1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Zdrowy egoizm, czyli prawo do własnych potrzeb

Bycie zdrowym egoistą nie kłóci się z ideą dawania. Chodzi raczej o to, żeby unikać ciągłego poświęcania się. (Fot. iStock)
Bycie zdrowym egoistą nie kłóci się z ideą dawania. Chodzi raczej o to, żeby unikać ciągłego poświęcania się. (Fot. iStock)
W zdrowym egoizmie chodzi o to, by przyznać sobie prawo do własnych potrzeb oraz do dbania o ich zaspokojenie bez poczucia winy! Jak się tego nauczyć?

„Odkąd pamiętam mama powtarzała: Nie bądź egoistkę, nie myśl o sobie, bo nie jesteś pępkiem świata.”, mówi Anna. „Wyrastałam więc w przekonaniu, że egoizm to czyste zło, że jest wręcz niemoralny”.

Rzeczywiście wielu z nas słyszało podobne komunikaty, dlatego egoizm kojarzy nam się negatywnie. Zresztą jego definicja też nie brzmi przekonująco… w Wikipedii przeczytamy, że egoizm to „nadmierna albo wyłączna miłość do siebie. Egoista kieruje się przeważnie własnym dobrem i interesem, nie zwracając zbytniej uwagi na potrzeby i oczekiwania innych. Odnosi wszystko do siebie, patrzy na świat poprzez pryzmat „ja”, nie uznaje wewnętrznie systemu wartości społecznie akceptowanych.”. Wniosek? Nikt nie chce być egoistą, bo nikt nie chce być wytykany palcem, odrzucany, i nie akceptowany.

„Moja matka zawsze próbowała zaopiekować się potrzebami wszystkich dookoła”, wspomina Anna. „My z bratem mieliśmy być wykształceni, ojciec miał móc odpocząć po pracy, a jej siostra mogła godzinami się jej żalić, bo jej mąż był „trudny”. Te przykłady mogę wymieniać bez końca – generalnie – mama była cała dla innych. Obserwowałam ją, podziwiałam, sądziłam, że tak właśnie trzeba. Stałam się taka sama. Najpierw obsługiwałam cały świat, a dopiero potem byłam ja sama. Do momentu aż coś we mnie pękło. Obudziłam się sfrustrowana i rozgoryczona, że przez ponad 25 lat swojego dorosłego życia poświęcałam się dla innych, i że jestem zwyczajnie nieszczęśliwa – ludzie nie doceniają mojego oddania a już z pewnością nie odwdzięczają mi się tym samym. Poczułam, że wszystko działa tylko w jedną stronę.”, opowiada Anna. Dopiero po roku psychoterapii odkryła, że niezbędne jest coś takiego jak równowaga w dawaniu i braniu oraz że trzeba „umieć brać”. A ona tego nie potrafiła. Odkryła też, z pomocą psychoterapeuty, że jest coś takiego jak „zdrowy egoizm”…

Gdzie są moje granice?

Pojęcie „zdrowego egoizmu” spopularyzował w swoich książkach Josef Kirschner, austriacki dziennikarz i wykładowca Uniwersytetu Wiedeńskiego. Mówiąc najbardziej obrazowo w zdrowym egoizmie chodzi o to, by przyznać sobie prawo do własnych potrzeb oraz do dbania o ich zaspokojenie bez poczucia winy! Zdrowy egoizm ściśle łączy się asertywnością. Tyle tylko, że tę ostatnią także często niewłaściwie rozumiemy. Kiedy zapytać o to, co ona właściwie znaczy większość z nas powie, że to umiejętność mówienia „nie”. „Sprowadzenie asertywności do umiejętności powiedzenia „nie” to jakieś wielkie nieporozumienie.”, tłumaczy psycholog, Joanna Heidtman. „Jeżeli mówimy o granicach, powinniśmy mówić przede wszystkim o absolutnie fundamentalnej dla naszego funkcjonowania wiedzy na temat samego siebie. Wiedzy o tym, kim jesteśmy, co nam służy, a co szkodzi. Ale także, gdzie kończę się „ja” a zaczynają się „oni”, czyli inni ludzie oraz ich strefa komfortu.”, mówi psycholog.

Anna powieliła sposób zachowania swojej matki, a z obserwacji wynika, że to problem, który dotyczy wielu kobiet. Czy rzeczywiście to ta płeć ma większy niż mężczyźni problem z realizowaniem zdrowego egoizmu i byciem asertywnym? „Nie lubię uogólnień, ale zdecydowanie coś jest na rzeczy”, tłumaczy Joanna Heidtman. „Myślę, że dzieje się tak z dwóch powodów. Jednym z nich jest właśnie element wychowania. W tym tradycyjnym modelu przekaz o ważności bycia grzecznym kierowany jest zdecydowanie częściej do dziewczynek niż do chłopców. Więc, jak tu się buntować skoro to oznacza odrzucenie przez rodzica? A potem – jak wyznaczać granice, skoro nigdy wcześniej nie zostały one ustalone w procesie rozwojowym? Drugi powód który sprawia, że kobietom częściej zdarza się wchodzić w rolę poświęcającej się jest taki, że kobiety podczas autorefleksji zdecydowanie szybciej niż mężczyźni dochodzą do poczucia winy. Czyli, jeżeli coś trudnego zdarza się w ich życiu, doświadczają jakiejś porażki, to mają większą skłonność, pisze o tym Martin Seligman, psycholog nurtu humanistycznego, do tzw. przeżuwania niepowodzeń. Czyli, pytania co ze mną jest nie tak, że coś nie wyszło? To kobiety mają też większą skłonność do ruminacji, czyli takiego ciągłego powracania do porażki, wątpliwości, co do jakości swoich poczynań, zamiast iść dalej i działać. Więc, jak złożyć te dwa elementy razem, powstaje nam dość solidny grunt pod brak asertywności, nieumiejętność wyznaczania i obrony swoich granic”, mówi Heidtman.

Bez poczucia winy

Asertywności bezapelacyjnie trzeba się nauczyć! Bo to umiejętność, dzięki której ludzie są w stanie otwarcie wyrażać swoje myśli, potrzeby, uczucia, i – co bardzo ważne – dzieje się to bez odczuwania wewnętrznego dyskomfortu i poczucia winy.

Warto zacząć od poznania siebie, od rozpoznania swoich potrzeb, kiedy odkryjemy jakie one są, kolejnym etapem będzie danie sobie prawa, by dbać o ich zaspokojenie. I to wcale nie oznacza, że teraz, nagle, zamiast dawać, mamy zacząć tylko brać. Nic podobnego! Bycie zdrowym egoistą nie kłóci się z ideą dawania. Chodzi raczej o to, żeby unikać ciągłego poświęcania się, uwzględniać potrzeby i swoje i innych ludzi. Być dla innych wtedy, kiedy płynie to z wewnętrznej potrzeby a nie z przymusu czy strachu przed odrzuceniem. Zdrowy egoizm pod każdym względem wzbogaca relacje międzyludzkie. Ponadto pozwala poczuć swoją wartość! A kiedy ją czujemy wysyłamy innym klarowny komunikat – „jestem ważna”. Otoczenie, szybciej niż sądzimy, go przyjmie…

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze