1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Intuicja – magia czy rzeczywistość? Rozmowa z psycholożką Joanną Heidtman

Potocznie nazywamy intuicję „wewnętrznym głosem”, a z naukowego punktu widzenia intuicja jest procesem podświadomym. (Fot. iStock)
Potocznie nazywamy intuicję „wewnętrznym głosem”, a z naukowego punktu widzenia intuicja jest procesem podświadomym. (Fot. iStock)
Intuicja to broń obosieczna. Może być wzmacniającą mocą albo destrukcyjną siłą. „Gdybym miała powiedzieć coś z życia, a nie tylko z książek i badań, to powiedziałabym, że najważniejsza jest nasza samoświadomość, zanim zaczniemy posługiwać się intuicją” – mówi psycholożka i socjolożka Joanna Heidtman.

Artykuł archiwalny

Przygotowując się do naszej rozmowy, zrobiłam minisondę. Zapytałam kilka osób, jak rozumieją pojęcie intuicji. I zauważyłam jedną prawidłowość – mężczyźni skłonni są sądzić, że to rodzaj wyczucia powstającego na bazie naszych doświadczeń, zaś kobiety mówiły raczej o czymś na kształt wewnętrznego głosu opartego raczej na emocjach. Tak jakby kobiety i mężczyźni rozumieli intuicję trochę inaczej.
Stereotypy, stereotypy, jeszcze raz stereotypy. Mam z tym duży problem – nie ma jasnych dowodów naukowych, a we mnie żadnej wiary, że kwestia intuicji związana jest z płcią. Mam raczej wrażenie, że laicy nie rozumieją pojęcia intuicji, zresztą dlaczego by mieli je rozumieć, a tendencję mamy taką, że kiedy czegoś nie rozumiemy, czerpiemy z rozmaitych „legend”, z przekonań naszych babć i pradziadków. I tu kłania się jakiś rodzaj przekazu historycznego pochodzącego jednak z kultury patriarchalnej – to, co rozumowe, przypisywane jest mężczyznom, a to, co z poziomu emocji, najlepiej jeszcze rozchwianych, przypisywane jest kobietom. Więc bywa, że kiedy ktoś nie wie, czym intuicja jest w istocie, niestety powiela te stereotypy…

To rozprawmy się z nimi. Czym zatem jest intuicja?
Potocznie nazywamy ją, jak już Pani wspomniała, jakimś „wewnętrznym głosem” i jest tu jeden punkt styczny z rzeczywistym stanem rzeczy. Otóż intuicja z naukowego punktu widzenia jest procesem podświadomym. Myślę, tak zupełnie na marginesie, że fakt, że zjawisko rozgrywa się w naszej podświadomości, sprawia, że intuicja tak często fascynuje laików – jeśli coś nie jest bezpośrednio „badalne”, łatwiej przenika do kultury popularnej, bo rozbudza wyobraźnię.

Trochę magii…
Nawet nie trochę. W popkulturze intuicja kojarzona jest często na przykład z prekognicją, czyli parapsychologiczną zdolnością przewidywania tego, co ma się wydarzyć, a z tym łączą się zawsze jakaś tajemnica, niezwykłe moce itd. Ale zejdźmy na ziemię.

Z punktu widzenia psychologii intuicja obejmuje kilka procesów. Pierwszy z nich to wgląd, zresztą kiedy spojrzymy na łaciński źródłosłów tego określenia, to mamy intuitio, czyli wejrzenie. Drugi to rozumowanie intuicyjne, tym zajmują się nauki poznawcze, oraz trzeci to funkcje psychiczne w naszej osobowości opisywane przez Carla Gustava Junga.

Przyjrzymy się pierwszemu z nich, czyli intuicji rozumianej jako wgląd.
Podam anegdotyczny przykład. Wszyscy kojarzymy Archimedesa i jego prawo. Otóż filozof wchodzi do kąpieli i „nagle” doznaje takiego „Aha!”, wyskakuje z wanny, krzycząc „Eureka!”, uświadomiwszy sobie, że ilość wody wypływającej z wanny odpowiadała objętości ciała zanurzanego w wodzie. Oczywiście to nie było żadne jednorazowe olśnienie, ale chodzi o to, że w danym momencie Archimedes nie siedział z ołówkiem nad kartką i nie główkował nad równaniem, tylko prawo do niego w tamtym momencie „przyszło”. W psychologii nazywa się to „aha moment”, czyli taka chwila odkrycia, nagły wgląd. Laikowi może wydawać się, że owa intuicja to wyłącznie ta jedna chwila, to olśnienie. Nie, intuicyjny wgląd nie jest czymś, co przychodzi z niczego, znikąd. Archimedes długo przed wejściem do owej anegdotycznej wanny zajmował się zagadnieniem hydrostatyki, studiował ją, zadawał sobie szereg pytań, drążył temat. Być może świadoma część jego mózgu przestała sobie z tym nadmiarem informacji i pytań radzić – odwołując się do metafory komputera, pamięć operacyjna została zapełniona – ale to nie oznacza, że podświadoma część mózgu przestała nad tym zagadnieniem pracować. Nie przestała. I w pewnym momencie „wyrzuciła” do świadomości gotowy wynik.

Gdyby przełożyć działanie intuicji/wglądu na nasze tu i teraz, powiedziałabym tak: świadoma część mojego mózgu to ta, która wie, że teraz z Panią rozmawiam, słyszę Pani głos, swój głos, wiem, że siedzę u siebie w gabinecie i co jest tematem naszej rozmowy. Przetwarzam masę empirycznych danych, które docierają do mnie poprzez zmysły. Ale jednocześnie coś dzieje się teraz w mojej podświadomości – coś, co ujawni się na przykład jutro rano. Być może obudzę się i nagle przyjdzie do mnie myśl: „O rany, czegoś bardzo ważnego Pani nie powiedziałam!”. I czym będzie ta myśl?

W sensie potocznym podpowie ją Pani intuicja. Rozumiem, że laicy intuicją nazywają ten jeden moment, a to skrót myślowy.
Właśnie tak, bo ta myśl będzie wypadkową tego wszystkiego, co dzieje się już od teraz. Część naszej rozmowy toczy się na poziomie świadomym, a druga, całkiem pokaźna, na poziomie podświadomym. I w momencie kiedy będę zrelaksowana, na przykład jutro rano po przebudzeniu, jak Archimedes w wannie, to, co teraz rozgrywa się w podświadomości, przyjdzie do mnie w postaci wspomnianego jednorazowego wglądu. Ile mamy swoich „odkryć” pod prysznicem, w wannie, podczas biegania, zaraz po przebudzeniu lub tuż przed zaśnięciem? Właśnie wtedy, gdy nasz mózg jest w stanie relaksu, wykonana przez podświadomość praca może zostać dostarczona „w całości” do świadomości.

To też efekt, który często pojawia się w scenariuszach filmów czy seriali kryminalnych. Mamy detektywa, on bada, sprawdza, chodzi, zagląda i drapie się po głowie, aż tu nagle w jednej chwili krzyczy: „Wiem, mam, to ten jest mordercą. Tak to zrobił!”. Rozumowanie intuicyjne to był ten cały proces, to kombinowanie, a sam „moment aha” jest tylko jego zakończeniem. Gromadzimy znacznie więcej danych, niż nam się wydaje, i nasza podświadomość w pewnym momencie „wyrzuca” do świadomości tzw. połączone kropki.

Czyli rzeczywiście określenie intuicji jako przemawiającego w jednej chwili wewnętrznego głosu to duże uproszczenie…
Tak, ale przyznam, że w tym uproszczeniu zawiera się inna część rozumienia intuicji. Chodzi mianowicie o to, że procesy intuicyjne wiążą się też zazwyczaj z emocjami, a wręcz z odczuciami trzewnymi – pochodzącymi z ciała. Na przykład bywa, że idziemy gdzieś i czujemy impuls z ciała, który „podpowiada” – omiń to miejsce, bo tam siedzi twój eks z nową dziewczyną albo grozi ci coś innego nieprzyjemnego. To odczucie – zazwyczaj niepokój i lęk – może nie być żadnym „przeczuciem”, ale zostać wytworzone przez nasz własny umysł.

To znaczy?
Chodzi tu o uprzedzenia, projekcje i lęki. Czyli: jeżeli pewne miejsca, osoby czy sytuacje przypominają nam przykre czy traumatyczne zdarzenie z przeszłości, będziemy mieć „przeczucie”, że mamy je omijać, będziemy czuli „niewyjaśnione” napięcie lub lęk. Niewyjaśnione i tajemnicze, bo nie kojarzymy tych podobieństw i powiązań. Więc mówimy, że intuicja nam podpowiada, a to bywa zwodnicze. Podobnie jest z uprzedzeniami – jeśli jesteśmy uprzedzeni do jakiegoś typu ludzi, a ktoś nam ten typ przypomina, wtedy coś do nas „mówi”, to „coś” potocznie nazwiemy intuicją, że to zły człowiek, że można się spodziewać po nim czegoś złego. Oj, to duża pułapka.

A chyba zdarza nam się wpadać w ten dołek całkiem często.
Tak, a to nasza własna projekcja, projektujemy na coś lub na kogoś nasze obawy. Pozostajemy tak naprawdę we własnej głowie. Nie weryfikujemy swoich myśli z rzeczywistością, prowadzimy dialog sami ze sobą.

I nazywanie tego „czegoś” intuicją jest dawaniem sobie alibi…
Które pozwala pójść na skróty i zachować pozorny spokój, pozorne poczucie bezpieczeństwa. Użyję teraz określenia, które nie jest naukowe, ale moje, na użytek zobrazowania zjawiska: to intuicja fałszywa – samopotwierdzenie siebie, chodzenie po ograniczonym wybiegu własnych lęków i projekcji.

To jest metoda stosowana najczęściej przez osoby neurotyczne, lękowe. W takim wypadku pomoże chyba tylko psychoterapia, która skłoni do tego, by „dotknąć” i sprawdzić, przekonać się, że to, co brałam/brałem za intuicję, to jedynie moja projekcja.

Czy rozumowanie intuicyjne to nasza zdolność wrodzona? Czy wszyscy mamy ten potencjał?
Zakłada się, że taką możliwość ma po prostu ludzki mózg. I że to coś, co zyskaliśmy na drodze ewolucji. Bo proszę sobie wyobrazić, że człowiek w każdej sytuacji zagrożenia opiera się wyłącznie na świadomej analizie każdego faktu i każdej informacji. Nie przetrwalibyśmy. Kiedy mówimy, że strażak miał intuicję i biegł przez cały dom w jedno konkretne miejsce i dzięki temu uratował życie małej dziewczynki, wiedział dokąd pójść, a gdzie już nie należy wchodzić, to tak, jakbyśmy uważali go niemal za jasnowidza. Nie, on nie jest jasnowidzem, on po prostu przeżył już kilkadziesiąt takich i podobnych sytuacji i w momencie zagrożenia bazuje już na tym intuicyjnym zautomatyzowaniu. Ono jest szybsze niż działanie racjonalne, świadome. Można sobie wyobrazić, że w rozwoju naszego gatunku rozumowanie intuicyjne musiało się wzmacniać, ratowało nam życie. Kto był w nim lepszy, ten swoje geny poniósł dalej… Jest to mechanizm ogólnoludzki. Natomiast kto ma większą skłonność ku temu, by go wykorzystywać, ćwiczyć i szerzyć, mówił i pisał Carl Gustav Jung.

W opisie osobowości człowieka według Junga intuicja była jedną z tak zwanych funkcji psychicznych. Wyobraźmy sobie spektrum tego, jak ludzie postrzegają świat. Jeden kraniec to osoby, które patrząc na rzeczywistość, opierają się na zmysłowych informacjach, czyli na tym, czego mogą dotknąć, co mogą powąchać, posmakować oraz na szczegółach. Drugi kraniec to osoby, które nie dostrzegają szczegółów, biorą z sytuacji kilka informacji głównych, a resztę sobie dopowiadają. Czyli można powiedzieć, że różnimy się osobowościowo w zależności od tego, czy syntetyzujemy informacje, czy je analizujemy, czyli czy jesteśmy bardziej intuicyjni, czy analityczni. Co jest lepsze? Trudno powiedzieć, Jung tego nie ocenia. Typ analityczny może utknąć, „przerabiając” wszystkie dane, z kolei typ intuicyjny może zbyt szybko „domknąć” figurę, zniekształcić rzeczywistość, zanim to empirycznie sprawdzi.

A no właśnie, a wracając na moment do potocznego rozumienia intuicji, sądzimy raczej, że intuicja daleka jest od zniekształcenia, że to raczej celne ujęcie stanu rzeczy.
Proszę zobaczyć, jak wiele w przypadku intuicji zależy od tego, ile w ten proces włożymy siebie. Bo jeżeli ktoś ma dużo uprzedzeń, dużo rozmaitych założeń o innych ludziach i o świecie, to wszystko w tym procesie intuicyjnego rozumowania będzie zawarte… a wtedy zniekształcenie może być gigantyczne. Wyobraźmy sobie sędziego, który – wiadomo – nie jest w stanie wziąć pod uwagę jak komputer stu procent informacji, które do niego w przebiegu procesu docierają. Zatem, w momencie kiedy wydaje werdykt, musi do jakiegoś stopnia użyć swojej intuicji. A co, jeżeli jest uprzedzony? Jego intuicja wtedy nadawałaby się do kosza, bo jego synteza danych będzie zabarwiona jego własnymi uprzedzeniami.

Gdybym miała powiedzieć coś z życia, a nie tylko z książek i badań, to powiedziałabym, że najważniejsza jest nasza samoświadomość, zanim zaczniemy posługiwać się intuicją…

Bo, jak rozumiem, jest ona bronią obosieczną.
Właśnie tak. Niesamowicie wzmacniającą mocą, albo bardzo destrukcyjną siłą…

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze