1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Terapia dla par EFT – nauka nazywania uczuć

Dawanie drugiej osobie dostępu do siebie, do swoich przeżyć, szczególnie tych, które wystawiają nas na zranienie, jest bardzo zbliżające i buduje zaufanie.	(Fot. Halfpoint Images/ Getty Images)
Dawanie drugiej osobie dostępu do siebie, do swoich przeżyć, szczególnie tych, które wystawiają nas na zranienie, jest bardzo zbliżające i buduje zaufanie. (Fot. Halfpoint Images/ Getty Images)
Wszystko się od nich zaczyna i na nich kończy. Wywołują kłótnie, ale mogą też uleczyć poważny kryzys. EFT, czyli terapia skoncentrowana na emocjach, otwiera skonfliktowanym partnerom oczy, ale przede wszystkim serca. Opowiada o niej psychoterapeutka Katarzyna Moneta-Spyra.

Przychodzą do pani pary skłócone, niepotrafiące się porozumieć, obwiniające się o kryzys w związku. Co jest jego najczęstszym powodem?
Zanim opowiem o powodach, chciałam podkreślić, że do gabinetów zgłasza się coraz więcej par. Może to znaczy, że odwraca się trend konsumpcyjnego podchodzenia do związków, na zasadzie „nie działa, to się rozstajemy”? To dobrze, że chcemy naprawiać albo chociaż zrozumieć przyczynę, dać temu związkowi, a czasem po prostu sobie, szansę na rozwój.

Bo nawet jeśli się rozstaniemy, to nie wiedząc, co było źródłem nieporozumień, dalej będziemy popełniać te same błędy?
Właśnie. Powtarzamy te same zachowania, towarzyszą nam podobne emocje, bo podobnie interpretujemy to, co widzimy z drugiej strony. Tak samo robi nasz partner czy partnerka. To tworzy coś w rodzaju pętli, negatywnego cyklu sprzężeń zwrotnych, w którym para utyka. Partnerzy coraz częściej czują się bezradni wobec tego, co się między nimi dzieje. Mają poczucie, że w relacji jest dużo kłótni, które biorą się „z niczego”, że nie są w stanie sobie nic wytłumaczyć i że nadają na dwóch różnych częstotliwościach. Taka sytuacja budzi lęk, że związek się rozpadnie. Zaczynają więc reagować zgodnie z automatycznymi strategiami radzenia sobie z lękiem, a to usztywnia sposób ich zachowania. Zazwyczaj jedna ze stron ma tendencję do reagowania jakimś rodzajem wycofywania się, np. w trakcie kłótni wychodzi, trzaskając drzwiami, a druga reaguje naciskaniem na kontakt, np. wysyła coraz bardziej emocjonalne SMS-y, kiedy partner nie wraca z pracy o umówionej porze.

Ale czy te problemy są obecne w naszym związku od początku, a my ich nie widzimy, czy przychodzą z czasem? Bo jeśli po 10 latach związku mówimy do siebie, że kompletnie się nie rozumiemy, to co tak naprawdę robiliśmy ze sobą przez ten czas?
To trudne pytanie, bo bywa bardzo różnie. Czasami przychodzi para jeszcze przed ślubem i mówi: „Już teraz nie potrafimy się dogadać, jak to nam wróży na przyszłość?”. Od razu widać tę dynamikę. Modele postrzegania siebie i świata są u tych osób często negatywne, czyli nie uważają, że są warci miłości, oraz nie wierzą innym, że odpowiedzą na ich potrzebę bliskości. I to sprzyja temu, by się szybko skonfliktować, utknąć w pętli.

Ale przychodzą też pary, które są ze sobą od 30 lat i mówią: „Strasznie się przez te lata od siebie oddaliliśmy”. I wtedy kryzys może brać się z tego, że na kolejnych etapach życia zabrakło im skupienia na sobie nawzajem. Jest tyle spraw, o których nie porozmawiali, tyle bolączek i drobnych zdrad zaufania czy niewyrażonych złości, że czegokolwiek by teraz dotknęli, od razu wybucha im w rękach.

Zdarza się, że bodźcem, który skłania pary do przyjścia, jest terapia indywidualna jednego z partnerów. Bo to bardzo zmienia homeostazę całego systemu, jakim jest związek. Osoba będąca w terapii może zacząć uważniej zaglądać w siebie, a co za tym idzie – dostrzegać i dowartościowywać własne uczucia i potrzeby. A druga, ta, która nie jest w terapii, może reagować na tę zmianę bardzo gwałtownie.

Wreszcie są też w naszym życiu momenty, które z racji swojej wagi nas zmieniają, jak pojawienie się dziecka czy śmierć rodzica. I bardzo ważne jest, czy mamy wtedy wsparcie partnera. Jeśli tak się nie dzieje, podważają nasze zaufanie – my, psychoterapeuci pracujący w nurcie EFT, nazywamy je „urazami więzi”, bo naruszają poczucie bezpieczeństwa w relacji. Są to momenty we wspólnej historii pary, w których jedna strona czuje się wyjątkowo delikatna, podatna na zranienie i bezbronna, a druga nie jest dostępna emocjonalnie. Nie jest wsparciem. To sytuacja bardzo podobna do zdrady. I jeśli było wiele takich „zdrad” w historii pary, to bardzo dystansuje.

Klasyczna zdrada, czyli seks z inną osobą, też jest zdradą zaufania.
Badania, co prawda niedotyczące Polski, pokazują, że niewierność jest powodem, dla którego do terapeuty zgłasza się ok. 12 proc. par. Zdarza się, że myśleli o tym od wielu lat, ale dopiero zdrada przelała czarę goryczy. Mówią sobie: „Albo idziemy na terapię, albo się rozstajemy”. Na terapeucie ciąży wtedy duża presja. Staje się ostatnią deską ratunku.

Czasem dopiero na sesjach okazuje się, że do zdrady doszło, a co gorsza, że trwa długo, a więc wiąże się z wieloletnim oszukiwaniem partnera. Zawsze na pierwszej sesji pytam: „Czy państwo są sami w tej relacji?”. Bywa, że dostaję odpowiedź wprost, a bywa, że mimo zaprzeczenia, intuicja mi podpowiada, że coś jest na rzeczy. I w trakcie pracy czasem to się ujawnia. Zwykle jednak kiedy para się u mnie pojawia, oznacza to, że zdrada już wyszła na jaw. I że spowodowała ogromny kryzys. Ten kryzys może być paradoksalnie szansą dla pary, gwałtowną pobudką, dzięki której partnerzy dowartościują relację i podejmą pracę nad nią. Ale tę perspektywę para jest w stanie dostrzec dopiero z dystansu.

Pracuje pani metodę EFT, czyli terapii skoncentrowanej na emocjach. Emocje są przyczyną bólu, ale czy mogą być też lekarstwem?
W podejściu, w którym pracuję, koncentrujemy się na doświadczeniu emocjonalnym danej osoby w relacji z sobą samym i z partnerem. Nie dlatego, że tak sobie wymyśliła twórczyni metody dr Susan Johnson, ale ponieważ, jak dowodzą badania, od tego zależy skuteczność terapii. Żeby zmienić to, co czujemy, a co za tym idzie, co myślimy i jak się zachowujemy – potrzebne są tzw. korektywne doświadczenia emocjonalne, czyli takie, które będą nadpisywały te negatywne. W dodatku najlepiej, żeby odbywały się z aktualnie najbliższą osobą, tzw. figurą przywiązania. Dla dorosłej osoby jest nią zazwyczaj partner romantyczny. To jest coś, co uważam za magię pracy w parze w nurcie EFT. Najważniejszą, budzącą najwięcej emocji osobę mamy w gabinecie, czyli możemy działać tam, gdzie znajduje się zarówno źródło problemu, jak i rozwiązanie.

Taka terapia jest w stanie uzdrowić nie tylko obecny kryzys, ale też sytuację z, powiedzmy, dawnego dzieciństwa, która go wywołała?
To jest trochę bardziej skomplikowane, ale w pewnym sensie tak. Jakość relacji z partnerem wpływa na wiele aspektów naszego funkcjonowania. Z licznych badań nad EFT wynika, że u osoby z objawami klinicznej depresji praca w parze w modelu EFT znacząco i trwale redukuje jej objawy. Moje koleżanki praktykujące w Kanadzie, pracujące z weteranami cierpiącymi na zespół stresu pourazowego, zabiegają o to, aby doprosić do terapii partnera tej osoby po to, by korektywne doświadczenia nastąpiły w tej najbardziej nasączonej emocjami relacji, bo wtedy będą najbardziej skuteczne. Jeśli uda się w trakcie sesji terapeutycznej z udziałem pary zbudować takie bezpieczeństwo, żeby te osoby mogły porozmawiać bardziej intymnie, odsłonić się emocjonalnie – to wtedy jest największa szansa na trwałą zmianę w relacji, ale też w danej osobie.

Czy EFT to stosunkowo nowa metoda w Polsce?
Pierwsze szkolenie z EFT dla par odbyło się w Warszawie w 2018 roku. Ja szkoliłam się w niej wcześniej, za granicą, u dr Leanne Campbell, uczennicy dr Susan Johnson, która teraz przyjeżdża cyklicznie szkolić psychoterapeutów w Polsce. Metoda wywodzi się z Kanady, ale jest bardzo rozpowszechniona w Stanach Zjednoczonych. Jest skierowana do par, rodzin oraz pacjentów indywidualnych. Pomaga przepracować traumy z przeszłości, zarówno te sytuacyjne, jak wojna, katastrofa czy inne zdarzenia, jak i relacyjne, związane z dzieciństwem.

Co ujęło panią w tym podejściu?
Do tej części mnie, która lubi wiedzieć, że coś, co robię ma sens i jest skuteczne, bardzo przemawiało to, że EFT to metoda, która od 30 lat jest solidnie badana. Wiadomo, że działa, wiadomo, co działa, i wiadomo, że zmiany utrzymują się w czasie. Zaczęło się od tego, że nagrywano sesje par i analizowano, które interwencje psychoterapeuty pomagają. Na podstawie wniosków z obserwacji klinicznych stworzono model terapeutyczny. A badania są naprawdę bardzo optymistyczne. Możemy oczekiwać, że 70% par wyjdzie z kryzysu po 8–20 sesjach z wyszkolonym w EFT terapeutą.

Jedno z ciekawszych badań z wykorzystaniem neuroobrazowania pokazuje, że kiedy weźmiemy parę w konflikcie i jedno z partnerów, w wypadku tego badania kobietę, poddamy bolesnemu impulsowi elektrycznemu pod kontrolą rezonansu magnetycznego, a partner będzie trzymał ją za rękę, to otrzymamy następujące wyniki: na początku, kiedy para jest skłócona, trzymanie za rękę niewiele zmienia w reakcjach neuronalnych, jednak już po 20 sesjach EFT różnica jest znacząca – widać, że trzymanie ręki partnera, z którym kobietę łączy bezpieczniejsza więź, koi system nerwowy.

Celem terapii jest odbudowanie bezpiecznej więzi pomiędzy dwojgiem ludzi?
Tak, jej odbudowanie lub czasem zbudowanie. Ale do tego muszą być stworzone odpowiednie warunki. Gdy para przychodzi na terapię, zazwyczaj nie jest między nimi bezpiecznie, często pojawia się złość, wzajemne obwinianie, przerzucanie odpowiedzialności. Dlatego najpierw dążymy do dezeskalacji konfliktu, tak, aby byli w stanie mówić i słyszeć się nawzajem.

I jak to się robi?
Próbujemy pokazać im, co takiego dzieje się w relacji, że stale dochodzi do konfliktu. Powiedzmy, że partner się spóźnia, partnerka do niego dzwoni, ale on nie odbiera. Jeśli relacja nie jest bezpieczna, to partnerka zaczyna wtedy odczuwać lęk, może myśleć, że nie jest dla niego ważna, więc dlatego on nie odbiera. Zaczyna więc wydzwaniać jeszcze częściej. Z kolei w partnerze, który być może stoi wtedy w korku lub jest na spotkaniu, pojawia się lęk wywołany przez reakcję emocjonalną po drugiej stronie, której on zupełnie nie rozumie. Dlatego będzie się zamrażał lub wycofywał.

Czyli jedna osoba naciera: domaga się kontaktu, bliskości, upewnia się stale, czy jest ważna – na początku delikatnie, potem coraz bardziej agresywnie; a druga osoba zazwyczaj na lęk związany z tym samym reaguje wycofaniem się: wycisza emocje, tłumi je, co jednak działa jak płachta na byka na pierwszą. Tego typu „tańce” da się zaobserwować w wielu parach. Jednym z celów pracy terapeutycznej jest, by dana para zobaczyła, że obie strony się do tego przyczyniają, ale nie są swoimi wrogami.

Potem zaczynamy pogłębiać doświadczenie. Czyli jak to jest, jeśli on nie odbiera telefonu. Jak to jest, gdy się dostaje 20 SMS-ów z rzędu. Często w ten sposób docieramy do głębiej schowanych emocji i niezaspokojonych potrzeb związanych z przywiązaniem. W wypadku osoby domagającej się kontaktu może to być poczucie bycia niewystarczająco ważną, niesłyszaną czy niewidzianą. W przypadku osoby wycofującej się – poczucie bycia niewystarczająco dobrym, nieakceptowanym, ale też przytłoczonym, kontrolowanym. W takim momencie czasem pojawia się też skojarzenie z jakimś doświadczeniem z dzieciństwa. Okazuje się, że ten mężczyzna już kiedyś podobnie się czuł, np. w kontakcie z wymagającym ojcem, i dlatego bodziec w postaci nawału SMS-ów jest dla niego tak silnym impulsem do ataku obronnego. Przeszłe doświadczenia są w terapii EFT eksplorowane, ale tylko w zakresie ich wpływu na aktualne relacje z partnerem. To, w jaki sposób funkcjonujemy w związku, szczególnie gdy relacja jest zagrożona, a nam towarzyszy lęk, jest zasilane tzw. stylami przywiązania, po raz pierwszy opisanymi przez psychoanalityka Johna Bowlby’ego.

Przypomnijmy: Bowlby, bazując na tej pierwszej najważniejszej relacji matka – dziecko, wyróżnił trzy style przywiązania: bezpieczny, lękowy oraz unikający. Kolejni badacze dodali czwarty – tzw. zdezorganizowany.
Założenia teorii więzi leżą u podstaw EFT. W ogromnym skrócie, Bowlby twierdził, że przywiązanie pracuje w nas od kolebki aż po grób, zmienia się tylko osoba, czyli obiekt, do którego jesteśmy przywiązani. W dzieciństwie jest to pierwszy główny opiekun, w okresie dojrzewania – grupa rówieśnicza, a w dorosłości – partner romantyczny. Z tego wniosek, być może kontrowersyjny, że miłość, również między dorosłymi, jest pochodną więzi między matką a dzieckiem.

Bezpieczny styl przywiązania kształtuje się, gdy interakcje z opiekunem były na tyle bezpieczne i przewidywalne, że dziecko mogło sobie wyrobić zaufanie do ludzi, że odpowiedzą na jego potrzeby, ale też do siebie – że jest warte miłości. Opiekun był dostępny fizycznie i emocjonalnie, reagował oraz był zaangażowany w relację. Takim osobom jest łatwiej zbudować satysfakcjonujący i trwały związek.

Pozostałe style przywiązania nazywamy pozabezpiecznymi. Styl lękowy łączy się z wysokim poziomem lęku przed odrzuceniem, więc osoba jest non stop zaabsorbowana relacją, ciągle potrzebuje się upewniać i sprawdzać, czy partner jest dostępny, czy odpowie na potrzeby. Z kolei osoby o stylu unikającym nauczyły się minimalizować swoje potrzeby przywiązaniowe, ograniczać ekspresję emocjonalną. Poczucie bezpieczeństwa budują na samowystarczalności, nie ufają, że inni im pomogą. Ostatni pozabezpieczny styl, nazywany zdezorganizowanym, kształtuje się wtedy, gdy dziecku nie udało się wypracować spójnej strategii dostawania opieki, bo obiekt przywiązania zarówno koił lęk, jak i go wywoływał. Tak się dzieje w sytuacjach przemocy, wykorzystywania, nadużywania. W dorosłym życiu takie osoby wysyłają często swoim partnerom sprzeczne sygnały, czyli najpierw „chcę, chcę, chcę”, a kiedy już dostają bliskość, to nagle ją odrzucają.

Podczas terapii najpierw partnerzy rozumieją, co się między nimi dzieje, potem mówią, co czują?
To jest sytuacja idealna, w praktyce często nie wiedzą, co czują. Szczególnie osoby o stylu unikającym. Bramą do ich emocji może być ciało. Dlatego dopytujemy o odczucia, takie jak ścisk w gardle, supeł w brzuchu. „Co by ta gula w gardle powiedziała, gdyby mogła mówić…”. Chodzi o stan, w którym partnerzy wiedzą, co czują, rozumieją, co się z nimi dzieje – i jeszcze są w stanie powiedzieć o tym. Na przykład: „Kiedy piszesz do mnie tyle SMS-ów, czuję się przytłoczony. Chcę odpowiedzieć na pierwszego, zbieram myśli, a tu pojawia się 15 następnych. Czuję się, jakbym znikał. Cokolwiek bym zrobił, i tak cię nie zadowoli”. Pytam wtedy drugą osobę, jak się czuła, kiedy słuchała tego, co mówił do niej partner. To bardzo poruszające momenty. Dawanie drugiej osobie dostępu do siebie, do swoich przeżyć, szczególnie tych, które wystawiają nas na zranienie, jest bardzo zbliżające i buduje zaufanie. Partnerzy zaczynają rozumieć, że ich reakcje są tak gwałtowne i tak bardzo bolą właśnie dlatego, że są dla siebie najważniejszymi osobami.

I wtedy dokonuje się ta korygująca zmiana?
Właśnie wtedy, podczas takich rozmów, tylko trzeba je powtarzać, żeby się utrwaliły. Jedna strona, czyli ta, która zazwyczaj się wycofuje, musi zaryzykować i dać do siebie dostęp, bo to bardzo uspokoi drugą osobę. Ale żeby było to możliwe, strona zazwyczaj domagająca się kontaktu musi złagodnieć, przyjąć mniej krytyczną i oceniającą postawę. Do tego dochodzi się małymi krokami, np. w procesie terapii. A terapeuta jest facylitatorem tego procesu.

A czy sugerujecie partnerom konkretne zachowania? „Napisz jednego SMS-a, nie 15”?
Doświadczanie jest o wiele bardziej skuteczne i ma większą moc niż takie odgórne zalecenie. Gdy czujemy się bezpieczniej w relacji, możemy z partnerem wiele rzeczy wynegocjować – zakładamy wzajemnie swoje dobre intencje, nie boimy się, że gdy ujawnimy, co czujemy i myślimy, to zakończy się awanturą.

Otwiera się inny kanał komunikacyjny. Różnice zdań nie znikają, ale przestają zagrażać relacji.

I nie ma już powrotu do dawnego sposobu komunikacji?
Czasami jest. I trzeba o tym parze powiedzieć. Że mogą znów zacząć chodzić wokół siebie w tym samym sztywnym tańcu, ale mają już doświadczenie, że da się z tego wyjść, i mogą spróbować się zatrzymać. Powiedzieć sobie: „Stop, znowu to sobie robimy. Pewnie coś się dzieje pod spodem”.

Kłótnie zdarzają się zawsze. Najważniejsza jest reparacja po kłótni. Czyli rozmowa o tym, co się wydarzyło między nami na poziomie emocjonalnym. Ta umiejętność reparowania odróżnia pary, które będą razem, od tych, które się rozstaną.

Katarzyna Moneta-Spyra, absolwentka psychologii i prawa, a także podyplomowych studiów w London School of Economics z zakresu pozasądowych metod rozwiązywania sporów. Prowadzi psychoterapię par, indywidualną oraz grupową, superwizuje terapeutów par w nurcie EFT.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze