integracyjne, co z perspektywy procesu grupowego jest pomocne. Nie słyszałam natomiast o spotkaniach z rodzicami. A jeśli oni nie są zaopiekowani, jeśli nie wiedzą, jakie emocje mogą towarzyszyć dzieciom, co jest normalne w tej sytuacji, a co nie, to też są zaniepokojeni i spirala się nakręca.

Kinga: Dzieci i młodzież potrzebują teraz stabilności. Same w tym okresie rozwojowym są raczej niestabilne, dużo zmian towarzyszy zarówno rozwojowi układu nerwowego, jak i rozwojowi relacji społecznych, związanych z adaptowaniem się do dorosłego życia, ze zmianami łączącymi się z budzeniem się seksualności, z nowymi rolami społecznymi. A na to teraz jeszcze dodatkowo nakłada się pandemia – najpierw izolacja, teraz nagły powrót do szkół. To nie daje poczucia bezpieczeństwa. Nie stworzyliśmy go młodym ludziom. Nie zawsze mają narzędzia, które pozwalają krok po kroku od nowa znaleźć swoje miejsce w grupie, w środowisku rówieśniczym, w kontaktach z nauczycielami. Młodzi często nie wiedzą, czego się mają spodziewać.

No właśnie – stabilność wydaje się takim warunkiem, a jej, jak mówicie, nie ma.
Kinga: Ale można o tym rozmawiać. O tej niestabilności, nieprzewidywalności. Oswoić ją. Rozmawiać o tym, że są zmiany, o tym, jakie emocje te zmiany w nas wywołują. Duża część nastolatków teraz podkreśla, że nauczyciele koncentrują się na programie, na ocenach, a nie na tym, jak oni się czują, czego potrzebują w tej sytuacji. W różnych szkołach oczywiście jest różnie, ale słyszymy, że są i takie, w których w ogóle nie bierze się tych psychicznych aspektów pod uwagę. Trzeba przy tym powiedzieć, że nie tylko młodzież czuje się gorzej.

Karolina: Dostępne badania potwierdzają, że nauczyciele też są w złej kondycji. Sami doświadczają kryzysu, są zmęczeni tym rokiem, nowymi wyzwaniami, przed którymi stanęli w marcu 2020, koniecznością radzenia sobie w sytuacji, do której nikt ich nie przygotował.

Kinga: W trudnej sytuacji są także rodzice, którzy borykają się ze swoimi kłopotami, czasem jest to utrata pracy, czasem obniżenie zarobków, do tego dochodzi konieczność opanowania problemów domowych, zmierzenie się z koniecznością pomocy w zdalnej nauce dziecku albo dzieciom, a bywa, że brak im umiejętności, wiedzy, sprzętu… W efekcie dużo frustracji jest po każdej ze stron, co powoduje, że pomoc młodym staje się tym trudniejsza. Bo jak pomagać, kiedy samemu masz obniżony nastrój, przeżywasz lęki czy stany depresyjne?

Karolina: Nauczyciele przez ostatni rok żyli i pracowali w wymagających warunkach, gorzej się czują fizycznie, są zmęczeni, sami zmagają się z pogorszeniem swojego stanu psychicznego, a muszą znowu stanąć na pierwszej linii frontu. I trudno oczekiwać, że się ze wszystkim wyrobią. Zwłaszcza że są zostawieni sami sobie. Nie mają tak naprawdę żadnego wsparcia.

Kinga: I nie mają przygotowania w radzeniu sobie z kryzysami, w interwencji kryzysowej. Często są znakomitymi fachowcami, jeśli chodzi o nauczanie konkretnego przedmiotu, ale niekoniecznie czują się swobodnie w udzielaniu psychologicznego wsparcia uczniom. Do tego nie we wszystkich szkołach jest psycholog, czyli osoba, która mogłaby udzielić wsparcia – szybko i bezpłatnie. To ważne, bo bezpłatna pomoc psychologiczna jest dostępna w, powiedzmy szczerze, mocno ograniczonym zakresie. Czasami na terapię refundowaną przez NFZ czeka się dwa lata… W dużych miastach nie jest jeszcze tak źle, w małych – często fatalnie.

Rodzice też są zmęczeni. Byliśmy zmuszeni spędzać wiele czasu razem, bez oddechu, na małej często przestrzeni…
Kinga: Często dwoje, troje czy więcej dzieci miało w tym samym czasie zdalne lekcje, na porządku dziennym były więc napięcia, kłopoty ze sprzętem, z dostępnością do niego, nie zawsze przecież każdy dysponuje własnym laptopem. A mniejsze dzieci potrzebowały nieustannej asysty dorosłego.

Niektórzy rodzice widzą plusy zdalnej nauki – mówią, że mają teraz większą kontrolę nad dzieckiem, nad tym, jak spędza czas itd. Jednak z perspektywy rozwojowej widzimy więcej minusów. Bo to wspólne – nieustanne – spędzanie czasu hamuje chęć uniezależniania się młodych ludzi, „oddzielania się” od rodziców, samodzielnego pójścia dalej, szukania swoich ścieżek. Nie buduje swojej niezależności w kontakcie z grupą rówieśniczą. A to przecież naturalny i konieczny proces.

Karolina: Badania potwierdzają, że najgorzej radziła sobie grupa młodzieży ze szkół ponadpodstawowych. Trudno się dziwić, bo przecież izolacja stoi zupełnie w poprzek ich potrzeb rozwojowych. Młodzi ludzie najbardziej wtedy potrzebują kontaktów z rówieśnikami, wspólnego spędzania czasu, wyjazdów, imprez. Poza tym często czuli się zostawieni sami sobie z trudnym do opanowania materiałem, co tylko pogłębiało poczucie osamotnienia.

W waszych gabinetach są teraz ci, którzy byli w nich już przed pandemią. I pewnie doszli nowi?
Kinga: Na samym początku widać było narastanie silnego lęku. Niektórzy musieli skorzystać ze wsparcia lekowego. Bali się o siebie, o bliskich, o ich zdrowie. Z czasem część zaczęła narzekać na izolację, samotność, poczucie zamknięcia. Część rodziców też reagowała nadmiernym lękiem, co skutkowało tym, że nie pozwalali dzieciom na wychodzenie z domu, co z kolei wpływało na stan psychiczny młodych ludzi. Pojawiały się obniżony nastrój, stany depresyjne.

Co do grupy, która teraz zgłasza się po pomoc – tu byłabym ostrożna w twierdzeniu, że to tylko i wyłącznie wina pandemii. W wielu przypadkach pandemia obnażyła coś, co już wcześniej się tliło. Kiedy mamy do czynienia ze zdrowo funkcjonującym młodym człowiekiem, z wystarczająco dobrze funkcjonującą rodziną, to często problemy daje się opanować krótkimi interwencjami. Ale bywa i tak, że kłopoty są głębsze.

Karolina: Rzeczywiście mamy dziś do czynienia z nasileniem się stanów depresyjnych i lękowych – ale to kontinuum, to nasilenie się wcześniejszych problemów.

Kinga: Wyniki badań dotyczących samopoczucia młodzieży w pandemii i tego, jak korzystają oni z pomocy pokazują, że mały procent młodych, którzy źle się czują, faktycznie się po tę pomoc zgłasza. Choć wiedzą, że jej potrzebują. Ciągle obecne jest przekonanie, że to stygmatyzuje, oznacza „chorobę psychiczną”. Wielu młodych boi się łatki „wariata”, wykluczenia w grupie. Często nie mają zaufania do dorosłych, wiary w to, że ci mogą pomóc.

Czy teraz deklarują, że się boją powrotu do szkoły? Widzicie to w gabinecie?
Kinga: Ja bym powiedziała, że niepokój jest naturalny. Mówią, że się boją, jak odnajdą się znowu w grupie, jak dogadają się po długiej przerwie z kolegami, czy dadzą sobie radę przy dużym obciążeniu materiałem. Kiedyś to wszystko było ich dniem codziennym, ale upłynął rok, a rok to dla nastolatków długi czas. Ale znowu: jeśli młody człowiek zostanie w swoich niepokojach wysłuchany, jak nie będzie dostawać gotowych recept, tylko zrozumienie, to w wielu wypadkach wystarczy, żeby ten lęk zmniejszyć. Kłopot robi się wtedy, kiedy już wcześniej były problemy, fobie szkolne czy trudności w nawiązywaniu relacji.

Widzicie, że ktoś młodych wysłuchuje?
Kinga: Nie zawsze. A najważniejsze, co możemy zrobić, to dać przestrzeń, by pojawiły się emocje.

Młodzi ludzie czują wtedy, że napięcie się zmniejsza, łatwiej mogą w efekcie pomyśleć i zrozumieć swoją sytuację i z większą odwagą i ciekawością pójść do szkoły.

Mówicie, że przebywanie tylko z rodzicami zamiast z grupą rówieśniczą nie jest naturalne, że zakłóca proces rozwojowy. Czy to się da szybko nadrobić?
Kinga: Na szczęście nastolatki mają jeszcze dużo czasu, żeby rozwijać swoje kompetencje społeczne. Oczywiście ten rok wpłynął na wielu z nich negatywnie, ale warto pamiętać, że na to, jak młody człowiek poradzi sobie w kryzysie, wpływa wiele czynników. Można podzielić je na trzy główne sfery – czynniki indywidualne, rodzinne i społeczne – i wyobrazić je sobie jako plasterki żółtego sera, które nałożone na siebie tworzą indywidualna konstelację możliwości – to nasz ser – i ograniczeń – czyli dziury w serze.

Karolina: Pierwsza sfera to wyposażenie młodego człowieka, np. to, z czym się rodzi, jaki ma temperament, jego umiejętności, zdolności i ograniczenia. Do tego dokładamy sferę drugą, związaną z życiem rodzinnym. Czy może liczyć na wsparcie, jasno określone rodzinne zasady, czy w rodzinie są np. przewlekłe choroby, może zaburzenia psychiczne. Trzecia sfera to otoczenie społeczne. Kontakty ze środowiskiem rówieśniczym. I tutaj znowu pojawia się pytanie, o jakie zasoby może się młody człowiek oprzeć i na jakie deficyty i trudności będzie narażony.

Kinga: W zależności od tego, jak te sfery się ze sobą ułożą, potencjał do problemów będzie mniejszy bądź większy. W tym kontekście możemy myśleć, że część młodych ludzi poradzi sobie nawet z długoterminowym kryzysem, wyciągnie wnioski i ten rok stanie się wspomnieniem, do którego będą wracać, analizować, co zyskali, co stracili – i dalej się rozwijać. Ale jeśli w którejś ze sfer są poważne zaniedbania czy braki, to ten rok będzie prawdopodobnie działać niekorzystnie. Będzie wzmacniał problemy, uwypuklał je, uniemożliwiał czy utrudniał pójście dalej. I znowu pytanie do nas: jak odpowie szkoła, jak odpowiedzą rodzice, czy ułatwią teraz ten kolejny krok, jakim jest powrót do szkoły. Na ile będą potrafili wspierać młodych, dać im przestrzeń na radzenie sobie z emocjami. Nie da się tego roku zamknąć, zostawić za sobą i zapomnieć, jakby go nigdy nie było. To raczej kwestia wypracowywania dalszych rozwiązań.

Karolina: Trzeba założyć dłuższą perspektywę czasową, konsekwencje tego roku mogą pojawić się nawet po kilku latach. I trzeba teraz i terapeutów, i szkołę na to uwrażliwić.

Kinga: W specyficznej i szczególnie trudnej sytuacji są ci, którzy zaczynali nową szkołę we wrześniu ubiegłego roku. Nie mieli szansy na nawiązanie nowych relacji, na zaistnienie w grupie, na odnalezienie się na tym nowym etapie rozwoju. Nie mieli integracji, nie mieli spotkań, imprez, pozbawiono ich czegoś, co jest i naturalne, i na tym etapie niezbędne.

Nie stworzyła się grupa, ale można powiedzieć, że wszyscy są w tej samej sytuacji…
Kinga: Nie do końca. Wraca kwestia zasobów. Ci, którzy mają stabilną, dobrą sytuację rodzinną i dobre relacje z grupą rówieśniczą z poprzedniego etapu edukacji, będą w o wiele lepszej sytuacji niż ci, którzy w tych sferach mieli problemy. Niektórzy jednak nie mieli szansy na rozwój, na zyskanie nowych umiejętności.

Czy będą próbowali to szybko „odrobić”, nadgonić? Czy raczej się wycofają? Jakie są tu możliwe scenariusze?
Kinga: Oczywiście różne. Wszystko zależy od człowieka, jego zasobów, otwartości, dotychczasowych problemów i doświadczeń, od tego, z jakim spotkają się wsparciem ze strony dorosłych – nauczycieli, wychowawcy, pedagoga szkolnego, rodziców. Możemy sobie wyobrazić, że część młodych będzie się bała, będzie się starała unikać szkoły, uciekać od kontaktów. Tu trzeba działań, pomocy we włączaniu się w grupę, czasem konsultacji psychologa, psychoterapeuty. Ważne, by zarówno nauczyciele, jak i rodzice brali pod uwagę stan psychiczny i potrzeby tych młodych ludzi.

Karolina: A to oznacza, żeby umieli dostrzec poczucie osamotnienia, smutek, stany depresyjne, lęki, niepokoje, bo młodzi ludzie czuli się w tym czasie przede wszystkim samotni i niezrozumiani. Żeby nie skupiali się tylko na kwestiach związanych z nauką, z nadrabianiem materiału. A to pewnie będzie kusić – bo, jak też wiemy, edukacja zdalna sprzyjała powstawaniu zaległości, nieprowadzeniu zeszytów. Ważne jednak, żeby tworzyć w szkole miejsce na rozmowę, choćby na godzinie wychowawczej, na krótkiej wycieczce, na zajęciach integracyjnych. Wszystko może być pretekstem do zadania pytania: jak się czujecie? Do stworzenia przestrzeni, by mogli się wzajemnie poznawać – to ważne zwłaszcza w tej grupie, która zaczęła wspólną naukę rok temu. Tylko najpierw nauczyciele powinni dostać narzędzia, by umieli się na tym gruncie poruszać.

To piękna teoria, ale chyba tylko teoria właśnie. Uczyłam w liceum i wiem, że godzina wychowawcza służy głównie do omówienia, kogo nie było, a kto się spóźnił i dlaczego. A na innych lekcjach gnało się z programem, bo czasu zawsze za mało. W dodatku mnie nikt nie przygotował w czasie studiów do pracy innej niż nauka przedmiotu. Gdybym była wychowawcą klasy, która spotkała się na dwa tygodnie we wrześniu, a potem przeniosła się w przestrzeń wirtualną na długie miesiące, to teraz nie miałabym pojęcia, od którego końca zacząć…
Karolina: Dlatego tak ważna jest praca z nauczycielami – by mogli wspierać uczniów, sami potrzebują wsparcia. Superwizje dla nauczycieli mogłyby być bardzo pomocne. Bo jak oni mają wspierać uczniów, kiedy sami czują się źle, jest im trudno, a w dodatku nigdy przed takimi wyzwaniami nie stawali?

Ktoś musi im założyć maskę tlenową, żeby oni mogli zakładać ją innym.
Karolina: A o takich działaniach skierowanych do nauczycieli nie słyszymy.

Kinga: Nauczyciel nie ma w standardzie przygotowania, żeby radzić sobie z prawidłowościami rozwoju procesu grupowego. A dziś takie umiejętności byłyby niezwykle cenne. Ważne też jest rozmawianie o emocjach, ale w taki sposób, by nie wchodzić za głęboko, nie zamieniać zajęć w terapię na forum klasy, co oznacza również świadomość tego, kiedy się zatrzymać, na co zwracać uwagę, by nie dopuścić do przekroczenia granic.

Nauczyciele chyba się przed tym bronią. Mówią, że dom jest od wychowywania, szkoła od uczenia.
Karolina: I są pod ogromną presją. Teraz jeszcze większą. Nieraz słyszałam historie, jak podczas zdalnego nauczania rodzice ingerowali, wtrącali się w lekcje, komentowali…

Kinga: Część nauczycieli musiała się szybko nauczyć korzystania z internetowych narzędzi, oswoić zoom czy inne programy, a i tak byli technologicznie w tyle za młodymi, którzy szybko opanowali sposoby wykorzystywania komputera tak, jak im wygodnie, nie włączali kamerki, unikali trudnych sytuacji.

Gdybyście miały dać jedną radę nam, dorosłym, jak wspierać młodych, to ta rada brzmiałaby jak? Rozmawiać? Słuchać?
Karolina: Kluczowa byłaby współpraca środowiska szkolnego i rodzicielskiego. Nie zrzucajmy teraz wszystkiego na nauczycieli. Z drugiej strony pomocne byłoby, gdyby szkoły organizowały spotkania dla rodziców, żeby rozmawiać o tej sytuacji, o trudnościach.

Kinga: Nauczyciel musi mieć świadomość, że młodzi są w kryzysie. Wracają do szkoły w sytuacji, w której przeżywają wiele trudnych emocji. Warto więc pomyśleć, w jaki sposób odpowiedzieć na ich potrzeby. A młodzi potrzebują, by ich wysłuchano. Ci, którzy w tym roku zaczęli szkołę, potrzebują poznać kolegów. I choć to czas końca roku, wystawiania ocen, trzeba dać im chwilę na to, by mogli zobaczyć, w jakim miejscu się znajdują w swoich szkolnych relacjach, jak się z tym czują. Nie da się zaradzić wszystkim kryzysom, ale na pewno można spróbować stworzyć przestrzeń do podmiotowego traktowania młodzieży.

Karolina: Młodzi lepiej się adaptują do szkoły, w której są organizowane jakieś zajęcia integracyjne. Warto tylko pamiętać, by to były zajęcia dostosowane do wieku.

A co robić z punktu widzenia rodzica? Baliśmy się o dzieci, baliśmy się wirusa, nie wypuszczaliśmy dzieciaków z domu ze strachu. Teraz jest lepiej, wolno wychodzić – pozwalać im na więcej niż kiedyś? W końcu muszą odreagować ten czas izolacji, nadgonić „zaległości” w kontaktach.
Kinga: Pozwalać, ale oczywiście pilnować granic. W każdym domu obowiązują jakieś zasady, trzeba się ich trzymać, pandemia z tego nie zwalnia. Ale jednocześnie pamiętać o tym, jak ważne dla młodych ludzi jest teraz przebywanie w gronie rówieśników, więc nawet jak się niepokoimy, pozwalajmy im się spotykać ze znajomymi.

Karolina: Niech się dzieje to, co musi się dziać w rozwoju każdego młodego człowieka. Rodzic, kiedy dziecko wchodzi w okres dojrzewania, boryka się z lękiem, że wypuszcza dziecko w świat, że przestaje być dla niego jedynym autorytetem, że ono musi znaleźć swoją ścieżkę. Trzymajmy niepokoje na wodzy i nie demonizujmy młodzieży. Emocje u młodych mogą być teraz większe i trudniejsze niż w normalnym czasie. Tylko niech dzieci wiedzą, że rodzice są obok.

Słyszałam o historiach, które budzą grozę. Podobno część dzieciaków na hasło: „Wracamy do szkoły”, zaczynają się ciąć czy mieć myśli samobójcze. Spotykacie się z tym?
Kinga: Patrzymy z perspektywy gabinetu, a do gabinetu psychoterapeuty przychodzą ci, którzy mają problemy. Zdarzają się takie zachowania, ale pamiętajmy, że to się zawsze rozkłada w podobny sposób: po jednej i po drugiej stronie ekstremum garstka, a większość jest w tej średniej, która sobie radzi. Nie zawsze bezproblemowo, ale jednak sobie radzi.

Karolina: Pamiętajmy też, że często boimy się nieznanego, niewiadomego. Młodzi bali się wrócić, myśleli o tym, lęk narastał. A potem wrócili – i próbują normalności na nowo. Już pojawiają się pierwsze pozytywne informacje zwrotne. Zobaczymy, jak to będzie dalej.

Kinga Sochocka, certyfikowana psychoterapeutka, pedagog. Współzałożycielka Fundacji Poza Schematami. Prowadzi własną praktykę psychoterapeutyczną w Warszawie.

Karolina Van Laere, psycholog, psychoterapeuta. Współzałożycielka Fundacji Poza Schematami. Prowadzi własną praktykę psychoterapeutyczną w Warszawie.

Fundacja Poza Schematami powstała w 2014 roku. Prowadzi działalność na rzecz dzieci i młodzieży głównie poprzez działalność z zakresu profilaktyki i edukacji. Jak to zapisano na stronie Fundacji:Tworzymy sprawdzone i bezpłatne narzędzia dla specjalistów prowadzących działania profilaktyczne wśród dzieci i młodzieży. Pracujemy interdyscyplinarnie. Sięgamy po nowoczesne rozwiązania i środki przekazu. Udowadniamy, że skuteczna profilaktyka nie jest nudna”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze