Krytyczny umysł filtruje każdą naszą myśl. Dopiero przejście w stan głębokiego odczuwania pozwala dotrzeć do ukrytych w podświadomości szkodliwych przekonań i zmienić je na takie, dzięki którym poczujemy się szczęśliwsi. Jak uśpić wewnętrznego cenzora – pytamy terapeutkę RTT Małgorzatę Góralską.
Co się ukrywa pod skrótem RTT? Na czym polega ta metoda terapii?
Skrót pochodzi od angielskiej nazwy Rapid Transformational Therapy, co na polski tłumaczone jest jako Szybka Terapia Transformacyjna. Jest to stosunkowo nowa forma terapii opracowana przez brytyjską terapeutkę Marisę Peer, autorkę książek, trenerkę.
Metoda opiera się na pracy z umysłem w połączeniu z elementami hipnoterapii, NLP oraz terapii poznawczo-behawioralnej. Wykorzystujemy w niej to, że mózg ma zmienną częstotliwość aktywności. W ciągu dnia pracuje głównie w częstotliwości fal Beta, a gdy kładziemy się spać czy zaczynamy relaksować, jesteśmy przytomni, ale nasza uwaga idzie coraz bardziej do wewnątrz – mózg wchodzi w stan Alfa. Kiedy prawie zasypiamy – ciało jest bardziej rozluźnione, a uwaga całkiem już wewnątrz – działają fale Theta, a podczas snu – Delta.
Kiedy mówi Pani o hipnoterapii, od razu zapala mi się czerwone światełko. Hipnoza budzi wiele kontrowersji i lęków, na przykład taki, że podczas transu możemy zostać zmanipulowani.
Lęk przed tym, że możemy dowiedzieć się czegoś, co nas zaskoczy, zrani, będzie wymagało działania – jest naturalny. Ale nie powinien nami kierować. W RTT pracujemy głównie w stanach Alfa i Theta, a więc klient słyszy to, co się dzieje, ma poczucie kontroli nad otoczeniem, ale jego uwaga jest w znacznym stopniu skierowana do wewnątrz.
Jak wygląda sesja Rapid Transformational Therapy?
Zanim jeszcze umówimy się na sesję, rozmawiam z klientem o problemie, z jakim przychodzi. Zazwyczaj jest to właśnie lęk, brak pewności siebie, uzależnienia, toksyczne związki, samotność, czasem trauma, która mimo wielu terapii nadal niszczy jego życie. Powodem zainteresowania sesją RTT bywają też symptomy fizyczne, takie jak bezsenność czy problemy skórne. Potem pytam klienta, jakiej zmiany oczekuje. Jak będzie wyglądało jego życie, kiedy ten problem zniknie? I już samo to, że nabiera energii, mówiąc na przykład, że wtedy będzie spokojny, pewny siebie i zrealizuje marzenia – jest dla mnie wskazówką, że proces toczy się w dobrą stronę.
Sama sesja zaczyna się wprowadzeniem w stan relaksu. Robię też kilka testów na sugestywność, na przykład taki, żeby klient wyobraził sobie, że wącha i smakuje cytrynę. Ten test ma pokazać, jak łatwo umysł i ciało reagują na obrazy z wyobraźni. Celem sesji jest dotarcie do sedna problemu przez wyłonienie z podświadomości wydarzeń, które mogły go zainicjować. Ważne jest, aby doświadczać ich w jak najmniejszym stopniu krytycznym umysłem, a w jak największym – odczuwając. Dlatego potrzebny jest choćby lekki trans; jak już wspomniałam, pracujemy przede wszystkim w stanach Alfa i Theta. Interesują nas emocje, które towarzyszyły tym przeżyciom. Podczas sesji klient do nich wraca, by odkryć przekonania, jakie za nimi stoją. Zdarza się, że niektórzy płaczą albo jak w metodzie TRE (Trauma Releasing Exercises), drżą na ciele, często jednak po zrzuceniu tego wewnętrznego ciężaru oddychają spokojnie, z poczuciem lekkości. I po prostu rozmawiamy – jak my teraz – o tym, co poczuli i zrozumieli.
Czy trzeba sięgać do przeszłości, aby poprawić teraźniejszość?
Zazwyczaj tak, bo to w dzieciństwie kształtowały się przekonania, które stają się filtrem, przez który postrzegamy rzeczywistość w dorosłym życiu. Na sesjach RTT pomagamy klientom poznać i nazwać te przekonania, a potem je transformujemy, czyli zamieniamy na inne, korzystne dla nich. Jeśli więc ktoś czuje się całe życie gorszy, mniej ważny, to na sesji uczy się myśleć o sobie jako o kimś, czyje potrzeby się liczą. Pracuje nad tym, aby te dobre interpretacje osadziły się w nim. Jednym z narzędzi jest powrót do tamtych sytuacji z pozycji dorosłego. Spojrzenie na siebie z miłością i współczuciem, ale też z przekonaniem, że tym dzieckiem już nie jestem.
Zatem czy nie jest to jednak jakaś manipulacja? Czyje są te nowe przekonania?
Nie, klienci mają kontrolę nad tym, co się dzieje. Powiedziałabym, że podczas sesji dokonuje się zmiana interpretacji, która pozwala uczestnikom odnaleźć uniwersalną prawdę o tym, że każdy z nas jest wyjątkowy i wystarczający taki, jaki jest. Ja tylko daję klientom pewne sugestie, propozycje postaw. Nie mogę „wmówić” tego, czego sobie nie życzą, a jedynie to, czego naprawdę pragną.
Czy może Pani przywołać jakiś przykład?
Miałam klientkę uzależnioną od męża z osobowością narcystyczną, która wiedziała, co powinna zrobić, ale nie potrafiła… Mimo wcześniejszych terapii coś ją trzymało w toksycznym związku. Kiedy podczas sesji dotarłyśmy do jej dzieciństwa, wróciła do niej sytuacja, której doświadczyła jako 10-latka. Ojciec był dla niej szorstki, krytyczny; gdy powiedziała, że dostała czwórkę, zapytał, czemu nie piątkę. A jej piękne ubranie uznał za przesadne strojenie się. Jednocześnie dziewczynka widziała, że jej młodsza siostra jest traktowana przez ojca z czułością i akceptacją. Doszła więc do wniosku, że to z nią jest coś nie tak, że musi się bardziej starać, żeby zasłużyć na miłość ojca.
W kolejnej sytuacji, którą sobie przypomniała, klientka była z ojcem i grupą kilku jego kolegów, którzy dziwnie na nią patrzyli, żartowali. Ojciec jednak nie reagował, nie chronił córki, jego obecność zwiększała jeszcze jej poczucie zagrożenia, bezsilność i lęk. Kobieta doświadczyła wtedy tzw. zamrożenia, czyli reakcji obronnej wywołanej silnym stresem. Mechanizm ten utrwalił się i pozostał na lata, manifestując się m.in. współuzależnieniem od męża narcyza.
Obserwując te sceny z pozycji ponad 40-letniej kobiety, dostrzegła, że tamte doświadczenia były powodem przekonań, które towarzyszyły jej przez całe życie: „Jestem bezsilna i bezradna wobec mężczyzn. Muszę o ich miłość zabiegać, a oni mnie ignorują. To naturalne, że ktoś, kogo kocham, mnie poniża i odrzuca”. Tak było z jej ojcem i tak było z mężem. Dlatego wciąż tkwiła w relacji z toksycznym partnerem, dlatego wciąż walczyła o jego miłość, choć on ją niszczył.
Jakie jeszcze narzędzia RTT mogą pomóc klientowi w tej transformacji?
Zabranie swojej dziecięcej postaci z tamtego czasu do obecnego domu. Można opowiedzieć temu dziecku o sobie, o tym, z czego jest się najbardziej dumnym. Dzięki temu dokonuje się integracja energetyczna i wizualna mnie – dziecka z przeszłości i mnie – tu i teraz. Jeśli więc mała Gosia swoimi zamrożonymi emocjami i interpretacjami ściągała mnie do przeszłości, to gdy zrobię proces odwrotny i powiem: „Gosiu, już się nie martw. Masz mnie. Już jestem dorosła. Zobacz, co mi się udało zrobić w życiu. Jesteś tu ze mną bezpieczna”, to mała Gosia doświadczy energetycznego przeskoku do mojego tu i teraz. Dzięki takim narzędziom możemy zakotwiczyć te nowe przekonania w naszej psychice i ciele.
Na koniec odbywa się transformacja podsumowująca, czyli przedstawiam klientowi same pozytywne słowa, obrazy, przekonania, jakie ma z niej wynieść. Jak już mówiłam, te nowe przekonania wynikają z oczekiwań klienta. Zamiast starego: „Jestem niewystarczający” klient chce uznać za prawdziwe: „Jestem wystarczający taki, jaki jestem”. Selekcji tych nowych przekonań dokonuje każdy samodzielnie, bo nawet powtarzając moje treści, klienci ujmują je po swojemu.
I to wystarczy, żeby zmienić na plus swoje życie?
Ta transformacja podsumowująca jest przeze mnie nagrywana. Przekazuję ją klientowi do samodzielnej pracy, w której go przez kolejne trzy, cztery tygodnie wspieram. To konieczne, aby nowe przekonania zintegrować, bo umysł uczy się przez powtórzenia i lubi to, co znajome. Jeśli więc w stanie głębokiego relaksu słyszymy i wizualizujemy przez trzy, cztery tygodnie przekonanie: „Jestem warta miłości taka, jaka jestem”, to te emocje zapisują się w ciele, jakby były z nami zawsze. Budujemy nowe połączenia w mózgu.
W RTT pracujemy nad danym problemem zwykle przez jedną do trzech sesji. Ale zdarzyła mi się także sytuacja, że jedna z klientek rok po zakończeniu terapii wróciła, bo już polepszyła relację ze sobą i z innymi, zmieniła też pracę, jednak potrzebowała wzmocnienia, aby się rozstać z toksycznym partnerem, bo taką decyzję podjęła. I to się jej udało.
Co Pani samej dała metoda Rapid Transformational Therapy?
Już w trakcie kursu przeżyłam wiele transformacji, bo też uzdrawianie siebie jest ważną częścią tej metody. Moim problemem był silny krytyk wewnętrzny, który co prawda dawał mi siłę do działania, ale jednocześnie pozbawiał satysfakcji z jego efektów…
A kto nie powinien korzystać z RTT?
Stuprocentowym przeciwwskazaniem jest epilepsja, bo nawet lekki stan transu, w jaki wprowadzam klientów, może wywołać atak. Oraz schizofrenia i paranoja, czyli choroby mentalne, które odłączają od rzeczywistości.
Jeśli ktoś cierpi na chorobę dwubiegunową czy borderline, to decyzja o udziale w sesji musi być podjęta po konsultacji z psychiatrą prowadzącym. Zdarza mi się pracować z klientami, którzy mają takie diagnozy, zmiana jest możliwa, tyle że wymaga więcej wysiłku i czasu.
Małgorzata Góralska, terapeutka RTT, trenerka technik relaksacyjnych, w tym ćwiczeń oddechowych. Prowadzi sesje i warsztaty medytacji, jogi twarzy, wzmacniania intuicji, www.gosiagoralska.com