Pierwszy krok do dobrego mówienia o sobie to umieć określić się w kilku trafnych słowach. Jak się przedstawiać bez tłumaczeń, wstydu i poczucia, że to nudne i mało atrakcyjne? Aleksandra Więcka, storytellerka i autorka książki „Jak mówić o sobie dobrze”, ma w tej kwestii kilka spostrzeżeń i wskazówek.
Artykuł archiwalny
Jak się dziś przedstawiasz nieznajomym?
O kurczę, nie przygotowałam się... Powinnam mieć to wykute na blachę.
Nawiązuję do momentu, kiedy dawno temu – i ku Twojemu zdziwieniu – przedstawiono Cię po prostu jako… dziewczynę znanego fotografa.
Tak, wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że chyba tylko wydaje mi się, że wszyscy wiedzą, czym się zajmuję, i że muszę lepiej mówić o sobie. Kiedy inni nie mają jasności, na czym polega nasza praca, do czego ktoś taki jak ja na przykład może się przydać – mają tendencję do sięgania po jakieś inne, użyteczne w danej chwili kategorie. Wtedy tak to właśnie zadziałało i dało mi do myślenia.
Dziś mówię o sobie: projektantka opowieści, projektantka narracji. Łączę wiedzę z zakresu projektowania zorientowanego na człowieka ze storytellingiem. Używam tych umiejętności między innymi do tego, żeby uczyć innych, jak mówić o sobie dobrze, przygotowywać mówców do wystąpień i projektować strategie i innowacje w komunikacji dla różnych marek.
Czytałam kiedyś komentarz pewnej socjolożki, która zwróciła uwagę, że kiedy kobiety przedstawiają się w klasycznej notce bio, mają problem z tym, by ograniczyć się tylko do strony zawodowej. Zawsze dodają: mama dwójki dzieci, mieszka z psem i kotem...
Lubi Kubusia Puchatka, cynamon i zbiera papierki od czekolady. Tak przedstawiła się w zeszłym roku nowa wiceminister finansów.
Właśnie. W czym nie ma oczywiście nic złego. Tylko czy to nie bierze się stąd, że chcemy ocieplić swój wizerunek? Wydawać się bardziej sympatyczne? Pokazać, że kariera to dla nas nie wszystko? Boimy się, że wyjdziemy na zarozumiałe? Albo że jak nie dodamy „matka”, to się okaże, że nie jesteśmy dumne z własnych dzieci?
A to byłoby najgorsze, prawda? Ja akurat takich informacji o sobie nie dodaję. Mam przekonanie, że moje życie prywatne jest moim życiem prywatnym i czy jestem żoną, czy mamą, nikomu nic do tego. Jeśli odpowiedniego kontekstu nie ma – nie czuję się w obowiązku zamieszczać takich informacji. Ale to, o czym mówisz, niekoniecznie jest złą strategią, szczególnie krótkoterminowo. Badania, między innymi te przeprowadzone przez Laurę Guillén (ESMT), Margaritę Mayo (IE Business School) i Natalię Karelaię (INSEAD) w 2017 roku, pokazują, że kobiety zawodowo są oceniane nie tylko przez pryzmat swoich osiągnięć, ale też przez pryzmat ciepła. Kiedy mężczyzna jest kompetentny, nie ma znaczenia, czy jest sympatyczny albo czy potrafi podtrzymywać relacje międzyludzkie. Natomiast jeśli kobieta jest kompetentna, a nie jest oceniana jako ciepła, życzliwa i wspierająca – jest postrzegana gorzej, również zawodowo. Sheryl Sandberg, COO Facebooka, ukuła nawet termin likeability penalty (kara nielubienia), opisując skutek uprzedzenia do kobiet prezentujących w pracy zachowania, takie jak: zdecydowanie, ambicja czy autopromocja, sprzyjające osiągnięciu stereotypowo rozumianego męskiego sukcesu.
Ale jeśli myślimy długofalowo i chciałybyśmy w tym świecie trochę poprzestawiać klocki, tak żeby był stworzony dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych – to sądzę, że nie powinnyśmy trzymać się zasad ustalonych przez innych. Nic dziwnego, że kobiety są mniej pewne siebie niż mężczyźni, skoro grają w grę, którą oni zaprojektowali. Kiedy kobieta pisze, że lubi cynamon i czekoladę, bo uważa, że jest to bardzo ważna część jej osobowości lub pasuje do profilu jej działalności zawodowej, bo na przykład jest właścicielką sieci cukierni – to ja to rozumiem. Natomiast nie powinnyśmy usprawiedliwiać się, że mimo że robimy karierę zawodową, to jesteśmy też oddanymi żonami i matkami.
Jak przedstawić siebie, wybierając to, co nas najbardziej określa?
Często na warsztatach robię ćwiczenie: „Trzy rzeczy, których świat nie może o tobie nie wiedzieć”. Wybranie tylko trzech rzeczy wcale nie jest łatwe. Ostatni raz robiłam to ćwiczenie ze studentami projektowania na School of Form i zaczęliśmy od listy dziesięciu rzeczy, a potem sukcesywnie je wykreślaliśmy, aż doszliśmy do trzech.
Co to było w Twoim przypadku?
Po pierwsze, jestem twórcza. Po drugie, nie jestem w stanie pracować rutynowo. Sprawdzam się na początku procesu jako punkt zapalny, ale nie jestem narzędziem do realizowania cudzych pomysłów. Trzecia rzecz: żeby dobrze pracować, potrzebuję dużo ruchu i świeżego powietrza.
Na razie rozmawiamy głównie o tym, jak się przedstawić w pracy. A czy możemy tę samą zasadę przełożyć na pozostałe? Na przykład jak przedstawić się na spotkaniu lub na przyjęciu u znajomych...
I przychodzi moment, którego większość z nas nie cierpi, kiedy słyszymy: „Powiedz kilka słów o sobie”. Zwykle w pierwszym odruchu myślimy tak jak ja na początku naszej rozmowy: „O kurczę, nie przygotowałam się”. Wpadamy w panikę i wtedy najłatwiej jest nam posłużyć się tożsamością zawodową: jestem dziennikarką, nauczycielką, prawniczką. Pół biedy, jeśli mamy pracę, z którą się identyfikujemy. Ale czasem to brzmi mniej więcej tak: „Wiesz co, jestem dziennikarką, ale tak naprawdę to jeszcze szukam własnej drogi”. Dlatego naszym największym krokiem naprzód w mówieniu o sobie byłoby poświęcenie odrobiny czasu na zastanowienie się nad tym, co ja bym chciała, żeby inni o mnie wiedzieli. Ja bym na przykład powiedziała, że jestem innowatorką, twórczynią. Uważam, że jest to najważniejsza informacja o mnie, która przekłada się na wiele płaszczyzn w moim życiu. To się łączy z pojęciem marki osobistej. Twoją marką jest to, co cię wyróżnia, niezależnie od zawodu, jaki wykonujesz. Jeśli jesteś innowatorką, to lubisz też wymyślać nowe dania na obiad, przerabiać stare sukienki albo zawsze jedziesz na działkę inną drogą. To naprawdę dużo mówi o człowieku.
Słyszymy: „Powiedz kilka słów o sobie” i wpadamy w panikę. Najłatwiej jest nam posłużyć się tożsamością zawodową. A co, jeśli mamy pracę, z którą się nie identyfikujemy? (Ilustracja: Magdalena Pankiewicz)
Powiedziałaś, że zwykle w pierwszym odruchu uciekamy się do naszego zawodu. Wiele kobiet przedstawia się: „Jestem mamą, prowadzę dom”. Tylko jakoś tak potem cichną i markotnieją.
Bo mają poczucie, że wkładają się do szufladki, do której nie do końca pasują. I że to, co właśnie o sobie powiedziały, nie jest wcale unikalne. A gdyby powiedziały: „Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę i mam. To, w czym się spełniam najbardziej, to bycie matką i wychowywanie moich dzieci na mądrych, dobrych i pewnych swojej wartości ludzi”. Brzmi zupełnie inaczej, prawda? Jest w tym sprawczość, jest jakiś rys osobisty. Pokazuje, że coś wybrałam, wyjęłam z otaczającej mnie rzeczywistości i skoncentrowałam na tym swoją uwagę.
Biorę teraz udział w projekcie zorganizowanym przez Uniwersytet Oksfordzki, który się nazywa „80 000 Hours”, bo obliczono, że średnio tyle, czyli 80 tysięcy godzin, pracujemy zawodowo w ciągu całego swojego życia – dlatego warto by było przeznaczyć ten czas na coś, co naprawdę będzie miało wpływ na rzeczywistość. Oksford w ten sposób chce doradzać studentom w wyborze ich przyszłej drogi zawodowej. I to świetnie można przełożyć na budowanie marki osobistej. Czyli spytaj siebie, które tematy dziś uważasz za najbardziej palące i jaki chciałabyś mieć na nie wpływ. W jaki sposób możesz te tematy realizować w swoim życiu? Wtedy twoją marką osobistą nie będzie tylko to, co określa, jaka jesteś, lecz także to, jaki możesz mieć wkład w zmianę świata.
Aleksandra Więcka, story designerka, dziennikarka, socjolożka. scenarzystka. Wykłada na Uniwersytecie SWPS i w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Autorka książki „Jak mówić o sobie dobrze. Opowiedz swoją historię i rozwiń skrzydła w życiu i biznesie” (Wydawnictwo Zwierciadło).