1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jak nie wychować narcyza? Odpowiada psychoterapeuta Wojciech Eichelberger

„Narcystyczne wzorce łatwo się propagują i lansowane są w dobie nadkonsumpcji” – mówi Wojciech Eichelberger. (Ilustracja: Katarzyna Bogucka)
„Narcystyczne wzorce łatwo się propagują i lansowane są w dobie nadkonsumpcji” – mówi Wojciech Eichelberger. (Ilustracja: Katarzyna Bogucka)
Dzieci często służą rodzicom do podbijania własnego niskiego poczucia wartości. Podobnie jak wypasiony dom, drogie auto czy egzotyczne wakacje, którymi można się pochwalić w mediach społecznościowych – mówi psychoterapeuta Wojciech Eichelberger.

Mówi się – parafrazując Karen Horney – że współczesne pokolenia to narcystyczne osobowości naszych czasów. Thomas Erikson w książce „Otoczeni przez narcyzów” pisze, że na świecie może być ich nawet 140 milionów. Psychologowie alarmują, że mamy do czynienia z epidemią narcyzmu. Nie ma w tym przesady?
Nie ma. Narcyzm od lat znajduje się na czele rankingu najczęstszych źródeł cierpienia współczesnych ludzi – zarówno dzieci, jak i rodziców. W miarę upływu czasu to się tylko nasila.

Z jakich powodów?
Przyczynia się do tego przede wszystkim ogromna popularność mediów społecznościowych i ich anonimowość. A także epidemia różnego typu uzależnień dorosłych, która sprawia, że ich dzieci dowiadują się u zarania swego istnienia, że nawet dla tych, którzy ich powołali do życia, nie są najważniejsze, bo zawsze przegrywają z rodzicielskim uzależnieniem. Uznają więc – oczywiście niesłusznie – że mają jakąś wadę, która czyni ich niezdolnymi do bycia obiektem miłości.

Jak to się ma do narcyzmu?
W największym skrócie: Narcyz – ten z antycznego mitu – był samotnym młodzieńcem, który zanim poznał siebie, swoją wartość i dowiedział się czegoś o sobie od innych ludzi, zakochał się we własnym wizerunku odbitym w lustrzanej tafli jeziora. Zakochał się, by uciec przed rozpaczą i osamotnieniem. Niestety, być może nigdy już nie pojmie, że tym samym skazał siebie na to, przed czym chciał uciec – na dożywotnią samotność, a do tego nieustanny lęk przed demaskacją. Dzisiaj wszyscy w jakimś stopniu zajmujemy się kreowaniem wizerunku – politycy, twórcy rzeczy i dóbr wszelakich, media. W tej sytuacji ważne staje się pytanie: jak ma się wizerunek do prawdy, do tego, co się pod nim kryje? A mit o Narcyzie ostrzega nas, że wizerunek nigdy nie jest i nie powinien być naszą prawdziwą tożsamością.

A tymczasem główny wysiłek wielu ludzi idzie na budowanie i podtrzymywanie wizerunku.
Na kreowanie dobrze sprzedającej się fikcji. A to wymaga nieustannej troski, trudu, konspiracji i ukrywania prawdy. W rezultacie człowiek z osobowością narcystyczną jest w sytuacji uzurpatora, który wykreował siebie na bohatera, władcę, mędrca lub proroka – co skazuje go nie tylko na przeżywanie życia w zabieganiu o podtrzymywanie fikcji, lecz także na wieczny lęk przed tym, że ktoś krzyknie: „Król jest nagi”. Bo uzurpator w głębi duszy wie, że nie ma ani właściwości, ani kwalifikacji, które by go uprawniały do noszenia korony, którą zawłaszczył sprytem, kłamstwem, samookłamywaniem się i mistyfikacją.

I to grozi tym, że wychowane zostanie kolejne pokolenie narcyzów?
Tak, bo narcystyczne wzorce łatwo się propagują i lansowane są w dobie nadkonsumpcji. A system wymaga coraz więcej manipulacji i mistyfikacji, by każdego roku sprzedać ludziom jeszcze więcej towaru. Narcystyczny lęk przed kompromitacją rodzi lęk przed bliskością z drugim człowiekiem, co otwiera pole do budowania więzi opartych na mistyfikacji.

Skąd ten lęk przed bliskością?
Ponieważ bliskość i zażyłość z drugim człowiekiem grozi zdemaskowaniem. Ktoś bliski może przecież szybko odkryć, że sposób prezentowania się światu przez osobę narcystyczną jest całkowicie niespójny z jej zachowaniem i postępowaniem w prywatnym życiu. Charakterystyczne dla osób narcystycznych jest wypieranie się własnych rodzinnych korzeni i trudnego, nierzadko traumatycznego dzieciństwa. Zwartym i jasnym przedstawieniem skomplikowanego dramatu narcyza, a szczególnie przyczyn narcystycznego lęku przed bliskością, jest bajka o Kopciuszku.

Co wspólnego ma Kopciuszek z narcyzem?
Porzucenie, samotność, upokorzenie i marzenie, by się z tego wyrwać, zapomnieć, zaistnieć w jakiejś wymarzonej bajce. A Kopciuszek miał przecież bardzo bolesne i upokarzające dzieciństwo. Skrycie marzył o balu w pobliskim książęcym zamku. I pewnego wieczoru przelatująca nieopodal wróżka postanawia spełnić marzenie Kopciuszka. Pięknie przebrany na balu wzbudza powszechny zachwyt i bawi się świetnie – do czasu jednak, gdy zauważa, że zakochuje się w nim książę. Dziewczyna jest przerażona, bo zdaje sobie sprawę z tego, że książę zakochał się w jej zapożyczonym wizerunku. W popłochu ucieka więc z balu jeszcze przed północą, po drodze gubiąc pantofelek. Oszalały z miłości książę wysyła wojska i służby, żeby odnalazły ukochaną, przymierzając bucik wszystkim pannom w królestwie. Dopiero w ostatniej zagrodzie znajdują umorusaną dziewczynę, której stopa mieści się w pantofelku. Książę rozpoznaje w niej swoją ukochaną. Patrzy jej głęboko w oczy i mówi: „To ciebie kocham”. Uleczenie Kopciuszka się dokonało.

Na czym ta terapia polegała?
Najkrócej mówiąc, terapia osoby narcystycznej w swoim pierwszym stadium sprowadza się do konfrontacji z trudną, często traumatyczną przeszłością. W konwencji tej bajki można to nazwać powrotem Kopciuszka do komórki. Na ogół towarzyszy temu krótkotrwały stan depresyjny. I rolą terapeuty jest zachować się w tej sytuacji jak książę. Czyli gdy zobaczy trudną przeszłość pacjenta – w jego pojęciu kompromitującą, zawstydzającą i godną zapomnienia – to zaoferuje mu zrozumienie, akceptację i uznanie, chociażby za to, że znalazł sposób, aby to trudne dzieciństwo przetrwać.

A jeśli narcystyczni rodzice nie przejdą tej drogi?
To prawdopodobnie nieświadomie i niepotrzebnie przekażą dzieciom swoją narcystyczną strategię przeżycia.

Czyli co?
Nieuświadomione, niewypowiedziane credo życiowe narcyza, które w najbardziej radykalnej wersji brzmi: Ponieważ nikt mnie nie pokocha takim, jaki jestem, muszę udawać kogoś, kim nie jestem. Muszę, w umysłach innych, codziennie tworzyć swój wykreowany wizerunek, swoją nieprzenikalną fasadę – doskonałego awatara. Muszę sprawić, aby w prawdziwość tego awatara, czyli w moją zmistyfikowaną tożsamość, uwierzyło jak najwięcej ludzi, a w końcu nawet ja sam. Nie wolno mi zbliżać się do nikogo i nie wolno nikomu ufać, a tym bardziej kochać, bo grozi mi demaskacja i kompromitacja. Muszę otaczać się tylko tymi, którzy wierzą w moją mistyfikację, i sprzedajnymi klakierami, którzy będą się mnie bać i dobrze udawać zachwyt. Muszę być bezwzględny dla tych, którzy przejrzeli moją grę lub próbują to robić.

Dlatego warto zadbać o to, aby jak najmniej tego szkodliwego, rujnującego życie oprogramowania przelać do serc i umysłów naszych dzieci.

Odpowiedź na pytanie: „Jak nie wychować narcyza?” jest zatem prosta: uświadomić sobie i przepracować swój narcyzm.
Nie ma innej drogi. Bo większość wyborów narcyza – a narcystyczny rys w osobowości mamy w jakimś stopniu wszyscy – wynika z lęku przed demaskacją. Tak więc jego celem jest budowanie fasady, coraz grubszej i bardziej szczelnej. Wszystko jest instrumentalnie podporządkowane temu celowi, w tym wybory i związki. Czyli jeśli wybiera partnerkę, to nie dlatego, że ją kocha, choć może mu się tak wydawać, tylko dlatego, że ona atrakcyjnie wygląda albo ma pozycję społeczną, która go uwiarygodni i wtedy on będzie lepiej wyglądać w jej świetle.

Dzieci też do tego służą?
Ależ oczywiście. Dzieci narcyza muszą podbijać mu poczucie wartości, są nieuchronnie włączone w jego narcystyczny projekt. Narcyz nie daje dzieciom swobody wyboru celów życiowych ani realizacji ich aspiracji. One mają potwierdzać jego uzurpatorskie złudzenia i mistyfikacje.

Jak rozpoznać rodziców narcystycznych? Albo inaczej: jak rozpoznać narcyzm u siebie jako rodzica?
Narcystyczni rodzice dogmatycznie stosują jedną z dwóch skrajnych strategii wychowawczych. Jedni w ogóle nie chwalą swoich dzieci, bo zakładają, że jak ich nie będą chwalić, to dzieci będą bardziej się starać zadowolić ich oczekiwania. Charakterystyczne dla tego typu rodziców jest to, że nie chwalą dziecka, ale za to chwalą się dzieckiem przed innymi.

A druga strategia?
Diametralnie różna. Chwalą je za wszystko i zawsze, w nadziei, że ugruntuje to w nim wybujałe ambicje i wyobrażenie na temat swej pozycji, znaczenia, osiągnięć. A dziecko podświadomie wie, że na takie pochwały nie zasłużyło, i żyje w narcystycznym lęku, bo czuje, że jest wyniesione ponad miarę. Tego typu rodzice posuwają się do tego, że budują szkolną reputację dziecka, ucząc je oszukiwania, bo odrabiają za niego lekcje. To szkoła narcystycznej demoralizacji.

Nauczyciele skarżą się, że dzisiaj dominuje postawa totalnego wyręczania dzieci, ochrony przed najmniejszą krytyką. Ale po to są przecież rodzice, żeby dawać dzieciom poczucie bezpieczeństwa.
Jeśli dziecko zostanie wystawione na ciężką próbę, na przykład jest mobbingowane przez rówieśników, wtedy trzeba interweniować. Ale dzisiaj wielu rodziców interweniuje przy najmniejszej nawet próbie krytyki zachowania dziecka. I ten sprzeciw bywa tak silny, tak nacechowany narcystycznie, że widać wyraźnie – nie o interes dziecka tu chodzi, tylko o obronę jego wykreowanego wizerunku.

Bo wtedy bronią też swojego.
Oczywiście. Wszystko w życiu narcyza jest podporządkowane tej motywacji: wybór partnera, samochodu, domu. Także wychowywanie dzieci. Narcyz chwali się ich osiągnięciami jak swoim trofeum.

Przed stawianiem dzieci w centrum świata przestrzegał Carl Honoré w słynnej już książce „Pod presją”. Rodzice nieustannie krążący nad dziećmi, niespuszczający ich z oka, mają nawet swoje określenie: helikopterowi. Czy nadmierna uwaga skierowana na dziecko może być źródłem narcyzmu?
Niekoniecznie. Uwaga akceptująca, rozumiejąca i troskliwa jest dziecku bardzo potrzebna do prawidłowego rozwoju. Wszystko zależy od motywacji rodziców. Ci nadopiekuńczy nie wychowują narcyzów, lecz dzieci przerażone światem, niepewne siebie, bojące się wszystkiego. Narcyzów wychowują rodzice z mocnym narcystycznym odchyleniem w osobowości.

Co sprawia, że są w tym tacy skuteczni?
Wyjątkowo silna potrzeba kompensowania poczucia swojej bezwartościowości, włączająca w to dzieci. Konsekwencją tego na poziomie zachowań jest niezdolność dostarczania dzieciom adekwatnego odzwierciedlenia słabych i silnych stron ich psychicznej i fizycznej konstrukcji i ich osiągnięć. W rezultacie rodzice tworzą fałszywy obraz i fałszywe poczucie wartości dziecka zarówno w głowach samych dzieci, jak i we własnych. Obraz albo nieadekwatnie korzystny, albo nieadekwatnie niekorzystny. Podobnie działa sytuacja, gdy jeden z rodziców zawsze chwali, a drugi zawsze krytykuje. Nieadekwatne odzwierciedlenie cech i zachowań dziecka jest zawsze przejawem nieprzepracowanego narcyzmu rodziców.

Spotkałam się z określeniem „narcyzm wrodzony”, dotyczącym niemowlęctwa, czyli okresu, kiedy dziecko rzekomo „myśli” tylko o sobie i swoich potrzebach.
W tym okresie życia dziecko jeszcze nie myśli i realnie wymaga troski i opieki. W psychologii rozwojowej nazywa się to oralną fazą rozwoju. Wtedy większość dzieci – mam nadzieję – doświadcza bezwarunkowej miłości matki i ojca, co instaluje w nich głębokie i niewzruszone przekonanie, że bez względu na wszystko sam fakt mojego istnienia jest bezcenny, godny zachwytu i miłości.

Ten zachwyt powinien trwać wiecznie?
Tak, niech trwa wiecznie. Choć ważny i na pierwszym planie jest w tym najwcześniejszym okresie naszego życia. Dzięki niemu możemy później budować więzi z innymi ludźmi oparte na poczuciu wartości i bezpieczeństwa, a nie na narcystycznym lęku czy też lęku o przetrwanie. Ważne, aby ten zachwyt był tłem całej reszty procesu wychowawczego, także wtedy, gdy dziecko przechodzi trudny okres socjalizacji, uczenia się zasad, współżycia z ludźmi, samodyscypliny i kontroli.

Czy niestawianie granic dziecku sprzyja wychowaniu narcyza?
Tak, bo dziecko, któremu się na wszystko pozwala, to najczęściej dziecko odpuszczone, które ma prawo poczuć się nieważne i niekochane na zasadzie: Ja ich nic nie obchodzę, nawet nie stawiają mi żadnych wymagań. Na tym polegał błąd słynnego doktora Spocka, promotora bezstresowego wychowania, któremu po latach zarzucono, że przyczynił się do wychowania pokolenia samobójców.

Co chroni nas przed rodzicielskim narcyzmem?
Najważniejsze to być świadomym swojego narcyzmu i nie karmić tego wilka. Jeśli jednak narcyzm w pełni zarządza naszym życiem, to go koniecznie przepracować w terapii lub rzetelnej praktyce duchowej. Tu ważna wiadomość: jeśli należysz do tych, którzy nie widzą żadnej potrzeby pracy nad sobą, terapii ani praktyki duchowej, i są sami sobą bezgranicznie zachwyceni – to z pewnością uwierzyłeś w swoją fałszywą tożsamość i marnujesz życie, żyjąc życiem awatara.

Wojciech Eichelberger: psycholog, psychoterapeuta i trener, autor wielu książek, współtwórca i dyrektor warszawskiego Instytutu Psychoimmunologii (www.ipsi.pl).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze