1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Spokoju naszego powszedniego – o życiu z zespołem Aspergera opowiada pisarka Izabela Szolc

Izabela Szolc: „Aspiki nie kłamią i nie rywalizują. Mamy też coś, co bym nazwała ograniczonym polem negocjacyjnym. Narobiłam sobie masę wrogów, bo ludzie myśleli, że ich celowo obrażam”. (Fot. M. Zaporowska/archiwum prywatne)
Izabela Szolc: „Aspiki nie kłamią i nie rywalizują. Mamy też coś, co bym nazwała ograniczonym polem negocjacyjnym. Narobiłam sobie masę wrogów, bo ludzie myśleli, że ich celowo obrażam”. (Fot. M. Zaporowska/archiwum prywatne)
Dlaczego bycie innym wciąż wywołuje agresję? Czy obecność w popkulturze bohaterów z zaburzeniami rozwojowymi oswaja z problemami zdrowia psychicznego, czy przeciwnie: wzmacnia stygmatyzację? Jak wygląda codzienność aspika? O swoim doświadczeniu opowiada pisarka i felietonistka Izabela Szolc.

Powiedziała pani kiedyś, że nie przepada za kanapami psychoanalityków. Dlaczego?
Moja niechęć do psychoanalityków miała co najmniej dwa aspekty, w dodatku przeciwstawne. Z jednej strony uważałam, że szukanie pomocy u psychologów to pobłażanie sobie. Wychowano mnie w duchu: masz być twarda i nie okazywać słabości, bo ktoś twojej słabości użyje przeciwko tobie samej. Tutaj dodam, że socjalizowali mnie ludzie mający za sobą ciężkie doświadczenia wojenne, także obozowe. Do głowy mi nie przyszło, że psycholog jest nie tylko po to, żeby pomagać w kryzysie, ale też po to, żeby pomóc ci się rozwijać, nawet jeśli w twoim życiu układa się idealnie. Wydawało mi się również, że mam patent na własną „wiwisekcję”. To skaza pisarska – jeśli wywalę bebechy na kanapę, to taka pusta zasiądę przed klawiaturą?

Jednak zmieniłam zdanie. Moje myślenie było krzywdzące i dla psychologów, i dla mnie. Terapia dała mi nową odwagę w pisaniu. Psycholodzy uratowali mnie przed kompletnym rozpadem. W marcu 2019 roku pewien reżyser rozpoczął przeciwko mnie kampanię oszczerstw, terroru psychicznego i szantażu, aby ukryć to, że ukradł projekt mojego serialu. Gdyby nie opieka psychologiczna, jaką dostałam jako ofiara przemocy psychicznej, to nie rozmawialibyśmy dzisiaj.

W liceum zdiagnozowano u pani zespół Aspergera. Jak pani postrzega tę diagnozę dziś?
Jako doświadczenie, które przyszło albo za wcześnie, albo za późno. Nie byłam na to gotowa. Nie byłam już dzieckiem, miałam nastoletnie plany na dorosłość. I asperger absolutnie nie był umieszczony w tych planach!

A jak pani wspomina swoje dzieciństwo?
Jak koszmar senny, w którym dobre momenty przypominały przerwy na reklamy. Przemoc ze strony rówieśników, szczególnie w szkole podstawowej czy raczej w czymś, co inne roczniki nazywały „edukacją gimnazjalną”, była wszechobecna. A nauczyciele mieli to kompletnie w dupie. A nawet zdarzyło im się przyłączyć do „dowalania mi”. Odmienność jednostki potwornie uruchamia ludzkie kompleksy i ludzką agresję. A mówimy o czasach, kiedy zmieniał się system polityczny w Polsce i wszystko to było jeszcze pompowane przez niepewność – w Łodzi, mieście fabryk, szczególnie mocno odczuwalną. Problem w tym, że takie wczesne doświadczenia cię kodują. Później stajesz się seryjną ofiarą przemocy, a nawet jesteś skłonny przyjąć, że to wszystko twoja wina.

Na co zwracać uwagę w relacji i kontakcie z osobą z zespołem Aspergera?
Warto pamiętać o tym, że tzw. aspiki nie kłamią i nie rywalizują. Mamy też coś, co bym nazwała ograniczonym polem negocjacyjnym. Narobiłam sobie masę wrogów, bo ludzie myśleli, że ich celowo obrażam. Cenimy logiczne argumenty, jednak nie warto na nas naciskać. Jeśli czegoś nie chcemy zrobić, to opuszczamy śluzy, które jeszcze bardziej nas izolują. W efekcie tracą i normalsi, i aspiki, bo nie rozmawiamy ze sobą.

Zadajemy osobliwe pytania, które mogą normalsów irytować albo mogą zostać uznane za naruszenie intymności. Ja dopytuję, czy ktoś jest zły, czy zdumiony, bo kiepsko mi wychodzi czytanie ludzkich twarzy, szczególnie kiedy jestem zmęczona.

Kiedy wokół nas za dużo się dzieje, to musimy to odespać. Ja regularnie „ucinam komara”, inaczej bym zaczęła wrzeszczeć. Jeśli zabierzecie aspika na dyskotekę, głośną i pełną rozbłysków światła, to ryzykujecie, że po godzinie albo zatrzaśnie się w łazience, albo urządzi taki małpi gaj na parkiecie, że do końca życia będziecie się wstydzić. Wy, nie my. My znowu albo zostaniemy odsunięci, albo sami się odsuniemy.

Porównała pani kiedyś siebie do kota żyjącego w psim świecie. Czy nie jest jednak tak, że to świat, w którym jest miejsce dla kotów, psów, orłów, drzew, pokrzyw i szeregu innych istot, z których każda jest odmienna?
Życie jest drogą pomiędzy nicością a nicością. To niebezpieczne. I wszyscy się boimy. A skoro się boimy, to zawężamy horyzonty, żeby lepiej kontrolować sytuację, co oczywiście jest iluzją. A jednak ja to robię i mogę się założyć, że pan również. W pewien sposób musimy przekroczyć strach i uprzedzenia oraz traumy, żeby pojąć, a raczej odczuć – bo mówimy tutaj o doświadczeniu mistycznym – że jesteśmy częścią całego świata i w tym sensie nic nas nie różni ani od innych ludzi, ani od zwierząt, ani od roślin, ani może nawet od przyrody nieożywionej. Życzyłabym sobie czegoś takiego.

Z kolei innym razem użyła pani wobec siebie określenia „mózg w słoiku”. A co z emocjami?
Paradoksem jest to, że mówię o sobie „mózg w słoiku”, a jednocześnie nie identyfikuję się ze stwierdzeniem „moje ciało”. Tymczasem moje ciało to ja. Moja stopa to Szolc, moja wątroba to Szolc, moja pochwa to Szolc.

Bardzo mocno reaguję na bodźce, na które większość ludzi jest obojętna albo przynajmniej tak im się wydaje. A bodźce aktywują podniecenie. Owszem, raz podnieceniem jest np. „radość”, a raz podnieceniem jest „strach”. Ale w gruncie rzeczy stanem, w którym czuję się najlepiej, jest spokój. Jeśli zaprzyjaźniam się z emocjami – choć zapisuję je w cudzysłowie i zdaję sobie sprawę, że mam bardzo ograniczoną paletę odczuwania – to dlatego, że zaczynam traktować emocje jako drogowskazy. Czy może raczej jako żółte trójkąty pokazujące ewentualne niebezpieczeństwo. Ale przecież, o czym już powiedziałam, cały czas doświadczam przemocy psychicznej. Możliwe, że jeśli ten ból ustanie, to i moje postrzeganie się zmieni.

Czy wyposaża pani swoich bohaterów i swoje bohaterki we własne doświadczenia?
Każdy pisarz wyposaża bohaterów i bohaterki we własne doświadczenia, nawet jeśli uważa inaczej. Podświadomość ma na nas ogromny wpływ. Drukuję od 25 lat, warsztat mam w jednym palcu, a kiedy po pewnym czasie wracam do swoich tekstów, to wciąż mnie zdumiewa, ile w nich zawarłam z samej siebie i z sytuacji, w której w danym momencie się znajdowałam. Przestałam z tym walczyć, a nawet próbuję znaleźć pewne plusy.

Dużo moich własnych doświadczeń, a przede wszystkim dużo mojej filozofii życia, egzystencjalnych pojedynków prowadzonych ze sobą samą czy poglądów politycznych jest w mojej „Brudnej trylogii”. Kiedy rozmawiamy, pierwszy tom „Zemsta to za mało” jest już na rynku, a drugi „Kara to nie wszystko” będzie dostępny niedługo. To kryminały społeczne czy, jak pan woli, powieści policyjne, ale rzecz jasna nikogo nie zabiłam w realu. Przynajmniej do tej pory.

Polecamy książkę: Izabela Szolc „Zemsta to za mało” (wyd. Harde) Polecamy książkę: Izabela Szolc „Zemsta to za mało” (wyd. Harde)

Na ile wystawianie się na publiczny widok – poprzez pisanie – jest dla pani wyzwaniem, na ile terapią?
A czy terapia nie jest wyzwaniem? Sama spychałam się na margines, licząc na to, że w tym cichym i odludnym miejscu będę bezpieczna – nic z tego. Skoro ktoś może mnie skopać na ścieżce, to niech ma czelność skopać mnie na alei. Skoro ktoś atakuje mnie w gruncie rzeczy za to, że jestem, jaka jestem, i milczę, to może niech mam w tym wszystkim też trochę rozrywki w postaci rozpuszczenia języka i prezentowania swoich poglądów. Moim zdaniem to racjonalny wybór.

Zaburzenia osobowości przez twórców są coraz częściej traktowane instrumentalnie, wyłącznie po to, by uatrakcyjnić postać literacką albo filmową, co pani o tym myśli?
Z jednej strony cholernie się cieszę, że ludzie z zaburzeniami osobowości przeniknęli do kultury masowej. Nie jest to całkiem nowe, bo baśnie Andersena pełne są aspików, wszakże Andersen post mortem, jeśli tak to można ująć, jest diagnozowany jako aspergerowiec. Założę się, że psychiatrzy czy psycholodzy mający jednocześnie wykształcenie kulturoznawcze mogliby przygotować imponującą listę takich postaci. Wracając do dzisiejszych czasów, bohaterki i bohaterowie przeniknęli do fikcji z konkretną nazwą zaburzenia osobowości bądź zaburzenia rozwojowego (zespół Aspergera jest zaburzeniem rozwojowym, o czym warto pamiętać). I to nas prowadzi do kolejnej kwestii: mamy diagnozę i mamy opis. Niby dobrze, a z drugiej strony – na ile opis odpowiada rzeczywistości, a na ile jest uatrakcyjnieniem fabuły? A gdzie wystąpiły zupełnie niezamierzone nieścisłości? Bo nieścisłość jest cechą przyrodzoną kultury pop. Na ile nam, ludziom takim jak ja, w ostatecznym rozrachunku to zaszkodzi, a na ile pomoże? Nie wiem.

Izabela Szolc: pisarka, za powieść „Żona rzeźnika” (2013) nominowana do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Aktualnie pracuje nad „Brudną trylogią”. Pisze felietony dla Stowarzyszenia „Łódzkie Dziewuchy Dziewuchom” i „SILNE. Aperiodyku społecznego”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze