1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Co robić, gdy nastolatek neguje sens życia? Rozmowa z suicydolożką Lucyną Kicińską

Co robić, gdy nastolatek neguje sens życia? Rozmowa z suicydolożką Lucyną Kicińską

Kiedy nastolatek neguje sens życia, to tak naprawdę nie chodzi o to, żeby na biegu wymyślić mu 1500 powodów, dlaczego warto żyć. Dziecko musi znaleźć swoje własne argumenty i trzeba ich z nim poszukać. (Fot. iStock)
Kiedy nastolatek neguje sens życia, to tak naprawdę nie chodzi o to, żeby na biegu wymyślić mu 1500 powodów, dlaczego warto żyć. Dziecko musi znaleźć swoje własne argumenty i trzeba ich z nim poszukać. (Fot. iStock)
10 września obchodzimy Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom. „Jakie studia? Przecież i tak będzie wojna… Albo katastrofa klimatyczna”. Zdaniem suicydolożki Lucyny Kicińskiej taka postawa nastolatków wobec otaczającego ich świata i argumentów dorosłych jest wołaniem: zobacz moją bezradność, zaakceptuj ją i pomóż mi się od niej uwolnić.

O buncie nastolatków napisano całe tomy, a ciągle nie wiemy, jak sobie z nim radzić. Niby mamy świadomość, że to czas eksperymentów i negacji, jednak trudno porozumieć się z kimś, kto na wszystko reaguje wzruszeniem ramion lub pytaniem: a po co? Może więc lepiej poczekać, aż ten dekadencki nastrój minie?
Przeczekanie to najgorsze, co możemy zrobić, bo w tym czasie dziecko zostaje samo; czuje się zbagatelizowane, nieważne, odrzucone, a jego poziom napięcia emocjonalnego rośnie. Nastoletni bunt to nośny temat, dlatego chętnie podciągamy pod niego różne trudne zachowania i nie szukamy rozwiązań, bo przecież „to naturalny etap rozwoju, wcześniej czy później się z niego wyrasta”. Tymczasem ten stereotypowy bunt przeżywa zaledwie 30 proc. nastolatków, a więc nasze dziecko niekoniecznie musi znajdować się w tej grupie. Może ma zupełnie inne problemy? Dużo się mówi i pisze o tzw. fanaberiach młodzieży i ich potrzebie wolności, ale o tym, że dzieci w okresie dojrzewania nadal potrzebują przewodnika, zasad, komunikacji i bycia z drugim, także dorosłym człowiekiem – mało kto wspomina. Jeśli więc z dzieckiem dzieje się coś nietypowego czy niepokojącego, to im wcześniej zaczniesz z nim o tym rozmawiać, tym lepiej. Jeśli ta sytuacja się przeciąga, pozostajemy w ciszy i swoich alternatywnych wytłumaczeniach, często konsekwencją jest, że relację z dzieckiem trzeba później budować od początku.

Ale jak odróżnić nastoletni bunt od kryzysu psychicznego?
Rodzic nie musi tego robić, wystarczy, że będzie reagował na komunikaty dziecka. Dużo też zależy od tego, jaką więź udało nam się dotychczas zbudować. Jeśli jest ona silna, to nastolatek będzie separował się, mówiąc na przykład, że słuchasz beznadziejnej muzyki, choć jeszcze rok temu sam się nią zachwycał.

Bunt nie musi być trzaskaniem drzwiami i krzyczeniem: „idź stąd, nie chcę z tobą rozmawiać!”. Jeśli jednak takie komunikaty się pojawiają, to ich źródłem zawsze są emocje. Młody człowiek pokazuje, że coś się z nim dzieje, ale z jakichś powodów nie chce nas do tego dopuścić. Nie chce, bo na przykład boi się odrzucenia, krytyki, oceny, tego, że nie jest wystarczająco dobry. Jeśli rodzice nie podchwytują tego sygnału, ignorują go lub reagują złością, obawy dziecka się potwierdzają. Uznaje ono, że w rodzicach nie ma przyjaciela i powiernika, zaczyna więc budować wokół siebie mur. Kto jest za to odpowiedzialny? Niestety dorośli, bo to my uczymy dzieci wszystkiego. Jeśli więc mamy poczucie, że dziecko nie potrafi opowiedzieć o swoich emocjach, to znaczy, że go tego nie nauczyliśmy.

Ta świadomość nie pomaga, może za to rodzić frustrację. Jako rodzic ciągle czuję się czemuś winna.
Ale odpowiedzialność to nie to samo co wina, bo rodzicom też nikt nie mówi, jak wychowywać dzieci. W moim gabinecie dorośli często przyznają, że sami nie potrafią rozmawiać o emocjach, bo ich rodzice nigdy tego nie robili. Taka „rodzinna tradycja” bywa niebezpieczna, bo część opiekunów wychodzi z założenia, że wyrośli na ludzi bez emocjonalnych pogadanek, więc ich dzieci też sobie bez tego poradzą. Ale czy skoro kiedy byliśmy nastolatkami, nikt nie słyszał również o smartfonach, to teraz nie powinniśmy z nich korzystać i nie pokazywać ich dzieciom? Jesteśmy gatunkiem, który dąży do rozwoju, możemy nauczyć się rozmawiać z dzieckiem o tym, co ważne, czyli o emocjach.

Kiedy nastolatek wszystko neguje, to często w rodzinie właśnie emocje biorą górę. Bo jak wytłumaczyć spokojnie, że nauka, matura, studia są ważne, skoro dziecko uparcie twierdzi, że wszystko jest bez sensu? Może używamy złych argumentów, bo nastolatek dobrze wie, że w social mediach można odnieść sukces bez piątek w szkole?
Rodzaj logicznych argumentów nie ma znaczenia, bo dziecku nie o to chodzi. Doradzanie i wyjaśnianie związane jest z naszym naturalnym odruchem korygowania. Jeśli coś nas destabilizuje, chcemy to jak najszybciej naprawić i wrócić do normy, ale niestety trudne sytuacje mają to do siebie, że nie powstają w tym momencie, w którym je zauważamy albo postanawiamy się nimi zająć. Zazwyczaj widzimy tylko skutki procesu, który zaczął się dużo wcześniej. Kiedy dziecko jest małe, wystarczy nakleić plasterek na obtarte kolano, by poczuło się lepiej, ale w przypadku nastolatków nie da się już tak zaczarować rzeczywistości.

Co więc robić?
Po pierwsze spróbować powstrzymać się od odruchu korygowania, czyli argumentacji i logicznego wyjaśniania, że warto coś w życiu robić. Lepiej zastanowić się, o co mu w gruncie rzeczy chodzi, kiedy mówi, że nic nie ma sensu. Jakie towarzyszą mu wtedy emocje? Zamiast pytać nastolatka, co się z nim dzieje, trzeba nazwać to, co widzimy, na przykład: „widzę, że płakałeś, że jesteś smutny”. Można zapytać wprost: „co sprawia, że tak się czujesz?”. Albo powiedzieć: „wyobrażam sobie, że czujesz się bardzo bezsilny, bezradny, zniechęcony i zagubiony w tym świecie, który teraz mamy. Czy mam rację?”.

Zamiast rozmawiać na poziomie logiki, argumentacji, wyobrażeń, fantazji czy planowania – trzeba przekierować uwagę na poziom emocjonalny. Dopóki tego nie zrobimy, nie będziemy w stanie dogadać się na poziomie logicznym. W kryzysie emocjonalnym nie mamy bowiem dostępu do logiki. Tego doświadczają także dorośli; kiedy jesteśmy zranieni lub wściekli, nie przyjmujemy żadnych argumentów. W momencie pobudzenia emocjonalnego wszystkie struktury poznawcze w mózgu odpowiedzialne za analizę i planowanie są zalane emocjami. Dopóki nie zajmiemy się tą powodzią, dopóki nie zwentylujemy u dziecka nagromadzonych emocji, dopóki nie pokażemy mu naszego przyzwolenia i akceptacji na ich przeżywanie – to jego mózg będzie w nich cały czas zatopiony. W relacjach z nastolatkami świetnie sprawdza się zasada 4xZ: zauważ, zapytaj, zaakceptuj, zareaguj.

Punktem wyjścia jest więc rozmowa o emocjach?
Zawsze. Nawet jeśli nie zadziała ona od razu, to na pewno sprawi, że po 20–30 minutach poziom emocji opadnie na tyle, by nastolatek mógł odzyskać zdolność logicznego myślenia i analizowania. Jeśli natomiast będziemy się upierać, by rozmawiać logicznie z kimś, kto jest w dołku emocjonalnym, to ta osoba odrzuci wszystkie nasze argumenty i nie będzie w stanie sama wymyślać żadnych rozwiązań. A kiedy nastolatek neguje sens życia, to tak naprawdę nie chodzi o to, żeby na biegu wymyślić mu 1500 powodów, dlaczego warto żyć. Dziecko musi znaleźć swoje własne argumenty. Po to właśnie jest ta rozmowa, która najpierw wentyluje emocje, a później pozwala razem z dzieckiem poszukać rozwiązań. Poszukać, a nie dawać – to ważne, bo każdy z nas ma inne potrzeby. To, co napędza sens mojego życia, jest prawdopodobnie czymś innym, niż to, co uskrzydla ciebie.

Jeśli podczas rozmowy nastolatek przyznaje, że czuje się beznadziejnie, bo nie ma na nic wpływu, można go zapytać: „chcesz wiedzieć, co mnie pomaga się wyrwać z takiego myślenia?”. Trzeba się jednak liczyć z tym, że dziecko może odmówić. Nie można narzucać się z własnymi przepisami na życie, chyba że nastolatek sam o to poprosi. Ale nawet wtedy należy mu powiedzieć, że nie jest to uniwersalny sposób na życie, tylko coś, co akurat pomaga tobie i być może dla niego także mogłoby być wsparciem.

Są jednak takie tematy, podczas których trudno udawać, że widzimy jakiś głębszy sens i logikę. Bo co powiedzieć dziecku, które pyta, ile warte jest życie, skoro tylu ludzi traci je na beznadziejnych wojnach? W pewnych sytuacjach nawet dorośli czują bezradność.
I najlepszym rozwiązaniem jest przyznanie się do tego, powiedzenie dziecku: „ja też czasami czuję się bezradna, to naturalne i choć nieprzyjemne, nie ma w tym nic złego”. To banalne z pozoru stwierdzenie jest akceptacją i normalizacją tego, co się dzieje z nastolatkiem, pokazaniem mu, że nie jest gorszy czy słabszy, że każdy z nas przeżywa takie uczucia i emocje. Natomiast remedium na bezradność jest poszukanie obszaru, w którym mamy wpływ i kontrolę. Ważne, żeby być w tym razem, nawet jeśli na razie żadne z was nie wie, czego właściwie szukać.

Jeśli jednak, mimo dobrych chęci i starań, nie udaje wam się znaleźć punktu zaczepienia, a nastolatek popada w coraz większy marazm i obojętność, warto znów usiąść z dzieckiem i powiedzieć na przykład: „widzę, że masz dużą potrzebę szukania odpowiedzi na dręczące cię pytania, ale ja nie mam chyba odpowiednich kompetencji i umiejętności, by ci w tym pomóc. Nie chcę jednak, żebyś trwał w takiej patowej sytuacji, dlatego myślę, że dobrze byłoby, gdybyś porozmawiał ze specjalistą od szukania sensu życia, czyli z psychologiem”.

Rodzicom może się wydawać, że obojętny na wszystko nastolatek nigdy w życiu nie pójdzie do psychologa.
Regularnie spotykam się z takim argumentem, a później dziecko siada przede mną i opowiada o sobie bez przerwy przez godzinę. Rodzice myślą, że jeśli nastolatek z nimi nie rozmawia, to znaczy, że jest zamknięty w sobie i przed nikim się nie otworzy. Ale rolą rodzica nie jest bycie psychologiem dla swojego dziecka, choć niestety wielu z nich tego od siebie wymaga. Specjaliści mają odpowiednią wiedzę i kompetencje do otwierania innych.

Poza tym natura relacji pomocowej jest zupełnie inna niż relacji rodzic–dziecko. Nie ma w niej żadnych obciążeń, oczekiwań, rodzicielskiej miłości, nadziei, poczucia, że się kogoś zawodzi. Dlatego dla dziecka znacznie łatwiejsze jest powiedzenie terapeucie, że z bezradności znowu się pocięło, niż przyznanie się do tego rodzicowi. To, że nastolatek korzysta z pomocy psychologa, nie znaczy, że ma złych opiekunów. Wręcz przeciwnie, to właśnie dobrzy i mądrzy rodzice wysyłają dziecko na terapię, kiedy widzą, że sobie nie radzi, i mają świadomość, że sami nie rozwiążą problemu.

Czy zwlekanie z pomocą może doprowadzić do tego, że dziecko, które neguje wszystko, w końcu dojdzie do wniosku, że dalsze życie nie ma sensu?
Oczywiście, jeśli nie uchwycimy kryzysu emocjonalnego dziecka manifestowanego na przykład przez tzw. wypowiedzi rezygnacyjne, to mogą się one przerodzić w myśli samobójcze. Ale nie popadajmy w skrajne przerażenie, bo nawet jeśli okaże się, że dziecko je ma, to jeszcze nie znaczy, że jest to sytuacja bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia i trzeba jechać do szpitala. Badania pokazują, że blisko 100 proc. ludzi na różnych etapach swojego życia ma myśli samobójcze, ale stąd jeszcze na ogół daleka droga do podjęcia próby odebrania sobie życia.

Pierwszym okresem, kiedy takie myśli się pojawiają, jest właśnie dojrzewanie. Większość nastolatków nigdy nie przechodzi jednak do poziomu planowania samobójstwa. Natomiast to nie znaczy, że należy zostawić takie dziecko samo sobie. Pojawienie się myśli rezygnacyjnych czy samobójczych zawsze jest sygnałem, że trzeba o tym porozmawiać. A jeśli mamy poczucie, że tworzymy przestrzeń do rozmowy emocjonalnej i wspólnego szukania rozwiązań, natomiast ich nie znajdujemy – wtedy warto dziecko umiejętnie przekierować do specjalisty. Wytłumaczyć mu, że jest się tylko rodzicem, a nie alfą i omegą. Niestety, rodzice często, dopóki mogą, negują stan dziecka, szukają alternatywnych wytłumaczeń i tracą czas.

Może po prostu boją się poznać prawdę, przyznać, że mimo dobrych chęci, gdzieś jednak zawiedli?
Ale wcale nie musieli zawieść. Dzieci kochających rodziców także chorują na depresję. W życiu nastolatka nie musi się wydarzyć nic obiektywnie dramatycznego, by popadł w marazm, totalną negację i beznadzieję. W tym okresie życia depresja pojawia się ze względu na to, że są wysoko nasilone czynniki z grupy biologiczno-genetycznej, indywidualnej, psychologicznej oraz społecznej. Rodzice więc nie muszą być niczemu winni.

Spójrzmy na to z innej strony. Kiedy dziecko mówi, że boli je ząb, to rodzic nie pyta: „ale jak to? To niemożliwe, przecież kupuję mu najlepsze szczotki i pasty, pilnuję, żeby mył zęby po posiłkach – jak więc może go boleć ząb?”. Tymczasem w kwestii zdrowia psychicznego wydaje nam się, że jesteśmy omnipotentni albo że potęgą rodzicielskiej miłości możemy uchronić dziecko przed kryzysem. To niemożliwe, tak samo jak nie jesteśmy w stanie uchronić go przed problemami ze zdrowiem fizycznym. Dziecko łapie katar albo zapalenie płuc i po prostu to akceptujemy, zaczynamy leczenie. Kiedy złamie nogę, nie próbujemy sami jej składać, idziemy do ortopedy. A mimo to wciąż liczymy na to, że samodzielnie wyciągniemy dziecko ze skrajnego marazmu lub depresji. To myślenie magiczne.

Ale czy negowanie sensu nauki, zdawania matury czy studiowania to już objaw depresji?
Podam pani przykład z życia wzięty. Dziecko mówi, że boli je ucho, rodzice idą więc do laryngologa. Lekarz bada je dokładnie i stwierdza, że z uchem jest wszystko w porządku, za to sugeruje, by udać się do dentysty. Okazuje się, że przyczyną bólu jest ząb, ale dziecko tak bardzo boi się dentysty, że sygnalizuje swój dyskomfort, przekierowując go na ucho.

Analogicznie, nastolatek, który twierdzi, że nauka i robienie jakichkolwiek planów na przyszłość jest bez sensu, może komunikować w ten sposób swoją depresję. A kiedy mówi: „O Boże, matura, studia, jak ja sobie z tym wszystkim poradzę?”, najczęściej słyszy: „Daj, spokój, nie ty pierwszy i nie ostatni”. Czy taka reakcja jest zajęciem się stanem emocjonalnym dziecka? Czy dajemy mu w ten sposób przestrzeń na to, by powiedziało: „boję się?”. Nie. Dostaje zaprzeczenie albo gotowe rozwiązanie, typu: „jeśli nie pójdzie ci ta matura, to zawsze są jeszcze uczelnie prywatne”. Fantastycznie! Jakby nastolatek o tym nie wiedział. Przecież ma tego świadomość, tylko lęk odbiera mu zdolność logicznego myślenia, dostęp do tej wiedzy. Jest tak skupiony na tym, by nikt nie zauważył, że się boi i jest zagubiony, że nie ma już przestrzeni na zapamiętywanie, uważne słuchanie czy logiczne myślenie. Takie dzieciaki mogą mieć duże problemy poznawcze i kłopoty w szkole. Bo jeśli ktoś jest 24 godziny na dobę zajęty tym, żeby się nie rozpaść na kawałki, to trudno oczekiwać, że będzie przyswajał budowę pantofelka albo rozpisywał reakcje chemiczne, które go średnio interesują.

Czy takie przełomowe momenty, jak matura, zmiana szkoły, wybór kierunku studiów, mogą wpędzić dziecko w poczucie bezsilności?
Kwiecień i maj to chyba najbardziej intensywne miesiące w mojej pracy, bo matura to czas, kiedy pojawia się wiele pytań, wątpliwości i obaw. Co będzie dalej? Jak sobie poradzę w nowej grupie rówieśniczej? Czy na pewno dobrze wybrałem kierunek studiów? Do tego dochodzi świadomość, że coś nieodwracalnie się kończy.

Jako dorośli przechodzimy z jednego etapu do drugiego, nie skupiając się na tym, co tracimy, ale na tym, co przed nami. Nasz mózg pracuje jednak trochę inaczej niż mózg nastolatka, a poza tym mamy znacznie więcej doświadczeń. Natomiast ta pierwsza, w pełni świadoma zmiana w życiu może się wiązać z ogromnym stresem i poczuciem straty. Młody człowiek oficjalnie staje się dorosły, choć często wcale się jeszcze taki nie czuje. I choć marzył o tym, by mieć 18 lat, teraz nagle ma ochotę powiedzieć: „dziękuję, wysiadam”, bo w dorosłym życiu można co prawda samemu decydować o sobie, ale podejmowanie tych decyzji jest bardzo trudne. Dlatego ważne, by w tym czasie nastolatek miał obok siebie kogoś, kto powie: „to naturalne, co przeżywasz, można się tak czuć, rozumiem, że się boisz zmian, ale zobaczmy, jakie masz zasoby, żeby sobie z tym wszystkim poradzić”. Pozostawiony bez wsparcia, będzie się pogrążał w poczuciu bezradności i beznadziei.

Co jeszcze może być przyczyną takiej dekadenckiej postawy? Czy niektóre dzieci mają do tego po prostu większe predyspozycje?
Na pewno te pozostawione same sobie, z którymi się nie rozmawia, ale także te, które muszą ciągle spełniać czyjeś oczekiwania. Są badania, które pokazują, że doświadczenie zaniedbania emocjonalnego ze strony rodzica to czynnik najsilniej korelujący z podjęciem próby samobójczej. Do takich zaniedbań można zaliczyć nie tylko atmosferę chłodu emocjonalnego i braku zainteresowania, ale także niezauważanie potrzeb dziecka charakterystycznych dla jego etapu rozwojowego i wychowanie oparte na moralizowaniu ex cathedra.

Nierozpoznawanie tego, co się z dzieckiem dzieje, negatywnie wpływa na jego samoocenę, prowadzi do ogromnego poczucia samotności i kumulacji napięcia emocjonalnego. A wtedy nastolatek może sięgnąć po zachowania autoagresywne, które nie rozwiązują problemu, za to są silnie uzależniające. Profilaktyką wszystkich tych problemów jest komunikacja rozumiana jako pytanie, akceptowanie, bycie razem i dzielenie się swoim doświadczeniem – za przyzwoleniem.

Lucyna Kicińska, certyfikowana suicydolożkaą PTS. Od ponad 17 lat związana z organizacjami pozarządowymi specjalizującymi się w pomocy telefonicznej i online dzieciom i dorosłym w trudnych sytuacjach życiowych. Kordynatorka strefy pomocy serwisu Życie warte jest rozmowy, www.zwjr.pl.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze