1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Storytelling – jak mówić o sobie dobrze

Mówić o sobie dobrze, to znaczy dostrzegać swoje dobre strony i opowiadać o nich innym. Ale dobrze oznacza też umiejętnie. Tak żeby innych zachwycać, a nie zanudzać.(Ilustracja Magdalena Pankiewicz)
Mówić o sobie dobrze, to znaczy dostrzegać swoje dobre strony i opowiadać o nich innym. Ale dobrze oznacza też umiejętnie. Tak żeby innych zachwycać, a nie zanudzać.(Ilustracja Magdalena Pankiewicz)
„Jest kilka rzeczy, w których jestem dobra, i kilka takich... którymi nie muszę się zajmować. Nie jestem idealna, nie jestem też beznadziejna”. Takiego realnego podejścia do swoich dokonań i niepowodzeń uczy właśnie storytelling. Pokazuje, że wszyscy jesteśmy bohaterami swojej opowieści, czyli po prostu swojego życia. I że zmieniając pierwszą – kształtujemy drugie.

Storytelling, tłumacząc z języka angielskiego, to umiejętność opowiadania historii. Pojęcie znane, ale chyba nie do końca rozumiane. Kojarzy nam się z pracą w marketingu czy przemyśle filmowym, zajęciami z kreatywnego pisania albo z budowaniem marki osobistej – rzadziej z narzędziem, które może nam się przydać w codziennych sytuacjach. Podnieść na duchu, dodać odwagi, zwiększyć poczucie własnej wartości. Ale też pomóc zrozumieć, dlaczego moje życie układa się tak, a nie inaczej, poznać przyczynę swoich lęków, smutków czy niepowodzeń. A w efekcie – zacząć mówić o sobie dobrze. Bo, spójrzmy prawdzie w oczy, jak często mówimy o sobie w pozytywny sposób, nie łapiąc się na myśli: „Czy to nie było zbyt zarozumiałe z mojej strony?”, albo nie znajdując zaraz – dla równowagi – negatywu, którym można ten pozytyw odrobinę osłabić. Mamy do tego tendencję zwłaszcza my, kobiety.

Dziennikarki Katty Kay i Claire Shipman w książce „Pewna siebie kobieta” (Wydawnictwo Literackie) piszą, że istnieje wielka dysproporcja w pewności siebie między kobietami i mężczyznami. Z tego powodu właśnie unikamy podejmowania ryzyka czy promowania siebie. I nade wszystko boimy się porażki. Z badań, które przeprowadzały we współpracy z psychologami Richardem Pettym i Kennethem DeMarreem, płynie jednak dobra wiadomość – pewność siebie u kobiet rośnie z wiekiem. Może z dystansu lat łatwiej nam spojrzeć na swoje życie bardziej obiektywnie; zobaczyć, jak wiele już nam się udało i stworzyć z tego nową, podnosząca na duchu opowieść?

Zrób sobie selfie

Jesteśmy homo narrans – człowiekiem opowiadającym. W ten sposób nadajemy sens naszym doświadczeniom. Przychodzimy z pracy do domu i opowiadamy, jak nam minął dzień. Kiedy coś niespodziewanego nam się przydarza, sami sobie wyjaśniamy, dlaczego do tego doszło. Kiedy chcemy kogoś do czegoś zainspirować, opowiadamy historię o innych ludziach. Dzieciom czytamy baśnie, czyli podania powtarzane od wieków – by wytłumaczyć, jak działa świat.

Gdy myślimy o historii, to przypomina nam się od razu, czego uczyliśmy się o niej w szkole, że musi mieć swój początek, środek i koniec, jak kazał Arystoteles. Tymczasem w normalnym życiu rzadko budujemy takie pełne opowieści, one zwykle są fragmentaryczne. Częściowo wypowiedziane, częściowo domyślone – mówi Aleksandra Więcka, story desingerka, dziennikarka, socjolożka i scenarzystka. Bo funkcjonujemy w jakimś kontekście i tego kontekstu już nie trzeba dopowiadać.
Kiedy mówisz przyjaciółce o swojej relacji z mężem, to nie musisz robić wstępu: „Wiesz, wyszłam za mąż dziesięć lat temu”. Ona to już wie.

David M. Boje, badacz zajmujący się tym, jak opowieści budują kulturę organizacji, twierdzi, że najważniejsze w opowieści jest to, czego już nie trzeba mówić. Ten wspólny kontekst, doświadczenia, które go zbudowały, są jak klej, który spaja grupę.
Jak mawiała pisarka Ursula Le Guin, „są plemiona, które nie znają koła, ale nie ma takich, które nie snułyby opowieści”. One otaczają nas w każdym momencie naszego życia. Film, literatura, piosenka – tak bliskie naszym sercom i duszom – to wszystko są opowieści.

– Żarty, które sobie opowiadamy, też – dodaje Aleksandra Więcka. I wyjaśnia: – Większość z nas chodzi i oddycha w naturalny sposób – nie zastanawiamy się, jak to robimy. Aż pójdziemy na jogę czy trening oddechu i dowiemy się, że ten wdech i wydech mogą coś dla nas zrobić – uspokoić, zrelaksować. Albo przeciwnie, dodać nam energii. Zaczynamy świadomie obserwować oddech. Stosujemy techniki, które pozwalają nam go kontrolować i świadomie korzystać z jego właściwości. I tak samo jest z opowieścią. Poznanie wzorca, według którego tworzymy historie, oraz spisanie swojej własnej historii może być świetnym narzędziem rozwoju. Bo dopóki tej opowieści nie wyciągniemy z zakamarków naszego umysłu, nie wiemy, jaka ona jest. To trochę jak patrzenie na siebie w lustrze czy robienie sobie selfie. Na tej podstawie zakładamy, że wiemy, jak wyglądamy, a przecież w ten sposób widzimy się tylko z pewnej określonej perspektywy. I bardzo często ta perspektywa nie jest jedyną możliwą. Warto z nią poeksperymentować, sprawdzić choćby, jak bardzo jest ona różna od tego, jak nas widzą inni.

Rzadkie narracje

Historie to potężne narzędzie – mają wpływ na to, jak rozumiemy świat i jak postrzegamy siebie. Dlatego ważne są oba aspekty: świadome tworzenie opowieści oraz krytyczne spojrzenie na to, jak ją tworzymy i co ona o nas mówi.

– Kiedy ostatnio zastanawiałaś się, jak wyglądało twoje życie od urodzenia do tego momentu, w którym teraz jesteś? Może nigdy. No to masz szansę to wreszcie zrobić. I zobaczyć, jaką bohaterką jesteś w swojej życiowej historii – mówi Więcka.
Siadasz przed kartką papieru lub pustą stroną na wyświetlaczu komputera i piszesz: „Urodziłam się...” i tak dalej. Już sam proces jej pisania może być dla nas niezwykle odkrywczy. I bardzo poruszający. A kiedy opowieść jest gotowa, warto pokusić się o refleksję. Czy opisujesz siebie jako osobę, której rzeczy się przydarzają, czy która te rzeczy robi? Jakie cele sobie stawiasz i jakimi sposobami je osiągasz? Jakich szukasz sprzymierzeńców, a co lub kto staje się przeszkodą na drodze do zmiany? Z czym musisz się zmierzyć, choć bardzo się tego boisz? Możesz też zauważyć, co się w tobie zmieniło, jakie wydarzenia ze swojego życia wybrałaś – uznałaś, że to właśnie one cię uformowały. Każda opowieść wymaga selekcji, bo przecież nie jesteśmy w stanie opisać każdej minuty swojego życia. Ale – nawet jeśli piszesz spontanicznie – ten wybór nie dokonuje się sam, to ty wybierasz. Jesteś autorką swojej historii. Tak samo jak swojego życia. Pisanie własnej autobiografii pozwala to wyraźnie dostrzec i ma szansę zadziałać terapeutycznie.

– Jest taki rodzaj terapii, który nazywa się terapia narracyjna. Jej założenie jest takie, że większość z nas do opisu pewnych części rzeczywistości stosuje narracje, które często nie przedstawiają pełnego obrazu sytuacji – tłumaczy Więcka. – Jak mówią terapeuci tego nurtu, są rzadkie, w znaczeniu – niewysycone szczegółami. I to bardzo często są te narracje, które nas gdzieś gnębią. Na przykład wszystkie historie podporządkowane temu, że myślę o sobie: „Nie umiem nawiązywać kontaktu”. Albo przekonanie: „Nie mam przyjaciółek”. I teraz przez tę soczewkę czy filtr, które wyłapują tylko to, co pasuje do tej narracji, patrzymy na swoje doświadczenia.
Zadaniem terapeuty jest zwrócenie uwagi na to, że możemy się posłużyć tak zwanym gęstszym opisem, czyli wybieramy dany temat, przyglądamy się mu wnikliwie i szukamy szerszego spektrum zdarzeń. Czy rzeczywiście jest tak, że nigdy nie miałam przyjaciółki? Że nie umiem nawiązywać relacji? A może znajdą się sytuacje, które temu przeczą? To doprowadza nas do takiego momentu, kiedy widzimy, że jest to nasz ogląd rzeczywistości, nie obiektywny opis. Dostrzegamy naszą siłę sprawczą w budowaniu tej opowieści. Możemy to zauważyć same, kiedy przeczytamy swoją life story, możemy ją też pokazać swojej koleżance, osobie, której ufamy. Niezwykle ważnym elementem każdej terapii jest bowiem to, by umieć zadawać sobie właściwe pytania. Jeśli uda nam się spojrzeć na nasze dzieło nie pod kątem tego, czy to jest ładnie napisane i czy dostalibyśmy za to piątkę albo czy komuś by się to spodobało, czy nie, tylko jako na tekst, w którym możemy rozpoznać pewien wzór – coś się powtarza, coś sobie przeczy, a inne wątki uparcie bagatelizujemy lub pomijamy – to znaczy, że jesteśmy gotowi na samodzielną pracę ze sobą.
Możemy się też zastanowić, czy przelaliśmy na papier to, co rzeczywiście czujemy. A może najdzie nas refleksja: „Ojej, strasznie to smutne, co napisałam. Czy moje życie było rzeczywiście takie dołujące? Musiało być w nim też chyba coś wesołego. Popatrzmy...”.

To, co nas, kobiety, mocno przygniata, to taki rodzaj wychowania, który każe nam szukać potwierdzenia własnej wartości na zewnątrz, a nie wewnątrz. Czekamy na pochwałę, pozwolenie, aprobatę. (Ilustracja Magdalena Pankiewicz) To, co nas, kobiety, mocno przygniata, to taki rodzaj wychowania, który każe nam szukać potwierdzenia własnej wartości na zewnątrz, a nie wewnątrz. Czekamy na pochwałę, pozwolenie, aprobatę. (Ilustracja Magdalena Pankiewicz)

Napiszmy to na nowo

Czasem ogromną blokadą przed tym, żeby opowiadać o sobie, jest takie myślenie: „Ale ja jestem tylko zwykłą osobą. Nic wielkiego nie zrobiłam”. Korzenie tego, zdaniem Aleksandry Więckiej, drzemią w opowieściach o herosach. A to jedne z takich opowieści, które przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Stąd nasze przekonanie, że trzeba być superbohaterem, by mieć historię wartą opowiedzenia. Ale jeśli przyjrzymy się temu, jakich opowieści słuchamy i jakie lubimy – to zobaczymy, że jest ich cała masa. Podobnie jak rodzajów bohaterów. – Jednym z najpopularniejszych jest dziewczyna lub chłopak z sąsiedztwa – całkiem zwyczajna postać. Ale też nieudacznik, przyjaciółka głównej bohaterki czy czarny charakter – wylicza Więcka. – Wcale nie wielkie czyny liczą się najbardziej. Opowieść buduje bohater, który ma jakiś cel, pokonuje trudności, a przez to odkrywa coś w sobie lub w świecie i zmienia się. To jest jedyny warunek tego, żeby opowieść była udana i żeby coś wnosiła do naszego życia. No, może jeszcze taki, żeby ten cel, który przed sobą stawia bohater, był odpowiednio trudny.

Może od zawsze marzyłaś, by mieć gromadkę dzieci, ale twoje kolejne związki się rozpadały. Mimo to nie poddałaś się i wierzysz, że twoje szczęście na ciebie czeka. Zamiast rozmyślać nad przyczyną swoich miłosnych niepowodzeń i wylewać łzy nad latami, które straciłaś, postanowiłaś skupić się na tym, co możesz zrobić. I dlatego razem z przyjaciółką założyłaś leśne przedszkole. Brzmi lepiej niż: „Zawsze chciałam mieć dzieci, ale jednak los wybrał za mnie. Dziś zamiast bawić się z własnymi, wychowuję cudze”. Pierwsza opowieść ukazuje twoją sprawczość i udział w tym, czego doświadczasz. I pozwala nadać temu sens.

Trzeba się trzymać dwóch zasad. Po pierwsze, nie bać się o sobie mówić. Po drugie, dostrzec w sobie twórcę. Wiedzieć, że ja to tak widzę. Że nie jest to cała prawda o rzeczywistości, tylko moja perspektywa. A jeśli tak, to znaczy, że mogę opowiedzieć sobie tę historię na wiele różnych sposobów. Co więcej, mogę spróbować napisać jej inne zakończenie albo – tak jak robią ludzie, którzy tworzą fanfiki (od fan fiction) – dopisać ciąg dalszy, to, jak się ta historia potoczy. A może – jeśli się okazało, że jestem bohaterem, który jest sprawczy – spróbować zobaczyć, jak by to było, gdybym był bierny? Lub na odwrót. – To, co jest najważniejsze, to zobaczyć, z jakich elementów układamy tę opowieść – mówi Więcka. I wymienia takie elementy, jak: bohater, jego cel, stawka. Stawka to odpowiedź na pytanie, co bohater utraci, jeśli nie osiągnie swojego celu, i co zyska, jeśli go osiągnie. – W opowieści mamy też coś takiego jak konflikt. Nie chodzi o kłótnię czy spór, tylko o to, co nam przeszkadza w dojściu do celu – tłumaczy. – Mamy w języku polskim konotację, że konflikt to coś złego, tymczasem to on napędza opowieść. Potrzebujemy pokonać pewne status quo, by przejść dalej. Czy potrafimy tak właśnie spojrzeć na swoje życie? Że to, co nam się nie udało, było potrzebne, bo skierowało nas na inne tory. Albo że trudne dzieciństwo uwrażliwiło nas na nieszczęścia innych i dało motywację do zdobywania wiedzy i praktycznych narzędzi, by pomagać sobie i innym.

I jeszcze jest przemiana, czyli coś, co następuje, kiedy bohater zmierzy się z przeszkodami. – Warto się zastanowić, po czym możemy tę przemianę rozpoznać – zauważa Aleksandra Więcka. – W filmach często bohaterka jest najpierw szarą myszką, a potem – królową balu. To schemat znany choćby z Kopciuszka. W serialu „Gambit królowej” przemianę głównej bohaterki można poznać po zmianie ubrań. Pierwszy moment przemiany to odebranie jej własnej sukienki w sierocińcu, kolejny – kiedy za zarobione na swojej pasji pieniądze kupuje taką, o jakiej marzyła. I takie też wiedzie życie. Ale to nie musi być coś tak oczywistego jak strój. Ważne, by zauważyć, po czym poznamy, że zmiana się dokonała. Może po tym, że awansowaliśmy, że się przeprowadziliśmy, że znaleźliśmy miłość życia, albo po tym, jak zmieniło się nasze zachowanie.

Szkicownik, nie finalny projekt

Kiedy świadomie chcemy zacząć pisać swoją nową historię, musimy się dowiedzieć, co jest naszym celem, jakie musimy pokonać ograniczenia, o co walczymy. Jakie mamy predyspozycje i zasoby, które ułatwią osiągnięcie celu, ale też co nas blokuje (okoliczności zewnętrzne, siła odśrodkowa, ktoś, a może coś: kultura, środowisko).

W koncepcji Josepha Campbella, twórcy modelu podróży bohatera, opisującego wspólny dla wielu kultur sposób opowiadania o świecie, w czymś, co nazywamy zwyczajnym życiem, dochodzi zwykle do takiego impulsu, który pokazuje nam, że dłużej nie może być tak, jak było. Życie, które do tej pory wiedliśmy, przestaje nam pasować. Nazywa się to wezwaniem do wyprawy – tłumaczy Więcka.

My zazwyczaj to wyzwanie odrzucamy. Myślimy: „Ale dlaczego mam odchodzić z korporacji? Może tu i nie jest fajnie, ale mam kredyt i dzieci”. Wtedy zazwyczaj wydarza się coś, co sprawia, że nie możemy już dłużej czekać. Ktoś wręcza nam wypowiedzenie lub dzieje się coś ostatecznego. Podejmujemy decyzję, że oto wkraczamy na ścieżkę wojownika, bohatera opowieści, który będzie dążył do swojego celu i rozpocznie cały krąg przemiany. Ten moment nazywa się przekroczeniem progu. Schodzimy w miejsce, które Campbell nazywa nieznanym światem – przestrzenią, której reguł nie znamy. U Campbella była to na przykład kraina zmarłych, do której schodził bohater. W naszej opowieści nieznanym światem będzie to, co odmienne od tego, czego doświadczaliśmy do tej pory. Byliśmy na etacie – otwieramy firmę. Nie byliśmy rodzicem – zostajemy nim. Im dalej zapuszczamy się w nieznany świat, tym trudniej zmierzyć się z tym, co nas spotyka, ale, jako bohaterowie, nie jesteśmy bezradni. Z każdą kolejną pokonaną przeszkodą zdobywamy wiedzę i umiejętności potrzebne, by radzić sobie dalej.

W opowieściach, które znamy – od baśni i mitów po filmy akcji – bohater testuje różne strategie pozwalające mu osiągnąć cel, mimo trudności – mówi Aleksandra Więcka. – Dlatego kiedy tworzymy własną opowieść, ciekawie jest przyjrzeć się właśnie temu, jakimi sposobami pokonujemy przeszkody i z jakim skutkiem.
Zwykle lubimy się koncentrować na tym, co nam się udało. Ale to wcale nie jest najciekawsze. Ciekawe jest to, jak do tego doszliśmy. Albo nie doszliśmy. – Wiele lat temu studiowałam projektowanie mody i bardzo chciałam dostać się do słynnej londyńskiej szkoły Central Saint Martins. W czasie egzaminów ogromną wagę przywiązywano do szkicownika. Nie tylko do finalnych projektów, tylko właśnie do tego, co było po drodze. W projektowaniu liczyło się to, jak myślę, jak podchodzę do problemów i jak je rozwiązuję – opowiada Więcka. – To pozwoliło mi zrozumieć, że inspirująca opowieść to historia procesu, a nie wynik. Możemy utożsamić się z bohaterem w jego poszukiwaniach, próbach, drodze. Nie z kimś, kto ot tak, wstał z łóżka, zjadł śniadanie i wskoczył na podium.

Jak mówić o sobie dobrze

Pamiętacie taką zabawę z dzieciństwa: trzeba było włożyć ręce do worka i po omacku rozpoznać, co tam jest. Często tak idziemy przez życie. Zapisanie naszej historii można więc porównać do wyjęcia tych rzeczy z worka i ich zobaczenia. Obejrzenia ich w pełnym świetle: „A, czyli jednak w szkole byłam bardzo lubiana, zapomniałam o tym”, albo: „Zawsze lubiłam rysować i nieźle mi to wychodziło, nie zwracałam na to nigdy uwagi”. „Może wcale nie byłabym taką świetną prawniczką. Nie dostałam się wprawdzie na studia, co mocno opłakałam, ale dzięki temu, że zostałam w rodzinnym mieście, okazało się, że jestem świetną menedżerką sklepu”.

Będziemy mogły sobie to wszystko powiedzieć, o ile pokonamy kolejną blokadę. – To, co nas, kobiety, przygniata, to jest taki rodzaj wychowania, który każe nam szukać potwierdzenia własnej wartości na zewnątrz, a nie wewnątrz – mówi Aleksandra Więcka. – Czekamy na pochwałę, pozwolenie, aprobatę. Chcemy usłyszeć, że jesteśmy dobre, miłe, grzeczne, pożyteczne. Dostosowujemy się do cudzych oczekiwań, wierząc, że to właśnie nasza życiowa rola. Nic dziwnego, że mamy ogromny problem z mówieniem o sobie, wyrażaniem własnego zdania, z pokazywaniem świata tak, jak my go widzimy, skoro już od dziecka rzadko byłyśmy pytane o to, czego chcemy czy potrzebujemy – komentuje. Zwłaszcza w kontekście zawodowym często mamy trudność, żeby się otworzyć, opowiedzieć o swojej prywatności, podzielić się czymś ważnym.

A już szczególnie nie umiemy opowiadać o swoich błędach, potknięciach. Uważamy je za coś wstydliwego, porażkę. Samobiczujemy się, broniąc się przed krytyką, jakby własną łatwiej było znieść. – Gdybyśmy mogły objąć całość swojego doświadczenia, te właśnie momenty stałyby się sednem opowieści, a sposoby radzenia sobie z nimi wskazywałyby źródła życiowej siły i umiejętności – mówi Więcka. Kobiety, z którymi pracuje, pytają ją jeszcze o coś innego: jak ja mam mówić o sobie dobrze, ale tak, żeby się nie chwalić? – Rozumiem „chwalenie się” jako przedstawianie swoich dokonań nieadekwatnie do rzeczywistości, po to, by pokazać: „To ja jestem lepszy/lepsza niż ty”. Tymczasem często to „chwalenie się” moje rozmówczynie rozciągają na wszystko, co mogłoby postawić je w dobrym świetle. Przyglądam się mężczyznom w tej kwestii i myślę, że dużo możemy się od nich nauczyć. Kiedy mówią o tym, co osiągnęli, pokazują przemianę, jaka w nich zaszła. Na przykład: „Dwa lata temu byłem sprzedawcą, ale teraz jestem prezesem. Jestem dumny z drogi, jaką przeszedłem, choć nie była łatwa”.

Pokazanie procesu dochodzenia do tego, co dziś mamy, jest bardzo istotne. Procesu i własnej sprawczości. Bo co to znaczy mówić o sobie dobrze? Jak pisze Aleksandra Więcka w książce pod takim właśnie tytułem („Jak mówić o sobie dobrze”), dobrze to znaczy dobrze. Po prostu. Bez umniejszania sukcesów, bez krytykanctwa, biczowania się i mizdrzenia do innych. Mówić o sobie dobrze to znaczy dostrzegać swoje dobre strony i opowiadać o nich innym. Ale dobrze oznacza też umiejętnie. Tak żeby innych zachwycać, a nie zanudzać. Zabierać ich w podróż do swojego świata.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Jak mówić o sobie dobrze
Autopromocja
Jak mówić o sobie dobrze Aleksandra Więcka Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze