1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Katarzyna Miller: „Możemy się różnić, ale mamy też wspólny kobiecy los”

Katarzyna Miller: „Możemy się różnić, ale mamy też wspólny kobiecy los”

\
"Kobietom zawdzięczam ogromnie dużo. Poczucie tożsamości, kobiecości, wspólnoty, ale też serdeczność, przyjaźń, zabawę, zrozumienie. Przestrzeń wsparcia, bliskości i opieki" – mówi Katarzyna Miller. (Fot. iStock)
Wszystkie kobiety są różne, ale też wszystkie są w jakiś sposób do siebie podobne. Wszystkie są moimi siostrami, nawet te, z którymi się nie zgadzam – deklaruje psycholożka Katarzyna Miller. I przekonuje, że to wcale nie taka rzadka postawa.

Co zawdzięczasz kobietom, Kasiu?
I teraz słodko wzdycham i rozmarzam się... Aż sama się dziwię, że to jest tak cudowne uczucie, bo kobietom zawdzięczam ogromnie dużo. Poczucie tożsamości, kobiecości, wspólnoty, ale też serdeczność, przyjaźń, zabawę, zrozumienie. Przestrzeń wsparcia, bliskości i opieki, którą tworzy się razem. Świat cały. Im bardziej się temu przyglądam, tym szersze i głębsze to mi się wydaje. Ale również zawdzięczam im pewną dawkę rozczarowań, smutku i żalu – myślę tu głównie o skończonych przyjaźniach. Te doświadczenia jednak też były ważne i uczące. Trudno, pewne rzeczy trzeba utracić. Niektóre moje przyjaźnie się rozwijały pięknie i bardzo długo, o jednej myślałam, że potrwa do końca życia, a skończyła się już wiele lat temu. Ale żyję i nadal mam przyjaciółki.

Ja zaprzyjaźniłam się z kilkoma dziewczynami, choć nie myślałam, że będzie nam po drodze.
Ja tak samo. Dlatego kobietom zawdzięczam też zmianę podejścia do wielu rzeczy, zmianę spojrzenia na takie, które nie jest stereotypowe. Bo my najpierw zaprzyjaźniamy się z ludźmi, którzy nam łatwo „wchodzą”, potem dopiero rozumiemy, że trzeba się czasem napracować i dopracować fajnej relacji, zobaczyć w ludziach pewne dodatkowe strony, które nie ujawniają się od razu. A do tego trzeba mieć dużo tolerancji i otwartości. Ale chciałabym, żebyś mnie spytała o to, komu najbardziej to zawdzięczam.

A komu to zawdzięczasz?
Mojej ukochanej niani i mojej mamie, która już taka ukochana nie była. Mimo że nie byłyśmy blisko, to dała mi bardzo dużo. Do niani miałam totalne zaufanie. W jej obecności zawsze czułam się bezpiecznie. Natomiast mama była zaprzyjaźniona z bardzo fajnymi kobietami. I te przyjaźnie trwały bardzo długo, były serdeczne i ciepłe, widziałam, że o nie bardzo dba.

Mama nauczyła cię przyjaźnić się z kobietami?
Nauczyła, choć ze mną się akurat nie przyjaźniła. Niesamowite, prawda? Zawdzięczam jej też moją siłę, bo już od dziecka musiałam się z nią jakoś uporać, nauczyć się ją znosić, a potem zajmować się nią na stare lata, kiedy była naprawdę okropna i nie do wytrzymania. Choć miała też okres, kiedy była bardzo przyjemna, i jestem za niego wdzięczna.

Mam poczucie, że od nich obu dostałam coś takiego, co można właśnie dostawać od różnych kobiet. Od jednej – miłość, spokój, ciepło i akceptację na zasadzie „jesteś cudowna taka, jaka jesteś”, a od drugiej – ostrożność, uważność i życiową czujność. Mama nauczyła mnie samodzielności, a także niebycia ofiarą. Kiedy słucham czasem dziewczyn, które mówią, że miały bliską, wręcz symbiotyczną relację z mamą, to jest to coś, czego ja nie znam. Jedna mi niedawno powiedziała, że do 25. roku życia mama była dla niej bogiem. U mnie była do trzeciego! (śmiech) Oczywiście jej mama była zupełnie inna i ona była inna, plus miała zupełnie innego tatusia, a to też ważne.

Wymieniłaś dwie bliskie osoby, z którymi praktycznie się wychowywałaś. A kobiety niespokrewnione, nieudomowione, które miały na ciebie duży wpływ?
To właśnie były wszystkie przyjaciółki mojej mamy. Bardzo im ufałam. Opowiadałam o mamie, a one nigdy się ode mnie nie odwróciły. Też miałam je za przyjaciółki. Byłam dzieckiem traktowanym dość dorośle przez dorosłych. One widziały, że bardzo dużo wiem i rozumiem.

Można powiedzieć, że wychowywałaś się w kręgu fajnych kobiet.
Wychowywałam się w kręgu fajnych ludzi po prostu. Mężczyzn też. Bardzo lubię przyjaźnić się z mężczyznami, o nich również dużo dobrego mogę powiedzieć. Ale, choć to strasznie głupie pytanie, to gdyby ktoś mnie spytał, czy wolałabym świat złożony z samych kobiet czy z samych mężczyzn – to z kobietami bym absolutnie wyżyła.

Cudownie, że to mówisz, bo właśnie chciałam cię spytać o siostrzeństwo. Jaką to słowo ma dla ciebie wartość, jakie znaczenie?
Nie używam go zbyt często w tym sensie, że nie wieszam go na sztandarach, nie mam go na ustach, ale bardzo je rozumiem. W odniesieniu do kobiet częściej sięgam jednak po słowa „solidarność”, „bliskość” czy „wspólnota”. Ważna jest dla mnie też lojalność wobec kobiet. Kiedy kumpel opowiada mi o swojej relacji z mamą, to zawsze staram się pokazać mu też jej stronę, jej rację. Nawet jeśli on czuje się przez nią tylko raniony.

Ostatnio odkryłam też, jak ważna jest dla mnie lojalność wobec innych kobiet. Wcześniej tego nie czułam, dziś zwracam uwagę na sytuacje, w których zdarza mi się nią nie wykazać. Na przykład kiedy mówię: „Nie jestem taka jak inne kobiety”. Teraz widzę, że to tak jakbym się od innych kobiet odcinała, dystansowała. Owszem, czuję się czasem inna, ale inna niż większość, po prostu. O wiele częściej jestem do innych kobiet podobna.
Każdy z nas chce być wyjątkowy i każdy z nas taki jest. Zawsze powtarzam, że świat jest złożony z jedności przeciwieństw. Jestem inna, a jednocześnie taka sama. Zwyczajna i nadzwyczajna. Wszystkie kobiety są różne, ale też wszystkie są w jakiś sposób do siebie podobne, wszystkie są moimi siostrami, nawet te, z którymi kompletnie się nie zgadzam. Gdybyśmy w Polsce mieli panią Thatcher i ja bym jej nie popierała jako polityczki, a najpewniej bym nie popierała, to i tak bym była bardzo za tym, żeby kobieta w Polsce była premierką lub prezydentką.

Mnie bardzo się podobało, jak Paulina Młynarska, bohaterka naszej okładki, którą obie bardzo lubimy i cenimy, stanęła w obronie Beaty Szydło, ówczesnej premier, kiedy ta była obrażana ze względu na swój styl ubierania się. Paulina napisała na swoim profilu, że argumenty rzeczowe i polityczne – proszę bardzo, ale nie zgadza się na to, by używać wobec niej broni, której zawsze używa się wobec kobiet, by je upokorzyć.
Możemy się różnić ze względu na nasze poglądy, idee czy wybory, co nie zmienia faktu, że mamy też wspólną kobiecą historię, wspólny kobiecy los. Są oczywiście i takie kobiety, które mimo sukcesu działają przeciwko kobietom. I bardzo im współczuję. Bo mam wrażenie, że one siebie nie lubią. Kiedy kobieta, która sama zrobiła karierę, powtarza, że miejsce kobiety jest w domu, to przychodzi mi tylko na myśl taka odpowiedź: „To sama sobie w nim siedź. I odczep się od innych. A najlepiej uszanuj i doceń to, gdzie teraz jesteś, bo było to możliwe właśnie dzięki innym kobietom”.

Część kobiet, które daleko zaszły, pytane o to, czemu bardziej nie wspierają młodych kobiet, odpowiada: „Bo mnie nikt nie pomagał”.
To bardzo egocentryczna i narcystyczna postawa. W dodatku to nieprawda. Możemy czasem nie dostrzegać, że ktoś nam pomaga. Poza tym – choć brzmi to śmiesznie – czasem ktoś, kto nam nie przeszkadza, już nam pomaga, prawda? Ja mam poczucie, że sama na siebie pracuję, ale też, że jest tłum ludzi, którzy ze mną współpracują, którzy się na mnie zgadzają, przepuszczają mnie dalej. Nie widzieć, jak świat nas wspiera w naszych sukcesach, to naprawdę przedziwne.

W tym roku opublikowano pierwszy raport na temat siostrzeństwa w Polsce. Przygotowały go dwie badaczki: dr Sandra Frydrysiak i Marta Majchrzak. Pytały Polki o to, czy znają termin „siostrzeństwo”. „Tak” odpowiedziało tylko 27 proc. Ale kiedy wyjaśniono im, co on oznacza, że nie tylko chodzi tu o pokrewieństwo, a raczej żeńską odmianę braterstwa, to już 41 proc. badanych powiedziało, że taka postawa jest im bliska, a 80 proc. bardzo tęskni za takim siostrzeństwem. Widzą je w obszarach, takich jak opieka nad dziećmi, pomoc w wypadku przemocy seksualnej lub domowej oraz w godzeniu wychowania dzieci z pracą. Najmniej – w pracy. Co ciekawe, aż 75 proc. kobiet, które czują wsparcie od innych kobiet, mieszka na wsi.
To akurat mnie wcale nie dziwi, bo kobiety bardziej wspierają się w małych środowiskach, gdzie się lepiej znają i rozumieją swoje problemy. Ale jest to cudowna wiadomość.

Ale dlaczego w dużych miastach tego wsparcia nie czujemy?
Sama specyfika życia w wielkim mieście wpływa na osłabienie więzi społecznych. To widać w wielu projektach i badaniach. Im mniejsze społeczności, tym lepsza współpraca. W wielkich blokach ludzie nie mówią sobie nawet „dzień dobry”, co nie do końca jest ich świadomym wyborem, a raczej reaktywnością, odruchowością spowodowaną sytuacją, w której wszyscy siedzą sobie na głowie i to jeszcze na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Wielkie miasta znieczulają na siebie ludzi.

Wymieniłaś kilka obszarów, w których kobiety sobie pomagają. Dodałabym, że jako kobiety cudownie się wspieramy w kwestii urody, mody, dbania o siebie, zakupów, wspólnej zabawy, ale też tego, gdzie co załatwić i z kim – ja bym tego, broń Boże, nie lekceważyła. W ogóle cały kawałek zajmowania się swoim wyglądem to jest wielka frajda dla kobiet. Gdy na studiach szykowałyśmy się na dyskotekę, to to, co się działo przed imprezą w akademiku – przewalanie ciuchów, malowanie się nawzajem i pożyczanie sobie biżuterii – było czasem równie fajne jak to, co potem. Albo nawet fajniejsze.

Chciałam na chwilę wrócić do akcji „Solidarność kobiet ma sens”, której byłaś ambasadorką i którą w SENSie prowadziliśmy kilka lat temu. Na zakończenie trzeciej edycji postanowiliśmy stworzyć dekalog solidarnej kobiety, ale odpowiedzi nadsyłanych przez czytelniczki było o wiele więcej. Przypomnę może kilka z nich. Ocenisz, czy nadal są aktualne?
Bardzo chętnie.

„Lubię pracować z kobietami”, „Mówię komplementy koleżankom”, „Nie krytykuję wyglądu innych kobiet”, „Doceniam ich seksapil”, „Nie mówię źle o byłych partnerkach męża”, „Chcę przyjaźnić się z pasierbicą, szwagierką i teściową”, „Szanuję mądrość i doświadczenie starszych kobiet”, „Mówię córce, że może być, kim chce”, „Wymagam od syna tego samego, co od córki”, „Nie mam za złe kobietom, że są ode mnie młodsze, ładniejsze, a nawet zdolniejsze”, „Podziwiam kobiety, które zawodowo osiągają więcej ode mnie”. „Nigdy nie oceniam kobiet, nie znając ich historii i intencji”, „Zachwycam się pięknem innych kobiet”, „Uskrzydla mnie szczęście innych kobiet”.
Teraz najbardziej utkwiło mi to o zachwycie nad pięknem innych kobiet, może dlatego, że ja stale się nimi zachwycam. Jak ja się cieszę, że pracuję z kobietami! Są niesłychanie twórcze, życzliwe, dowcipne… Każda grupa terapeutyczna, którą prowadzę, po dwóch dniach staje się najbardziej zgraną grupą na świecie. Dziewczyny rozjeżdżają się potem do domów, ale skrzykują się na Facebooku, zaczynają się spotykać, razem wyjeżdżać albo wspierać się na odległość w bardzo ważnych sprawach: w chorobach, w problemach finansowych i tych z dziećmi. To jest rewelacja! Jestem bardzo szczęśliwa, że przykładam do tego rękę.

Wiele z haseł, które przeczytałaś, jest bardzo potrzebnych, nawet jeśli są trochę życzeniowe. Bo dają nadzieję. Na to, że solidarność kobiet będzie rosła w siłę. Choćby wspomniana umiejętność cieszenia się szczęściem innych kobiet… Jak sobie pomyślę, że Agnieszka Holland ma dom w Bretanii, a wspomniana Paulina Młynarska – na Krecie, to zaraz pojawia się taka konkluzja: „Ale im fajnie. Daj im, Boże, jak najlepiej”.

Co nam najbardziej przeszkadza w tym, żebyśmy były solidarne?
Jak zawsze ważny jest przykład innych kobiet, historia życia, a również to, że się nas od dziecka nie uczy radzenia sobie z naszymi emocjami. Jeśli zrani nas kobieta, i to szczególnie bliska, to potrafimy się aż zagotować, a potem to generalizujemy i przekładamy na inne kobiety. Tymczasem bardzo dużo rzeczy wcale nie musiałoby być problemem, gdybyśmy tak nadmiarowo nie reagowały.

Kobiety są bardzo emocjonalne, bo to jest coś, na co nam patriarchalny świat pozwalał, za to mało wspierał w podejmowaniu świadomych decyzji. No i bardzo często do tego, żebyśmy były przeciwko sobie, podpuszczają nas faceci. Czują się zagrożeni, kiedy w życiu ich partnerki ważne stają się inne kobiety, bo zdają sobie sprawę z tego, że one dostają od przyjaciółek to, czego oni nie potrafią dać.

Podpuszczanie podpuszczaniem, ale coś się zmienia. Dowodem na to jest popkultura, która jest barometrem nastrojów społecznych. Jak coś jest w popkulturze, to znaczy, że to jest już ugruntowane. A zobacz, jak wiele filmów, seriali i popularnych książek opowiada o wspierających się kobietach.

I to samo się nakręca. Popkultura powiela coś, co już jest, a jednocześnie, czerpiąc z niej wzorce, ugruntowujemy to bardziej w sobie. Oglądam teraz namiętnie serial „Dowton Abbey” i bardzo podoba mi się wątek kucharki, pani Patmore, która przez pierwsze odcinki znęca się nad swoją podkuchenną Daisy, ale stopniowo tworzy się między nimi cudowna relacja wzajemnego wsparcia, w której obie się od siebie sporo uczą. W tym serialu jest zresztą mnóstwo takich wątków. Siostry Granthamów co prawda się nie lubią i robią sobie straszne rzeczy, ale dużo bohaterek przekracza jednak tę reaktywość i stają się świadomymi, mądrymi i współpracującymi ze sobą kobietami. Świetnie się na to patrzy!

Katarzyna Miller: psycholożka, psychoterapeutka, pisarka, filozofka, poetka. Autorka wielu książek i poradników psychologicznych, m.in. „Instrukcja obsługi toksycznych ludzi” czy „Daj się pokochać, dziewczyno” (wydane przez Wydawnictwo Zwierciadło).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze