1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Kochaj siebie – żeby być zdrowym, żeby dobrze żyć

Kocham siebie to stoję za sobą, czyli dbam o siebie, wiem, czego potrzebuję. (Fot. iStock)
Kocham siebie to stoję za sobą, czyli dbam o siebie, wiem, czego potrzebuję. (Fot. iStock)
Ktoś, kto nie kocha siebie, siebie nie lubi, albo - co gorsza - siebie nienawidzi, nie jest w stanie nikogo i niczego obdarzać miłością. Miłość rozpoczyna się bowiem w nas. Rozmowa Katarzyny Miller i Wojciecha Eichelbergera.

Wojciech Eichelberger: Kochaj bliźniego swego jak siebie samego – odpowiedział Jezus, zapytany przez faryzeuszy o najważniejsze przykazanie. I ta odpowiedź ukazuje niezwykle ważną prawdę – by móc pokochać świat i innych ludzi, trzeba kochać siebie.

Katarzyna Miller: Nie będziemy, oczywiście, teraz robili całego wykładu terapeutycznego, ale warto szybciutko powiedzieć, że najlepiej jest być pokochanym od dziecka. Miłość wówczas w człowieku zostaje i jest bazą na resztę życia. Dobra wiadomość jest taka, że jeśli miłości w dzieciństwie się nie otrzymało, można się jej później nauczyć, czerpać ją ze świata i odbudować w sobie. Trzeba wyraźnie podkreślić, że jeśli ludzie nas skrzywdzili, to tylko inni ludzie mogą nas uratować i dać nam miłość. Przy czym nie chodzi o roszczeniowe żądanie typu: kiedyś mnie skrzywdzono, więc potem mi się wszystko należy. Chodzi o serdeczność, akceptację, wybaczenie, by móc miłość do samego siebie w sobie zbudować.

Cóż to oznacza, że kochamy siebie? Dla ludzi czasem to jest bardzo trudne. Mówią: egoista. Mnie to denerwuje, bo w egoizmie nie ma nic złego. W egocentryzmie, w egotyzmie jest, owszem, coś złego, ale egoizm jest normalny, zdrowy, zwykły. Każdy z nas jest egoistą, bo jest po prostu sobą.

WE: Bo ma ego.

KM: Ego to przecież „ja”.

WE: To oczywiście jest dyskusyjne, czy ego to do końca „ja”. Ale w każdym razie ego dominuje i my się z tym utożsamiamy. Oczywiście dbamy też egoistycznie o siebie.

KM: To jest ważny temat, dla nas terapeutów szczególnie.

WE: Owszem, często przecież mówimy naszym pacjentom: Pokochaj siebie. I: kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Słowa te pochodzą z ewangelii, a chrześcijanie mają często z tym bardzo duży kłopot.

KM: Zastanawiam się, jak opisać kochanie siebie. Czasem lubię używać takiego zwrotu: stoję za sobą, czyli dbam o siebie, wiem, czego potrzebuję. Przyznanie się do swoich potrzeb nie jest wcale takie proste. I dla niektórych nie jest proste bycie szczerym, autentycznym, prawdziwym. Tacy ludzie innych również podejrzewają o kłamstwo. Ci, którzy siebie nie lubią, kiedy spotykają kogoś, kto siebie lubi i kocha, mówią: ten ktoś nie jest szczery, pewnie udaje, pewnie zakłada maskę. Im po prostu trudno uwierzyć w szczerość serdeczności, pogody ducha, zadowolenia, życzliwości wobec siebie i innych. Natomiast ktoś, kto siebie naprawdę kocha, widzi w innych dobre cechy, cieszy się z sukcesów innych ludzi, nie jest zawistny. Pamiętam ze ścieżki własnego rozwoju osobistego, jak przełomowy był dla mnie moment, w którym poczułam, że zachwycają mnie przepiękne kobiety, choć sama taka nie jestem, że autentycznie cieszę się ze szczęścia i sukcesów moich przyjaciół. Mam w sobie na tyle dużo, że umiem cieszyć się z tego, że inni mają równie dużo, albo i więcej. Nie muszę dążyć do lepszego.

WE: Do bogactwa.

KM: Nie muszę zazdrościć bogactwa, urody, powodzenia, sukcesów. Wystarczy, że jestem z siebie wystarczająco zadowolona.

WE: Wracając do słów Jezusa, myślę, że powinny brzmieć one jednak nieco inaczej. W ewangelii mamy: kochaj bliźniego swego jak siebie samego – czyli tak samo jak siebie.

KM: A tak się nie da.

WE: I dlatego te słowa powinny brzmieć: kochaj bliźniego swego jako siebie samego – czyli tak, jakby był tobą. I to jest już przekaz mistyczny.

KM: Miłość do samego siebie to podstawa. Żeby być zdrowym, żeby dobrze żyć, trzeba kochać siebie.

WE: Musisz pokochać siebie, żeby dać pokochać siebie innym.
KM: Oczywiście, jeśli bowiem chcesz przyjąć miłość, musisz mieć miłość w sobie. Nie możesz jej przyjąć na pustkę albo na nienawiść.

WE: Ona się wówczas od ciebie odbije.

KM: Niektórzy zapytają: jak odróżnić miłość do siebie od narcyzmu? Narcyz przecież zakochał się sam w sobie. Trzeba wyraźnie powiedzieć: Narcyz zakochał się w swojej powierzchowności, w swoim wizerunku, a nie w sobie. Nie znał samego siebie, a jedynie swój wizerunek odbity w tafli wody.

WE: Był pusty. Z dużym prawdopodobieństwem nikt wcześniej go nie pokochał. Narcyz nie miał wewnętrznej miłości.

KM: I nie miał też innego obiektu miłości.

WE: Nie miał obiektu i sam obiektem miłości też nie był. I tu wracamy do tego, co mówiłaś o dzieciństwie: by móc pokochać siebie, trzeba otrzymać miłość od innych, ważnych dla nas ludzi. Jeśli tego się nie otrzymało w pierwszych latach życia, trzeba otworzyć się na życie i na miłość. Szukać. Smakować. Docenić siebie na różnych poziomach. Zachwycić się swoim ciałem, które jest po prostu cudem samym w sobie. I postrzegać je właśnie jako cud, a nie poprzez pryzmat estetyki, która zawsze jest przecież jakąś obowiązującą w danym czasie i miejscu konwencją. My ludzie, na poziomie serca, na poziomie umysłu, na poziomie duchowego potencjału, jesteśmy nieprawdopodobnie zachwycający. Jak można tego nie kochać?

KM: Żadna miłość nie jest możliwa bez pokochania siebie.

WE: Otóż to. Dajmy na to, miłość do przyrody bez miłości do samego siebie jest niemożliwa. Nasze ciało jest przecież częścią przyrody. Jeśli tego nie dostrzeżemy, nie zaakceptujemy, nie będziemy w stanie otworzyć się na przyrodę też. Bo to by oznaczało, że otwieramy się na swoje ciało, którego czasem nie lubimy, a czasem nawet się brzydzimy.

KM: Bo idealnego ciała domaga się od nas współczesny świat. Domaga się wielu pozorów. Na szczęście ludzie, którzy siebie kochają, akceptują, nie stwarzają pozorów, są zazwyczaj szczerzy, prostolinijni, serdeczni. Każdy się przy nich dobrze czuje.

WE: To, co, Kasiu, mówisz, jest szalenie ważne. Ludzie, którzy kochają siebie, w najlepszym tego słowa znaczeniu, nie są wobec siebie agresywni, nie są nadmiernie wymagający, nie dają się wciągnąć w gry pozorów, w wyścigi szczurów. W zawody typu: więcej, lepiej, bardziej.

KM: Przypomina mi się pewien obraz z filmu „Fasolowa wojna”, który wyreżyserował Robert Redford. Ogromne fasolowe pole. I pewien stary czarnoskóry mężczyzna, który ma tam starą biedną chałupkę. I on się budzi rano, wychodzi przed tę chałupkę, rozpościera ramiona, uśmiecha się do słońca, do nieba i mówi: Dziękuję, że znów się obudziłem.

WE: Kwintesencja miłości.

KM: On niemal nic nie ma, ale ma jednocześnie wszystko – siebie, radość, fasolowe pole, słońce, życie.

WE: Ma życie i jest życiem.

KM: Cóż to za rozkosz, być takim człowiekiem. Można milczeć, można się śmiać, można płakać, można przeżywać wszystko i każda rzecz jest wspaniała. Ja powoli się tego uczyłam – właśnie tego, żeby kochać siebie w każdej postaci. Czy jestem taka w celofanie z kokardką, czy kompletnie rozmemłana. To zawsze ja – kochana Kasia. Nie sztuka kochać siebie, jak ci wszystko wyszło, wszystko się układa i jeszcze do tego jesteś zdrowiutka. Kochaj siebie, jak ci się wszystko rozpieprzy...

WE: ... jak chorujesz...

KM: ... albo jak ci ktoś powie, że cię rzuca.

WE: Albo jak cię boli. Wtedy strasznie trudno siebie kochać, a to wówczas jest niezwykle ważne.

KM: Zobacz, że tak rozumiana miłość do siebie łączy się z szacunkiem dla siebie. A szacunek oznacza też dbanie o siebie. Nie robię sobie niczego, co by mi w jakiś sposób szkodziło.

WE: Ja tam sobie czasem robię.

KM: No pewnie, ja też. To się zdarza, tylko potem żałujemy.

WE: To się potem przeprasza.

KM: Jeśli przepraszamy za jakieś nadużycie, które sami sobie fundujemy, to OK. Ale gdybyśmy mówili do siebie: Dobrze ci tak...

WE: To byłoby straszne.

KM: Okrutne.

WE: Są ludzie, którzy tak traktują samych siebie. I wiąże się z tym ogromne cierpienie – zarówno ich samych, jak i otoczenia. Bo też nie sposób ich pokochać. Oni odrzucą każdą miłość. Nawet miłość własnego dziecka.

KM: O, bardzo często, niestety. Nie mielibyśmy, kochany, pacjentów, gdyby tak nie było.

WE: Moglibyśmy rozwijać ludzi, a nie leczyć ich rany. Ale to niestety zostanie w sferze marzeń...
Istnieje przysłowie „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Żeby nie czynić sobie czegoś niemiłego, trzeba choć trochę siebie lubić, szanować i cenić. A jeśli tego się nie potrafi, czyni się innym to samo, to, co niemiłe.

KM: Bo niby dlaczego ich oszczędzać? Ja cierpię, a oni mają mieć dobrze? O, co to, to nie. To jest straszna postawa. Niech ciebie boli tak samo jak mnie albo jeszcze bardziej.

WE: Miłość do siebie jest też fundamentalnym warunkiem istnienia w tym świecie. Rozgoszczenia się w nim. Nasuwają mi się tutaj słowa „Desideraty”: Jesteś dzieckiem wszechświata, niczym drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj. To, że istniejemy, oddychamy, czujemy i myślimy, jest jawnym świadectwem miłości. Ludzie, którzy nie kochają siebie, nie dają sobie prawa do tego, żeby być.

KM: Życie traktują jak bardzo powolne samobójstwo, stąd nałogi: alkoholizm, ćpanie...

WE: I życie na pół gwizdka, trwanie w swoistym półbycie.

KM: By żyć w pełni, trzeba kochać siebie.

WE: Na szczęście tę miłość można w sobie zbudować.

KM: I nigdy nie jest na to za późno.

Fragment książki „Z miłości do...”, która powstała z okazji 10. edycji kalendarza artystycznego Gedeon Richter. Książka jest zapisem rozmów wybitnych polskich psychologów Katarzyny Miller i Wojciecha Eichelbergera. Tematem ich 12 konwersacji były różne oblicza miłości z punktu widzenia kobiety i mężczyzny.

Misją firmy Gedeon Richter Polska jest ochrona zdrowia i dążenie do polepszenia jakości życia kobiet. Firma od lat prowadzi projekty tworzone dla kobiet, z myślą o kobietach, mówiące o rzeczach dla nich kluczowych.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze