„Dlaczego wybieram tylko takie kobiety, które mnie ranią?” – pytają mężczyźni w gabinecie psychoterapeuty Jacka Masłowskiego. Wielu z nich nie wierzy w to, że kobieta może dać im oparcie. Bo nigdy tego nie dostali. Boją się kobiet. I z tym strachem wyszli już z domu.
Matka nadopiekuńcza, kontrolująca – mówiliśmy już o tym, jak wpływa na życie i rozwój syna. A matka nieobecna – fizycznie i emocjonalnie?
To zjawisko, o którym dość często słyszę w gabinecie, powiedziałbym, że dotyczy nawet 30 proc. mężczyzn, którzy są u mnie aktualnie na terapii. Najczęściej są to faceci koło czterdziestki, którzy przyszli na świat pod koniec komunizmu. Ich matki były zajęte opieką nad nimi, ale na zasadzie: „Żeby w domu było ugotowane, a dziecko dobrze ubrane”. Brakowało tam uważności na emocje chłopca. Taka matka nie przytulała, nie mówiła ciepłych słów. Głównie zajmowała się obsługą syna. Mogła być też nieobecna fizycznie. Na przykład urodziła dziecko na studiach i oddała syna pod opiekę rodzicom na rok czy dwa, widując go raz w miesiącu. Przez co chłopiec nie doświadczał obecności matki na co dzień.
Zacznijmy może od sytuacji, w której matka jest zamrożona na emocje syna i na swoje emocje wobec niego. Dlaczego tak się dzieje?
Z narracji moich pacjentów wynika, że są to często kobiety straumatyzowane. Gdy były dziećmi – w okresie powojennym – spotkały je bardzo trudne doświadczenia. Często też dorastały w dużym deficycie materialnym. W okaleczonych niepełnych rodzinach, w których najczęściej brakowało ojca. Takie kobiety jako matki wyrażają swoją miłość najczęściej poprzez działanie. Dbają o to, żeby dzieci były zaopiekowane głównie materialnie, czyli w obszarach, w których same miały deficyty w czasach dzieciństwa.
Jest jeszcze jedna kategoria matek, trochę inaczej nieobecnych emocjonalnie. One chcą realizować własne skrypty na to, kim ma być ich syn, np. najlepszym uczniem w miasteczku albo w rodzinie. A jeżeli nie spełnia tego oczekiwania i dostaje dwóję z matematyki, to automatycznie wchodzą w tryb odrzucania emocjonalnego syna.
Z czym tacy chłopcy mogą mieć problem?
Niedawno pracowałem z pacjentem, który przyszedł do mnie ze względu na trudność w relacjach z kobietami, polegającą na tym, że wybiera nieodpowiednie partnerki. W tym sensie, że musi długo wytrzymywać ich złość i pogardę wobec niego. Ostatecznie rozstają się. Co dzieje się potem? Kobieta prezentuje cały szereg zachowań typowych dla osobowości borderline. Pojawia się w niej lęk i zaczyna się odzywać, dzwonić, nalegać na powrót. On oczywiście ulega i znów powtarza się to samo. Tego typu historie słyszę często od mężczyzn, których matki nie były obecne. Okazuje się że lubią pakować się w relacje z kobietami, u których występują zaburzenia więzi. Słyszę wtedy od nich: „Nie wiem, kim jestem; nie rozumiem, co się ze mną dzieje; boję się, że się zaraz rozpadnę”. Nie potrafią zupełnie funkcjonować bez kobiet. W dodatku mają nadwrażliwość emocjonalną na ich nastroje. Trochę jak dziecko, które przegląda się w oczach matki. Jeżeli kobieta ma gorszy humor i negatywną emocję w sobie, to oni automatycznie wchodzą w jej napięcie.
Przypuśćmy, że taki mężczyzna poznaje kobietę, która daje mu miłość i opiekę. Z poziomu rozumu i serca chce z nią być. Jednak podświadomie – z racji doświadczeń z dzieciństwa – ją odrzuca, bo pociągają go wyłącznie te niedostępne kobiety…
Prowokuje więc partnerkę do różnego rodzaju zachowań, które potrafi obsługiwać, czyli odrzucania, złości… A jeżeli ona w to nie wchodzi – i często tego nie robi, bo po prostu jest zdrowa w tych obszarach – to wtedy on zaczyna ją zdradzać.
Kiedy rozmawiam z mężczyznami, którzy mają takie doświadczenia za sobą, pytają mnie: „Dlaczego wybieram tylko takie kobiety, które mnie ranią? A normalne mnie nudzą?”.
Czy to jest do przepracowania i zmiany?
Da się to zmienić, choć to trudny proces. Zresztą nie ukrywam, że mężczyznom, którzy trafiają do mnie z tego typu problemami, sugeruję, żeby ich psychoterapię prowadziła kobieta. Terapeutka staje się wtedy ich „partnerką” w procesie zdrowienia. Ma narzędzia, trening i wiedzę – więc większe szanse, by wytrzymywać prowokacje, pojawiające się w takiej relacji. Ona je czyta, widzi i nie wchodzi w tę grę, a w dodatku wie, jak to później nazwać. W ten sposób oswaja mężczyznę z tym zdrowym typem kobiety, która daje mu oparcie. A on zaczyna się do tego przyzwyczajać.
To, co może się okazać pomocne w procesie terapeutycznym, to praca nad tym, żeby w tym mężczyźnie wykształcić wewnętrzną, opiekuńczą matkę. Mam pacjenta, który ostatnio powiedział mi o pewnej sytuacji z życia codziennego, kiedy został okradziony. W pierwszym odruchu chciał siebie za to skarcić, że jaka z niego pierdoła, ale po chwili zadał sobie pytanie: „Jakby się teraz wobec mnie zachowała opiekuńcza matka? Może spojrzałaby mi w twarz i powiedziała: „Słuchaj, nic się nie stało, takie rzeczy się zdarzają, poradzisz sobie”.
Można powiedzieć, że tacy mężczyźni boją się kobiet?
Wielu z nich nie wierzy w to, że kobieta może dać im oparcie. Nie są w stanie spotkać się z nią inaczej niż poprzez kontrolę. Nie wierzą w to, bo nigdy tego nie dostali. W tym sensie tak, boją się kobiet. I z tym strachem wyszli z domu rodzinnego. Ich matryca mówi jasno: „Kobieta jest niebezpieczna, kobieta mnie biła, kobieta mnie wykluczała emocjonalnie”. Bo jeśli matka potrafi przez dwa tygodnie udawać, że ciebie nie widzi, a ty masz wtedy siedem lat, to jest to dla ciebie bardzo formatywne doświadczenie, które mówi ci, że musisz sobie zasłużyć na uwagę swojej matki, o miłości już nawet nie mówię. Najgorsze jest to, że ty możesz nie dać rady sobie na to zasłużyć, bo nie spełniasz jej oczekiwań. Idziesz w świat z przekonaniem, że kobieta jest wymagająca, kastrująca. I tylko takie kobiety zapraszasz do relacji.
Czyli mężczyzna, którego matka nie była obecna emocjonalnie, ma później kłopot ze swoją „animą”, czyli kobiecą stroną?
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak się stanie. On nosi w sobie dużo skumulowanych, negatywnych emocji wobec matki. Często wśród nich jest nienawiść, tyle że on nie może jej wyrazić, bo w ten sposób by odrzucił matkę. Przenosi ją więc na inne kobiety. Tak naprawdę nie jest w stanie zbliżyć się do żadnej. Z jednej strony bardzo tego pragnie, ale w momencie, kiedy kobieta okazuje mu zainteresowanie, robi wszystko, żeby znaleźć w niej wadę i uciec. Pociągają go wtedy, kiedy są poza jego zasięgiem.
Taka nieobecna matka jest później często w życiu dorosłego mężczyzny nadmiernie obecna. Mam na myśli to, że on nie potrafi się od niej odciąć.
Pępowina nie może zostać odcięta, bo przez nią matka cię karmi. A że karmi bardzo rzadko i nieregularnie, tym bardziej jest istotna.
Jeżeli ojciec w życiu mężczyzny był nieobecny, wtedy mówimy, że w dorosłym życiu taki chłopak ma problem z tym, co oznacza męskość. A co jeśli nieobecna jest matka – wtedy mężczyzna w ogóle nie wie, kim jest?
Nie zawsze jest tak, że matka jest nieobecna z własnej woli, bo może być też ciężko chora. Znam taką sytuację. Ponieważ poród był bardzo trudny i matka straciła bardzo dużo krwi – w pierwszych dwóch tygodniach po porodzie nie miała w ogóle kontaktu z synkiem. Leżała w innej części szpitala. Później okazało się, że mężczyzna nie miał praktycznie żadnych wspomnień z dzieciństwa. Pierwsze wspomnienie z matką wyświetlało mu się z czasów, kiedy miał kilkanaście lat. W ramach pracy terapeutycznej udało się doprowadzić do momentu, w którym wszedł w stan pierwotnego lęku. Nie pamiętam teraz ekspresji emocji, która miała wtedy miejsce, ale pamiętam interwencję terapeutki. Powiedziała wtedy: „Co mogę dla ciebie zrobić?”. A on odpowiedział: „Nie zamykaj oczu, patrz na mnie. To wszystko, co jest mi teraz potrzebne”. Opisywał, że widzi kosmiczną czerń i oczy, które teraz na niego patrzą. Jeśli się zamkną, to on zniknie. A skoro na niego patrzą, on ma świadomość, że istnieje.
To jest właśnie przykład na odzwierciedlenie. Gdy mały człowiek pojawia się na świecie, to nic o sobie nie wie, uczy się tego, że istnieje, bo świat zwraca na niego uwagę. Od zarania dziejów zajmują się tym matki, a do tego dają mu jeszcze informację na temat tego, co się z nim teraz dzieje, bo dziecko ma ekspresję emocji, ale nie wie, jak ją nazwać. Dlatego matka mówi: „O, teraz to się chyba złościsz” albo: „Widzę, że ci smutno, chyba zrobiłeś siusiu i ci niewygodnie”. Jeżeli usłyszysz to sto razy, wtedy zaczynasz łączyć kropki. A teraz wyobraź sobie, że jest przy tobie ktoś, kto ci tego nie mówi. Coś się z tobą dzieje, a ty nie wiesz co. Dlatego wielu mężczyzn ma taki kłopot, że nie czuje emocji, bo są od nich odcięci. Albo potrafią opisać, co się w nich dzieje, ale nie potrafią tego nazwać.
Dlaczego odzwierciedleniem syna nie może się zająć ojciec? Matka przecież może mieć kiepski kontakt ze swoimi emocjami, bo sama nie była tego nauczona.
Teoretycznie masz rację, ojciec również może odzwierciedlić dziecko, jednak w praktyce okazuje się to trudne. Jeżeli byłeś wychowywany do tego, żeby nie czuć smutku – na zasadzie „chłopaki nie płaczą” – i nagle pojawia się przed tobą dziecko, które płacze, to na zasadzie mechanizmu projekcji uruchamia się twój wyparty smutek, z którym nie chcesz mieć do czynienia. Dlatego będziesz usilnie pacyfikować dziecko, żeby przestało się smucić. Oczywiście, kobiety też tak mają, jednak mężczyźni częściej.
Dopiero ojcowie, którzy w tej chwili wychowują małe dzieci, mają szanse zastępować w tej funkcji matki. Na naszych oczach dzieje się bowiem wielka zmiana pokoleniowa.
Dla mnie najtrudniejszym wyzwaniem macierzyństwa było to, że stałam się kontenerem na emocje mojego syna. Co ma powiedzieć kobieta, która przeszła różne traumy w życiu i nie wszystko jeszcze przepracowała? Nie dziwię się wcale, że niektóre kobiety wolą się odciąć od trudnych emocji…
Dziecko, które się rodzi, nie ma żadnych mechanizmów obronnych, a jednocześnie przeżywa największy stres w życiu, bo w jednej chwili zmienia się w jego życiu wszystko – temperatura, światło, zaczyna samo oddychać, jeść, czuje pierwszy głód itd. Dlatego jedną z najważniejszych funkcji rodzica jest redukowanie stresu, który przeżywa małe dziecko. Chodzi o branie stresu na siebie. Czyli jeśli dziecko się złości, to ty je przytulasz. Łagodzisz ten stan u dziecka, ale siłą rzeczy to uderza w ciebie. Więc jeśli ty jako dorosła kobieta z jakiegoś powodu nauczyłaś się unikać kontaktu z pewnymi emocjami, np. ze swoją złością, to możesz nawet chcieć pomóc swojemu dziecku, ale jednocześnie doświadczasz kontaktu ze swoją wypartą i zamrożoną emocją. Przez co nie zawsze wiesz, co się z tobą dzieje, i dlaczego to jest dla ciebie tak trudne…
Dla matki, która pełni funkcję kontenera na emocje dziecka, najważniejszą rzeczą jest to, żeby jej partner pełnił tę samą funkcję kontenera, tyle że wobec niej. By zadbał o jej dobrostan. Zrozumiał, że ona potrzebuje teraz dużo więcej wsparcia i bazy do relaksu.
Co jeśli czytają nas teraz matki, które nie wiedzą, czy są wystarczająco obecne i zaangażowane w życie dziecka? Jak być obecną i na ile być obecną w życiu syna?
Im dziecko jest mniejsze, tym obecność matki jest ważniejsza. Kluczowa jest empatia, ale tej wiele kobiet ma w sobie naprawdę sporo. Ważne jest też słuchanie tego, co ma do powiedzenia drugi rodzic, czyli ojciec – on naprawdę może mocno wesprzeć kobietę. Jeśli tylko ona otworzy się na taki pomysł. Bo matki często mają poczucie, że wiedzą najlepiej – nie mówię, że tak nie jest, ale dopóki funkcjonują w oparciu o to przekonanie, to nie pozwalają ojcu zbliżyć się do dziecka i następuje sprzężenie zwrotne. Są jeszcze bardziej obciążone, a przez to tracą uważność na dziecko, bo najzwyczajniej w świecie męczą się lub wypalają.
Jacek Masłowski, filozof, coach, psychoterapeuta w Instytucie Psychoterapii Masculinum, współtwórca i prezes Fundacji Masculinum, współautor książek