1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

80/80 – czy nowy model związku ma szansę na powodzenie?

„Kiedy ty wygrywasz, ja także wygrywam” – idea związków opartych na hojności. (Fot. iStock)
„Kiedy ty wygrywasz, ja także wygrywam” – idea związków opartych na hojności. (Fot. iStock)
Czy naprawdę kluczem do szczęśliwego związku jest nieustająca walka o sprawiedliwy, czytaj: równy udział obojga partnerów w każdej sferze? Autorzy książki „Miłość 80/80” Nate i Kaley Klemp przekonują, że to prowadzi tylko do zgniłego kompromisu i proponują nowy model relacji oparty na hojności.

Mityczna sprawiedliwość – któż jej nie szuka? Niesprawiedliwość boli zawsze, ale nie zawsze równie mocno. Wydaje się, że jednym z najbardziej bolesnych obszarów jest ten dotyczący miłości, życia w małżeństwie, związków partnerskich… Bo „partnerski” powinien być z automatu nasycony elementarną sprawiedliwością. Tymczasem, po pierwsze, jak pokazuje życie – jest zgoła inaczej, po drugie, pojawia się ważna kwestia: czy związek na pewno najbardziej potrzebuje właśnie sprawiedliwości, byśmy uznali go za dobry?

Energochłonna licytacja: kto więcej? Kto mniej?

„Walka o sprawiedliwość prawie zakończyła nasze małżeństwo. Ale to właśnie ona pozwoliła nam wprowadzić do naszego związku zasadniczą zmianę na lepsze. A jak to wygląda u was? Chociaż szczegóły mogą się różnić, to czy ty i twój partner nie wpadliście czasem dokładnie w tę samą pułapkę? Jak wiele waszego czasu i energii pochłaniają spory o to, co jest, a co nie jest sprawiedliwe, o to, kto robi więcej, a kto mniej, kto się bardziej, a kto mniej stara?” ­– piszą dr Nate Klemp i Kaley Klemp w swojej książce „Miłość 80/80. Nowy model udanego związku” (wyd. Laurum). Nie brzmi to znajomo?

Ich słowa potwierdza coś w rodzaju ankiety, a konkretnie setki rozmów, które przeprowadzili autorzy. Rozmawiali z parami, które wydawały się mieć idealne małżeństwo; z parami walczącymi o uratowanie swojego związku; z tymi, którzy niedawno się rozwiedli, oraz z parami, które zdecydowały się nie zawierać małżeństwa... Rozmawiali z artystami, wykładowcami akademickimi, nauczycielami, rodzicami, którzy po narodzinach dziecka zdecydowali się zostać w domu, dyrektorami i kierownikami w korporacjach, postępowcami, konserwatystami, chrześcijanami, ateistami, parami heteroseksualnymi, parami homoseksualnymi oraz z jedną parą nomadów, która postanowiła zamieszkać w vanie i już od siedmiu lat jeździła po świecie w ramach swojego „miesiąca miodowego”... Można zatem spokojnie powiedzieć, że liczba oraz różnorodność rozmówców pozwalają wysnuć wiążące wnioski.

Nate i Kaley Klempowie przekonują, że wszyscy pytani zgodnie twierdzili, że czują się przytłoczeni, zdezorientowani i wyczerpani próbami godzenia małżeństwa z rodzicielstwem, opieką nad starzejącymi się rodzicami i rozwojem kariery zawodowej. Niemal każda para twierdziła, że presja codziennego życia odbija się na ich związku.

Staramy się być idealnymi partnerami, a jednocześnie chcemy nadążać za zawrotnym tempem życia. No i… wciąż marzymy o sprawiedliwości.

Ciężko nie zgodzić się z autorami książki, kiedy piszą: „To pozornie szlachetne małżeńskie dążenie do tego, by wszystko było sprawiedliwe, prowadzi do kłótni o to, czy półgodzinna wyprawa na zakupy liczy się jako weekendowy czas wolny, czy raczej jest małżeńskim obowiązkiem. To przez dążenie do tzw. równego podziału obowiązków kłócimy się o to, kto zostanie w domu z naszym dzieckiem, które właśnie zwymiotowało i zabrudziło dywan w salonie. Im bardziej brakuje nam czasu, tym bardziej wzrasta napięcie. Im więcej stresu sami dokładamy do naszego życia, tym bardziej toksyczna staje się małżeńska walka i tym bardziej oddalamy się od siebie”.

Czy ten schemat da się przerwać? Czy da się przekonstruować życie tak, by zyskać więcej tego, na czym naprawdę nam zależy, czyli głębokiej miłości, poczucia równości i prawdziwej bliskości między partnerami, a mniej tej niekończącej się walki o mityczną sprawiedliwość? – pytają Nate i Kaley Klempowie.

Zaproponowany przez nich nowy model zaangażowania w relację to rozwiązanie, któremu warto przynajmniej się przyjrzeć.

80/20 – po staremu

Jak było kiedyś? To wiemy prawie wszyscy, jeśli nie z obserwacji własnych rodziców czy dziadków, to z książek i filmów.

Zadaniem mężczyzny było pracować, osiągać i zapewniać. Rolą kobiety – wychowywać dzieci, prowadzić kalendarz towarzyski i umożliwiać mężowi powrót po pracy do zadbanego, wysprzątanego domu, w którym czeka na niego gorący, smaczny posiłek.

Nate i Kaley Klempowie wyliczają, że w tym układzie kobiety poświęcają 80 procent – jeśli nie więcej – swojego czasu, energii i pracy emocjonalnej na dbanie o związek. Mężczyźnie wystarczy zaangażować się w 20 procentach.

Model 80/20 to kwintesencja nierówności i asymetrii władzy. Jedno z partnerów – historycznie kobieta – bierze na siebie 80 procent ciężaru dbania o relację, podczas gdy druga strona – historycznie mężczyzna – wkłada w niego jedynie 20 procent lub mniej. Kobieta okazuje szacunek, a mężczyzna ma kontrolę. Każdy zna swoje miejsce.

Jak zauważają badacze, podstawowe przekonanie, które leży u podstaw modelu 80/20, brzmi: „To nie jest moje zadanie”. Takie podejście sprawia, że model typowy dla lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku tak bardzo przypomina poddaństwo. Żona nie jest równa mężowi.

50/50 – zgniły kompromis

Według autorów książki obecnie dominujący model to 50/50. To ogromny krok naprzód ku większej równości płci, odejście od jawnego seksizmu modelu 80/20 na rzecz uczciwszego układu. Zasadniczo opiera się na poczuciu sprawiedliwości, którą osiąga się poprzez prosty targ: „Ja zrobię swoje 50 procent, jeśli ty zrobisz swoje 50 procent”. I to jest właśnie prawdziwa zaleta takiego układu. Ten ruch w kierunku równości w małżeństwie pomógł rozerwać kajdany modelu 80/20 w czasie, gdy kobiety po raz pierwszy wchodziły tak gremialnie na rynek pracy. Ale…

No właśnie, całkiem sporo jest tych „ale”. Jak przekonują Klempowie, model 50/50 także nie jest pozbawiony wad. Dlaczego? Zamiast zachęcać oboje do działania na rzecz wspólnego celu często nastawia partnerów przeciwko sobie. Teraz, kiedy oboje mamy swobodę i możemy założyć własne firmy, awansować lub przejść kolejny etap edukacji – często się zdarza, że te nasze odrębne cele, plany i ambicje ciągną nas w przeciwnych kierunkach. Kiedy dostanę ten wspaniały awans, który może wymagać od nas przeprowadzki, ja wygrywam, a ty przegrywasz. Kiedy wyjeżdżasz na weekendową wycieczkę z przyjaciółmi, ty wygrywasz, a ja przegrywam. U podstaw modelu 50/50 leży mentalność sumy zerowej: „Kiedy ty wygrywasz, ja przegrywam”.

Słusznie sugerują autorzy, mówiąc, że takie motto mogłoby się sprawdzić w biznesie lub sporcie, w których celem jest rywalizacja z przeciwnikami i wygrana. Ale w małżeństwie to katastrofa. Takie podejście zwraca nas przeciwko sobie, sprawiając, że rywalizujemy, zamiast wzajemnie się wspierać; zazdrościmy, zamiast być wdzięczni, a miejsce miłości zajmuje poczucie urazy. Nate i Kaley Klempowie dodają, że nadmierny indywidualizm i zazdrość to niejedyne problemy. „Model 50/50 reprezentuje również odejście od klarownego podziału z modelu 80/20, w którym każdy znał swoje miejsce i zadania. Efektem jest chaos i pomieszanie ról. Teraz jesteśmy oboje w równym stopniu odpowiedzialni za wszystko: zarabianie pieniędzy, wychowywanie dzieci i pozostałe tysiące zadań życia rodzinnego. To prowadzi wiele par do ciągłych kłótni o to, kto co zrobił, kto zrobił więcej, kto bardziej się troszczy lub kto bardziej się stara – nigdy przecież nie jest do końca jasne, co tak naprawdę jest sprawiedliwe”.

Z ich obserwacji wynika, że w związku nieustannie porównujemy swój wysiłek do wysiłku partnera, prowadząc swoistą tablicę wyników. Problem polega jednak na tym, że nie gramy w jedną grę, ale w jakieś siedemdziesiąt różnych gier naraz. Każdego dnia zajmujemy się tysiącem spraw: robimy zakupy, pracujemy w firmie, prowadzimy finanse domowe, rozliczamy podatki, planujemy wakacje, opiekujemy się dziećmi, przygotowujemy spotkania towarzyskie, bierzemy dzień wolnego, żeby zostać z chorym dzieckiem, kontaktujemy się z dalszą rodziną, przyjmujemy gości, podejmujemy się różnych działań na rzecz szkoły i tak dalej, i tak dalej. Jak tu ustalić, co jest sprawiedliwe? Wygląda na to, że to niemożliwe. Do takich właśnie wniosków doszli autorzy książki. I tu leży źródło powstania czegoś zupełnie nowego – modelu 80/80.

80/80 – z hojnością

Mówiąc najprościej, w związku 80/80 każde z partnerów dąży do tego, by wnieść w relację 80 procent. 160 procent normy? Niemożliwe? W matematyce – owszem. Ale w życiu, miłości – absolutnie tak! Możliwe i całkiem sensowne…

„Ta irracjonalność jest w pewnym sensie sednem tego modelu. Jedynym sposobem na uwolnienie się od obecnej kulturowej obsesji na punkcie sprawiedliwego podziału w małżeństwie jest dążenie do czegoś radykalnego” – czytamy w poradniku.

Model 80/80 oznacza przejście od przekonania typowego dla modelu 50/50: „Kiedy ty wygrywasz, ja przegrywam” do czegoś nowego, dla niektórych wręcz odkrywczego, a mianowicie: „Kiedy ty wygrywasz, ja także wygrywam”. Jak przekonują Klempowie, to pomaga porzucić myśl, że jesteśmy dwiema ambitnymi jednostkami, z których każda podąża swoją ścieżką, a kiedy pojawiają się konflikty, odwołujemy się do mitycznej równości i sprawiedliwości. Zamiast tego przechodzimy do prawdziwego partnerstwa, w którym idziemy przez życie razem, wspólnie pokonując kolejne wyzwania dotyczące pracy, rodzicielstwa i romantycznej miłości.

Model ten działa w dwóch wymiarach. Pierwszy to ten wewnętrzny – coś, co nazywamy mentalnością lub nastawieniem. Mentalność to sposób, w jaki myślimy, czujemy i interpretujemy trudne zadanie, jakim jest budowanie wspólnego życia z drugą osobą przez kolejne dziesięciolecia. Przejście od modelu 50/50 do modelu 80/80 to zastąpienie dążenia do sprawiedliwości radykalną hojnością lub szczodrością. Drugi wspomniany wymiar to ten zewnętrzny. To, co nazywamy strukturą. Chodzi o działania, logistykę, obowiązki, rytuały i praktyki, które pozwalają nam zachować bliskość w tym jakże chaotycznym świecie. Struktura 80/80 porządkuje role, priorytety, granice, kwestię władzy, a nawet seksu, organizując wszystko wokół idei wspólnego sukcesu. Chodzi o 80 procent wysiłku włożonego w to, by zawsze przedkładać wspólne cele nad swoje własne, czyli by przestawić się z myślenia w kategoriach „ja” na myślenia w kategoriach „my”, od sukcesu indywidualnego do sukcesu wspólnego.

Mentalność i struktura uzupełniają się jak oprogramowanie i sprzęt komputerowy. Kiedy oba elementy są zsynchronizowane, jesteśmy kreatywni, wydajni i mamy poczucie wzajemnej bliskości – przekonują dr Nate Klemp i Kaley Klemp. Ponadto dodają (a jak twierdzą, sprawdzili to na własnej skórze), że wybierając model 80/80, przestajemy marnować tak wiele energii na bezsensowne dyskusje i kłótnie, w których każde próbuje postawić na swoim. Możemy skierować całą kreatywną moc na realizację wspólnych celów, które czynią nas oboje lepszymi: uzyskanie stabilności finansowej, wychowanie szczęśliwych dzieci, wpływanie na świat w pozytywny sposób, wspólne przeżywanie przygód i nieziemsko dobry seks.

Od czego zacząć?

Tu nikt nie powinien być zaskoczony – od zmiany sposobu myślenia. Obejmuje on nasze przekonania, myśli i nastawienie. Jest niczym okulary, które sprawiają, że postrzegamy małżeństwo i całe życie w określony sposób.

Klempowie różnicę opisują tak: kiedy patrzysz przez okulary 80/20, myślisz, że twoim celem jest wykonywanie swojej pracy, spełnianie ściśle określonej kulturowo roli męża lub żony. Gdy patrzysz przez okulary 50/50, żyjesz w kręgu nieustannego porównywania się, prowadzenia tablicy wyników, na której zawsze musi być remis, co w oczywisty sposób prowadzi do ciągłego napięcia i uraz. A kiedy spojrzysz na życie przez okulary 80/80, świat zacznie jawić się w zupełnie innych barwach. Nie tkwisz już w sztywnych rolach płciowych z lat pięćdziesiątych. Nie patrzysz na życie małżeńskie jak na sprawiedliwą wymianę dóbr. Twój partner staje się kolegą z jednej drużyny, przyjacielem, kochankiem i prawdziwym partnerem w większej grze, w której celem nie jest posiadanie racji czy uczynienie wszystkiego sprawiedliwym, ale wspólne zwycięstwo.

Dzięki modelowi 80/80 szczodrość zmienia atmosferę w małżeństwie. Oznacza to robienie więcej niż trzeba. Wkład w związek dla samego wkładu. Dawanie bez żadnych zobowiązań i oczekiwania czegoś w zamian. Hojność wywraca do góry nogami zwykły sposób myślenia w małżeństwie, przechodząc od pytania: „Co ty zrobiłeś dla mnie?” do: „Co ja mogę zrobić dla ciebie?”. Podsumowując – celem związku w modelu 80/80 jest doprowadzenie hojności do ekstremum.

Autorzy nowatorskiego podejścia do miłości przekonują, że ta forma bycia razem pozwala wyrwać się w końcu z dążenia do równego rachunku i sprawiedliwości typu coś za coś. To jest zupełnie inny świat – taki, w którym jesteś bardziej zainteresowany wspieraniem i kochaniem partnera oraz pomaganiem mu niż martwieniem się o to, czy czasem nie dajesz z siebie więcej niż te przepisowe 50 procent i czy aby nie dostajesz w zamian mniej niż ci się należy.

Klempowie przyznają, że w epoce narcyzmu, promowania i ochrony własnej osoby model 80/80 jest radykalny. Opiera się na założeniu, że możemy osiągnąć najgłębsze stany bliskości, intymności i szczęścia dzięki zbliżeniu się do siebie, a nie podążając własnymi drogami. Jest to system zbudowany wokół idei, że stawanie się jednością jest prawdopodobnie największym dostępnym nam źródłem radości.

Ciężko się z tym nie zgodzić…

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze