Ktoś nas goni, a my nie możemy biec albo przedzieramy się przez las, słysząc z tyłu kroki… Ten motyw często pojawia się w nocnych fantazjach. W kolejnej odsłonie psychologicznego sennika Mateusz Ostrowski, terapeuta POP, przekonuje, że nad snami o ucieczce warto się zatrzymać, bo to okazja do spotkania z czymś, czego potrzebujemy.
Choć może to zabrzmieć zaskakująco, to sny o ucieczce nie mają negatywnego wydźwięku. Oczywiście w pierwszym odruchu skupiamy się na emocjach: na strachu czy wręcz przerażeniu, na bezsilności i niemocy, kiedy ratunek wydaje się niemożliwy. Ale faktycznie jest to opowieść o naszej wewnętrznej dynamice. Zamiast biec – lepiej się zatrzymać, odwrócić i sprawdzić, jaką wiadomość niesie taka fantazja. Tak jak w tej historii:
Szczepan ostatnio borykał się z różnymi kłopotami: bank ścigał go za niezapłaconą ratę kredytu, wpadał z jednego przeziębienia w drugie. Miał wrażenie, jakby cały czas przed czymś uciekał i było to tym silniejsze, że niemal co noc śniła mu się goniąca go czarna postać w kapturze. Budził się przerażony i bezskutecznie zastanawiał się, o co chodzi. Trafił nawet na artykuł o malajskim plemieniu Senojów, które przywiązuje wielką wagę do znaczenia snów. W końcu udało mu się to zrozumieć zupełnie przypadkiem. Pewnego wieczora jechał windą, gdy nagle zgasło światło i winda stanęła. Szczepan chciał poświecić telefonem, ale w dużej torbie nie mógł go wymacać. I wtedy przypomniał sobie powtarzający się sen. Poczuł się naprawdę nieswojo, bo jego wyobraźnia zaczęła pracować na zdwojonych obrotach i już po chwili czarna postać stała tuż obok niego. Tyle że nie mógł uciec. Przypomnieli mu się Senoje z artykułu i postanowił iść za ich radą, żeby zawsze stawać twarzą w twarz z zagrażającymi elementami snu. Wydawało mu się, jakby nagle wszystko stanęło w miejscu. Zaczął słyszeć swój oddech, przez moment poczuł dziwne uczucie: ni to smutek, ni to tęsknotę – jakby spotkał kogoś, z kim się bardzo dawno nie widział. W sumie miało to sens, bo przecież cały czas przed nim uciekał. Uspokojony poddał się tej ciemności i w myślach zapytał postać, dlaczego go goni. „Bo uciekasz” – zabrzmiało mu w głowie. „A co się dzieje, jeśli nie uciekam?” Odpowiedzi udzielił sam sobie: czuję się wtedy spokojniej, choć całkiem inaczej niż w codziennym życiu. „Przestań uciekać i skup się na oddechu” – znów mu się tak dziwnie samo pomyślało. Na moment wewnętrznie się zatrzymał i usłyszał nie tylko swój oddech, lecz także bicie serca i pulsowanie krwi w skroniach. Poczuł się dużo spokojniejszy i silniejszy. Z tej perspektywy jego problemy jakby się skurczyły, przestały być koszmarami, wobec których czuł się bezradny. Pomyślał też, że może sobie z nimi poradzić.
Uciekanie przed sennym agresorem nie ma sensu. To w końcu tylko symboliczne przedstawienie jakiegoś nieświadomego aspektu naszej psychiki. Aspektu, który jest całkiem inny niż nasze codzienne „ja”, czasami tak inny, że śni się nam pod postacią rodem z horroru. Zazwyczaj bowiem chodzi o to, że do rozwiązania problemów, wobec których nie sprawdzają się dotychczasowe strategie, potrzebujemy czegoś całkiem innego. I to rozwiązanie jest w nas, musimy jedynie je przyjąć.
Jest też druga kategoria snów o ucieczce. Takich, kiedy nie skupiamy się na napastniku, ale raczej na niemożności ucieczki. Próbujemy biec, a nogi jakby przyklejały się do podłogi, ciało zaś poruszało się w gęstej mazi. I to też znajduje odzwierciedlenie w codziennym życiu.
– Mam dość pracy, chciałabym coś zmienić, ale totalnie nie mam siły. Z Wojtkiem też jest jakoś dziwnie, niby wszystko dobrze, ale jakby brakowało energii między nami – zwierzała się Basia przyjaciółce, która przyjechała do niej na weekend. – W zeszłym tygodniu opowiadałaś mi sen, w którym uciekałaś, ale nie mogłaś biec. Mówiłaś, że to było obezwładniające odczucie. Jakoś mi się teraz przypomniał. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że śnisz ten sen, i zobacz, co dalej się wydarzy. – Zofia prowadziła terapię jungowską, więc Basi nie zdziwiło to, co powiedziała.
Oparła się na fotelu, przymknęła oczy i zagłębiła we wspomnienie. Poczuła, jak próbuje biec i nie może. Męczy się i zmaga z tym dziwnym odczuciem, ale nie jest w stanie z nim wygrać. Poczuła, że nie chce już walczyć i się poddała. – Zmieniłaś się na twarzy. Co się stało? – zapytała Zofia. – Jakoś się tak dobrze poczułam, kiedy przestałam próbować pokonać ten opór. – No właśnie, może ty się niepotrzebnie z tym wszystkim zmagasz, może wcale nie czas na zmiany? – dodała przyjaciółka. – Może nie, tak mi jakoś teraz dobrze, że wcale o nich nie myślę. Nawet się ucieszyłam, że wrócę do domu i przytulę się do Wojtka. I zobaczymy, co będzie w poniedziałek w pracy – stwierdziła Basia.
Zamiast kontynuować to, co próbujemy zrobić we śnie, lepiej pójść pod prąd. Spotkać się z potworem lub poddać się temu, co się dzieje. Jeśli we śnie nie możemy biec, to spróbujmy sobie wyobrazić, że faktycznie tego nie robimy. Zgódźmy się na tę senną rzeczywistość i zobaczmy, co wtedy się wydarzy. Jak nas to zmieni? Co poczujemy?
Cała sztuka polega na tym, by choć na chwilę wyjść poza ramy tego, co chce zrobić we śnie nasze codzienne „ja”. Mądrość zazwyczaj tkwi poza nim. Sny o ucieczce pokazują, że przed czymś się bronimy i czegoś nie chcemy przyjąć, ale prędzej czy później i tak nas to dopadnie… Pamiętajmy więc o starym przysłowiu: mądrego los prowadzi, a głupiego wlecze.
Mateusz Ostrowski: terapeuta pracy z procesem, trener biznesu. Członek Polskiego Stowarzyszenia Psychoterapeutów i Trenerów Psychologii Procesu. Prowadzi terapię indywidualną i dla par oraz warsztaty rozwoju osobistego; więcej na www.mateuszostrowski.pl.