Niełatwo walczyć ze stereotypami związanymi z płcią, obecnymi w wychowywaniu. Są mocno zakorzenione w naszym sposobie myślenia i na pierwszy rzut oka niewidoczne. Można się im jednak przeciwstawić, na początek wystarczy się uważnie wokół siebie rozejrzeć.
Kiedy dotarło do mnie, że czeka nas wychowywanie chłopca, zalała mnie fala wątpliwości. No cóż, ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu, niestety nie wynaleziono jeszcze szczepionki uodparniającej dzieciaki na seksizm, który mimo najlepszych intencji całego świata wciąż się na nim bezkarnie panoszy. W czasie długich bezsennych nocy często nurtowały mnie następujące pytania: „Z czym konkretnie wiąże się wychowanie chłopca przez pryzmat feminizmu? Czy istnieje niezawodna metoda lub zasady, których koniecznie trzeba przestrzegać, żeby pewnego dnia w domu nie zawitał minimacho?” – pisze w książce „Jak wychować chłopca na feministę” francuska autorka Aurelia Blanc.
Blanc przekonuje, że największym problemem rodziców, którzy usiłują znaleźć odpowiedź na pytanie zawarte w tytule jej książki, są stereotypy związane z płcią. To one – skrupulatnie przenoszone z pokolenia na pokolenie – przyczyniają się do panoszącego się wciąż seksizmu. „Żyjemy w seksistowskim społeczeństwie i bez proaktywnych działań będziemy powielać te standardy, niekoniecznie zdając sobie z tego sprawę, a często nawet mimo najlepszych chęci”, przestrzega w jednym z wywiadów.
Czujność trzeba wykazywać od samego początku, od pierwszych dni życia dziecka, a nawet wcześniej. Ile razy, będąc w ciąży, słyszałaś pytanie: „Chłopiec czy dziewczynka?”. Aurelia Blanc też usłyszała je dziesiątki razy. Ale ona nie chciała tego wiedzieć. Pytający nie mogli zrozumieć dlaczego! Jednak przede wszystkim nie mogli sobie wyobrazić, jak nie znając płci dziecka, można przygotować się na bycie jego rodzicem! „Ludzie niepokoili się, jak zamierzamy się zorganizować: »Co z ubrankami? Upominkami z okazji narodzin dziecka? Jak sobie wyobrażacie przygotowanie pokoju dla maleństwa?!«”. W takich chwilach w głębi ducha triumfowałam. Jakby nieznajomość płci dziecka nas chroniła – je zresztą też – przed złowróżbnym wpływem stereotypów o dziewczynkach i chłopcach.
Czy nam się to podoba, czy nie, ludzie dostają prawdziwej obsesji na tym punkcie. „Masz w ciąży ochotę na ser? Będzie chłopiec, jestem pewna”. „Dziecko jest bardzo ruchliwe? Ach, przyszły bokser!”. Jasne, to ma sens. Ponieważ żeńskie płody w ogóle się nie ruszają, tylko grzecznie siedzą w kąciku macicy, spokojne i delikatne, a w dodatku przejawiają naturalną słabość do wszystkiego, co różowe i przesłodzone”. Według Blanc to przede wszystkim płeć określa tożsamość człowieka w naszym społeczeństwie, bardziej niż wiek czy charakter determinuje miejsce i rolę jednostki w grupie. Właśnie dlatego dostajemy prawdziwej obsesji na tym punkcie. Odpowiadając na pytanie o płeć, nie tylko ujawniamy, czy będziemy mieć syna, czy też córkę, lecz cały projekt na przyszłość.
W swojej książce Aurelia Blanc przytacza badania, które dają wiele do myślenia. W 1974 roku trójka amerykańskich badaczy przeanalizowała sposób, w jaki rodzice postrzegają swoje nowo narodzone dzieci, a także wpływ, jaki wywierają na nich stereotypy związane z płcią. W trakcie badania przeprowadzono rozmowy z 30 parami w pierwszej dobie po przyjściu na świat ich pierwszego dziecka. Jeśli chodzi o wagę, długość ciała i odruchy, noworodki niczym się nie różniły. Mimo to dziewczynki postrzegano jako „drobne” i „śliczne”, miały zdecydowanie „delikatniejsze rysy”. Natomiast chłopcy byli „duzi”, „dobrze zbudowani”, a ich rysy – „wyraziste”. Wyniki badania opublikowane w „American Journal of Orthopsychiatry” były jednoznaczne: od pierwszych godzin życia dziecka rodzicami kierują stereotypowe oczekiwania, które następnie wpływają na sposób wychowywania potomka i wchodzenia z nim w interakcje.
Dwa lata później dwójka naukowców z amerykańskiego Uniwersytetu Cornella przeprowadziła kolejny eksperyment, tym razem na grupie studentów, którym pokazano film przedstawiający bawiące się niemowlę. Połowie powiedziano, że to dziewczynka, a połowie – że chłopiec. Uczestnicy nie mieli żadnych wątpliwości: jeśli mała dziewczynka płakała, to znaczyło, że się bała, natomiast łzy chłopca tłumaczyli zdenerwowaniem malucha. A przecież wszyscy patrzyli na to samo dziecko!
Większość z nas zapytana o własne skłonności do seksizmu głośno i wyraźnie zaprzeczy, jednak w rzeczywistości w naszych postawach i zachowaniach jest go zdecydowanie więcej niż w naszych deklaracjach! Prawie wszyscy dokładamy cegiełkę do szufladkowania dzieci według kategorii, do których naszym zdaniem przynależą. Blanc bez trudu wylicza w swojej książce: „Nauczyciel, który w klasie będzie częściej i dłużej przepytywał chłopców. Animatorka zajęć pozalekcyjnych, która zareaguje zdziwieniem, gdy zobaczy u Jasia różowy plecak. Niania, która nieustannie podkreśla, że „chłopcy muszą się wybiegać”. Przedszkolanka, która zapewnia, że ośmioletnia Asia swoimi ogromnymi błękitnymi oczętami kokietuje kolegów z grupy, i chwali dwuletnią Helenkę, że „jest prawdziwą damą” w swojej pięknej długiej sukience... Pedagodzy i pediatrzy, kompletnie tego nieświadomi, inaczej się zachowują w zależności od tego, czy zajmują się chłopcami, czy dziewczynkami”.
Dlaczego chłopcu do zabawy podsuwamy samochód, a dziewczynce lalkę? Dlaczego jego na bal do przedszkola czy szkoły przebieramy za aktywnego superbohatera ratującego świat, a ją za bierną, pięknie wyglądającą księżniczkę? Te przykłady można mnożyć bez końca. Według autorki książki nawet najlepsze intencje nie wystarczą, żeby uchronić się przed wpadnięciem w sidła seksistowskich odruchów. Jeśli chcemy wychowywać chłopców i dziewczynki w ten sam sposób, najpierw musimy uświadomić sobie i pogodzić się z tym, że wszyscy kierujemy się „seksistowskimi uprzedzeniami”. „Tylko pod tym warunkiem będziemy w stanie odróżnić, co jest pochodną odruchu, a co autentycznie wynika z osobowości i potrzeb dziecka. Niemowlę, które jest chłopcem, płacze niekoniecznie dlatego, że się złości! Żeby jak najmniej ulegać zgubnym wpływom stereotypów, możemy wyrobić w sobie zwyczaj kwestionowania własnych zachowań, a także podważania słuszności najbanalniejszych działań i gestów”, pisze Aurelia Blanc.
(Fot. materiały prasowe)
„Cieszę się, że zaczynamy wychowywać nasze córki bardziej jak synów, ale to nigdy nie zadziała, jeśli nie będziemy wychowywać synów bardziej jak córki”, celnie spostrzega amerykańska feministka i dziennikarka Gloria Steinem.
– Jestem mamą dwóch córek, kiedy kilka lat temu natknęłam się na badania dowodzące, że już sześcioletnie dziewczynki czują się mniej mądre od chłopców, bo takie są skutki działania stereotypów dotyczących płci, byłam mocno zaniepokojona. Pomyślałam, że muszę zrobić wszystko, by moje córki nie padły ofiarą mojego nieświadomego wcielania w ich życie wdrukowanych przekonań dotyczących płci i ograniczeń z nią związanych – mówi Magda Korczyńska, autorka bloga „Jak wychowywać dziewczynki”.
– Kiedy zaczęłam się przyglądać światu i sobie pod tym kątem, zobaczyłam ogrom błędów, które my, rodzice, popełniamy, a tym samym ogrom pracy do wykonania. Te wszystkie określenia kierowane do dzieci typu: „Nie złość się, bo złość piękności szkodzi”. Mówimy tak już do całkiem małych dziewczynek, ucząc je tym samym, że nie mają prawa do odczuwania złości. Chłopców częstujemy przekazem: „Chłopaki nie płaczą”, czyli masz być twardy, prawdziwy mężczyzna przecież nie okazuje słabości. Programujemy dzieci w kwestiach dotyczących i ich zainteresowań, pasji, nauki – na przykład pokutuje w nas błędne przekonanie, że dziewczynki są mniej uzdolnione matematycznie. Chłopcu nie pozwalamy bawić się lalką w obawie, że zostanie wyśmiany przez kolegów albo, co gorsza, wyrośnie z niego homoseksualista. A przecież to wszystko w dorosłości naszych dzieci będzie miało swoje konsekwencje – dodaje Korczyńska.
Blogerka napisała na swojej stronie tekst dotyczący tego, co mogą zrobić rodzice, by ich synowie byli w przyszłości feministami. I, jak mówi, była szalenie zaskoczona reakcją internautów. – W komentarzach pod artykułem rozgorzała wręcz burza. Pisali przede wszystkim zdenerwowani mężczyźni, że te wszystkie rady pozwalające chłopcom na zabawę lalkami i na wyrażanie smutku poprzez płacz prowadzą do wychowania mięczaka, ciamajdy czy geja. Nie mogłam w to uwierzyć. To tylko pokazuje, jak długa jeszcze droga przed nami, rodzicami – zasępia się.
Magda Korczyńska na swoim blogu przytacza rady, które zebrała dziennikarka „New York Timesa”, bazując na rozmowach z naukowcami. Oto kilka zasad, które należy wcielić w wychowanie syna, by spod naszych skrzydeł nie wyfrunął w świat seksista
Łzy. Badania dowodzą, że dziewczynki i chłopcy płaczą w równym stopniu w wieku niemowlęcym, co we wczesnym dzieciństwie. Około piątego roku życia chłopcy zaczynają rozumieć, że o ile wyrażanie przez nich złości jest akceptowane, o tyle inne uczucia, w tym smutek, są już akceptowane znacznie mniej. Jak mówi Tony Porter, współzałożyciel inicjatywy edukacyjnej „A Call to Men”: „Córkom pozwalamy być ludźmi, a chłopców szkolimy do tego, by byli robotami. Uczmy chłopców, by pokazywali wszystkie swoje emocje, by wiedzieli, że mogą powiedzieć »nie jestem zły, ale smutny« albo »boję się, potrzebuję pomocy«”.
Wzory do naśladowania. Chłopcy bardzo pozytywnie reagują na wzorce do naśladowania (silniej niż dziewczynki). Badania pokazują, że ci wychowujący się bez męskiego wzorca częściej mają kłopoty z zachowaniem czy z nauką. Jedną z przyczyn jest fakt, że brakuje wokół nich mężczyzn biorących odpowiedzialność za życie swoje oraz innych. Dlatego ważne jest, by otaczać synów mężczyznami, którzy dostarczaliby im dobrych przykładów do naśladowania. Jednak nie mniej ważne są dla chłopców silne wzorce kobiece. Warto opowiadać im o kobietach i ich osiągnięciach na różnych polach: sportowych, politycznych czy naukowych.
Bycie sobą. Podział na to, co odpowiednie dla dziewczynek i co dla chłopców, jest w dzisiejszym świecie wciąż powszechny. Różowe księżniczki i czarne samochody widzimy nie tylko w sklepach z zabawkami, dotyczy to wszystkiego: ubrań, pościeli i tak dalej. Trudno zatem się dziwić, że dzieci przejmują ten podział, traktując go jako obowiązujący, i prędzej czy później zaczynają zachowywać się zgodnie z nim. Z badań wynika, że dzieci nie rodzą się z takimi preferencjami. Niemowlaki nie mają silnych preferencji co do zabawek. Pojawiają się one zazwyczaj w okolicy drugiego, trzeciego roku życia dziecka, kiedy to oczekiwania i presja wywierana przez otoczenie zaczynają brać górę nad wewnętrznymi wyborami. Aby dziecko miało szansę w pełni rozwinąć swój potencjał, potrzebuje przede wszystkim swobody w podążaniu za zainteresowaniami niezależnie od tego, czy są one „typowe” dla jego płci, czy nie.
Obowiązki domowe. Jawanza Kunjufu, autor książek edukacyjnych dla chłopców, powiedział: „Niektóre matki swoje córki wychowują, a swoich synów – kochają”. Pilnują córki z odrabianiem lekcji, angażują w obowiązki domowe, wymagają, by im pomagały. A synów traktują ulgowo. Różnicę tę widać w danych: amerykańskie dziewczynki w wieku 10–17 lat spędzają tygodniowo o dwie godziny więcej na wykonywaniu obowiązków domowych niż chłopcy. A chłopcom częściej płaci się za pomaganie w domu. Uczmy chłopców gotować, sprzątać, dbać o siebie i dom, by byli w tej dziedzinie partnerami dla kobiet!
„Nie” znaczy „nie”. Jak najwcześniej uczmy synów pytać o zgodę, zanim dotkną drugą osobę. Ta sama zasada dotyczy zabawy z nami, rodzicami. Jeśli dziecko mówi „stop” – nie kontynuujmy siłowania się lub innych zabaw kontaktowych. Pokazujmy na własnym przykładzie, jak zdrowo rozwiązywać konflikty. Dzieci, które są świadkami przemocy i rozwiązań siłowych, słabiej radzą sobie w przyszłych relacjach damsko-męskich.