1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Kiedy odejść? Rozmawiamy z Ewą Woydyłło-Osiatyńską

Ewa Woydyłło: „Mam wiele przykładów z gabinetu, kiedy ludzie kończą nawet długotrwałe związki pod wpływem impulsu, a potem przychodzi refleksja, że szkoda”. (Ilustracja: iStock)
Ewa Woydyłło: „Mam wiele przykładów z gabinetu, kiedy ludzie kończą nawet długotrwałe związki pod wpływem impulsu, a potem przychodzi refleksja, że szkoda”. (Ilustracja: iStock)
„Pierwszy sygnał informujący, że trzeba rozważyć rozstanie? Myśl: »Nie chcę wracać do wspólnego domu«. Nie działaj jednak pochopnie. Usiądź i wypisz wszystkie za i przeciw” – mówi psychoterapeutka Ewa Woydyłło.

Mimo równouprawnienia, emancypacji wiele kobiet nie potrafi wyjść z toksycznych związków…
Zaraz, zaraz, ale co to znaczy „toksyczny”? To słowo jest zbyt pojemne.

Według mnie toksyczny związek to taki, który niszczy.
Jak człowiek źle się czuje w związku, to faktycznie może sobie tak go nazwać, choć moim zdaniem to klasyczny przykład podążania za modą. A po drugie – takie sformułowanie jest nacechowane emocjonalnie, w związku z czym może być objawem niedojrzałości. Bo dojrzałość polega na tym, że nad emocjami panuje rozum. Mam wiele przykładów z gabinetu, kiedy ludzie kończą nawet długotrwałe związki pod wpływem impulsu, a potem przychodzi refleksja, że szkoda. Bo życie nie znosi próżni i ktoś odepchnięty na boczny tor wchodzi w inną relację.

Ale może ten związek był toksyczny w tym sensie, że nie został zbudowany ani na miłości, ani na szacunku, ani na akceptacji...
Tu jest pewna pułapka. Bo większość zawiązywanych relacji opiera się na miłości, zachwycie, podziwie, dumie, że on/ona mnie chce. Tylko że te czynniki nie mają charakteru dojrzałego. Można ocenić kogoś na podstawie pierwszego wrażenia: zgrabnych nóg, tego, jak ktoś tańczy, jak na mnie działa seksualnie. To są bodźce, które zaćmiewają jakąkolwiek refleksję. Czyli najgłośniej woła, zwłaszcza u młodych, biologiczna natura.

To coś naturalnego.
Oczywiście, trzeba tylko wtedy włączyć głębszy proces wzajemnego poznawania się. Kiedyś nie był on dostępny – z powodów obyczajowych nie można było mieszkać razem przed ślubem – teraz już jest. I dobrze, bo poznawanie się na poziomie codzienności jest bardzo ważne. Gdy ta weryfikacja wypadnie negatywnie, to się po prostu rozstajemy, jeśli oczywiście po drodze nie pojawią się dzieci. Bo jak się pojawią, to nigdy do końca nie można się rozstać. Ale we wszystkich sprawach można się dogadać. Pokój dla dziecka powinien być w domu ojca i matki – dziecko zyskuje wtedy większą rodzinę. Ja w takiej żyję od lat. Wczoraj cały dzień spędziłam u swojego byłego męża, z dziećmi z następnego związku oraz z poprzedniego. Jesteśmy przyjaciółmi, mimo że się rozstaliśmy, że wyszłam potem za mąż. Mój zmarły mąż byłby szczęśliwy, że jedziemy całą rodziną do Grzesia, obaj znali się i lubili. Dlaczego nie?

Małżeństwo to także umowa, a umów trzeba dochowywać.
No tak, ale umawiamy się na bycie razem na podstawie aktualnych doświadczeń, stanu uczuć i wiedzy, wołania: „Chcę z tobą być”. A potem się poznajemy, hormony schodzą na drugi plan. I zaczynamy się orientować, kim jest ten człowiek, jakie ma poglądy. Siedzimy przy stole i nagle on, który zaćmiewał mi umysł, tak komentuje moje wyznanie, że chciałabym pójść na studia: „Co ci to da? To ja zarabiam”.

Może tak rozumie troskę o partnerkę?
Może. Ale ona widzi, że nadają na innych falach, że się dobrze nie poznali. Chcę powiedzieć, że pewnych rzeczy nie sposób dowiedzieć się wcześniej – one wychodzą w trakcie codziennego życia.

I co wtedy, gdy odkryta prawda jest sprzeczna z wcześniejszym wyobrażeniem? Kobiety próbują ratować związek, myślą, że jak same się zmienią, to on też się zmieni, na przykład przestanie pić albo zacznie szanować jej wybory.
Wie pani, gdyby to się odbywało tak, że kobieta zauważy, że on się upija, i mówi kategorycznie: „odchodzę”, to może by coś to zmieniło. Ale zwykle są dziesiątki łagodnych prób: „Nie pij tyle, kochany”, „Przestań mi ciągle zwracać uwagę”. To trwa latami. Jeżeli ona sobie wtedy myśli, że on ma rację i że wszystko to jej wina, to znaczy, że już jest współuzależniona.

Przemoc niejedno ma imię. Jak ją rozpoznać?
Jeżeli kobieta dorasta w środowisku, w którym panuje przekonanie, że mąż ma prawo ją karać za to, że nie jest żoną uległą i podporządkowaną, to może stać się takim piorunochronem ściągającym opresję – od sarkazmów, lekceważenia, wyśmiewania, poniżania, przez rękoczyny, aż po gwałty. I myśleć, że to jest okej. A nie jest. Jeżeli nie umie zidentyfikować, czy ma do czynienia z przemocą ze strony partnera, niech zaprosi dobrą koleżankę, niech pobędą razem. I jeśli wtedy ta koleżanka zobaczy, jak on się odnosi do swojej partnerki, to mu powie bez ogródek: „Zachowałeś się jak cham”. Ale to musi być dobra koleżanka, której on nic nie zrobi. Natomiast jej otworzą się oczy.

Czasem kobieta słyszy: „rzuć go”, a ona odpowiada, że jej dobrze.
Nie ma jednego modelu dobrego związku czy dobrej rodziny. W 1988 roku przetłumaczyłam książkę Alvina Tofflera „Trzecia fala”. Jest w niej między innymi rozdział „Rodzina przyszłości”, w którym autor powołuje się na aktualne badania przeprowadzone w USA na wielotysięcznej populacji. Wynika z nich, że – już wtedy! – rozpoznano 93 typy rodzin. A u nas nadal uważa się, że istnieje jeden dopuszczalny model rodziny. Z powodu niewiedzy czy – mówiąc dosadniej – zacofania nie otwieramy się na zmiany, które i tak następują. Świat już dawno poszedł do przodu, a my usiłujemy cofnąć czas. Nie uczymy się budować dobrych relacji, mało czytamy, nie umiemy rozmawiać z dziećmi ani między sobą.

Rozmowa to jest to, co może uratować związek?
Ja to piszę we wszystkich książkach. Już stary mądry Nietzsche powiedział: „Udany związek to jedna niekończąca się rozmowa”.
Wiele kobiet jest uzależnionych ekonomicznie od partnerów, trudno im od nich odejść, nawet gdy są przemocowi.
Sugeruję takim kobietom: jeżeli tak bardzo boisz się zostać sama, to najpierw rozejrzyj się za innym i dopiero wtedy odejdź. Amerykanie mawiają: „Każde następne małżeństwo jest lepsze od poprzedniego”. Bo człowiek uczy się na własnych błędach. Niektórzy potrafią korzystać z mądrości bardziej doświadczonych osób. Dlatego, dziewczyno, bierz swego chłopaka i idź do babci, cioci, gdzieś, gdzie są małe dzieci. Poobserwuj, jak się zachowuje, jak traktuje słabszych, czy pomoże przenieść krzesło starszej pani. Popytaj, co sądzą o nim babcia, mama, znajomi. Oni przyjrzą mu się inaczej niż ty przez swoje różowe okulary.

Kiedy wiadomo, że nie ma innego wyjścia i trzeba odejść?
Najpierw, jeszcze przed rozstaniem, a nie po nim, trzeba się zastanowić, co dla mnie jest lepsze: wyjście z tego związku czy zostanie. Można w tym celu wypisać na kartce plusy i minusy – szczerze i uczciwie. Trzeba rozważyć wszystkie za i przeciw. Także te ukryte, które znajdują się pod spodem naszych decyzji, czyli w sferze wartości. Jeżeli na przykład ślub uważamy za nierozwiązywalny, to nie bierzmy rozwodu, bo narazimy się na moralne rozdarcie. Idźmy w stronę separacji. Najpoważniejszym argumentem przemawiającym za jak najszybszym wyjściem ze związku jest przemoc. Ofiara nie oduczy partnera przemocy. Przemoc domowa jest przestępstwem. Policja, sąd mogą go skierować na leczenie podobne do leczenia odwykowego, jeżeli takie programy są akurat dostępne. Ale nic więcej.

Nadużywanie alkoholu też jest argumentem?
Najczęściej tak. Jeżeli ktoś się notorycznie upija, to nie oczekuj, że sam przestanie. W Polsce wyzwolić się z alkoholizmu pomagają: profesjonalne ośrodki, poradnie, punkty konsultacyjne oraz prawie 3 tysiące grup Anonimowych Alkoholików.
Kiedy jeszcze powinna nam się zapalić czerwona lampka?
Kiedy partner nie okazuje nam pomocy, troski, nie współdziała z nami w chorobie czy to naszej, czy naszych dzieci. Jeżeli rozpoznano u ciebie guza piersi, czeka cię operacja, chemia, a mąż mówi: „Dobrze, że wyjeżdżam, bobym za bardzo się przejmował”, to nie ma co się oszukiwać – zostaniesz sama. W Polsce aż 93 proc. ojców porzuca rodzinę, gdy rodzi się upośledzone lub kalekie dziecko. Czerwona lampka powinna się zapalić także, gdy partner zarobił pieniądze i nagle wszystko przegrał w kasynie albo w zakładach sportowych czy na wyścigach konnych. Hazard też może być uzależnieniem. No i jeszcze gdy dochodzi do zdrad.

Mówi pani w liczbie mnogiej. Czyli jeden skok w bok to nie powód do rozstania?
Jak zdarzy się raz i on ma 26 lat, a ona wyjechała na półroczne stypendium, w dodatku on się kaja, to nie skreślałabym takiego związku. Zdrada jednak zawsze boli. Weźmy przykład S­artre’a i Simone de Beauvoir. Umówili się, że mogą mieć od siebie odskocznię, a ona potem, w świetnej zresztą powieści „Kobieta zawiedziona”, przyznała, jak strasznie czuła się upokorzona i jak bardzo była samotna. To nie jest fajna zabawa. Czasem zresztą tak zwane zdrady są objawem kolejnego uzależnienia – seksoholizmu.

Dobrze by było odkryć te zagrożenia, zanim wejdzie się w związek.
Ale czasem na początku nic złego się nie dzieje. Ludzie się zmieniają i mogą dopiero później nie radzić sobie z emocjami, zmartwieniami i troskami. W większości jednak można rozpoznać bardzo wcześ­nie pewne skłonności do patologicznego reagowania na stresy.

Po czym?
Na przykład po tym, że na pierwszej randce on zaczyna od wkładania ręki w dekolt, a nie od rozmowy o sobie. Jeżeli ktoś od początku nie sygnalizuje żadnych skłonności do bliskości, tylko interesuje się wyłącznie seksem, to może być to takim ostrzegawczym prognostykiem.

Wiele par podaje jako przyczynę rozstań niezgodność charakteru. To rzeczywiście ważny powód?
Nie, to żaden istotny powód. On lubi mecze, a ja kino i teatr? Nic nie szkodzi. Musimy się tylko porozumieć, że od czasu do czasu sobie towarzyszymy, czyli zawieramy kompromis. Lubię gadać? To powinnam mieć parę też gadatliwych przyjaciółek i zapewnić sobie warunki do spotkań z nimi – i nie wchodzić w konflikty tylko dlatego, że on jest milczkiem. Skąpstwo też nie jest powodem do rozstania. Może złościć, ale nie przeszkadza. Niech sobie będzie skąpy, a ty zadbaj o swoje pieniądze. Jeśli nie pracujesz, powiedz jasno, jakie masz potrzeby, umówcie się, że on przekazuje ci na twoje konto określoną sumę. Możesz powiedzieć: „To za mało, bo idę na masaż”. Ale mów, nie duś w sobie.

To nie takie proste. Kobiety niepracujące bywają karane albo nagradzane pieniędzmi.
Nie powinny się na to godzić!

A różnice w poglądach to powód do rozstania?
No skąd! Chyba że ktoś narzuca poglądy, to wtedy mam go dosyć nie z powodu różnicy poglądów, tylko z powodu tyranii, bo nikt nie ma prawa zabierać nam wolności przekonań. Jak ktoś jest ordynarnym, wulgarnym, apodyktycznym i agresywnym dyktatorem, to lepiej od takiego człowieka uciekać gdzie pieprz rośnie. To, że mamy inne zainteresowania czy upodobania albo inne poglądy, nie przeszkadza nam się kochać, lubić, rozwijać się – wtedy nawet może być w naszym życiu ciekawiej i bardziej ekscytująco.

Ludzie z małych problemów robią wielkie, a tych poważnych, jak nietolerancja, nie zauważają.
Bo mało rozmawiają. Dlatego wydaje się im, że wszystko, co przeżywają, to koniec świata. Trzeba wypuścić troszkę powietrza. A jak sytuacja cię przerasta, jak związek się rozsypuje – to przede wszystkim poszukaj wsparcia: u przyjaciółki, rodziny, terapeuty. Tylko nie u dzieci. Na dzieciach się nie zawieszaj, nie zamieniaj ich w swoich rodziców czy ratowników lub powierników. I zawsze upewnij się, czy to kryzys bez wyjścia, czy może do rozwiązania. Jest taka dobra metafora: „Jak wpadniesz do głębokiego dołu, to się sama za swoje sznurówki nie wyciągniesz”. Wołaj o pomoc. Przede wszystkim nie trzeba tragizować. Rozstanie jest częścią ludzkiego losu.

Jest jakiś pierwszy, najbardziej symptomatyczny sygnał informujący nas o tym, że pora pomyśleć o rozstaniu?
Jest; on nigdy nie musi być ostateczny, ale na ogół pojawia się jako pierwszy. Nagle zauważam, że niechętnie wracam do domu, w którym znajduje się ta druga osoba. No, ale idę, staram się wyczuć, w jakim on jest humorze. Nadrabiam miną, udaję, że jest dobrze. To jest ten moment, kiedy coś się stało, kiedy nie jesteś w domu, który jest dla ciebie dobry. I właśnie wtedy trzeba wyciągnąć kartkę, spisać plusy i minusy, sprawdzić, co tu nie gra. Bo może nie chcesz wracać, bo podoba ci się kolega z pracy? Bo twój partner nie jest miły dla ciebie albo zrobił się nudny i urósł mu brzuch? Wtedy powiedz: „Kochanie, chodź, porozmawiamy o nas. Coś niedobrego się dzieje. Źle mi w naszym domu. A tobie?”. Niektóre żony zdobywają się na większą odwagę i mówią wprost o tym miłym koledze z pracy albo skarżą się na nudę w ich życiu osobistym.

No, to wtedy koniec związku murowany...
Można to powiedzieć niebrutalnie. Ale powiedzieć, co mi nie pasuje, bo wtedy druga osoba może się zreflektuje. To z jednej strony przejaw dbania o siebie, a z drugiej – o nasz związek. Zresztą nawet w biblijnym przekazie powiedziano: „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego” – mamy wręcz obowiązek dbać o siebie. Żeby nie zabrzmiało to zbyt egoistycznie, dodam, że osoby pogodne i szczęśliwe przyczyniają się do ogólnej sumy dobrych uczuć w świecie. We własnej rodzinie w szczególności.

Ewa Woydyłło: doktor psychologii, terapeutka uzależnień. Autorka książek: „Wybieram wolność, czyli rzecz o wyzwalaniu się z uzależnień”, „Zaproszenie do życia”, „Podnieś głowę”, „Buty szczęścia” i „W zgodzie ze sobą”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze