1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Światowy Dzień Uchodźców. Najważniejsze jest, aby się na siebie wzajemnie nie zamykać

Uchodźcy mierzą się z niewyobrażalnie trudnymi uczuciami, ich więzi są zagrożone. Kobiety zostały oddzielone od swoich mężczyzn, którzy w każdej chwili mogą zginąć. Bycie ocalonymi naraża je na poczucie winy. Na zdjęciu: uchodźczynie z Ukrainy w Przemyślu, 28 lutego 2022 roku (Fot. Kai Pfaffenback/Reuters/Forum)
Uchodźcy mierzą się z niewyobrażalnie trudnymi uczuciami, ich więzi są zagrożone. Kobiety zostały oddzielone od swoich mężczyzn, którzy w każdej chwili mogą zginąć. Bycie ocalonymi naraża je na poczucie winy. Na zdjęciu: uchodźczynie z Ukrainy w Przemyślu, 28 lutego 2022 roku (Fot. Kai Pfaffenback/Reuters/Forum)
Tak nielubiana rutyna buduje poczucie bezpieczeństwa. Dlatego uchodźcom, którzy musieli nagle opuścić domy i nie wiedzą, co ich czeka – dziś najbardziej potrzeba względnej stabilności. Psychotraumatolożka Dorota Modrzyńska wskazuje, jak ich wspierać, pamiętając, że wszystkim nam musi starczyć sił jeszcze na długo.

Patrząc na zaangażowanie Polaków we wsparcie dla uchodźców z Ukrainy, można pomyśleć, że pomagając komuś, pomagamy tak naprawdę sobie.
To coś w rodzaju profilaktyki zdrowia psychicznego. Pomagając, nie jesteśmy bezradni wobec panującego obok cierpienia. Czujemy się sprawczy, silniejsi, bo próbujemy zapobiec złu. Myślę, że świadomość, że ktoś za ścianą umiera i nic nie możemy z tym zrobić, jest najgorsza. Mamy ograniczone możliwości, ale możemy dać dach nad głową lub cokolwiek innego osobom, które uciekły do nas przed wojną, czy finansowo wspierać armię ukraińską lub akcje humanitarne. Psychicznie dużo nam to daje.

A jak czują się z tym uchodźcy?
Kiedy człowiek staje w obliczu zagrożenia życia, ma dwie możliwości: może uciekać albo walczyć. Jeśli żadna z tych opcji nie wchodzi w grę, popada w stan dysocjacji, czyli jego uczucia mogą oddzielać się od zachowania. Ukraińcy, którym udało się u nas schronić, początkowo, mimo wielkiego zmęczenia fizycznego, mogli być w stosunkowo dobrej kondycji psychicznej, mogli poczuć wielką ulgę. Podczas ucieczki mobilizuje nas adrenalina, wspierają hormony, ale z biegiem czasu, kiedy czujemy się już bezpieczni, to albo zalewają nas emocje, zaczynamy płakać, bać się, albo dochodzi do zamrożenia emocjonalnego. To ostra reakcja na stres. U jednych może wydarzyć się to po trzech dniach, u drugich dopiero po wojnie, u innych wcale. Odcięcie się od uczuć daje siłę, żeby przetrwać traumatyczny czas i dalej żyć. Bardzo trudno być w ciągłym niepokoju, trzeba się otorbić, odciąć, żeby przeżyć.

Uchodźcy mierzą się z niewyobrażalnie trudnymi uczuciami, ich więzi są zagrożone, kobiety zostały oddzielone od swoich mężczyzn, którzy w każdej chwili mogą zginąć. Bycie ocalonymi naraża je na poczucie winy. Oni tęsknią za sobą, za swoim krajem, domem…

Co można zrobić dla nich na tym etapie przeżywania traumy?
Być życzliwym i tolerancyjnym. Po prostu. Nie ma tu mądrzejszych rad. Warto też otworzyć się na zachowania, których się nie spodziewamy, i powstrzymać impuls, żeby je negatywnie oceniać. Wielu osobom mogło się wydawać, że kiedy zaproszą osoby z Ukrainy do domu, to będą razem lepić pierogi i śpiewać piosenki. A rzeczywistość okazuje się inna. Często się zdarza, że bariera językowa jest jednak trudna do pokonania. Poza tym osoby z traumatycznymi doświadczeniami mogą przejawiać zachowania oddzielone od realności. Słyszałam o tym, że przyjęta do kogoś Ukrainka następnego dnia zapytała, gdzie jest salon manicure, bo potrzebuje uzupełnić hybrydowe paznokcie. Można popatrzeć na to jak na pewnego rodzaju fanaberię, ale tak naprawdę stoi za tym rodzaj rozpaczy. Ta kobieta utraciła normalność, ciągłość, które były bezpieczne. Nie może czuć tej rozpaczy, ponieważ osłabiłoby to jej zdolność do radzenia sobie w nowej i trudnej sytuacji. Na poziomie świadomym takie odruchy nie wyzwalają w nas jednak empatii. Trzeba naprawdę współczujących reakcji, żeby ujrzeć w tym głębię. Zastanowić się, dlaczego to dla kogoś tak ważne.

Znam również historię o starszym ukraińskim małżeństwie, które przyjechało do Krakowa w drodze do Niemiec. Mieli niewiele czasu na ewakuację, wzięli ze sobą tylko paszporty, pieniądze i kota. I ten kot zaginął w Krakowie. Szukało go mnóstwo wolontariuszy, ale nie udało się go znaleźć. Ukraińcy zostawili ogłoszenia, swoje namiary i pojechali dalej, jednak kiedy ktoś tego kota znalazł na dworcu, oni po niego wrócili, nie bacząc na to, że muszą pokonać tysiąc kilometrów.

Ludzie mają w sobie ogromną siłę, żeby bronić tego, co jest dla nich drogie. Ktoś w Kijowie otworzył kawiarnię, teraz w trakcie wojny. Dla mnie to jest akt odwagi w walce o normalność.

Powoli przybywają do Polski uchodźcy, którzy są w coraz gorszym stanie. Przeżyli bombardowania, bolesną stratę bliskich, do naszych szpitali trafiają ranni.
Na wojnie dzieją się rzeczy okropne. Psychopata, którego normalnie zamykamy w więzieniu, w takich warunkach staje się bohaterem. Samo doświadczenie wojny silnie oddziałuje na człowieka, a trauma ma to do siebie, że się kumuluje. Jeśli jest związana z zagrożeniem życia, może pojawić się najpierw ostra reakcja na stres (diagnozujemy ją do miesiąca od bycia wystawionym na bodziec wyzwalający lęk o własne życie), a później zespół stresu pourazowego (PTSD). W najcięższych przypadkach może objawiać się stanem splątania. W najgorszym – może przypominać stan podobny do psychozy. Ktoś może mówić urywanymi zdaniami lub być kompletnie odciętym od emocji. O tych stanach mówi się: wodospad albo żółw. Wyleczenie wymaga czasu, zapewniania poczucia bezpieczeństwa, ludzkiej życzliwości, traktowania takich osób poważnie, bycia z nimi w tym doświadczeniu. Objawem PTSD jest też powrót wypartych wcześniej traumatycznych obrazów i wspomnień. Taka osoba może zacząć intensywnie szlochać, mieć ataki paniki, nadmiarowej złości czy wręcz stan derealizacji, któremu towarzyszy wrażenie, że moje ciało nie jest moim ciałem. Te stany mogą się naprzemiennie pojawiać w różnych momentach. Może to wymagać pracy z psychotraumatologiem.

A z psychiatrą?
Na pewno leki najnowszej generacji mogą nieco łagodzić te stany, ale wiemy, że leki pomagające na psychozy nie pomagają na zespół stresu pourazowego. Najbardziej działa rozmowa i kontakt z drugim człowiekiem.

W moim środowisku wszyscy jesteśmy zaangażowani i wspieramy osoby z Ukrainy. Jedni prowadzą z nimi indywidualną psychoterapię, inni pomagają w większych skupiskach uchodźców. Martwię się tylko o to, na ile starczy nam sił, bo byliśmy w złej kondycji, zanim wojna wybuchła, nie nadążaliśmy diagnozować Polaków po pandemii. Na szczęście z Ukrainy przyjeżdżają do nas psycholodzy i lekarze, którzy już wkrótce okażą się dla nas wszystkich bardzo cenni.

Potrzebne też są rozwiązania systemowe.
Oczywiście, ale nie powstaną one od razu. Teraz są potrzebne rozwiązania mentalne. Budujemy szpitale psychiatryczne, bo nie chcemy znać swojego szaleństwa. Moja koleżanka, która przez lata jeździła do Rwandy, gdzie dochodziło do poważnych aktów ludobójstwa, opowiadała, że na przykład podczas mszy ktoś w stanie splątania tańczył wokół ołtarza i nikt nie zwracał na to uwagi. Tak czasem wyglądają stany posttraumatyczne. Jedyne, co można było tam robić, to budować atmosferę społeczną, która pozwalała na inność, żeby te osoby nie czuły się obco. Chodziło o to, żeby pokazać że ich szaleństwo, ich ból nie są częścią nas wszystkich.

Chodzi o akceptację?
Wydaje mi się, że ta akceptacja musi wypłynąć z nas samych. Jesteśmy skłonni do dzielenia emocji na złe i dobre, tymczasem każda z nich niesie jakąś informację. Jeśli będziemy mieć na tyle wrażliwości i cierpliwości, żeby nauczyć się rozumieć głębiej również te trudne stany, zaczniemy je akceptować. I niekoniecznie od razu je rozwiązywać i zmieniać, bo to niemożliwe.

PTSD jest po prostu normalną reakcją na nienormalną sytuację, z której można wyjść. Nie musi tak być, że ktoś utknie w PTSD. Najważniejsze to nie zamykać się z tym w domu, tylko szukać pomocy. Badania wskazują, że u zgwałconych kobiet, które opowiedziały o swojej traumie matkom, siostrom, przyjaciółkom bądź psychoterapeucie, nie rozwijał się PTSD. Trauma na zawsze zmienia człowieka, ale też może dawać nową jakość życia. Może skłaniać do poszukiwania niekonwencjonalnych rozwiązań, na które wcześniej człowiek by się nie odważył.

Z Pani słów wynika, że możemy pomóc uchodźcom, przede wszystkim słuchając ich i okazując im empatię. Na dłuższą metę może to być obciążające psychicznie.
Zasoby, którymi się dzielimy, mają jakieś granice. Miejmy świadomość, że i my jesteśmy poddani stresowi. Kontakt z cierpieniem uchodźców czy medialne informacje z pewnością nas traumatyzują. Zatem na początku warto ustalić reguły współbycia, żebyśmy nie zaczęli się kłócić i nie lubić. I trzeba się układać zgodnie ze swoimi granicami.

Na czym teraz najlepiej się skupić?
Najważniejsze, żeby szukać dobrych rzeczy w sobie i w życiu, żeby się na siebie wzajemnie nie zamykać. Uchodźcy mogą mieć różne stany emocjonalne, które trzeba zaakceptować. Nie bać się szlochu czy złości, tylko po prostu przy takiej osobie być. Ważne, żeby tych ludzi nie poganiać. I samemu też się nie poganiać.

Błagam nauczycieli, żeby teraz nie myśleli o różnicach programowych i w ogóle nie byli ambitni. To najmniej ważne w tym momencie. Byłam w ośrodku, w którym mieszkają ukraińskie dzieci z domu dziecka, i usłyszałam o pomyśle, żeby wywieźć je na wakacje. Odradziłam, bo do lata to one się dopiero uspokoją i jeśli w tym momencie znowu zmienią miejsce pobytu, trauma od nowa się odezwie. Znowu utracą dom, a on jest ważniejszy niż wakacje.

Potrzebna jest im stabilność?
Wszystkim nam jest ona niezbędna, nawet jej najmniejsze przejawy w codziennej rutynie. Mam takie powiedzenie, że dopóki widzę róże na ganku, nie jest źle. Poza tym bardzo potrzebujemy być dla siebie łagodni i szczerzy. Dopuszczać do siebie niewygodne uczucia, jak choćby lęk przed tym, że Ukraińcy staną się dla nas konkurencją na rynku pracy, czy irytację, że na ulicach wielkich miast zrobiło się nagle tłoczno. Ale jednocześnie warto otworzyć się na asymilację, bo może ktoś, kogo dzisiaj gościmy, wymyśli dla nas wartościowe ulepszenie lub stworzy firmę, która da Polakom miejsca pracy? A może staniemy się krajem dwujęzycznym? Kiedy czytam książki Szczepana Twardocha, tęsknię za Polską wielokulturową lat 20. Może dostajemy właśnie okazję, by coś odbudować?

Dorota Modrzyńska, psycholożka, psychoterapeutka, psychotraumatolożka, prezes Polskiego Towarzystwa Psychotraumatologii, na co dzień mieszka w Gdańsku, gdzie prowadzi własną praktykę kliniczną oraz szkoli specjalistów w zakresie psychoterapii i psychotraumatologii; psychotraumatologia.org

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze