W pierwszych kilku dniach klęski pomaga się najłatwiej. Tylko co będzie za parę dni? Jak rozłożyć swoje siły, by starczyło ich na maraton, a nie sprint?
Jaka była twoja pierwsza myśl na wieść, że „za ścianą” wybuchła wojna i miliony ludzi przekracza granice Polski w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia? Kobiety z dziećmi, z podręcznym bagażem. Wiele z nich nie ma nawet nikogo znajomego, kogo mogłyby prosić o pomoc. Pamiętasz, co poczułaś? Co było najpierw: emocja, myśl czy działanie?
U mnie pierwsze było działanie. Chyba niewiele było w tym czucia i myślenia; szybki przegląd szafy, telefony do rodziny i znajomych, że potrzebne są rzeczy dla dzieci, zakupy w Lidlu, szukanie fundacji zajmującej się pomocą. I to karmiące poczucie wspólnoty i współdziałania, kiedy ludzie w kolejce do kasy wymieniali się uwagami, co jest najbardziej potrzebne.
Po dwóch dnia intensywnego działania, kiedy zmęczone ciało zażądało zatrzymania, pojawiły się pierwsze uczucia: lęk, złość, smutek, bezradność… A potem myśli: Co dalej? Na ile dni jeszcze starczy energii? Jak wiele mam jeszcze do dania?
Podnosi nastrój, generuje pozytywne emocje, redukuje napięcie lękowe, skutecznie wspiera radzenie sobie ze stresem. Pomagasz komuś i zaraz potem odczuwasz ulgę – to jest właśnie psychologia pomagania; pewien rodzaj autoterapii, która choć często nieświadoma – doskonale reguluje emocje.
Z badań medycznych jednoznacznie wynika, że pomaganie ma wpływ na wydzielanie dopaminy, hormonu szczęścia. Ponadto pozwala zmniejszyć ciśnienie krwi, obniżyć odczuwanie bólu, zniwelować poczucie samotności, a nawet wydłużyć życie.
Zdaniem Daniela Golemana, amerykańskiego psychologa „od inteligencji emocjonalnej”: nasz mózg został zaprogramowany na bycie dobrym. Niesienie pomocy, współpraca i współodczuwanie zapewniają nam dłuższe przetrwanie. Istnieje związek pomiędzy cierpieniem jednego człowieka a odruchem pomocy u drugiego; empatyczna odpowiedź na czyjeś cierpienie aktywuje te same części mózgu, które aktywują się przy odczuwaniu bólu.
Chęć pomocy innym to cecha, z którą przychodzimy na świat. Przeprowadzono badanie na grupie dzieci poniżej 2 roku życia: maluchom dano ich ulubione krakersy, a naprzeciwko postawiono pluszową małpkę i zapytano, czy podzielą się swoimi ciastkami. Okazało się, że dzieci były bardziej szczęśliwe, kiedy oddawały krakersa małpce, niż wtedy, gdy same go zjadały.
Zdaniem psychologów ewolucyjnych celem pomagania jest ocalenie gatunku ludzkiego, podobnie jak u zwierząt. Najszybciej i najchętniej pomagamy tym, z którymi mamy najwięcej wspólnych genów – rodzicom, rodzeństwu, dzieciom – a dopiero w dalszej kolejności pozostałym krewnym. Obcych ratujemy na końcu.
Wspieranie potrzebujących podnosi również nasze poczucie wartości i poczucie szczęścia. W jednym z badań ofiarowano badanym po 100 dolarów, a następnie połowie polecono przeznaczyć część tych pieniędzy na zbiórkę jedzenia dla biednych, a drugiej połowie dano wybór: mogli zatrzymać całą kwotę albo oddać przynajmniej część. Okazało się, że badani, którzy sami zadecydowali o przekazaniu datku, mieli największy wyrzut dopaminy w mózgu, co oznacza, że pomoc innym sprawia nam największą przyjemność, nawet jeśli wiąże się z tym strata (w tym przypadku pieniędzy).
Wymiana społeczna i norma wzajemności odgrywają w procesie pomagania niebagatelną rolę. Pragnienie czucia, że nie jesteśmy sami i kiedy będziemy w potrzebie, zawsze znajdzie się ktoś, kto nam pomoże – skutecznie motywuje do wzajemnej pomocy.
W procesie pomagania nie da się oddzielić „zysków”, jakie czerpią obydwie strony: pomagający i wspomagany. I nie ma w tym niczego złego. Jeśli popatrzymy na relację jak na proces wymiany, to naturalne jest, że coś dajesz po to, by w zamian dostać co najmniej tyle samo. Dziś ja tobie, jutro ty mnie – nawet jeśli angażując się w pomoc ofiarom wojny, w ogóle nie myślisz w ten sposób, to bądź pewna, że twój mózg robi staranne kalkulacje „w excelu”. Wymiana, wsparcie, współpraca – gwarantują nam przeżycie. Ci, którzy rzucają się z pomocą, zupełnie zapominając o sobie, prędzej czy później będą tego żałować, bo „z pustego i Salomon nie naleje”.
Adrenalina z pierwszych dni wojny sprawiła, że wielu z nas kompulsywnie rzuciło się na pomoc. Wojna, nawet jeśli znamy ją tylko z opowieści, kojarzy nam się ze śmiercią niewinnych ludzi, zwłaszcza kobiet i dzieci. Niektórzy wręcz odczuwają poczucie winy, że pomagają za mało, że nie mają odwagi rzucić wszystkiego i jechać na granicę, a przecież tam jest najtrudniej. Wstydzimy się, że może jesteśmy za bardzo radośni, że myślimy o przyjemnościach, że mamy co jeść i gdzie spać, a przecież niedaleko trwa wojna. Czujemy się winni, kiedy ktoś ze znajomych pyta: „Masz duże mieszkanie, wzięłaś do siebie kogoś z Ukrainy?” a my nie wiemy, czy bylibyśmy w stanie przyjąć pod swój dach kogoś obcego. I to jest całkiem naturalne.
Pamiętaj, że w pierwszych kilku dniach klęski pomaga się najłatwiej. Tylko co będzie za parę dni. Nikt nie wie, kiedy wojna się skończy. Czy masz świadomość, jak długo będziesz w stanie nieść bezinteresowną pomoc? Ile wytrzymasz, jak długo dasz radę? Na ile starczy ci zasobów? Zwłaszcza jeżeli pomagasz, bo: tak należy, bo inni też pomagają, bo chcesz zasłużyć na akceptację, miłość i szacunek. Nie opłaca się, w sensie psychologicznym i energetycznym, przedkładanie potrzeb innych ponad własne, bo w ten sposób rezygnujesz z siebie: z własnego komfortu, radości życia, samorealizacji, potrzeb, oczekiwań, praw (odpoczynku, spokoju, relaksu, samotności, dobrego samopoczucia). Pomaganie, które przynosi korzyści, a nie straty (dla obydwu stron), to niełatwa sztuka. Empatia, wczuwanie się w sytuację drugiej osoby są bardzo ważne, ale równie ważne są kompetencje, głównie w sprawie rozpoznania, czy ktoś chce i potrzebuje pomocy, a przede wszystkim – czy ty jesteś w stanie takiej pomocy udzielić. Wcale nietrudno jest pomylić szczerą pomoc z dawaniem jałmużny albo oferować coś, czego nie masz, czy zapewnić pomoc, a potem się z niej wycofać.
Każdego roku dzień 19 sierpnia obchodzony jest jako Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej pod hasłem „I was here” (od tytułu piosenki Beyonce). Pomaganie innym ma głęboki sens. Nie ma innej drogi dla ludzkości niż współpraca, wzajemne wspieranie się.
Bert Hellinger w książce „Porządki pomagania” przekonuje, że udzielaniem wsparcia czy pomocy powinien rządzić pewien porządek:
- Możesz dać tylko to, co sama masz.
- Bierz tylko to, czego potrzebujesz.
- Akceptuj ograniczenia w niesieniu wsparcia i nie staraj się pomagać nadmiarowo.
- Pomagaj dojrzale: dorosłych osób, którym pomagasz, nie traktuj jak dzieci – wcale nie wiesz lepiej, czego ktoś potrzebuje; lepiej zapytać, a nie pomagać „po swojemu”.
Pamiętaj, że pomaganie to nie wyścigi: kto więcej, lepiej, szybciej. Podziel się, zamiast dawać; dzielimy się tym, czego mamy w nadmiarze, i wtedy nie oczekujemy rewanżu. Nie musisz od razu jechać na granicę czy gościć w swoim domu potrzebującą rodzinę. Może łatwiej ci będzie wspierać przestraszoną sąsiadkę albo podarować karmę dla zwierząt. Oceniaj na bieżąco swoje zasoby i kompetencje i rób tylko to, co możesz. Każda inicjatywa płynąca z serca jest superważna. Nie podejmuj nieprzemyślanych decyzji, z których będziesz chciała się wycofać, kiedy zrobi się za ciężko. Rozłóż swoje siły na maraton, a nie sprint; nawet jeśli nic jeszcze nie zrobiłaś, bo jesteś w stanie zamarcia, bezruchu – daj sobie czas, żeby poczuć, pomyśleć i dopiero potem działać. Nie zapomnij o zadbaniu o siebie samą. Jak to zwykle bywa na początku – działamy „na adrenalinie”, a za chwile dopadnie nas zmęczenie. Dlatego warto dobrze rozkładać siły i mądrze zarządzać energią. Jeśli jest w tobie spokój i rozwaga, łatwiej ci będzie nieść pomoc. Zadbaj o swoje granice: jeśli jesteś z kimś, komu pomagasz, potem na kilka chwil wróć do siebie, poszukaj uziemienia w swoim brzuchu, swoich biodrach, nogach. Poczuj, w jaki sposób najlepiej się regenerujesz; tak często jak potrzebujesz, wylogowuj się z energii wojny, strachu, chaosu. To jest OK, jeśli nie chcesz słuchać wiadomości o wojnie, jeśli nie dajesz rady patrzeć na transmisje na żywo. To jest w porządku, że czujesz wewnętrzne rozdarcie, że marzysz o odrobinie przyjemności, ucieczce gdzieś daleko (choćby w wyobraźni). Sprawdzaj, ile jeszcze jesteś w stanie pomieścić w sobie: bólu, cierpienia, lęku, wściekłości, smutku… masz prawo powiedzieć: „Dość, więcej nie dam rady”.
Dbając o siebie, dbasz o cały świat. Pomoc kosztem siebie to strata dla obydwu stron.