1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Złap się swojej mocnej strony – korzystaj ze strategii kompensacji

Ludzie myślą, że dobrostan to jest coś, co ich czeka, a dobrostan to jest to, czego doświadczamy tu i teraz, co jest dla mnie dobre i wartościowe w tym momencie. (Fot. iStock)
Ludzie myślą, że dobrostan to jest coś, co ich czeka, a dobrostan to jest to, czego doświadczamy tu i teraz, co jest dla mnie dobre i wartościowe w tym momencie. (Fot. iStock)
O tym, czym jest szczęście i jak je osiągnąć w trudnych czasach, co to jest kompensacja - co to za mechanizm obronny mówią Ewa Jarczewska-Gerc i Magdalena Nowicka, psycholożki z Uniwersytetu SWPS, autorki projektu Drs. Mindbloomers.

Wydaje mi się, że kto jak kto, ale badaczki zajmujące się poczuciem szczęścia wiedzą, jakie warunki trzeba spełnić, żeby być szczęśliwym.
Magdalena Nowicka: Zakładamy, że szczęście nie zależy od zestawu warunków koniecznych, które muszą być spełnione do jego osiągnięcia. W naszym projekcie odwołujemy się do bliskiej nam koncepcji kompensacji, która – mówiąc najogólniej – zakłada możliwość zastępowania jednych zasobów psychologicznych innymi. Oznacza to, że kiedy nie układa mi się w pracy, to mogę sobie ten brak kompensować w innej dziedzinie, na przykład w bliskości z partnerem.

Jakieś minimum warunków trzeba jednak chyba spełniać.
Ewa Jarczewska-Gerc: Te warunki są bardzo zindywidualizowane, bo ludzie różnią się od siebie. Tak więc sposób kompensowania sobie braków może być mocno uzależniony od możliwości, zasobów, temperamentu, osobowości każdego człowieka.

M.N.: A co do warunków brzegowych, to przykładem na to, jak trudno jest je określić, mogą być ludzie poważnie chorzy, którzy jednocześnie potrafią być osobami spełnionymi, cieszącymi się życiem. A z drugiej strony – ci zdrowi, majętni bywają nieszczęśliwi.

Od dwóch lat jesteśmy w permanentnym kryzysie, spotęgowanym teraz przez wojnę na Ukrainie, cierpienie ludzi. Kryzys i szczęście to niedające się pogodzić antonimy?
E.J.G.: Niekoniecznie. Chcemy podkreślać, że kryzys ma charakter rozwojowy, choć często ludzie interpretują ten stan jako chorobę. Tymczasem kryzys niesie z sobą zarówno zagrożenie, jak i szansę na zmianę, na inne spojrzenie, na podjęcie ważnej decyzji.

Czasem jednak bywa początkiem depresji. Jak zatem odróżnić kryzys od choroby?
E.J.G.: Charakterystyczne dla kryzysu jest to, że bywa ograniczony w czasie, czyli nie oznacza trwania w przewlekłych, trudnych emocjach, że cechuje się określoną dynamiką, no i że mamy na niego, przynajmniej częściowo, wpływ.

M.N.: Czasami możemy obserwować pewien proces liniowy, w którym kryzys inicjuje depresję. A depresję trzeba leczyć. Ale pracowałam też z wieloma pacjentami, którzy przychodzili po pomoc, gdy doświadczali jakiegoś życiowego kryzysu; interpretowali go jako zjawisko nienormalne, którego trzeba się pozbyć. Śledzę różne propozycje usług okołopsychologicznych skierowanych do ludzi i organizacji, które są nastawione na poprawę zdrowia psychicznego. I widzę, że dość często promuje się idee nastawione na eliminowanie sytuacji kryzysowych z naszego życia albo łagodzenie objawów kryzysu. A kryzys trzeba zaakceptować, zmierzyć się z towarzyszącymi mu emocjami, bo to warunkuje odbicie się od dna i wyjście na prostą.

Ale co wtedy, gdy kryzysowi towarzyszy trauma, jak teraz, gdy trwa wojna?
E.J.G.: Jestem świeżo po lekturze książki „Z badań nad traumą psychiczną w Polsce”. Wynika z nich, że osoby, które przeszły traumę – nie wszystkie rzecz jasna – po pewnym czasie od wydarzenia i po wykonaniu pracy na swoich myślach i emocjach mogą doświadczyć tak zwanego wzrostu potraumatycznego. Oznacza to, że w wyniku traumatycznego doświadczenia wchodzą na wyższy poziom funkcjonowania.

M.N.: Wzrost potraumatyczny nie polega na tym, że ludzie cieszą się z tego, co się im przydarzyło, ale że dzięki temu, czego doświadczyli, zaczynają inaczej widzieć świat. Tak więc ten wzrost dotyczy rozwoju nowego sposobu myślenia, który zwykle bywa bardziej adaptacyjny, po prostu zdrowszy.

E.J.G.: Podam przykład: kobieta przez wiele lat żyje z przemocowym mężem, cierpi, ale gdy mąż pobije dziecko, ona odchodzi i zaczyna budować na nowo swoje lepsze życie. Na tym polega potraumatyczny wzrost.

Wydaje się, że kompensacja, którą się zajmujecie, odwołuje się do idei, że nie można mieć wszystkiego, i polega na realizowaniu się w tym aspekcie, który akurat nam wychodzi, przy jednoczesnym porzucaniu tego, w którym mamy kłopoty. Czy nie jest to przypadkiem podejście minimalistyczne?
E.J.G.: Absolutnie nie. Bo nie chodzi o postawę zaniechania czy biernej akceptacji wszystkiego, co nam się przydarza. Wyobraźmy sobie osobę, która traci pracę i przechodzi na zasiłek lub inne benefity społeczne. Uznaje, że to już jest okej, bo ma jakieś pieniądze na życie, więc nie musi szukać pracy, starać się, dokształcać czy rozwijać. To byłaby niebezpieczna postawa. Podejście kompensacyjne nie polega na tym, że rezygnuję z podejmowania wysiłku, żeby swoją sytuację zmienić, ale że jestem w stanie znaleźć zadowolenie, satysfakcję, jakieś pozytywne doświadczenia, nawet jeśli w danej chwili nie mam spełnionych wszystkich swoich potrzeb.

M.N.: Ludzie myślą, że dobrostan to jest coś, co ich czeka, a dobrostan to jest to, czego doświadczamy tu i teraz, co jest dla mnie dobre i wartościowe w tym momencie.

E.J.G.: Badania amerykańskiego psychologa Philipa Zimbardo pokazują, że optymalna dla dobrostanu jest pewna kombinacja perspektyw czasowych: pozytywnej przeszłej i przyszłej, z – dosłownie – nutą hedonizmu w chwili obecnej. Pozytywna przeszła perspektywa czasowa pozwala spojrzeć na przeżyte doświadczenia w sposób, który może nas czegoś nauczyć, nawet jeśli są one bardzo bolesne. Często dopiero wskutek terapii jesteśmy w stanie to zrobić. Ale ważna jest też perspektywa przyszła pozytywna – zakładam, planuję, że coś fajnego zrobię sama oraz że może mi się coś dobrego przytrafić.
Wiele badań pokazuje, że jeśli mamy negatywną przeszłą perspektywę oraz niezbyt optymistyczną przyszłą, to nawet jeśli tu i teraz dominująca jest ta hedonistyczna, która, wydawałoby się, warunkuje dobrostan i szczęśliwość, będziemy ją przeżywać z dużym dyskomfortem, z ogromną huśtawką emocjonalną. Czyli my sobie dogadzamy tu i teraz, ale tak naprawdę to jest tylko próba wyrugowania tego, co naprawdę dzieje się naszej głowie. Co więcej, hedonizm może być drogą ucieczki od tego, co się dzieje. Tak więc podstawą dobrostanu jest życie tu i teraz, ale także myślenie o przyszłości. Bo przyszłość to jest teraźniejszość, tylko za chwilę.

M.N.: Ludzie mają często poczucie winy wynikające z odkładania pewnych rzeczy „na potem”. Karmi się nas mitami dotyczącymi warunków skutecznego działania, na przykład tymi dotyczącymi pozytywnej roli wyobrażeń na temat efektów naszych działań: jestem szczupła, mam dużo pieniędzy.

Ilustracje Masza Foya Ilustracje Masza Foya

Wizualizacja to nie jest dobra strategia?
M.N.: Nie. Ale ten mit powtarza się w różnych pseudonaukowych teoriach motywacyjnych.

E.J.G.: Wizualizacja powinna obejmować proces osiągania celu, działanie, wzięcie odpowiedzialności za siebie. Obietnica, że samo wyobrażanie sobie wyniku (na przykład sukcesu) ma moc, prowadzi do frustracji, rozczarowań, a także oddania odpowiedzialności czynnikom z zewnątrz. Tymczasem dużo zależy od naszego działania, aktywności, inicjatywy. Potwierdzają to badania naukowe. I przykłady ludzi, którzy dużo w życiu osiągnęli. Dobrze ilustruje to film dokumentalny o siostrach Williams – ich sukces poprzedzony był ogromną pracą każdego dnia. Skupianie się krok po kroku na wykonywaniu pewnych czynności działa, natomiast samo wyobrażanie sobie wyniku tych działań – nie.

M.N.: Kolejna pseudonaukowa prawda, która ma nam gwarantować dobrostan, to przekaz, że nie należy dopuszczać do głosu trudnych emocji, jak strach, złość, że one paraliżują skuteczne działanie. Ten mit często warunkuje niewłaściwe podejście wychowawcze rodziców polegające na niepozwalaniu dziecku na wyrażanie złości.

E.J.G.: Świetnie pokazuje to film „Joker”. Tytułowy bohater jako dziecko miał być wesołkiem, zabraniano mu odczuwać trudne emocje. Efekt? Wyhodował w sobie ogromną złość, nienawiść, agresję i te emocje eksplodowały w postaci zabijania. Niektórzy kierują tę destrukcję na siebie, często chorują.

M.N.: Zauważyłam, że coraz więcej ludzi ma problemy zdrowotne trudne do zdiagnozowania. Często wędrują oni od lekarza do lekarza, poszukując ich przyczyn. A główną przyczyną jest brak przyzwolenia sobie na wyrażanie trudnych, nieprzyjemnych emocji, które mimo wszystko kumulują się i dochodzą do głosu w postaci psychosomatyki.

E.J.G.: Jedna z celebrytek wyznała niedawno publicznie, że ani razu w swoim życiu nie podniosła głosu na córkę. Jako psycholog i mama dwójki dzieci uważam, że to niemożliwe. Poza tym takimi wypowiedziami przekonujemy ludzi, że odczuwanie złości na dziecko jest czymś nienormalnym, czego można uniknąć.

Wróćmy do kompensacji. Jak może nam pomóc?
E.J.G.: W naszym projekcie odwołujemy się między innymi do koncepcji autoafirmacji. Przykład: zapraszam rodziców na obiad, a mama krytykuje moje wypieki. Mogę sobie powiedzieć: „Ale ja robię wspaniałe tarty warzywne”. Albo: „Może wielką kucharką nie jestem, ale zarządzam zespołem dziesięciu osób, który świetnie funkcjonuje”. Na tym polega kompensacja – że jestem w czymś dobra i tego się trzymam. Co nie oznacza, że rezygnuję z rozwijania tego, czego nie umiem, tylko że szukam sfer, których mogę się „złapać”. W naszym projekcie odwołujemy się także do koncepcji zachowania zasobów Stevana Hobfolla, która zakłada, że źródłem stresu może być także utrata zasobów nie tylko materialnych, ale i emocjonalnych, intelektualnych, relacyjnych, energetycznych.

Na ogół dbamy o zasoby materialne. Jak zadbać o te emocjonalne?
M.N.: Na przykład pielęgnować wspomnienia. Okazuje się, że w psychoterapii wspomnienia to często jedyne pozytywne punkty zaczepienia. Budującym zasobem mogą być na przykład wspomnienia z wakacji u ukochanej babci. To są takie oazy pomagające w trudnych sytuacjach.

E.J.G.: Mają cudowną wzmacniającą moc. Podczas psycho­terapii na ogół przypominamy sobie złe momenty w relacji z rodzicami. A dobre, na przykład, że ojciec przyszył mi perełki do sukienki, pomijamy. Tymczasem mogłyby być taką kotwicą, która spowoduje, że jako dorosła osoba inaczej spojrzę na trudne relacje z rodzicami. Kompensacja polega na tym, że jak tracę zasoby w jednej dziedzinie, to mogę wprowadzić inne. Jak nie mam chłopaka, to mam cudowną przyjaciółkę, matkę, siostrę. To nie znaczy, że zamykam się na znalezienie partnera, ale dzięki nowym zasobom mogę być silniejsza podczas jego „szukania”.

Kompensacja jest strategią na tu i teraz, a nie na całe życie?
E.J.G.: Źle ją sobie wyobrażamy, na ogół jako pana w dużym aucie, który w ten sposób kompensuje sobie różne braki. Nie o to chodzi.

M.N.: Lepsza jest metafora woreczków z zasobami. Jeśli jeden z woreczków chwilowo jest pusty, to mogę sięgnąć do innego. Kompensacja to z jednej strony uzupełnianie braków, ale z drugiej – proces budowania zasobów i rozwijania sprężystości psychicznej, umiejętności budowania zachowań adekwatnych do sytuacji. Często ludzie, którzy tracą pracę, uważają, że nie mogą sobie pozwolić na przyjemność, na przykład na pyszne ciastko. To błąd.

No ale kto myśli o szczęściu, gdy traci pracę albo widzi cierpienie innych?
E.J.G.: Tu się pani myli. Mamy ogromne siły samozachowawcze, nie dajemy się. Pandemia uświadomiła ludziom, że życie nie czeka, więc dokonali zmian, których wcześniej by się nie podjęli. Podobnie reagują pracodawcy. Czy ktoś by kilka lat temu pomyślał o hybrydowej formie pracy? A ona zadomowiła się na dobre, ku pożytkowi wszystkich. Dzięki niej wiele osób znajduje czas dla dzieci, na siłownię, nie zaniedbując przy tym swoich obowiązków służbowych.

M.N.: Myślę, że zadziałała tu właśnie sprężystość psychiczna, czyli rezyliencja. W pandemii wiele osób się podtopiło, ale teraz złapali powietrze i działają ze zdwojoną siłą. To pokazuje, że kryzys może być budujący. Pandemia była czasem niesamowitych zmian, często pozytywnych, ludzie mogli się skoncentrować na sobie. Ja na przykład poznałam właśnie wtedy mojego partnera.

E.J.G.: Często wydaje nam się, że fakt, iż szukamy pomocy, świadczy o naszej tragicznej kondycji. A to może paradoksalnie świadczyć o coraz lepszej kondycji, o tym, że już nie udajemy, że nic nam nie dolega.

Wciąż uważamy, że kryzysy to samo zło.
M.N.: To prawda. Mam ze studentami zajęcia na ten temat i widzę, jak oni się dziwią, kiedy mówię im, że kryzysy są jednym z najbardziej motywujących do zmiany czynników. Dzięki nim bowiem zapełniamy ten nasz plecak. Mamy przećwiczone różne doświadczenia i gdy przychodzi trudna sytuacja, wiemy, co można zastosować, a co nie. Gładkie przejście przez życie jest niemożliwe. Powinni o tym pamiętać rodzice i nie zamiatać przed dziećmi wszystkich trudności, bo potem przyjdzie kryzys, zderzenie z prawdziwym światem i ten plecak dziecka będzie pusty.

A można mieć dobrostan i nie odczuwać szczęścia?
M.N.: Tak, nie ze wszystkich wymiarów dobrostanu zdajemy sobie sprawę, to szersze pojęcie. Poczucie szczęścia ma bardziej subiektywny charakter, jest nam bliższe.

E.J.G.: Dlatego można być w dobrym stanie i nie do końca być szczęśliwym. Przypomnę, że Martin Seligman mówi o trzech poziomach szczęścia. Pierwszy to przyjemność, drugi zaangażowanie i trzeci – poczucie sensu. A kto uważa, że poczucie sensu to szczęście? Kojarzymy je zazwyczaj z przyjemnością. Na świecie jest wiele miejsc, gdzie ludzie żyją na niskim poziomie, a są spełnieni, zadowoleni. To nas, ludzi Zachodu, szokuje, ale to dowodzi tego, że…

Ilustracje Masza Foya Ilustracje Masza Foya

Pieniądze szczęścia nie dają?
E.J.G.: Dają, ale nie każdemu i nie w sposób automatyczny. Pewien poziom warunków potrzebnych do normalnego funkcjonowania trzeba mieć zapewniony.

Czy kompensacja może być przydatna dla ludzi doświadczonych traumą, na przykład wojenną?
M.N.: Traumy nie da się skompensować, jest doświadczeniem, które trzeba przepracować, które wiąże się z pewnym permanentnym brakiem. I psychoterapia nie polega na uzupełnianiu tego braku, bo to niemożliwe, ale na zmianie stosunku do tego braku. Nie da się upakować traumy w jakimś zakamarku, żeby jej nie było widać. Z najtrudniejszymi traumatycznymi doświadczeniami trzeba żyć, ale można żyć z nimi satysfakcjonująco. Jesteśmy dalekie od tego, żeby mówić, że mamy cudowną receptę. Chcemy pokazywać ludziom różne rozwiązania prowadzące do ścieżki szczęścia. Każdy może wybrać odpowiednio do swoich potrzeb.

E.J.G.: Dlatego jesteśmy Doctors Mindbloomers, a nie Doctors Happy, bo pomagamy otworzyć umysły na zmianę. 

Ewa Jarczewska-Gerc, psycholożka społeczna, trenerka biznesu, pracuje w Katedrze Psychologii Różnic Indywidualnych, Diagnozy i Psychometrii Uniwersytetu SWPS. Magdalena Nowicka, psycholożka, psychoterapeutka, interwent kryzysowy, coach umiejętności rodzicielskich. Pracuje w Katedrze Psychologii Różnic Indywidualnych, Diagnozy i Psychometrii Uniwersytetu SWPS.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze